Rozdział 5 cz.2
Czarnowłosy wędrowiec z czarną maską na twarzy wjechał na swym wiernym wierzchowcu do niewielkiego miasteczka. Nie lubił i omijał, kiedy tylko było to możliwe większe miasta. Ludzie i istoty tam mieszkające były podstępne, chciwe i nadzwyczaj śmiałe. Mieszkańcy mniejszych miast też mieli swoje wady, ale jak na jego gust całkiem znośne.
Jego wjazd na ogarze mgielnym wywołał poruszenie, co nie było niczym niezwykłym. Lekcje mieszkańców były skrajnie różne. Część kłębiła się na ulicy, patrząc na niego jak na, co najmniej, niezwykły obiekt muzealny. Pozostali ukrywali się w domach, jakby w obawie, że przyszła po nich śmierć. Łowcę Głów czasem tak nazywano. Miał też takie przydomki jak: Namiestnik Śmierci i Ponury Żniwiarz. Każdy z nich zgadzał się w jednym- przynosił śmierć. A było to zgodne z prawdą.
- Czy ja wyglądam wam na małpę w zoo? Może komedianta, który zbiera wokół siebie tłumy głupimi żartami?- zapytał szorstko Łowca Głów, zsiadając z grzbietu wilka o nienaturalnie dużym rozmiarze i srebrzystej sierści, która pod wpływem dotyku wszystkich poza nim zmieniała się w opary srebrzystej mgły.
Ludzie zaczęli się powoli rozchodzić, ale niektórzy nadal wskazywali na niego i jego niezwykłego wierzchowca palcami. Namiestnik Śmierci poszedł do najbliższego baru. Ogar mgielny przybrał formę małego, srebrzystego smoka i usiadł mu na ramieniu. Fel wprost uwielbiała być w centrum uwagi, a w żadnej innej postaci nie robiła tego skuteczniej niż jako smok, chociaż wolała mieć większy rozmiary.
W środku baru na ułamek sekundy zapanowała kompletna cisza, a później przerodziła się ona w kakofonię szeptów trzeźwej części lokalu i głośne nie posiadające sensu rozmowy tej pijanej. Przyzwyczajony do tego Ponury Żniwiarz zajął miejsce przy kontuarze i zamówił ciepły posiłek na wynos.
- Na wynos? Przeważnie podajemy jedzenie do spożycia na miejscu- zauważył właściciel, który jak urzeczony patrzył na Fel. Łowca Głów nie miał pewności czy ten człowiek był właścicielem przybytku. Uważał tak z powodu pijackich zaczepek rzucanych z drugiego końca kontuaru.- Jeśli chodzi o klientów i ich szepty to...
- Nie o to chodzi. Na wynos, poproszę- przerwał mu czarnowłosy.
Do szeptów i zaciekawionych spojrzeń przywykł, ale nie zamierzał zdejmować maski przy nikim. Pewien zmiennokształtny zostawił mu na twarzy dużą bliznę. Namiestnikowi Śmierci wcale nie zależało na wyglądzie, dla niego była to oznaka słabości, której nie zamierzał pokazywać. Nigdy i nikomu.
- No dobrze. Zrobię dla pana wyjątek, ale wszystko ma swoją cenę. Moja będzie wyjątkowo niska, tylko chwila rozmowy, panie...
Właściciel spojrzał na niego pytająco.
- Łowca Głów.
Mężczyzna wytrzeszczył trochę oczy, zlustrował go spojrzeniem po raz kolejny i skinął głową.
- Wiesz, panie Łowco Głów...
- Wystarczy Łowco- wszedł mu w słowo Żniwiarz.
- No dobrze. Wiesz, Łowco, że jesteś tutaj drugą osobą, która powiedziała, żeby tak się do niej zwracać w przeciągu dwóch, może trzech miesięcy?
- Nie wiedziałem. A kim był tamten Łowca?
- Liderem zmiennokształtnych- odpowiedziała piękna i młoda kobieta, podchodząc do kontuaru. Miała długie, złote loki, spływające na ramiona i oczy koloru ciemnego fioletu.
- Czy mogłabyś opisać trochę jego wygląd, pani?
- Mogę zrobić coś więcej, tajemniczy przybyszu skrywający twarz pod maską- odpowiedziała kobieta, a potem zatoczyła ręką krąg w powietrzu.
Namiestnik Śmierci ujrzał znajomego mężczyznę o przebiegłym spojrzeniu, tak jak podejrzewał. Najchętniej doprowadziłby do kolejnego spotkania. Był bardzo ciekawy jak zareagowaliby na dworze, gdyby się dowiedzieli, że lider zmiennokształtnych nie był tym za kogo się podawał. Najbardziej pragnął rewanżu. Kiedyś przegrał z nim walkę, ale teraz, mając u boku ogara mgielnego, zwycięstwo należałoby do niego.
- Panna Alysanne, co podać?- spytał właściciel.
- To co zwykle. Czy to wspomnienie na coś ci się przydało, Namiestniku Śmierci?- zapytała ciemnooka. Łowca musiał przyznać, że miała niezwykłe oczy. Niezwykle ciemne, niemal czarne, lśniące na fioletowo.
- Tak, pani. Dziękuję.
- Interesująca zbieżność, nieprawdaż?
- To nie jest przypadek. Tamten zmiennokształtny to zwykły zbir i kłamca.
- Ostre słowa jak na opisywanie lidera- wtrącił właściciel.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- spytała z ciekawością Alysanne, a mały smok zleciał z ramienia Żniwiarza i podleciał do niej. Demonica spróbowała dotknąć stworzenia, ale jego skrzydło pod wpływem jej dotyku zmieniło się w niekształtną masę mgły. Po chwili znowu przyjęło poprzedni kształt.
- To nie jest temat na rozmowę w barze, w którym jest tyle ludzi, pani.
- W takim razie mam dla ciebie, Namiestniku Śmierci, ofertę nie do odrzucenia. Szukasz noclegu?
- Skoro to dla pani nie jest zbyt wielki kłopot.
- Skądże. Chodźmy.
- A zamówienia?!- krzyknął za nimi właściciel.
Ponury Żniwiarz wrócił do kontuaru i dał mu pieniądze. Następnie wyszedł z baru za złotowłosą. Demonica wyczarowała portal, a wtedy Łowca się zatrzymał.
- Mam lepszy pomysł- oznajmił czarnowłosy.- Jakiego wierzchowca sobie życzysz, pani?
- Nie jestem żadną panią, Alysanne wystarczy.
- Jak sobie życzysz, Alysanne. Jaki wierzchowiec ci się marzy?
- Może to nic specjalnego, ale jako dziecko zawsze pragnęłam polecieć na smoku.
- Wiesz, co zrobić, Fel- szepnął Łowca Głów do pomniejszonej, srebrzystej wersji smoka na ramieniu, a wtedy ogar mgielny zleciał mu z ramienia. Fel zmieniła się w duży obłok mgły, a ułamek sekundy później stał przed nimi znacznie większy srebrzysty smok. Żniwiarz zajął miejsce na grzbiecie dużego gada, a demonica patrzyła na Fel z fascynacją.-Zapraszam, Alysanne.
Normalnie Namiestnik Śmierci nie proponował nikomu czegoś takiego, ale z jakiegoś powodu ogar mgielny podleciał do złotowłosej w barze. Nigdy nie zdarzyło się coś podobnego. Fel zazwyczaj odnosiła się do obcych wrogo. Zawsze siedziała mu na ramieniu, w kieszeni lub stała obok w większej postaci. Wręcz uwielbiała demonstrować swoje możliwości.
Alysanne z jego pomocą wsiadła na smoka.
- Niesamowite- powiedziała, przejeżdżając dłonią po srebrzystych łuskach, obserwując jak zmieniały się w mgłę, a potem wracały na swoje miejsce tworząc łuski na nowo.
- Złap się mnie, Alysanne. Nie chciałbym, żebyś spadła.
Demonica przysunęła się do niego i objęła go w pasie. Wokół zaczęli się zbierać mieszkańcy. Fel zamachała skrzydłami i wzbiła się w powietrze. Lecieli tuż nad miastem, a wiatr muskał ich skórę i rozwiewał złote loki Alysanne. Demonica instruowała go, gdzie ma lecieć i już po chwili byli nad piękną rezydencją. Jednak ogar zamiast wylądować wzbił się wyżej w powietrze aż doleciał do chmur, a potem zaczęła spadać. Złotowłosa złapała go mocniej, przylegając kurczowo do jego pleców. Fel w ostatniej chwili rozłożyła skrzydła i wylądowała z gracją na dziedzińcu.
- Myślałam, że spadniemy- odparła oskarżycielsko Alysanne.- Już chciałam rozkładać skrzydła.
- Ale tego nie zrobiłaś. Pracujesz dla Lucyfera, prawda?
Namiestnik Śmierci uznał, że lepiej przejść do rzeczy. Alysanne nie wyglądała na osobę bezinteresowną, a jedynie taką, która ukrywa cel pod osłoną uprzejmości.
- Nie, nie pracuję dla niego, ale mu doradzam i go ostrzegam. Dlaczego pytasz?
- Czyli jesteście razem czy tylko z nim sypiasz?
- Ani jedno, ani drugie. Naszą relację można porównać do współwłaścicieli dużej firmy. Tyle że on zasiada na tronie, a ja podszeptuję mu rady i sugestie. Nie będę wdawać się w szczegóły, ale łączy nas pewna umowa.
- Wiedziałaś, że się zjawię, prawda?
- Być może- odpowiedziała enigmatycznie Alysanne.- Zapraszam do środka.
Złotowłosa wskazała dłonią na drzwi, które z powodu jej magii się otworzyły, ukazując schludne i bogato zdobione wnętrza. Łowca Głów skinął głową z aprobatą, rozglądając się po pomieszczeniu. Fel siedziała mu na ramieniu w postaci miniaturowego smoka.
- Wolisz najpierw coś zjeść, a może odpocząć w pokoju po podróży?
- Coś zjeść. W końcu nie poczekaliśmy w barze na zamówienia.
- Powinieneś się z tego cieszyć. Jedzenie tam jest okropne, ale drinki całkiem dobre.
Po chwili służący przynieśli jedzenie i nakryli do dużego stołu, przy którym mogło usiąść przynajmniej trzydzieści osób.
- Zjem w pokoju, jeśli nie masz nic przeciwko- powiedział Namiestnik Śmierci z uprzejmości. I tak by nie zjadł w jej towarzystwie, bo wymagałoby to zdjęcia maski.
- Skoro tak chcesz. Nie zdejmujesz maski?- spytała demonica, a potem spojrzała sugestywnie na służącego.
- Nie chciałbym popsuć ci posiłku tym okropnym widokiem. Obawiam się, że straciłabyś apetyt, gdybyś ujrzała te straszliwe blizny.
Żniwiarz poszedł za służącym, który niósł jego posiłek. To co powiedział Alysanne było kłamstwem. W rzeczywistości miał tylko jedną dużą bliznę, która nie była aż tak okropna. Lecz dla niego była oznaką słabości. Fel zaczęła się niecierpliwie kręcić na jego ramieniu.
- Jeszcze chwila- szepnął do smoczycy, na co lekko uderzyła go ogonem w ramię.
Namiestnik Śmierci rozejrzał się z uznaniem po pokoju, w którym miał nocować. Dawno nie spał w takim luksusie, ale co się dziwił, Alysanne, prawa ukryta ręka Lucyfera czegoś od niego chciała. Informacji o liderze, podającym się za Łowcę. Chętnie jej o tym opowie.
Fel zleciała z jego ramienia i zmieniła się w kota. Wskoczyła na jego łóżko i zwinęła się w kłębek.
Ogary mgielne były potwornie rzadko spotykanymi stworzeniami o niezwykłym wyglądzie. Powszechnie były uznawane za groźne i przerażające, ale Ponury Żniwiarz nie potrafił się z tym stwierdzeniem zgodzić. Zwłaszcza, kiedy widział moszczącego się na łóżku kota. Fel nigdy nie była dla niego groźna albo wrogo nastawiona. Sama go znalazła, kiedy był ledwie żywy, uratowała mu życie i w jakiś sposób powstała między nimi więź. Od tego czasu ona się nie oddalała, a on jej nie wyganiał.
Odpoczynek przerwało mu pukanie do drzwi jego tymczasowej sypialni. Po krótkim pozwoleniu złotowłosa weszła do środka.
- Witaj Alysanne. Ta sypialnia przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Jak widzę czas za nią zapłacić- odezwał się Łowca, ale w jego głosie nie było nawet nutki złośliwości. Mówił spokojnie i neutralnie, jakby opisywał pogodę za oknem.
- Miło mi to słyszeć, to o komnacie rzecz jasna. Ale nie nazywaj tego w ten sposób. Przysługa za przysługę- powiedziała demonica i usiadła na kanapie.- Co w takim razie wiesz o Łowcy, liderze zmiennokształtnej społeczności?
- To jest podstępny i chciwy zmiennokształtny. Wychował się w niewielkim miasteczku i jest zwykłym zbirem. Nierzadko zdarzało mu się również zabijać na zlecenie.
- Czyli jesteś pewien jego niskiego pochodzenia?
- Tak. Jaką historyjkę wymyślił? Zaginione dziecko?
- Owszem. Masz jakieś dowody?
- Nie, ale mogę znaleźć ludzi, którzy potwierdzą moje zdanie. Z odrobiną wysiłku może nawet znajdę jego matkę.
- Byłoby wspaniale. Wiem, że o dużo proszę, ale czy byłbyś w stanie zdobyć dowody, a potem przedstawić je w Piekle przed samym Lucyferem?
Żniwiarz spojrzał na nią szczerze zaskoczony. Nie spodziewał się tego. Właściwie to nawet nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie miał okazję zobaczyć Pana Piekła, już nie mówiąc o rozmowie z tak ważną osobistością. Nagle stało się coś, co kompletnie go zszokowało.
Fel nadal pod postacią kota weszła na kolana Alysanne i zwinęła się w kłębek. Kiedy demonica ją głaskała, mruczała rozkosznie.
Zachowanie ogara mgielnego sprawiło, że wszelkie wątpliwości zniknęły. Fel nigdy nie zachowywała się tak swobodnie w towarzystwie obcych.
- Najpierw chciałbym o coś zapytać. Jakim prawem on jest liderem? Musiał mieć jakiś dowód na swoje rzekome pochodzenie.
- Miał znamię w kształcie półksiężyca jak wcześniejsi liderowie, a jego historia pasowała do tego, co Lord Bareal wyznał na łożu śmierci.
I wtedy właśnie Namiestnik Śmierci poczuł się jakby lider go spoliczkował. "Łowca", chociaż nikt nigdy go tak nie nazywał, obnosił się z blizną, jakby to było znamię.
- To nie jest znamię, tylko blizna, którą zdobył dzięki mnie.
- To brzmi tak bardzo nierealnie. Zwykły zmiennokształtny z blizną oszukał całą starszyznę ich gatunku i Radę. Podejmiesz się próby zdobycia dowodów?
- Ze szczerą przyjemnością. Jutro wyruszę na poszukiwania i będę cię na bieżąco informował.
- Dziękuję w imieniu swoim i Lucyfera. Tylko mam jeszcze jedną prośbę. Zachowasz to w tajemnicy do czasu spotkania z Panem Piekła?
- Możesz liczyć na pełną dyskrecję z mojej strony, Alysanne.
Złotowłosa posłała mu promienny uśmiech. Ani trochę nie wyglądała na tę mroczną i tajemniczą wspólniczkę Pana Piekła z błyszczącymi, fioletowymi oczami, złotymi lokami okalającymi twarz i szczerym uśmiechem.
- W takim razie nie będę ci już przeszkadzać, Namiestniku Śmierci. Za niedługo służący przyniosą kolację.
Demonica wyszła, a Fel po raz kolejny zrobiła coś niecodziennego, miałknęła żałośnie, jakby brakowało jej pieszczot kobiety. Łowcy przemknęło przez myśl, że może za bardzo rozpieszczał swojego ogara mgielnego, który tak bardzo przywykł do pieszczot, że był gotów podejść do całkowicie obcej osoby, żeby je dostać.
Wtedy właśnie Fel zmieniła się w kruka i poleciała do okna, w które zastukała dziobem.
Czyżby to był czas na kolejne morderstwo w imię przeznaczenia?, zapytał w myślach Ponury Żniwiarz.
Podszedł do okna i je otworzył, a wtedy srebrzysty kruk wyleciał na zewnątrz. Fel zakrakała zatrzymując się w powietrzu za oknem.
- Nie moglibyśmy użyć drzwi?- zapytał, a Fel w odpowiedzi tylko po raz kolejny zakrakała.- No dobra, już idę.
Łowca Głów wyszedł przez okno na chłód otoczony mrokiem. Ogar przybrał postać dużego, srebrzystego wilka. Namiestnik Śmierci usiadł jej na grzbiecie i pozwolił się zanieść do miejsca, które znała tylko ona. Nie miał pojęcia, gdzie biegła wilczyca. Ogar zatrzymał się dopiero przy barze, w którym byli wcześniej. Łowca zsunął się z jej grzbietu. Akurat w tym momencie wyszedł z niego mężczyzna, którego czarnowłosy wiedział po raz pierwszy. Mężczyzna zaczął głośno krzyczeć i uciekać, jakby już czuł chłodny oddech przeznaczenia lub śmierci na karku. Fel pobiegła za nim. Dogoniła nieszczęśnika w kilku susach. A potem przegryzła jego szyję. Krew trysnęła z uszkodzonej tętnicy, a oczy zastygły, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń.
Namiestnik Śmierci nigdy nie ingerował w to, co robiła Fel. Tu nie chodziło o zwykłą chęć zabijania niebezpiecznego ogara, tylko o coś więcej, coś czego nawet on sam do końca nie pojmował. Wiedział tyle, że każde morderstwo ogara miało jakąś przyczynę i zawsze wychodziło na dobre. Jeśli istniało coś takiego jak przeznaczenie, Fel była jego wysłannikiem albo uosobieniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro