Prolog
Kobieta demon miała czarne, nieprzeniknionione oczy pozbawione białek, co bardzo kontrastowało z jej śnieżnobiałymi włosami. Z jej pleców sterczały duże, postrzępione na końcach, czarne skrzydła. Zwiewna, czarna szata powiewała za nią przy każdym kroku niczym obłok dymu, a na jej ramieniu siedział kruk. Spojrzała swoimi smolistymi oczami na niemowlę. Jej mimika pozbawiona była wszelkich emocji. Uniosła swoją, trupio bladą dłoń, zakończoną długimi niczym szpony paznokciami w kierunku dziecka.
- Mogę?- spytała rodziców dziewczynki. Matka dziecka spojrzała na męża niepewnie. Mężczyzna skinął głową i obdarzył żonę lekkim, pokrzepiającym uśmiechem. Kobieta demon podniosła dziecko ostrożnie na tyle, na ile pozwalały szpony.- Widzę mrok, krew, śmierć... tak dużo krwi, niemal czuję jej zapach, metaliczny posmak i nutkę...- kobieta demon wciągnęła mocno powietrze.- ... Bólu. Tak dużo bólu. Ta dziecinka wiele będzie musiała przejść. Zdrada, strata bliskich, a nawet rodziców...
- O czym ty mówisz stara wiedźmo?- przerwała jej przerażona matka dziecka.- Żyjemy i nie zamierzamy odchodzić z tego świata. Zostaw ją- poprosiła i wyciągnęła ręce w stronę demonicy, by dostać swoje dzieciątko.
- Ell, daj jej skończyć nic się nie stanie naszej małej Scarlett- próbował uspokoić ją mąż.
- Ach ci śmiertelnicy, boją się tego, czego nie znają, uważają nas za potwory, ale kiedy przychodzi śmierć, demon ją akceptuje, a człowiek zrobi wszystko, żeby przeżyć nawet, jeśli musiałby zabić setkę niewinnych ludzi. Zrobi to i wiele więcej dla życia, które jest tak krótkie i ulotne, że nie warto się go trzymać- powiedziała kobieta demon.
- A więc kim ona jest, czcigodna Meletos?- zapytał łagodnie ojciec niemowlęcia.
- Jest kimś, kogo jeszcze świat nie ujrzał, stworzeniem, które może wiele zmienić, ale nie wiadomo czy na dobre czy złe. Może zrobić wiele albo umrzeć. Wszystko zależy od jej wyborów.
- Zdradzisz, chociaż rasę, o czcigodna?
- Mag o krwi potężniejszej niż każdy, który jest na ziemi albo i pod nią. Silniejszej od zmarłych i nekromantów. Kto wie, może nawet od samej Elieli albo jest z nią na równi, jak Książę Ciemności. Chrońcie ją przed Radą i śmiertelnikami, aniołami, demonami i każdą istotą jaka się do niej zbliży. Nikt nie przejdzie koło takiej potęgi bez powodu, ani żadna istota nie oprze się temu, czym emanuje.
- Czyli, o czcigodna?
- Śmierć. Czuć od niej odór śmierci- powiedziała demonica, a w jej oczach zatańczył biały ogień. Rozległ się cichutki płacz dziecka, który szybko umilkł po usłyszeniu pęknięcia. Rodzice niedawno narodzonej córeczki spojrzeli w jej kierunku. Matka padła na kolana, oczy miała przeszklone od łez, a z ust wydobył się jej krzyk. Można by powiedzieć, że nieludzki. Ojciec zasłonił dłonią usta, żeby nie zwymiotować.
- D-d-dlaczego?- wydukał w końcu ojciec, patrząc na nieruchome już ciało swojego jedynego dziecka. Z piersi malutkiej Scarlett wypływała szkarłatna krew. Kobieta demon wyciągnęła swoje długie, wyglądające jak szpony paznokcie z ciałka dziecka. Oblizała je z okrutnym uśmiechem.
- Wyborne. Gdybym miała więcej czasu z pewnością nie zmarnowała bym świeżej krwi niewiniątka. Śmiertelniku zapamiętaj sobie- zwróciła się do ojca dziecka.- Nigdy nie ufaj demonom, a tym bardziej, gdy nie istnieje nic bardziej kuszącego jak krew niemowlęcia, nieskażonego złem.
- Ty potworze!- krzyknęła matka dziecka i rzuciła pierwszym, co miała pod ręką. Wazon rozbił się dokładnie cal od głowy demonicy.
- Zamierzałam zostawić was przy życiu, ale nigdy nie będę uciekać przed słabą śmiertelniczką- oznajmiła Meletos i upuściła dziecko, które z głośnym chrzęstem łamanych kości uderzyło o posadzkę. Niczym dzika bestia rzuciła się na matkę martwego już dziecka. W jej oczach znowu zatańczyły białe płomienie. Wbiła długie, przypominające szpony paznokcie w brzuch kobiety, która krzyknęła z bólu i opadła na posadzkę. Przyłożyła dłoń do rany na brzuchu i ujrzała krew. Nagle zaczęła się dusić i głośno kaszleć. Krople krwi skapywały z jej ust na posadzkę. Demonica złapała ją za gardło i podniosła nad ziemią. Drugim szponem już zamierzała zakończyć jej żywot, gdy ojciec dziecka rzucił nożem w jej głowę. Z rany zaczęła wypływać czarna, rzadka ciecz. Demonica obróciła się rozwścieczona w stronę mężczyzny. Upuściła jego ukochaną, która nie miała siły wstać i tylko zwijała się na posadzce z bólu. Kobieta demon rzuciła się na mężczyznę i zanim zdążył zareagować, wbiła mu szpony w gałki oczne. Mężczyzna wrzasnął przeraźliwie. Już nie wiadomo było czy kobieta, leżąca na ziemi dusi się własną krwią czy łzami. Demonica z okrutnym uśmiechem na twarzy wyciągnęła z jego oczodołów gałki oczne, a potem przekręciła jego głowę tak, że nienaturalnie patrzyła się za siebie. Kobieta demon cisnęła jego zwłokami o posadzkę z całej siły. Głowa mężczyzny patrzyła się idealnie w stronę jego żony pozbawionymi gałek ocznych, wypełnionych krwią oczodołami. Kobieta zamknęła oczy. Nie potrafiła patrzeć na swojego męża w tym stanie. Wokół niej zebrała się już całkiem pokaźnych rozmiarów kałuża krwi. Demonica podeszła do niej powolnym krokiem. Napawała się jej cierpieniem z każdą kolejną chwilą. Kucnęła koło niej, a matka dziecka wstrzymała oddech. Szpon demonicy wszedł w klatkę piersiową kobiety, rozszarpując ją i odsłaniając znajdujące się wewnątrz narządy. Szpon przesuwała coraz wyżej, rozpruwając kolejne narządy i rozcinając skórę z łatwością. Kobieta krzyczała przeraźliwie, błagała i modliła się aż do chwili, kiedy wreszcie opuściła ten świat.
- Mówiłam, że żadna istota nie przejdzie koło niej obojętnie- mruknęła demonica, a w jej szponach zatańczyły płomienie. Przejechała ręką po zasłonach, aż zajęły się ogniem, a potem podeszła do zmasakrowanych zwłok.- Szkoda, że nie zrobiłam tego za waszego życia- kobieta demon przyłożyła dłonie do głów swoich ofiar i poczekała aż się zapalą. Dopiero wtedy teleportowała się do Piekła, do ostatniego, dziewiątego kręgu, w którym mieszkał Lucyfer. Ujrzała wysokiego mężczyznę o czarnych, krótkich włosach i lekkim zaroście. Był bardzo przystojny. Można by powiedzieć, że wyglądał niemal śmiertelnie, gdyby nie ogromne, czarne skrzydła, rozłożone dzięki, czemu można było je podziwiać w całej okazałości i oczy czerwone, pozbawione białek, koloru świeżej krwi. Diabeł, widząc demonicę odesłał rudowłosą służącą.
- Wzywałeś mnie, panie- powiedziała demonica skłaniając lekko głowę.
- Nie spełniłaś moich rozkazów Meletos. Mówiłem, żebyś tylko ich nastraszyła, była swego rodzaju wyrocznią, zjawą, która rozkaże to dziecko ofiarować Piekłu. Takie dzieci zjawiają się raz na kilka setek lat, a ty wszystko zaprzepaściłaś. Znasz zasady Piekła i hierarchii?
- Tak, panie- odpowiedziała potulnie.
- A więc je przypomnij, bo najwidoczniej o nich zapomniałaś- nakazał Lucyfer.
- Im trudniejsze życie ma zmarły, tym wyższą rangę Kręgu Piekielnego zdobędzie. Wpływa na to również powód śmierci- wyrecytowała Meletos.
- A czego mogło doświadczyć dziecko skoro urodziło się kilka miesięcy temu? Madczynej miłości- syknął Lucyfer, jakby ostatnie słowa były najokrutniejszymi, jakie kiedykolwiek powiedział.- Tylko jedna rzecz mogła to zmienić. Zabicie przez ukochaną osobę, członka rodziny. A ty to wszystko zaprzepaściłaś dla swojego honoru. Eshell przynieś ją- zawołał asystentkę. Do pomieszczenia weszła bardzo atrakcyjna blondynka o błękitnych oczach. Z jej pleców również wyrastały czarne skrzydła, jednak nie dorównywała one nawet w najmniejszym stopniu tym Lucyfera. Na rękach niosła dziecko, które było znane demonicy. Aż jej ślinka ciekła na wspomnienie tej przepysznej krwi.
- Nie waż się jej nigdy więcej tknąć lub zranić. Zostajesz degradowana do Piątego Kręgu.
- Tak, panie- skłoniła się demonica i rozpłynęła w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko obłok czarnej mgły.
- I co ja teraz z tobą zrobię, Skye?
~~~~~
Hejka
To jest moja pierwsza opublikowana książka na wattpadzie. Będę wdzięczna za opinie i pokazanie błędów. Codziennie będę publikować jeden rozdział. Mam nadzieję, że komuś się to spodoba
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro