36
Pov Harry
Jechałem jak najszybciej tylko potrafiłem. Bałem się, że Louis może się szybciej obudzić i zrobić coś Adrianie. Doskonale wiem, że jak się wkurzy to staje się nieprzewidywalny. Wiedziałem także, że nie pozwolę jej już zamieszkać samej. To było zbyt niebezpieczne.
Jak dojechałem na miejsce to w pospiechu opuściłem auto. I pobiegłem do domu Ady. Tam zobaczyłem, siedzącą na kanapie roztrzęsioną Adrianę.
- Już jestem śliczna - szybkim krokiem do niej podszedłem i mocno ją do siebie przytuliłem. Jak wypuściłem ją ze swoich ramion to zauważyłem na jej policzku duże zaczerwienienie. Musiał ją uderzyć.
- Błagam cię zabierz go stąd. I nie pozwól by tu przyszedł - była roztrzęsiona.
- To nic nie da. Zabiję go i dzięki temu uwolnimy się od niego na zawsze - byłem gotów to zrobić. Uznałem, że nadszedł najwyższy czas by pozbyć się Louisa.
- Nie rób tego - nagle się zerwała. Średnio rozumiałem to jej zachowanie. No kto jaj kto, ale ona to powinna chcieć jego śmierci.
- Czemu? On cię ciągle krzywdził, zasługuje na śmierć - starałem się mówić spokojnie. Nie chciałem jej wystraszyć.
Pov Adriana
Gdybym wcześniej wiedziała, że Harry będzie chciał zabić Louisa to na pewno bym po niego nie dzwoniła tylko pobiegłabym do Dylana.
- Wcale nie, zabierzesz go stąd, a ja później pojadę do mojej mamy - miałam już serdecznie dość tego miejsca i miasta. Nic dobrego mnie tu nie spotkało.
- A co ze mną? Chcesz tak po prostu się ode mnie odciąć? Zostawić mnie? - jego głos aż ociekał pretensją. Lecz on nie powinien mieć do mnie żadnych pretensji. Przecież mu nic nie obiecywałam.
- Chcę jedynie wyjechać.
- Zapomnij - jak usłyszałam ten głos to praktycznie zamarłam. Lecz po chwili zaczęłam się powoli odwracać. Louis wyglądał na mocno zdenerwowanego.
Tak na oko to nie było u niego widać żadnych urazów, ale byłam wprost pewna, że głowa to go musi bardzo boleć. I doskonale wiedziałam, że będzie chciał się na mnie za to odegrać.
- Z tym to ja się z tobą zgodzę, ale tylko z tym - zakomunikował Harry. Zdecydowałam dla swojego dobra nie wtrącać się w ich dyskusję.
- Idź już stąd lepiej. Mam parę spraw do załatwienia z Adrianą.
- Jeśli stąd wyjdę to tylko z Adą.
- Nie, ona jest moja.
- Mylisz się, Adriana teraz należy do mnie - powinnam na nich oboje nakrzyczeć, że traktują mnie jak zwykły przedmiot, który to można przerzucać z rąk do rąk, ale po krótkiej chwili zastanowienia uznałam, że ten to by tylko pogorszyło moją sytuację.
- Nie wydaję mi się - odrzekł Louis.
Jeszcze coś tam krzyczeli do siebie, ale ja tego nie słuchałam tylko opuściłam mój dom i zdecydowałam pójść do Dylana. A oni byli tak pochłonięci kłótnią, że nie dostrzegli mojego zniknięcia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro