Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 44 cz.2

Andrea weszła do centrum handlowego. Cieszyła się, że w końcu miała czas na tę drobną przyjemność. Ostatnio klienci nie dawali jej ani chwili spokoju. Ciągle tylko chcieli informacji na taki albo siaki temat. Zgadzała się na tylko te pilne sprawy od istotniejszych klientów, a i tak miała pełno pracy. Zakupy też były jej częścią. W końcu kamuflaż to podstawa. Póki była dyskretna i skuteczna, nie miała się o co martwić.

Weszła do pierwszego sklepu z jej niewidzialnej listy. Wybrała kilka rzeczy, udała się do przymierzalni, a później do kasy. Nie przykładała zbyt wielkiej wagi do kupionych ubrań. Grunt, żeby pasowały rozmiarem i podobały się jej choć odrobinę. Na pewno je wykorzysta. Jeśli nie prywatnie, to podczas spotkania z klientem. W podobny sposób odwiedziła jeszcze dwa sklepy, w efekcie czego miała cztery wypchane po brzegi torby. Postanowiła odwiedzić kawiarnię, w której można było zjeść przepyszne ciasta. Właścicielka sama je robiła. Andrea zawsze odwiedzała to miejsce, kiedy była w tej galerii.

Tak też zrobiła i tym razem, wchodząc do niedużej kawiarni. Nie wyróżniała się ona niczym niezwykłym, przynajmniej z wyglądu. Była utrzymana w jasnych, neutralnych kolorach. Andrea podeszła do kasy i jej spojrzenie automatycznie powędrowało w kierunku wystawy wypieków. Po krótkim namyśle zamówiła kawę i sernik na zimno. Usiadła przy stoliku, który stał trochę na uboczu. Dzięki temu nie była za bardzo na widoku. Jej klienci twierdzili, że była przewrażliwiona na punkcie dyskrecji. Ona jednak uważała to za zwykłą ostrożność połączoną z przezornością.

Kelnerka przyniosła zamówienie. Podziękowała jej i zajęła się jedzeniem. Ciasto po raz kolejny było pyszne. Aż zaczęła się zastanawiać nad zamówieniem kolejnego kawałka. Zbeształa się w myślach. Przecież miała być na diecie. Ale jak tu być na diecie mając dostęp do takich pyszności? Ostatecznie skusiła się na dokładkę. Najwyżej spali dodatkowe kalorie później podczas biegania.

Odpoczynek przerwał jej sygnał myślowy. Jakiś klient próbował się skontaktować. Westchnęła i z iście męczeńską miną poszła do damskiej toalety. Na szczęście nikogo w środku nie spotkała. Zamknęła drzwi zaklęciem. Wybrała kilka dopiero co kupionych rzeczy i je ubrała. Miała na sobie krótki top, spodnie z wysokim stanem oraz marynarkę. Na koniec ubrała duże czarne okulary i perukę. Jeszcze raz otaksowała wzrokiem swoje odbicie. Teraz już jestem gotowa, pomyślała.

Rzuciła zaklęcie i w lustrze zobaczyła swoją najważniejszą klientkę. Złotowłosa demonica uniosła lekko kąciki ust z wyraźnym rozbawieniem. Andrea przewróciła oczami. Nie rozumiała, czemu wszyscy tak reagowali. Każdy wiedział, że się przebierała, żeby ukryć swoją tożsamość. Skoro chciała tak robić, nic im do tego, a jednak wszyscy reagowali na to z pewnym rozbawieniem lub pobłażaniem. Dla dobra firmy nie mogła obrażać klientów i wdawać się z nimi w kłótnię. To nie byłoby profesjonalne.

- Nie mam pojęcia, po co ci te peruki i stroje. Przecież i tak znam twoją tożsamość, Andreo- powiedziała Alysanne, patrząc na nią ze szklanej powierzchni lustra.

- Prosiłam, żebyś używała imienia Polly, jak wszyscy klienci- zauważyła demonica. Niestety kiedyś przez przypadek prawa ręka Lucyfera poznała jej tożsamość. Od tego czasu starała się być znacznie ostrożniejsza. Żaden inny klient się tego nie dowiedział, z tego co jej było wiadomo.- Czego potrzebujesz?

Wolała przejść do rzeczy, a nie wdawać się w bezsensowne rozmowy. Miała dzisiaj mnóstwo rzeczy do zrobienia, a zapowiadało się na coś poważnego i czasochłonnego. Inaczej Alysanne nie rozmawiałaby z nią osobiście.

- Informacji o pewnej enigmatycznej istocie. Uprzedzam, iż może być to trudne, a nawet niewykonalne zadanie. Próbowałam sama się czegoś dowiedzieć, ale na nic nie trafiłam.

- Jestem informatorką od lat. Taką mam pracę. Na pewno coś znajdę. Powiedz mi, kogo mam sprawdzić.

- Panią w czerwieni- odpowiedziała złotowłosa, a Andrea zmarszczyła lekko brwi. Wcześniej o kimś takim nie słyszała.

- Kto to?

- Wiem o niej bardzo niewiele.

Andrea postanowiła przejąć pałeczkę. Zapyta o wszystko, czego potrzebuje.

- Zacznij od podstawowej informacji. Jaki gatunek?

- Ciężko powiedzieć. Na pewno jej moc jest niezwykła. Może nawet jedyna w swoim rodzaju.

Zlecenie naprawdę źle się zapowiadało. Jak można było nie wiedzieć chociażby gatunku? Andrea nie lubiła nie wiedzieć, jaką moc i wpływy posiada sprawdzana przez nią osoba. Niewiedza zwiększała ryzyko.

- Miejsce zamieszkania albo pobytu?

- Nieznane.

- Przybliżona ilość lat?

- Całe tysiące. Nie potrafię określić jej wieku z większą dokładnością.

Tysiące?! Andrea nawet nie próbowała ukryć zaskoczenia. Czym w takim razie musiała być ta pani w czerwieni, że żyła tyle lat? Demonica po raz pierwszy od dawna zaczęła się zastanawiać nad odrzuceniem zlecenia. Lepiej nie zadzierać z kimś tak doświadczonym.

- A imię i nazwisko? Rozumiem, że nazywają ją panią w czerwieni, ale jakieś musi posiadać.

- Nie wiem. Zdaję sobie sprawę z tego jak mało o niej wiadomo, ale stawką jest los całego świata.

- Żartujesz sobie?- parsknęła śmiechem Andrea. Alysanne nie wydawała się rozbawiona. Była aż zbyt poważna. Demonica uświadomiła sobie, że nigdy nie słyszała żartu z ust prawej ręki Pana Piekła. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? Próbowała sobie to wmówić, żeby nie uświadamiać sobie jak wielka spoczywała na niej odpowiedzialność.

- Chciałabym, ale muszę wiedzieć jak najwięcej o wrogu, z którym niedługo przyjdzie nam się zmierzyć. Przyjmujesz zlecenie, Polly? Zapłacę ci milion, jeśli dowiesz się czegoś, co nam pomoże. Jeśli nie zdołasz nic znaleźć, zapłacę ci podwójną, zwykłą stawkę.

Andrea wpatrywała się w złotowłosą z zaskoczeniem. Okrągły milion za informacje?! Nikt wcześniej nie proponował jej takiej sumy. Przez całe swoje życie nie uzbierała tyle pieniędzy. Kusiło ją, aby się zgodzić. W razie niepowodzenia przecież nic nie straci. Podwójna, zwykła stawka też jest w porządku.

- Zgadzam się. Będę cię informować na bieżąco o postępach.

- Dziękuję, Polly.

Andrea skinęła głową i zakończyła rozmowę. Dopiero teraz doszło do niej, na co się zgodziła. Będzie szukać ducha. Kompletnie nic o tej pani w czerwieni nie wiedziała. Jak miała ją znaleźć skoro znała tylko ten przydomek? Osiągnięcie celu w takiej sytuacji graniczyło z cudem.

W końcu uznała, że przynajmniej spróbuje. Może nic nie znajdzie, ale będzie mogła z czystym sumieniem stwierdzić, że próbowała. Milion był bardzo kuszącą perspektywą. Tyle mogłaby za tę sumę kupić. Zbeształa się w myślach za wyobrażanie sobie luksusowych wakacji nad morzem. Plaża, leżak, turkusowa woda i wyborne drinki. Dość, powiedziała sobie stanowczo. Najpierw musiała znaleźć informacje o pani w czerwieni.

Nie miała pojęcia jak się do tego zabrać. Musiała znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Cokolwiek od czego mogłaby zacząć. Skoro pani w czerwieni miała tysiące lat, musiała zapisać się gdzieś w historii. Być może bardzo odległej. Kto znał historię lepiej niż Stuart? Odpowiedź była aż nazbyt oczywista. Nikt.

Andrea przeteleportowała się do biblioteki. Znajdowała się ona pod Piekłem, ale wysoko nad Przeklętymi. Była odcięta od innych światów. Jedynym sposobem, żeby się tam dostać była teleportacja, a mogły to zrobić tylko istoty, które już to miejsce odwiedziły. W efekcie zaledwie garstka osób tam przychodziła, co wcale nie przeszkadzało Stuartowi.

Demonica rozejrzała się. Nic się nie zmieniło od jej poprzedniej wizyty. Pomieszczenia biblioteki były wyjątkowo niskie i tworzyły istny labirynt. Głowę Andrei od zderzenia z sufitem dzieliły centymetry, chociaż nie należała do osób wysokich. Określiłaby swój wzrost jako średni.

Dodatkowo malutkie pomieszczenia były kiepsko oświetlone. Demonica nienawidziła tych małych, starodawnych, świecących na żółto lampek. Była pewna, że bez własnego światła już dawno zniszczyłaby sobie wzrok. Na szczęście miała do dyspozycji magię.

Kolejnym, bardzo widocznym ewenementem były malutkie krzesła. Zupełnie jakby przyniesiono je z jakiegoś przedszkola. Siedzenie na nich przez dłuższy czas było arcy niewygodne. Krótko mówiąc, biblioteka raczej nie przyciągała gości, tylko ich odstraszała. Jednak zawierała księgi, których nigdzie indziej nie można było dostać i miała uosobioną skarbnicę wiedzy w postaci właściciela.

Akurat gdy o nim pomyślała, Stuart pojawił się kilka metrów przed nią. Mogłaby przysiąc, że ułamek sekundy wcześniej go tam nie było. Zawsze pojawiał się znikąd. Właściciel biblioteki był nadzwyczaj niski, dlatego też dostosował pomieszczenia do swoich standardów. Sięgał Andrei zaledwie do pasa. Miał siwe włosy niestarannie ukryte pod zielonym melonikiem, odstawały mu gdzie tylko się dało. Jego twarz była mocno naznaczona zmarszczkami i nosił gęstą, siwą brodę. Ubrany był w antyczny garnitur z zieloną muszką.

- Cześć Stuart- powiedziała Andrea. Niski człowieczek skłonił się na powitanie. Demonica postanowiła tym razem zrezygnować z próby wyperswadowania mu tego nawyku.

- Usiądź, panienko Andreo. W czym mogę pomóc?

Demonica obrzuciła nienawistnym spojrzeniem dwa niskie krzesełka i równie niski stoliczek. Usiadła z niechęcią, splatając palce przed sobą w częstym dla niej nawyku. Teraz byli na tej samej wysokości.

- Słyszałeś o pani w czerwieni?

Stuart pokręcił przecząco głową. Andrea poczuła rozczarowanie, ale była przygotowana na taką odpowiedź. W końcu nie bez powodu Alysanne niczego nie znalazła. Choć demonica nie miała pewności czy prawa ręka Lucyfera fatygowała się w tak odległe i osobliwe miejsce.

- W żadnej z ksiąg należącej do mojego zbioru nie spotkałem się z tym terminem.

- W takim razie przynieś mi księgi o... Historii świata nadnaturalnego.

- W jakim przedziale czasowym?

Andrea zastanawiała się nad odpowiedzią. Miała potwornie mało informacji.

- Alysanne?- przesłała myśl demonica. Zazwyczaj nie stosowała komunikacji myślowej, ale nadzwyczajna sytuacja wymagała nadzwyczajnych środków.

- Tak, Polly?

- Ile tysięcy lat może mieć w przybliżeniu poszukiwana?

- Ciężko określić, ale szukałabym w czasach przed zawarciem traktatu pokojowego.

- Dzięki.

- Od dziesięciu tysięcy lat wstecz do czasu powstania- odparła Andrea.

Stuart w żaden sposób nie skomentował tak obszernego przedziału czasowego. Zniknął w głębi niskich korytarzy. Demonica wyczarowała sobie kulę światła. Od razu lepiej, pomyślała.

Po kilku minutach wrócił niski człowieczek, niosąc stosik ksiąg. Andrea nie łudziła się, że to było wszystko. To był dopiero malutki zalążek tysięcy lat burzliwej historii. Wzięła ostrożnie stare tomy i położyła je na stoliczku. Westchnęła ciężko. Nawet nie wiedziała, czego powinna szukać. Podsumowała wszystko, co powiedziała jej Alysanne. Ma tysiące lat i niezwykłą moc. To jest to!

- Alysanne? Muszę ci po raz kolejny przeszkodzić.

- Nie przeszkadzasz. Pytaj, o co zechcesz. Tylko nie wiem czy będę w stanie odpowiedzieć.

- Wspomniałaś o niezwykłej mocy. Możesz to sprecyzować?

- Podejrzewam, że jest mutantem, a właściwie ich królową. Potrafi rządzić nimi jak marionetkami. Określa się mianem pierwszego mutanta. Jest z nich wszystkich najsilniejsza. Nie potrafię powiedzieć nic więcej.

Andrea podziękowała. Oparła brodę na splecionych palcach. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach, próbując znaleźć jakiekolwiek kryterium poszukiwań. Bezmyślne kartkowanie archaicznych, przeraźliwie grubych ksiąg nie miało sensu. Nagle ją olśniło. Mutanty zostały stworzone w laboratorium, bardziej lub mniej prymitywnym. Musiała szukać wzmianek o eksperymentach.

Z nowym entuzjazmem zabrała się do pracy. Wzięła pierwszy opasły tom. Z ulgą zauważyła spis treści. W międzyczasie przyszedł Stuart z kolejną kolumną ksiąg. Andrea przeleciała wzrokiem linijki spisu treści. Znalazła dział zatytułowany: stworzenie magów krwi. Postanowiła tam zajrzeć. Może pani w czerwieni była nieudaną próbą z tamtego okresu? Demonica była wstrząśnięta myślą, iż ktokolwiek mógłby aż tyle żyć. Postanowiła odrzucić własne zdanie i skupić się na treści. Nie było to wcale takie łatwe. Pożółkłe stronice były zapisane małym druczkiem w pradawnym języku. Na szczęście Andrea znała odpowiedni przekład na jak najbardziej współczesny język.

Po pewnym czasie zaczęła się wiercić na krześle przystosowanym dla przedszkolaków. Było małe i piekielnie twarde. Powinna kiedyś kupić sobie wygodną pufę i poprosić Stuarta, żeby trzymał ją schowaną i wyciągał tylko dla niej. Ciekawe czy by się na to zgodził. Biorąc pod uwagę jego staromodne podejście, pufa byłaby zbyt ekstrawagancka.

Skarciła się w myślach za to, że odbiegała od właściwego tematu. Zamknęła księgę. Nic ważnego w niej nie znalazła. Tom traktował tylko o pierwszych magach krwi oraz pogłoskach dotyczących ich stworzenia. Bowiem tajemnica ich stworzenia dalej pozostała nieodkryta. Do niedawna żył jeszcze jeden stwórca, Stolas, ale obecnie sekret umarł wraz z nim. Dużo stron autor poświęcił też różnym, złowrogim rytuałom. Pierwotnie magowie krwi słynęli z wykorzystywania krwi w skomplikowanych rytuałach. Bardzo często ta krew nie była ich własną. Właściwie w dziewięciu na dziesięć przypadkach. W taki właśnie sposób zasłużyli na swoją niepochlebną reputację i trzy tysiące lat aktywnych prób wytępienia. Jak wiadomo, nie udało się tego osiągnąć. Początkowo mieli być bronią demonów, ale się zbuntowali. Zaczęli ukrywać się wśród ludzi i zakładać z nimi rodziny. Krew się zmieszała i nie sposób było ich wszystkich wytropić. Dwa tysiące lat później inne istoty nadnaturalne zrozumiały, że moc płynąca w żyłach magów krwi robi się coraz słabsza. Postanowili zaprzestać eksterminacji. Pozwolili im normalnie żyć w światach nadnaturalnych lub ludzkich krainach, ale nie nadano im praw jako osobny gatunek. Dlatego też nie posiadali własnego reprezentanta w Radzie.

Andrea przejrzała jeszcze kilka ksiąg. Oczywiście dość pobieżnie i szukając interesujących ją ogólników. Znalazła jedynie przypadek, w którym rzekomo obłąkany mag krwi założył dom dziecka i robił na swoich podopiecznych okropne eksperymenty. Jednak budynek spłonął po kilku latach z wszystkimi mieszkańcami w środku. Nikt nie mógł przeżyć tego pożaru.

- Już wystarczy- oznajmiła demonica. Niski człowieczek, który przez cały czas kursował pomiędzy regałami, a stolikiem usiadł na drugim krzesełku.- Znasz zawartość tych ksiąg?

- Oczywiście, panienko.

- W której z nich w takim razie mogłabym znaleźć coś na temat eksperymentów? Jakaś mniej lub bardziej udana próba stworzenia nowego gatunku albo broni.

Stuart wskazał jej siedem tomów. Andrea westchnęła ciężko. Przecież w tej bibliotece były jeszcze dziesiątki ksiąg. Nigdy niczego nie znajdzie. Chyba powinna pożegnać się z tym milionem. Szkoda, przecież miała tyle pomysłów na wydanie takiej sumy. Mimo wszystko zajrzała do wskazanych ksiąg. Przeglądała je, w pewnym momencie bardziej automatycznie, nie zwracając większej uwagi na treść. Jej umysł miał już dość. Oczy kleiły się ze zmęczenia, a tłumaczenie szło jej coraz wolniej. Obawiała się, że w takim tempie mogłaby zostać w tym małym pomieszczeniu aż w całości pokryje ją kurz. Będzie tak znużona treścią, że nawet nie zauważy, kiedy przemieni się w zakurzony posąg. Stuart uzna ją pewnie za prezent i zatrzyma ją sobie w głębi biblioteki, a ona już nigdy stąd nie wyjdzie. Perspektywa spędzenia reszty życia w otoczeniu starych ksiąg i okropnych, żółtych lampek była przerażająca.

W chwili, gdy doszczętnie straciła nadzieję, coś znalazła. Początkowo wydawało jej się, że to w niczym nie pomoże. Kolejna księga opowiadająca o nieżyjącym od tysięcy lat władcy. Podboje, wojny, krótkotrwałe rozejmy i tym podobne sytuacje. Całą swoją siłą woli zmusiła się, żeby kontynuować czytanie i znalazła coś, co ją zainteresowało. To mógł być ślepy trop, zdanie nieposiadające pokrycia w rzeczywistych czynach.

Król próbował znaleźć unikalną broń. Sprowadzał na zamek licznych ludzi uczonych i handlarzy.

Wodziła wzrokiem po linijkach tekstu, a jej ciekawość osiągnęła punkt kulminacyjny.

Córka króla nazywała się Richerie. Słynęła na dworze z wystawnych, czerwonych sukni.

Czy to był przypadek? Demonica nie wierzyła w przypadki. Zerwała się z miejsca. Stuart spojrzał na nią z ciekawością. Pewnie zdziwił go jej entuzjazm po tych kilku godzinach, podczas których omal nie zasnęła.

- Dziękuję za dostęp do twoich wspaniałych zbiorów, Stuarcie. Mogę pożyczyć tę księgę?

Niski człowieczek po chwili chwili wahania przytaknął. Andrea nie zwlekając dłużej, natychmiast się teleportowała do swojego mieszkania. Zapaliła światła i usiadła na wygodnej sofie. Zdecydowanie wolała warunki panujące w jej domu niż w bibliotece Stuarta. Dała się pochłonąć lekturze. Postanowiła przeczytać cały dział mówiący o tym królu.

Kiedy skończyła, nie potrafiła powiedzieć ile czasu jej to zajęło. Nie sprawdzała godziny od teleportacji z centrum handlowego. Na zewnątrz zaczynało świtać. Była nieco rozczarowana. Podczas tych kilkunastu stron znalazła tylko dwie wzmianki o Richerie. Pierwsza to była ta odkryta w bibliotece. Druga dotyczyła jej śmierci podczas ataku na zamek.

W dodatku jej ojciec, król nie znalazł unikalnej broni. Porzucił poszukiwania na rzecz grupy, a właściwie armii płatnych najemników. Wcześniej posunął się nawet do sprowadzenia sierot z podbitych ziem na dwór. W tamtych czasach krążyły plotki o straszliwych eksperymentach na biednych sierotach, chociaż nigdy oficjalnie tej informacji nie potwierdzono.

Andrea wysunęła pewne wnioski. Pani w czerwieni była Richerie albo jedną z sierot, biorących udział w eksperymentach. Obie opcje były równie prawdopodobne.

Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Zmarszczyła brwi z zaskoczenia. Kto mógł chcieć do niej przyjść o wschodzie słońca? Odpowiedź była zaskakująco prosta. Jej przyjaciółka po raz kolejny pokłóciła się z chłopakiem. Już kilka razy przychodziła do niej o egzotycznych godzinach, chociaż teraz przeszła samą siebie.

Demonica podeszła do drzwi i otworzyła je magią. Zdziwiła się, gdy nie zobaczyła swojej przyjaciółki. Za drzwiami nie było nikogo. Dziwne, pomyślała. Zanim zdążyła zareagować poczuła promieniujący ból gdzieś w dolnej części pleców oraz brzuchu. Spojrzała w dół i zamarła na widok powiększającej się plamy krwi i złowrogo lśniącego ostrza wystającego z jej ciała. Chciała uciekać albo się bronić, ale nie zdążyła zrobić żadnej z tych rzeczy. Poczuła kolejne uderzenie i ogarnęła ją aksamitna ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro