Rozdział 25 cz.2
Scarlett otaksowała wzrokiem swoje ciało. W porównaniu z jej stanem po zakończeniu walki, różnica była diametralna. Wcześniej była niemal w całości poobijana, miała kilka głębokich ran, szczególnie bolesna była ta w plecach i liczne uszkodzenia organów wewnętrznych. Właściwie nie miała kawałka zdrowego ciała. Z tego co słyszała od medyka w kilka ran wdało się zakażenie, co było winą brudnego piasku pokrywającego podłoże areny.
Zdumiewająca była ilość czasu po jakim doszła do siebie. Obecnie miała tylko kilka gojących się zadrapań i ani jednej blizny, chociaż powinna mieć ich przynajmniej tuzin. Nie rozumiała, co się działo i co było w niej tak wyjątkowego. Przecież była tylko magiem krwi, nie powinna mieć żadnych nadzwyczajnych umiejętności regeneracyjnych.
- Jak się czujesz, Black?- spytała fioltowowłosa demonica o imieniu Rory. W ostatnim czasie stała się bardzo częstym gościem u Skye. Początkowo przychodziła z przymusu z apetycznie pachnącymi posiłkami. Potem zjawiała się już bez powodu i umilała jej czas rozmową.
- Dobrze. Już prawie normalnie.
- Jesteś niezwykła. Ten moment jak spopieliłaś piorunem Harolda był... Łał! Aż nie wiem jak to opisać! Nawet ja spisałam cię na straty.
- Jak miło- mruknęła sarkastycznie Scarlett.- Najgorsze jest to, że nie pamiętam końcówki.
- Nic dziwnego. Byłaś ledwie żywa. Wyglądałaś jak zwłoki- rzuciła beztrosko Rory. Skye częściowo przyzwyczaiła się do poczucia humoru, szczerości i nie oszczędzania brutalnych szczegółów przez demonicę.
Scarlett spróbowała wrócić pamięcią do tamtej chwili. Tylko dzięki adrenalinie zdołała się podnieść z brudnego piachu. Głowa jej pulsowała bólem. Czuła się jakby nie uczestniczyła w tych wydarzeniach, ale była obserwatorem, chociaż czuła ból. Ujrzała błysk i jej przeciwnik padł. Widownia znieruchomiała. Później ogarnęła ją ciemność i obudziła się w piekielnym odpowiedniku szpitala. Informacje o jej niecodziennym wyglądzie usłyszała znacznie później od osób trzecich.
- Powtórzysz mi, co się stało pod koniec. Te skrzydła, oczy... Trudno mi w to uwierzyć.
- Na serio tego nie pamiętasz?- zdziwiła się fioletowowłosa.- Myślałam, że to tylko szok pourazowy, ale może niekoniecznie. Miałaś duże, demoniczne skrzydła o śnieżnobiałej barwie. A oczy miały czarne białka i złotą tęczówkę. Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
- Ja też. Nie jestem demonem ani aniołem, tylko magiem krwi.
- Moim zdaniem to podsuwa jeden wniosek. Jesteś hybrydą. Całe Piekło, a przynajmniej dziewiąty krąg o tobie mówi. Jesteś sławna!
- To niemożliwe. Przecież jestem śmiertelna. Dopiero po śmierci mogłabym stać się aniołem lub demonem, ale nie jednym i drugim jednocześnie. To nie ma sensu- zauważyła Skye.
- Nie istnieje inne wyjaśnienie dla tej anomalii. Może już raz umarłaś tylko o tym nie wiesz?
Scarlett wzruszyła ramionami. Przecież nie mogłaby zapomnieć o swojej śmierci, prawda?
- Myślisz, że Lucyfer wiedział o tym, co się ze mną stanie?
- To by wyjaśniało, dlaczego cię sprowadził do Piekła. Pewnie powiedziała mu to Alysanne.
- Kolejny raz słyszę to imię. Kto to jest? - zapytała Scarlett. Demonica spojrzała na nią jakby właśnie powiedziała, że Piekło jest wielką, tęczową pianką.
- Czy ty kiedykolwiek słyszałaś o Piekle? Jak można nie wiedzieć kim jest Alysanne?- westchnęła Rory, zakładając kosmyk fioletowych włosów za ucho. - Musisz się jeszcze sporo nauczyć. Alysanne jest prawą ręką Pana Piekła. Kwestia prawdziwego władcy Piekła jest sporna. Wersji jest tyle, ile osób z którymi na ten temat rozmawiasz. Jedni mówią, że to Lucyfer rządzi, a Alysanne tylko z nim sypia. Inni natomiast twierdzą, że złotowłosa demonica rzuciła na Pana Piekła czar, dzięki czemu on jest tylko jej marionetką. Plotki głoszą, że Alysanne jest arbitrem, który jakimś cudem trafił do naszego wymiaru. W każdym razie nie można mówić tego głośno. Złotowłosa jest jednym z najsilniejszych demonów we wszystkich dziewięciu kręgach, a nawet poza nimi. Podobno potrafi przepowiadać przyszłość. Dlatego gdy tylko dowie się, że ktoś chce zdradzić Lucyfera, od razu mu to mówi. Kiedyś jeden z silniejszych demonów, przyboczny Pana Piekła został skazany za zdradę. Do samego końca twierdził, że nigdy czegoś takiego nie zrobił. Złotowłosa rzekła mu wtedy teraz nie, to prawda, ale za kilka lat będziesz przewodził buntowi przeciwko władcy. Alysanne rzekomo wszystko słyszy. Jakim sposobem? Nikt tego nie wie.
Fioletowowłosa demonica urwała, kiedy do pomieszczenia wszedł medyk.
- Powinnaś już iść, Rory. Muszę zrobić Scarlett kilka badań kontrolnych - oznajmił medyk.
- W porządku. Do zobaczenia, Black- rzuciła fioletowowłosa wychodząc.
Demon rzucił na Scarlett kilka zaklęć, obserwując jej reakcje. W międzyczasie sporządzał dokładne notatki.
- Niezwykłe - mruczał pod nosem, co jakiś czas medyk.- Jesteś zdrowa, panno Blackwood. Jeśli chodzi o rany zewnętrzne, sama widzisz wszystko doskonale. Obrażenia wewnętrzne zniknęły jakbyś w ogóle nie uczestniczyła w tamtej walce. Tak dla pewności zatrzymam cię tu jeszcze na kilka dni, ale to czysta formalność.
Drzwi do sali szpitalnej otworzyły się z głośnym hukiem. Dało się słyszeć kilka niewyszukanych przekleństw i do pomieszczenia wparowała grupa złożona z czterech demonów.
- To jest Scarlett Blackwood?- zapytał medyka ten z przodu.
- To jest miejsce, gdzie ranni dochodzą do siebie po ciężkich urazach. Nie możecie tu wchodzić, kiedy wam się spodoba, a już szczególnie w tak grubiański i głośny sposób- zauważył medyk z nieskrywaną złością. Wyglądało na to, że bardzo poważnie traktował swoją pracę, a każdy kto się nie stosował do jego zasad zasługiwał na reprymendę.
- Przepraszam za niewychowanie moich współpracowników- odezwała się znana już Skye demonica o karmelowych włosach. To ona zaprowadziła ją do stylistki i wbrew jej woli przeniosła na arenę.- Nie da się im niczego wytłumaczyć. Czy to jest Scarlett Blackwood?
- Owszem- odpowiedział medyk, a jego ton i spojrzenie nieco złagodniało.- Nie jestem pewien czy stan panny Blackwood pozwoli jej na długą podróż wgłąb dziewiątego kręgu. Wątpię, żeby już odzyskała pełnię sił.
- To są rozkazy z samej góry. Jeśli zabraknie jej sił, na pewno jej pomożemy. Dasz radę wstać, Blackwood?
- Raczej tak- odpowiedziała Scarlett, podnosząc się do pozycji siedzącej. Nie widziała sensu w stawianiu oporu. Przecież w takim stanie nie zaprowadziliby jej na arenę. Kiedy wstała, lekko zakręciło się jej w głowie. Podtrzymała się łóżka, a już po chwili świat przestał wirować. Podeszła do demonów. Okazało się, że na korytarzu stały kolejne trzy.
- O kurna, ona chodzi- wymsknęło się jednemu z demonów. W odpowiedzi został zgromiony wzrokiem przez demonicę o karmelowych włosach.
Przez całą drogę demony patrzyły na Skye z pewną rezerwą. Zerkali na nią ukradkiem, po cichu prowadząc ożywioną dyskusję. Najbardziej zaskoczyło Scarlett to, że utrzymywali dystans. Niezmiennie przez całą drogę nie zbliżali się do niej jakby się jej obawiali. To absurdalne, pomyślała. Jak demony mogłyby się bać nastolatki? Przypomniała sobie słowa Rory.
Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
Jej rozmyślania zostały przerwane przez demonicę o karmelowych włosach.
- Wejdź do środka. Tam czeka na ciebie ktoś, kto chce z tobą porozmawiać.
Scarlett momentalnie poczuła niepokój. Rozlał się on wewnątrz niej i nie zamierzał jej opuścić. Czuła, że ta rozmowa miała być istotna. Jednak nie była ani trochę przygotowana na to, co zastała w środku, za grubymi drzwiami. Pokój był nieduży. Ściany miały kremową barwę, a mniej więcej na środku stały jedyne meble, jakie znajdowały się w pomieszczeniu: kanapa, dwa fotele i stolik do kawy. Wszystko było utrzymane w jasnej, dość neutralnej tonacji. Na jednym z foteli siedziała złotowłosa demonica o ciemnych, intensywnie fioletowych oczach. Skye domyśliła się, kim ona była. Alysanne, prawa ręka Lucyfera.
- Witaj, Scarlett. Usiądź, proszę - powiedziała złotowłosa. Skye niepewnie usiadła w drugim fotelu. Potwornie się stresowała. Tyle plotek usłyszała tego dnia na temat rozmówczyni. Ze słów Rory wyłaniał się obraz nieczułej, bezwzględnej demonicy, która dba o dobro Piekła, niekoniecznie o indywidualne jednostki.- Nazywam się Alysanne, chociaż już pewnie o tym wiesz. Jak się czujesz?
- Dobrze- odpowiedziała krótko Scarlett.
- Zaskakująco szybko się regenerujesz. Pamiętasz zakończenie walki?
- Jak przez mgłę, ale trochę słyszałam o... Tym co się ze mną stało.
- Nie wątpię. Cały dziewiąty krąg o tobie mówi. Pewnie niewiele z tego rozumiesz i masz wiele pytań. Postaram ci się to wyjaśnić jak najbardziej klarownie. Nie chcę, żebyś była więźniem, ale jednocześnie nie mogę ci pozwolić opuścić Piekła. Potrzebujemy twojej pomocy.
Skye zmarszczyła brwi. Potrzebowali jej pomocy? Trudno było jej w to uwierzyć.
- Mojej?- spytała zaskoczona. - Dlaczego? Co ja mogę zrobić?
- Jeszcze nie znamy twoich możliwości, ale, jak pewnie zauważyłaś, masz niezwykłą moc. Zacznę od wyjaśnień. Jako dziecko umarłaś. Nie jesteś magiem krwi, jak do tej pory sądziłaś. Co się stało z tobą po śmierci, tego nie potrafię powiedzieć. Nawet dla mnie wiele rzeczy pozostaje zagadką. Nie wiem też czy trafiłaś do arbitra, ani gdzie cię przydzielił. Pewne jest to, że finalnie pojawiłaś się w Piekle. Lucyfer nie dał cię którejś rodzinie demonów na wychowanie, jak normalnie postępował w takich sytuacjach. Dał cię ludzkiej rodzinie, świeżemu małżeństwu z dwuletnim dzieckiem. Kobieta niedawno miała poród, ale jej drugie dziecko okazało się martwe. Demony zmodyfikowały ich wspomnienia, personelu szpitala również. Było z tym naprawdę wiele zachodu, ale w końcu się udało. Twoja niezwykła moc do tej pory się nie objawiała, bo sama ją zablokowałam.
Scarlett przypomniała sobie piwnicę Aloysa, to dziwne lustro, małżeństwo zabite przez Meletos. Poza tym ostatnim elementem opowieść demonicy składała się w jedną, logiczną całość. Lustro obudziło w niej uśpione zdolności i zapoczątkowało serię dziwnych zdarzeń, kiedy jej magia wymykała się spod kontroli. Jednak szybko jej myśli odpłynęły w innym kierunku. Ludzie, którzy ją wychowali wcale nie byli jej biologicznymi rodzicami. Ciężko było jej w to uwierzyć.
- Nie wiedzieliśmy czy aby na pewno ciebie dotyczyła przepowiednia. To były tylko środki bezpieczeństwa dla ciebie i bliskich.
- Jaka przepowiednia?- przerwała jej Skye.
- Masz zmienić dzieje światów. Opowiem ci o niej więcej innym razem. Nie chcę cię bombardować zbyt dużą ilością informacji za jednym razem. W każdym razie po incydencie na arenie nie mam najmniejszych wątpliwości, że dotyczy ona ciebie. Jak zauważyłaś, nie potrafisz jeszcze panować nad swoimi umiejętnościami. To jest kluczowa kwestia. Dzięki temu możesz uratować nawet tysiące istnień. Chcesz tego, prawda?
- Jasne, ale nie rozumiem w jaki sposób miałabym to zrobić.
- Spokojnie, wszystko ci wyjaśnimy. Na razie muszę wiedzieć czy chcesz współpracować. Nie musisz być więźniem. Mogłabyś swobodnie poruszać się po Piekle, rzecz jasna w stosownym towarzystwie. Nie chcemy, żeby coś ci się stało albo żebyś się zgubiła. Nie znasz tych obszarów, a Piekło potrafi być bardzo niebezpieczne dla nieświadomych tego istot. Co na to powiesz, Scarlett?- zapytała Alysanne łagodnie, patrząc się na nią niezwykłymi fioletowymi tęczówkami.
- Ja... Nie wiem. To wydaje się takie nierealne. Na czym konkretnie miałaby polegać współpraca?
- Póki co na nauce. Zadbamy, żebyś miała najlepszych nauczycieli. Powoli wprowadzę cię w sytuację panującą w różnych światach i będziesz na bieżąco informowana o nowościach. Później realnie zastanowimy się jak najlepiej wykorzystać twoje umiejętności. Jeszcze nie mamy sprecyzowanego planu. Sytuacja zmienia się dość dynamicznie. Mogę ci dać czas na podjęcie decyzji, jeśli tego potrzebujesz. Możesz też pytać o co zechcesz.
Skye zastanawiała się przez dłuższą chwilę. Mimo wszystko, umowa demonicy brzmiała uczciwie. W najbliższym czasie zmieniłoby to jej sytuację jedynie na lepsze. Jednak było kilka niedających jej spokoju kwestii.
- Co z moimi biologicznymi rodzicami? Zabiła ich Meletos?
- Tak- odpowiedziała szczerze złotowłosa. Scarlett przypomniała sobie tę okrutną scenę. Nienawidziła tej demonicy z całego serca.- Wiedz, że nie zawsze da się zapanować nad podwładnymi, szczególnie jeśli są to demony. Ja i Lucyfer staramy się jak możemy, lecz to nadal zbyt mało. Po twojej minie wnioskuję, że widziałaś ich śmierć. Gdzie? Oczywiście nie musisz mi tego mówić, jeśli nie chcesz. Nie będę nalegać.
- To żaden sekret. Kiedy uciekłam z grupą uczniów z płonącego Oxcross, trafiliśmy w dość bezludną okolicę. Nawet nie wiem, gdzie to dokładnie było. Dotarliśmy do olbrzymiej rezydencji, a w środku zastaliśmy jedynie Aloysa, jednego z uczniów z Oxcross. On jest dość... specyficzny, lekko mówiąc. W piwnicy willi miał przedziwne lustro. Prawdopodobnie ono odblokowało uśpione moce, ale jednocześnie pokazało mi... ten makabryczny widok.
W oczach demonicy pojawiła się ciekawość. Skye nie wiedziała, co o niej myśleć. Wydawała się miła i różniła się od opowieści Rory.
- Mogłabyś opowiedzieć mi o Aloysie coś więcej? Co rozumiesz przez określenie specyficzny?
- Na pierwszy rzut oka wyróżniają się nefrytowe szwy na twarzy i rękach oraz białe włosy. Do tego jest nieczuły na ból, bo wielokrotnie wyrywa sobie nici, a potem zastępuje je nowymi. Zachowuje się dość dziwnie jakby był oderwany od rzeczywistości, radosny niezależnie od sytuacji i tajemniczy. Nie udało nam się dowiedzieć, co robił w rezydencji, ale zachowywał się jakby był u siebie.
- Faktycznie ten Aloys jest dość specyficzny. O coś jeszcze chcesz zapytać?
Skye wbiła wzrok w blat stolika. Reakcja na pytanie, które chciała zadać, mogła być różna. Wzięła głęboki oddech. Musiała znać na nie odpowiedź nawet tę najgorszą, żeby podając ostateczną decyzję.
- Co jeśli się zgodzę, a później będę chciała się wycofać? Oczywiście nie zamierzam tego zrobić, ale...
- Nie musisz się tłumaczyć, Scarlett. Rozumiem twoje obawy. Niestety mogę ci dać równie enigmatyczną odpowiedź jak tę dotyczącą twojej pomocy. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość i z czym przyjdzie się nam zmierzyć. Wolałabym z tobą współpracować niż cię do tego zmuszać. Ale nie będę miała przed tym żadnych skrupułów, jeśli tego będzie wymagać sytuacja. Tyle?
- Tak. Na razie nie mam więcej pytań. Póki co mogę się zgodzić na współpracę. Nie zamierzam uciekać, ale jak sama powiedziałaś, przyszłość jest zagadką.
- Cieszę się, że doszłyśmy do porozumienia, Scarlett- oznajmiła Alysanne, uśmiechając się do niej ciepło.- Niebawem spotkasz się z Lucyferem i z jego pomocą poznasz całą obecną sytuację.
Skye wprost nie mogła się tego doczekać. Może powinna była odwlekać podjęcie ostatecznej decyzji w czasie, aby najpierw dowiedzieć się w jakie gówno się wplątała. Teraz było już na to za późno.
Pozostało jej czekać i zobaczyć, co przyniesie przyszłość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro