Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26


Pov Adriana

Jak się obudziłam to od razu zorientowałam się, że ktoś przy mnie siedzi. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to nie Louis tylko Harry.

- Mam te tabletki dla ciebie, a i przyszedłem ci dotrzymać towarzystwa - nawet się trochę ucieszyłam. Z dwojga złego wolałam Harry'ego. Był dużo spokojniejszy od Louisa i bardziej opanowany.

- Jesteś na mnie zły? - nawet bym się zbytnio nie zdziwiła gdyby odpowiedział twierdząco. W końcu to jego zaufanie zawiodłam.

- Na początku byłem i to bardzo, ale później uświadomiłem sobie, że na twoim miejscu też bym tak postąpił. Louis mocno przegina.

- Wypuściłbyś mnie?

- Ta, ale nie ukrywam, że nadal bym chciał utrzymywać z tobą kontakt. Jak już wcześniej ci mówiłem, bardzo mi się podobasz - uśmiechnął się i złapał mnie za rękę.  - Pomyślałem sobie, że dobrze by było gdybyś się do mnie na kilka dni. Sądzę, że tak byłoby lepiej.

To naprawdę nie był taki najgorszy pomysł. Louis wzbudza we mnie lęk. I strasznie bym się męczyła śpiąc z nim w jedyny pokoju i łóżku. Byłoby bardzo krępujące.

- Okej - miałam jeszcze coś powiedzieć, ale drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Louis.

- Co ty tu robisz? - Spytał z niezbyt zadowoloną miną. Widać było, że nie cieszy go obecność Harry'ego.

- Siedzę z Adrianą, nie chciałem by czuła się samotna.

- No to możesz już sobie pójść. Już jestem.

- Myślę, że lepiej będzie jak Adriana pójdzie ze mną. Nie chcemy przecież byś znowu zrobił jej jaką krzywdę - miałam takie dziwne wrażenie, że Harry swym sposobem mówienia prowokuje Louisa. Bałam się jedynie tego, że mogę to ja za to oberwać.

- Nie martw się, zamierzam teraz o nią dbać. Jak o największy skarb - Harry podniósł się z pozycji siedzącej i ustał naprzeciwko Louisa. Aż z daleka było widać, że emocje z ich obojga bujają. Musiałam jakoś zareagować, bo jakbym nic nie zrobiła to doszłoby do jakiejś katastrofy.

- Źle się czuję - i właśnie te wypowiedziane przeze mnie słowa sprawiły, że przestali na siebie patrzeć i swoje oczy skierowali wprost na mnie.

- Potrzebujesz czegoś? - Spytał Louis.

- Tak, spokoju - tylko Harry zrozumiał aluzję, bo opuścił pomieszczenie, za to Louis przysiadł obok mnie.

- Dobrze, że nareszcie sobie poszedł. Mamy możliwość spokojnego porozmawiania - nic mu nie odpowiedziałam tylko czekałam na wykład. - Możesz być pewna, że już cię nie uderzę, ani nie skrzywdzę, ale także nie mogę pozwolić na to żebyś odeszła. Wcześniej chciałem ci dać wybór, ale z niego nie skorzystałaś, więc niestety, ale będziesz zmuszona tu zostać na zawsze.

Jeszcze zobaczymy.


Następny w piątek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro