Rozdział 35
Arren siedział z resztą członków jednostki specjalnej, zastanawiając się co zrobić z Lyenne Python, którą udało im się schwytać po ataku na Tael Bren. Nie tylko ją schwytano, ale tylko ona jeszcze żyła. Oczywiście nie dokonał tego Arren, który próbował przekonać Elielę, żeby tam nie wracała. Po tym jak "przez nią" ich zabito, a przynajmniej tak anielica się upierała, niezwłocznie chciała tam wrócić. Pomimo głośnych sprzeciwów wszystkich obecnych aniołów pod Taelis. Jakimś cudem jednak udało się im ją powstrzymać. Dwójkę Dzieci Światła złapały wiwerny.
- Nasza moc pochodzi z dziewiątego kręgu piekielnego. Nie powstrzyma jej osoba, biorąca moc z jakiegoś byle artefaktu- prychnęła Val, kiedy ją zapytano jak tego dokonały.
Gdy Dzieci Światła unieruchomiono i przetransportowano do specjalnej celi w Piekle, okazało się, że jedną z tych dwóch osób była Lyenne Python, córka Cleosa Pythona. Wampir nie mógł uwierzyć w to, że jego własna córka była Dzieckiem Światła i paliła istoty żywcem. Jednak ich konfrontacja miała dopiero nastąpić. Najpierw próbowano wyciągnąć coś z drugiego Dziecka Światła, którym był około trzydziestoletni mężczyzna. Zaczęto od zwykłej rozmowy.
- Kim jesteś?- spytała Rebeca. Nie odpowiedział.- Powiedz nam coś o Dzieciach Światła, a zostaniesz uniewinniony. Zapomnimy o tym, co zrobiłeś. Wypuścimy cię z lochów i wrócisz do swojego życia.
Milczał. Zero reakcji.
- Masz rację. Jest jeden haczyk, ale jeśli nie będziesz się kontaktował z Dziećmi Światła będziesz żył całkowicie normalnie. Będziesz obserwowany, ale jak wspomniałam wystarczy, że nie będziesz się z nimi kontaktował. To niska cena za darowanie życia.
Mężczyzna nadal milczał. Rebeca go spoliczkowała.
- Odpowiadaj jak się, kurwa, o to prosi- warknęła wiwerna.- Chciałam po dobroci. Masz ostatnią szansę na wyrażenie chęci współpracy. Później będę taka delikatna.
Dziecko Światła milczało, więc Rebeca sięgnęła po bicz i położyła go sobie na kolanach, żeby był widoczny.
- Kim jesteś?- zapytała Rebeca, ale po raz kolejny nie doczekała się odpowiedzi. Smagnęła go biczem po odsłoniętej klatce piersiowej.- W takim razie przejdę dalej. Jeśli nie odpowiesz, użyję bicza i będzie to trwać do czasu aż nie zaczniesz współpracować albo umrzesz. Z jakiego artefaktu Dzieci Światła czerpią moc?
Zero odpowiedzi i kolejne smagnięcie biczem.
- Dlaczego akurat Tael Bren?
Mężczyzna milczał, wpatrując się w podłogę i krzywiąc się przy każdym kolejnym uderzeniu bicza, a było ich bardzo dużo. Po którymś już pytaniu bez odpowiedzi wiwerna wkurzyła się i po prostu smagała go biczem aż Rodric jej nie odciągnął. Mężczyzna niemal na całym ciele miała rany od rzemienia. Jednak nikt nie zamierzał go opatrzeć. Później zamknięto go z powrotem w celi i nie dawano jedzenia przez kilka dni. Dawano mu jedynie trochę wody, żeby nie umarł z pragnienia. Nadeszło następne przesłuchanie. Tym razem miała je prowadzić Erica. Skończyło się takim samym rezultatem. Mężczyzna nic nie powiedział, ale miał więcej ran po biczu, ponieważ oprócz tych nowych otworzyły się też te stare. Następnego dnia przyszła do niego Val bez bicza, ale za to z ostrym nożem. Kiedy wyszła, mężczyzna nie miał prawej ręki, ale najpierw stracił po kolei wszystkie palce. Mimo tego wciąż milczał. Później przyszła kolej na Jassmine, która nafaszerowana go różnymi miksturami, a w tym jednej, która sprawiała, że było się bardzo wrażliwym. Już po lekkim dotknięciu odczuwało się ból jakby ktoś wbijał ci tam nóż. Nawet to nie przyniosło żadnych skutków. Arren i Rodric nie mieli ochoty znęcać się nad wrakiem człowieka, którego zamknięto w celi, więc wytoczono ostateczne działo- Donera. Wampir przyszedł do celi ze swoją słynną kosą zrobioną z kości. Jednak nawet mu nie udało się niczego wyciągnąć, a podziurawił więźnia tak, że wszyscy dziwili się, iż jeszcze żył. Więzień dokonał swojego żywota w celi, płonąc złocistym ogniem, który sam przywołał. A wszystko to przez jednego nieuważnego strażnika więziennego, który postanowił wziąć pochodnie na najniższy poziom, najbardziej surowego więzienia w całym Piekle.
- Mamy jeszcze Lyenne- zauważył Doner.
- I co nam to da, jeśli zachowa się tak jak jej poprzednik?- syknęła Val.
- To tylko nastolatka. Nie wytrzyma tyle- zaoponował wampir.
- Może lepiej nie krzywdźmy jej fizycznie tylko psychicznie- zaproponował Arren. Doner westchnął z dezaprobatą, ostrząc swoją kosę.
- Możemy spróbować- zgodziła się Erica bez większego entuzjazmu.
- Cleosie, może zechcesz nam coś o niej opowiedzieć?- spytała Rebeca.
- W końcu to twoja córka. Musisz wiedzieć, co najbardziej ją zrani, a przede wszystkim złamie.
Cleos podniósł wzrok znad białych kafelków kuchni w kolejnym hotelu. Z poprzedniego musieli się wynieść ze względu na trupa, którego zabił Arren. Wampir nerwowo bawił się nieco przydługimi włosami.
- Ja... Ech...- zaczął niepewnie wampir.
- Wiem, że zrobiła coś niewybaczalnego, ale to moja córka. Nie potrafię jej zranić.
- W takim razie wyciągnij z niej prawdę- mruknęła Val.- Im szybciej tym lepiej. Inaczej możemy ją oszpecić, a nawet zabić lub sama to zrobi. Możemy ją uniewinnić, ale musi współpracować.
- A jeśli nie jesteś w stanie nic zrobić, to pożegnaj się z miejscem w tej grupie. Jutro na obradach okaże się czy zdołasz się wytłumaczyć, ale wyciągnięcie informacji może wystarczyć, żebyś został- poparła ją Erica.
- Zrobiłaś ten eliksir, Jassmine?- zapytał Arren, a zmiennokształtna przytaknęła, podając mu malutką buteleczkę z pomarańczowym płynem. Eliksir ten miał powodować ból, ale nie rany, co wydawało się aniołowi dobrą alternatywą. Nie chciał patrzeć na kolejną skorupę, a już szczególnie nastolatki i córki Cleosa.- Podam jej eliksir.
- Nie, czekaj, ja to zrobię- oznajmił niepewnie Cleos.- A później z nią porozmawiam.
- Jesteś pewny? Przecież znasz jego działanie- powiedział Arren, a Cleos po prostu wziął od niego małą buteleczkę i przeteleportował się najprawdopodobniej do więzienia, w którym znajdowała się Lyenne. Anioł i reszta grupy zrobili to samo. Całą grupą skierowali się do lochów położonych na najniższym poziomie.
Było tam zimno, ciemno i wilgotno. Lyenne siedziała na krześle zabezpieczona mnóstwem zaklęć. Cleos starał się zachować kamienny wyraz twarzy, ale niezbyt mu to wyszło. Widok jego córki ewidentnie nim wstrząsnął. Nastolatka była wychudzona, ponieważ podawano jej tylko minimalne porcje jedzenia, żeby przeżyła. Pod oczami miała wory świadczące o tym jak sypiała. Nadgarstki miała pokaleczone od łańcucha, który przytwierdzał jej ręce do krzesła. Takie same rany miała na kostkach. Cleos zacisnął zęby i wszedł do jej celi. Lyenne podniosła wzrok i wytrzeszczyła oczy w osłupieniu. Nie spodziewała się, że przyjdzie ją przesłuchać jej ojciec.
- Lyenne, córeczko- mruknął Cleos. Arren czuł się kompletnie nie na miejscu, jakby przerywał jakiś bardzo intymny moment.- Wybacz.
Wampir odchylił lekko jej głowę i wlał do gardła eliksir. Lyenne w ogóle się nie opierała.
- Wiesz, że jeśli odpowiesz na kilka pytań, to stąd wyjdziesz? Wypuszczą cię bez żadnych konsekwencji. Nikt oprócz nas i Rady nie będzie wiedział, co zrobiłaś. Będziesz mogła wrócić do Oxcross i żyć tak jak dotychczas. Chcesz tego, prawda?- spytał z nadzieją Python, a Lyenne spuściła głowę, wbijając spojrzenie w kamienne dno jej celi.- Przysięgam, że nic ci nie zrobię. Tylko odpowiedz na kilka pytań. Jeśli zamierzasz współpracować, kiwnij głową.
Nastolatka milczała, ale widać było, że w środku toczy ze sobą walkę. Po chwili pokręciła głową przecząco, a z jej oczu wypływały łzy.
- Nie, nie mogę- odparła wampirzyca.
- Przepraszam, tato, za wszystko. Jeśli chcecie mnie przesłuchać, to niech mój ojciec stąd pójdzie- zwróciła się do reszty grupy stojącej za kratami celi.
- Skoro tak chcesz- rzekła Val.- Chodź Cleosie. Zajmiesz się nią, Doner?
Posiadacz kosy z kości przytaknął z okrutnym uśmiechem.
- Tylko ma przeżyć- oznajmiła ostro Erica.
- Błagam, Lyenne, powiedz prawdę. Nie chcesz skończyć jak poprzednio przesłuchiwane Dziecko Światła. Naprawdę tego nie chcesz- mówił błagalnie Cleos, ale jego córka milczała, a po policzkach ojca i córki spływały łzy. Lyenne ostatni raz spojrzała na ojca i pokręciła lekko głową.
- Przepraszam- szepnęła, ale przez dziwną cieszę, panującą w lochach i tak Arren ją usłyszał. Chwilę później wszyscy oprócz Donera byli w hotelu. Cleos szybko się ulotnił, a reszta rozeszła do swoich pokoi. Poza Jassmine, która poszła za aniołem do jego pokoju.
- Myślisz, że pęknie?- spytała zmiennokształtna.
- Jest tylko nastolatką, a Doner jest bardzo okrutny- wzruszył ramionami Arren.- Lecz jest też Dzieckiem Światła. Może się podda, a może zginie.
- Miałam na myśli Cleosa. Niełatwo jest patrzeć jak cierpi własne dziecko.
- To też jest prawdopodobne- zgodził się z nią anioł.- Ale raczej tego nie zrobi.
- Nie znasz się na ludziach, Arrenie- zauważyła Jassmine.- Najważniejsza jest dla ciebie sprawiedliwość i myślisz, że właśnie tym się kieruje świat. Ale się myślisz. Świat nie jest sprawiedliwy.
Anioł spojrzał na zegarek. Już był spóźniony.
- Wybacz, Jassmine, ale muszę iść i tak jestem już spóźniony.
- Do zobaczenia później- rzuciła na odchodne i wyszła.
Arren teleportował się do baru, w którym ostatnio spotkał się z Alestorem. Anioł miał nadzieję, że dowiedział się czegoś o Brandonie Mully'm. Kiedy wszedł do niewielkiego baru, czekał już na niego jego stary znajomy.
- Szkoda, że nie zostawiłeś mi żadnego namiaru na siebie. Dowiedziałem się bardzo ciekawych rzeczy- odparł Alestor i zawołał ręką kelnera.
- Nie pomyślałem o tym- przyznał Arren.- Dwa duże piwa poproszę.
- Widzę, że szybko się uczysz. A więc ten Brandon Mully, którego szukasz jest wilkołakiem i ma osiemset lat.
- Ile?- zdziwił się anioł, patrząc na znajomego z mieszanką ciekawości i niedowierzania. Wilkołaki żyły tyle, co ludzie. To niemożliwe, żeby wilkołak żył osiemset lat!
- Sam nie mogłem w to uwierzyć, ale poszperałem trochę i odnowiłem kilka kontaktów. Udało mi się zdobyć to- rzekł z dumą Alestor, podając Arrenowi niewielką kartkę z jakimś adresem.- Oto adres wilkołaka. Mieszka w ludzkim mieście o nazwie Las Vegas.
- Jestem twoim dłużnikiem. Chyba do końca życia się nie wypłacę za wszystkie przysługi, jakie mi wyświadczyłeś.
- Przez grzeczność powinienem zaprzeczyć, ale no cóż, nie zrobię tego. Możesz mi postawić jeszcze jedno lub dwa piwa oraz opowiedzieć, co się ostatnio stało w Tael Bren- zaproponował Alestor, kończąc pić swoje piwo i prosząc kelnera o dolewkę.- Wtedy uznam, że za tę przysługę jesteśmy kwita, chociaż zdobycie tego adresu było strasznie trudne. Ale czego się nie robi dla starych przyjaciół?
- Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny i ciesz się, że nie zjawiłeś się na placu, gdzie Eliela miała wygłosić pewne ogłoszenie. Dzieci Światła otoczyły cały plac intensywnie czerwonymi płomieniami. W ostatniej chwili udało mi się uratować siebie i Elielę.
- Oho- skomentował Alestor.- Widzę, że mam przyjemność rozmawiać z bohaterem naszej pięknej władczyni.
A co z innymi?
- Niektórym udało się uciec, a inni spłonęli żywcem. Eliela strasznie się o to obwiniała.
- To wszystko brzmi strasznie. Słyszałem o tym, ale nie mogłem uwierzyć. Ci psychopatyczni piromanci jednak powrócili.
- Gdyby to byli tylko piromanci- westchnął Arren, pijąc kolejne piwo.
Anioły wypiły jeszcze kilka piw, a potem się rozeszły, umawiając się wcześniej na kolejne spotkanie.
- Gdzie ty byłeś?!- warknęła Rebeca, kiedy wrócił do hotelu.
- Coś się stało?- zapytał Arren, przewracając oczami na wybuch wiwerny, swoją drogą, któryś z rzędu.
- Owszem- odpowiedziała Val.- Cleos próbował uwolnić Lyenne!
Anioł skomentował to wiązanką przekleństw pod nosem.
- Ale przecież był u niej Doner. Nie udało mu się, prawda?- zapytał z nadzieją Arren. Rodric pokręcił głową, a anioł odetchnął z ulgą.
- Cleos poszedł do Lyenne, kiedy Doner już wyszedł- wyjaśniła Jassmine.- Ale go śledziłam i w porę powstrzymałam.
Arren spojrzał na nią pytająco, lecz odpowiedziała mu Val.
- Cleos nie żyje.
- Możemy porozmawiać na osobności?- spytał anioł, a Jassmine przytaknęła. Dopiero kiedy znaleźli się w sąsiednim pokoju, Arren się odezwał.- Czemu go zabiłaś?! Mogłaś go przecież unieruchomić!
- Unieruchomić? Łatwo ci powiedzieć.
On rzucił się na mnie z nożem. Wybacz, że o tym nie pomyślałam- mruknęła z sarkazmem.- A poza tym za zdradę jest jedna kara.
- Przepraszam- mruknął Arren, który zdał sobie sprawę z tego, że bez powodu na nią naskoczył, ale jednocześnie było mu szkoda Cleosa. Rozumiał czemu wampir to zrobił i pewnie na jego miejscu postąpiłby tak samo.- Przecież tylko się broniłaś.
- Czasami jesteś cholernym dupkiem- oznajmiła Jassmine i go pocałowała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro