Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Rozdział 10•

- Chyba na dzisiaj wystarczy. - Rzekł Akaashi, zaczynający się już nudzić podczas obserwowania nauki walki.

- Wystarczy? Przecież nie nauczyli się jeszcze porządnie trzymać miecza, ani sztyletów. - Nana spojrzała na niego zaskoczona.

- Nieważne. Na dzisiaj koniec. - Oznajmił i wstał, podchodząc do czarnowłosej - Mogą się rozejść.

Słysząc nieznoszący sprzeciwu ton Króla, Nana była zmuszona odesłać przyszłych żołnierzy do wskazanych przez Akaashiego wcześniej, specjalnych oddzielonych od zamku pałaców.

- Dobrze, skoro Król tak uważa. - Mruknęła cicho i odprawiła młodych mężczyzn - Co teraz mam robić?

- Pójdziesz ze mną. - Odwrócił się, zaczynając powoli iść - Muszę udać się w jedno miejsce, jednakże wolę być przygotowany na niespodziewany atak.

- Oczywiście.

~

Niespodziewanym zjawiskiem był fakt, że w świecie Mroku i Mar, było dosyć jasno. Nana była zdziwiona, ale na samym początku tego nie pokazywała. Po prostu szła u boku Akaashiego, rozglądając się co chwilę na boki.

- Jesteś strasznie spięta. - Zerknęła dyskretnie na Króla - Twoje zdenerwowanie zapewne czuć z kilometra. Uspokój się trochę.

Wzięła parę wdechów, chcąc przestać się stresować, ale nie potrafiła. Ciągle była pewna, że coś zaraz wyskoczy i nie zdąży ochronić Akaashiego. Tak...Jakby on w ogóle tego potrzebował.

- Burūkuīn. - Złapał ją za ramię, odwracając w swoją stronę.

Jej plecy w dosyć bolesny sposób zetknęły się z pniem drzewa. Zacisnęła powieki, nieco spuszczając głowę, zaskoczona nagłym czynem. Akaashi złapał jej twarz w palce i zmusił, by na niego spojrzała.

- Powiedziałem, żebyś się uspokoiła. Czego w tym nie rozumiesz? - Spytał, jeszcze bardziej się do niej przybliżając.

Oparł kolano o drzewo, pomiędzy jej nogami, a drugą dłoń oparł tuż obok jej głowy. Czuła od niego ten ohydny zapach śmierci, który przyprawiał ją o mdłości.

- Pytałem o coś. - Zmrużył powieki, a jego tęczówki zaczęły świecić.

- Wszystko zrozumiałam. - Odpowiedziała niewyraźnie, nieco przytłoczona jego zachowaniem.

- Cudownie. - Uśmiechnął się.

Jeszcze przez chwilę przyglądał się jej twarzy, miała minę, jakby miała go zaraz zasztyletować, a jednocześnie roześmiać to były bardzo skrajne emocje, coś pomiędzy radością, a nienawiścią.

Czy nienawidziła swojego Króla?

Na pewno.

Ale darzyła go ogromnym szacunkiem. Nie była w stanie się mu sprzeciwić, a przynajmniej tak myślała.

- Chodźmy dalej. - Odsunął się od niej i poszedł dalej.

Odsunęła się powoli od drzewa i dotknęła dłonią obolałej twarzy. Musiała przyznać, miał potężny chwyt. Kilkanaście sekund w zupełności wystarczyło, by szczęka zaczęła ją boleśnie piec.

Niczym zbity pies zaczęła podążać za Akaashim, co chwilę otwierając i zamykając usta. Chciała jakoś rozluźnić napięte mięśnie szczęki, żeby aż tak nie bolały. Choć wiedziała, że będą siniaki.

Akaashi widział to kątem oka i poczuł niemałą satysfakcję. Uśmiechnął się pod nosem.

~

- Mam dla ciebie nową pracę. - Odezwał się do Nany, gdy byli w drodze powrotnej do zamku.

- Jaką?

- Będziesz zajmować się skracaniem ludzi o głowę.

Nana gwałtownie się zatrzymała. Akaashi przystanął parę kroków dalej i spojrzał na nią przez ramię.

- Coś nie tak? - Podniósł pytająco brew.

Gdy była jeszcze w swoim świecie, dużo czytała o średniowieczu i katach. Nienawidzono ich, a świat Mar przypominał jej owe średniowiecze. Przełknęła cicho ślinę i pokręciła głową.

- Nie chce tego robić.

- Nie pytałam cię, czy chcesz to robić. - Odwrócił się do niej przodem - Masz to robić i bez gadania.

Dziewczyna nie była co do tego przekonana. Chronienia Króla to jedno, ale zabijanie osób, które w jakich sposób mu się naraziło...To nie było coś, co chciała robić. Przecież ci ludzie mogli mieć rodziny, nie chciała pozbawiać na dzieci ojca, czy rodziców dziecka.

- Pierwsza egzekucja jest za godzinę. Przygotuj się do tego porządnie.

Nie dał jej nawet chwili na odpowiedź, bo znów poszedł przed siebie. Zostawił niebieskooką z mieszanymi uczuciami i bolącą głową od natłoku myśli. Przetarła twarz dłońmi, wiedząc, że nie da rady.

~

Patrzyła osłupiała na małe dziecko, które przed nią stało. Jej źrenice były tak małe, że z daleka niemalże niewidoczne. Akaashi siedział na tronie z założoną nogą na nogę i obserwował poczynania Nany. Czekał na jej reakcję.

- Śmiało. Zaczynaj. - Wskazał otwartą dłonią na chłopca, a następnie podparł o nią brodę.

Czarnowłosa trzymała w dłoni potężny, ciężki miecz i właśnie toczyła ze sobą wewnętrzną walkę. Serce w jednej sekundzie zabiło jej kilkukrotnie szybciej, to było już ponad jej możliwości i nerwy.

Już nawet rozumiała zabijanie zwierząt, które były niebezpieczne i ich atakowały, czy okaleczanie bohaterów, którzy rozpoczęli z nimi walkę...Ale żeby zabić niewinne dziecko? Nie była aż takim potworem.

- Królu...Co to dziecko zrobiło? - Spytała niemrawo.

- Czy nie mówiłem, że masz zaczynać? Zaczynam się powoli nudzić. - Ziewnął na potwierdzenie swoich słów - No już, zabij go.

- Ale...

- Zabij go! - Podniósł głos, na co się wzdrygnęła.

Podniosła gwałtownie patrzę do góry i spojrzała na chłopca, który, widać było, w ogóle nie rozumiał, co się wokół niego działo. Najgorsze było jednak to, że niedaleko stała prawdopodobnie jego matka, która zalewała się łzami. Nana zacisnęła mocniej palce na rękojeści miecza i zgryzła policzek od środka. Zamknęła oczy i zamachnęła się.

- Ma pani śliczne oczy. Takie same, jak dawna królowa.

Ostrze miecza zatrzymało się tuż przy szyi chłopca. Niebieskooka spojrzała w jego malinowe tęczówki, w których zobaczyła tą dziecięcą niewinność, tą samą, którą jeszcze rok temu można było zobaczyć również u niej.

- Co? - Spytała cicho.

Momentalnie spojrzała na miecz, a potem na swoje dłonie. Przed oczami mignął jej obraz zakrwawionego ostrza. Akaashi zaobserwował u niej drastyczną zmianę emocjonalną. W jednej sekundzie stała się przerażona. Bała się siebie samej.

Patrzył, jak wypuszcza z rąk miecz i cofa się parę kroków. Król pokręcił głową i wstał, schodząc po schodkach.

- Żałosne. - Westchnął, podnosząc miecz - Skoro ty tego nie zrobisz, to znaczy, że osobiście muszę się tym zająć.

- Przecież to dziecko nic nie zrobiło! - Podniosła głos, ale Akaashi odepchnął ją na bok.

Przewróciła się na pośladki i ze strachem oraz obawą obserwowała, jak czarnowłosy idzie w stronę chłopca, ciągnąc za sobą po ziemi ostrze.

- Najpierw on, tobą zajmę się później. Sprzeciw wobec władcy jest niedopuszczalny. - Wywarczał, zamachując się na dziecko.

Nana wyleciała przed chłopca, rozkłądając ramiona na boki. Ostrze Mecza przejechało po jej policzku, a z rany natychmiastowo zaczęła sączyć się krew. Nie tylko Akaashi był zaskoczony reakcją Nany, ona również była w szoku. Nie planowała tego, zrobiła to jakby odruchowo, choć nie miała pojęcia skąd u niej taki odruch.

Akaashi spojrzał na ostrze miecza splamione krwią, a następnie na niebieskooką, na ciele której zaczęły tworzyć się błękitne wzory. Nastolatek westchnął i wywrócił oczami. Spojrzał na chłopca i kiwnął głową w stronę jego matki.

- Idź, bo jeszcze się rozmyślę.

Malec również zareagował zaskakująco. Przytulił się w podzięce do nogi Nany, a następnie odbiegł do matki. Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem, a gdy wraz z matką opuścili zamek, znów zwróciła uwagę na Króla.

Powoli do niej podszedł i palcami podniósł jej brodę do góry. Poczuła coś miękkiego, mokrego i ciepłego. Nawet nie przypuszczała, że Akaashi zlizał z jej policzka krew. Na ruszyła się nawet o milimetr, obawiała się nawet oddychać.

- Twoja krew smakuje jak płynny cukier. - Powiedział, nieco się odsuwając.

Patrzyła na jego usta, które ubrudzone były w krwistej cieczy i niezauważalnie się wzdrygnęła.

- Wiesz jaki to smak? - Spytał, a ona pokręciła głową. Nigdy nie jadła słodyczy - Pokaże ci.

Złapał ją jedną dłonią w talii, przyciągając do siebie. Wpił się w jej usta tak brutalnie, że ledwo powstrzymała się od jęknięcia z bólu. Nie odwzajemniła gestu, zacznijmy może od tego, że ona nie miała pojęcia co się w ogóle dzieje, ani co on robi.

Ale czego można się spodziewać po dziewczynie, która przez całe swoje życie była zamknięta w pałacu, a potem nagle uciekła i trafiła do zupełnie innego świata z innymi zasadami? No właśnie, niewiele.
Odsunął się od niej, a widząc jej poważny wyraz twarzy, zrobił zdumioną minę.

- Naprawdę cię to nie ruszyło? - Spytał dla pewności.

- A powinno? - Dopiero wtedy dostrzegł, że ona nie miała o niczym pojęcia.

- Nie, nie powinno. - Schował dłonie do kieszeni, ówcześnie oddając jej miecz - Wracaj do swojej komnaty i opatrz ranę.

Odwrócił się i odszedł.

Natomiast Nana dotknęła ust i zastanawiała się, co ten gest znaczył. Postanowiła zapytać medyczki, więc się do niej udała.

***********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro