Rozdział 17 cz.2
Sally na każdym kroku spotykała się z nieprzychylnymi spojrzeniami i przyciszonymi rozmowami na jej temat. Niektórzy wytykali ją też palcami. Raz nawet dziecko głośno spytało się mamy, czy to jest Cień, wskazując ją lizakiem. Matka z widocznym strachem uciszyła malucha, wzięła go na ręce i pośpiesznie się oddaliła. Tak teraz wyglądał jej kontakt z innymi mieszkańcami. Reakcje na jej widok były różne. Zdecydowana większość uciekała, a ci bardziej śmiali obrażali ją. Feyra starała się to ignorować, ale coraz częściej miała ochotę opuścić to miasteczko raz na zawsze. Od zawsze było jej domem. Teraz czuła się w nim jak intruz lub co najmniej niechciany gość.
- O patrzcie!- powiedziała głośno staruszka zupełnie jakby czytała jej w myślach.- Oto morderczyni, Cień, który zabił mojego biednego syna! Obyś zginęła w męczarniach!
Sally w milczeniu minęła staruszkę, ale kobieta na tym nie poprzestała. Wykrzykiwała za nią obelgi, a inni przechodnie po prostu się temu przyglądali. Niektórzy, co odważniejsi, nawet przyłączali się do staruszki.
Feyra miała dość. Była wściekła. Czy ci ludzie naprawdę myśleli, że jej to sprawiało przyjemność? Gdyby miała wybór, nigdy nie zabiłaby tyle osób. Z powodu targających ją emocji nawet nie zauważyła, że na kogoś wpadła. Gdy uniosła wzrok, zobaczyła Cole'a. Czemu akurat on?, pytała w myślach. Był jej przyjacielem, ale nie łudziła się, że zaakceptuje to kim była. Od czasu, kiedy prawda wyszła na jaw, unikała go jak ognia. Obelgi od kiedyś miłych starszych ludzi, których znała zaledwie z widzenia, bolały. Wiedziała, że od przyjaciela będzie znacznie gorzej.
- Unikasz mnie- bardziej stwierdził niż zapytał Cole oskarżycielskim tonem.- Skończyłaś też pracować u LL.
- Tak, ja... Przepraszam za wszystko. Rozumiem, jeśli skreślisz mnie jak reszta miasta i nie będę miała ci tego za złe.
- Byliśmy przyjaciółmi, tak? Ej, Sally, spójrz na mnie.
Feyra niechętnie uniosła wzrok. Spodziewała się zobaczyć nienawiść, złość, a przynajmniej odrazę, co wcale nie znaczyło, że tego chciała. Zamiast tego ciemnowłosy wydawał się dziwnie spokojny.
- Rozumiem, że nie miałaś wyboru. To działa trochę jak wampiryzm tylko nie pijesz krwi. Też jestem ci winien wyjaśnienia.
- W jakiej sprawie? Przecież to ja cię okłamywałam i po cichu zabijałam mieszkańców miasteczka. Jestem potworem.
- Wcale nie. Robisz tylko to, co konieczne, żeby przeżyć. Ja też przed tobą coś ukrywałem. Domyślałem się, że jesteś Cieniem, ale nie miałem pewności.
Sally spojrzała na niego zaskoczona. Cole o wszystkim wiedział?! Dlaczego w takim razie się z nią zadawał i zachował to w tajemnicy?
- Co? Ale... Jak to?
- Kiedyś prowadziłem własne dochodzenie w sprawie Cienia. Obserwowałem różnych mieszkańców, nawet zebrałem trochę informacji, a mimo tego nie potrafiłem powiedzieć, kto nim jest. Dopiero po dłuższym czasie coś sobie uświadomiłem. Nie brałem cię pod uwagę. Nic dziwnego, że nie zdołałem znaleźć Cienia. Później zacząłem cię obserwować i wszystko stało się jasne.
- Od kiedy wiesz?
- Od dwóch, prawie trzech lat.
- I naprawdę nic z tą wiedzą nie zrobiłeś? Mogłeś ocalić tyle istnień i zakończyć tą całą aurę podejrzeń wobec innych mieszkańców. Dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Bo wtedy by cię zabili, ewentualnie wygnali, ale to raczej mało prawdopodobne. Nigdy więcej bym cię nie zobaczył.
Cole zrobił krok w jej stronę. Feyra przeczuwała, co chciał zrobić i odsunęła się trochę. Nigdy nie myślała o nim w ten sposób. Był tylko dobrym znajomym, później przyjacielem. Nikim więcej.
- Cole... Ja...
- Nic nie mów, tylko mnie posłuchaj. Od dawna się do tego zbierałem. Kocham cię, Sally. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Wiem, że to brzmi idiotycznie, ale taka jest prawda. Pamiętasz jak ci się oświadczyłem?
Feyra wątpiła, by kiedykolwiek o tym zapomniała, ale byli wtedy dziećmi. Mieli siedem, maksymalnie osiem lat. Cole ukradł pierścionek swojej babci i oświadczył się jej, a później bardzo chamsko mu odmówiła. Jako dziecko zdecydowanie była zbyt bezczelna. Do dzisiaj, kiedy o tym myślała, było jej głupio. Nagadała mu tak, że aż się popłakał i uciekł.
- Nie przypominaj mi. Byłam okropną zołzą. Dalej nie wiem, dlaczego chciałeś mi się wtedy oświadczyć. Byłam bardzo nieznośna.
Cole zaśmiał się lekko na te słowa, a Sally zauważyła, że dystans między nimi się zmniejsza.
- Niestety nie mogę zaprzeczyć, ale już wtedy widziałem w tobie coś wyjątkowego.
Cole schylił się, żeby ją pocałować, a Sally się odsunęła.
- Przepraszam, ale nie czuję tego samego. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Prawda?
- Nie potrafiłbym się trzymać z daleka, co nie oznacza, że bycie tylko przyjacielem po tym, co ci powiedziałem, będzie dla mnie łatwe. Po raz kolejny mnie odrzuciłeś.
- Przepraszam- powtórzyła młoda feyra z zakłopotaniem. Po prostu nie czuła tego samego.- Pójdę już.
- Tylko mnie nie unikaj. Zapomnijmy o tym i niech będzie tak jak wcześniej. Przyjaźń?
- Przyjaźń. Do zobaczenia później. Muszę iść do Veeny.
- Jesteś teraz członkiem straży Samozwańczej Królowej?- spytał Cole.
- Coś w tym rodzaju.
Sally uśmiechnęła się przepraszająco i poszła do ratusza, gdzie obecnie pomieszkiwała Czerwona Królowa i jej straż. Z jednej strony ulżyło jej, a z drugiej wiedziała, że przynajmniej przez jakiś czas jej relacja z Cole'em będzie dość napięta. Przecież nikt nie potrafił się odkochać od razu.
- Nareszcie- ucieszyła się Veena na jej widok.- Dzisiaj będzie spotkanie mojej rady. Czas iść naprzód, nie sądzisz?
- Zależy jaki krok naprzód masz na myśli, Wasza Dobroć.
Ten tytuł niezmiernie irytował Sally, ale Czerwona Królowa naprawdę wiele dla niej zrobiła. Uratowała jej życie i dała szansę na nowe, już nie jako cichy morderca o pseudonimie Cień.
- Dowiesz się wszystkiego na spotkaniu, moja droga. Teraz muszę iść.
Veena oddaliła się i zaczęła besztać kilku podwładnych.
- Spotkanie nie miało być tutaj- zauważyła Samozwańcza Królowa.- Tylko na niższym piętrze w sali konferencyjnej. Naprawcie to.
- Ale... Wasza Dobroć. Tamta sala jest zajęta. Tak przekazał nam ktoś z rady miasta- podwładny podrapał się po głowie z zakłopotaniem.- Nie pamiętam nazwiska. Był bardzo głośny i...
LL oczywiście- pomyślała feyra. Któż inny urządzałby awanturę z byle powodu?
- Lenny Lennox, tak?- weszła mu w słowo Sally.
- Tak, właśnie on.
- Znasz go, mój Szkarłatny Cieniu?
- Był moim szefem. Nie wiem jakie stanowisko zajmuje, ale twierdzi, że jest bardzo ważne i w radzie miasta. To całkiem prawdopodobne, że ma inne plany niż cała reszta. Jest dość... Specyficzny.
- Specyficzny, mówisz? Opowiedz mi o nim coś więcej, Sally- nakazała Veena przyjaznym tonem.
- Dużo krzyczy, ale przeważnie to dlatego że nie ma dobrych argumentów. Jest uparty, ale przekonanie go nie jest trudne.
- Lenny Lennox upiera się, że sala konferencyjna będzie zajęta o tej godzinie, kiedy chcesz zorganizować spotkanie rady, Wasza Dobroć- oznajmił kolejny podwładny, który dopiero co przyszedł z dołu. Był śmiertelnie poważny, szczególnie mówiąc jej tytuł. Młoda feyra zastanawiała się skąd ich wzięła Samozwańcza Królowa.
- Zrób coś z tym, Sally- poprosiła Czerwona Królowa tonem nie znoszącym sprzeciwu z nutką uprzejmości, czyli w gruncie rzeczy jej normalnym tonem.
Feyra skinęła głową i poszła na dolne piętro. LL pieklił się przed wejściem do sali konferencyjnej, jednocześnie zagradzając przejście podwładnym królowej.
- Nie wejdziecie tam! Dzisiaj ta sala jest zajmowana przez radę miasta i guzik mnie obchodzi, co mówi wasza farbowana królowa!
- Ale...- zaczął podwładny pojednawczym tonem.
- Ja się tym zajmę- mruknęła do niego Sally, tak że tylko on ją usłyszał. Z wdzięcznością skinął głową i pośpiesznie się oddalił.
Na twarzy Lennoxa zaczął się malować strach, co było dla Sally niezwykłe. Nigdy nie widziała, żeby jej były szef się czegokolwiek bał.
- A ty co tutaj robisz, morderczyni od siedmiu boleści?! Żyjesz tylko dzięki tej cholernej, farbowanej "królowej"!
Sally celowo nie odpowiedziała na wykrzyczane przez niego pytania. LL krzyczał w stosunku do wszystkich.
- Ten ratusz czy cokolwiek to jest ma więcej sal, prawda?- spytała feyra.
- Rada miasta spotyka się właśnie tutaj i nie przekonasz mnie do zmiany zdania!
Sally zamyśliła się na moment. Mogła użyć argumentów i go przekonać, ale mogła też użyć innej metody. I tak była uważana za bezduszną morderczynię. Jedna opinia, a w szczególności LL tego nie pogorszy.
- Czyżby? A gdybym tak pozbawiła cię życia w kilku sekund? Czy wtedy problem nie byłby rozwiązany? Tylko ty stoisz na przeszkodzie.
Lennox cofnął się odruchowo, a potem spojrzał na nią z czystym strachem. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że cofa się do miejsca, skąd nie będzie miał ucieczki. Przystanął raptownie w pół kroku.
- Pozwolisz mi odejść jak oddam ci tą cholerną salę?!
- Tak, ale się pośpiesz, bo w każdej chwili mogę zmienić zdanie, Lenny.
Na twarzy mężczyzny na moment zagościła złość z powodu użycia jego imienia, ale szybko zniknęła. LL biegiem wypadł z pomieszczenia i zaszył się w swoim gabinecie. Sally usłyszała, że przesuwał coś ciężkiego po podłodze. Czy on naprawdę się zabarykadował?
Feyra w ogóle nie czuła satysfakcji z powodu tego, jak go potraktowała.
Tymczasem czerwonowłosa i cała jej świta zebrała się w zwolnionym pomieszczeniu.
- Świetna robota. Chodź do nas, mój Szkarłatny Cieniu- powiedziała zachęcająco Veena z szerokim uśmiechem na twarzy.
Sally weszła do środka i zajęła miejsce wskazane przez królową. Oprócz Czerwonej Królowej i niej w sali siedziało osiem osób.
- Cieszę się, że was widzę- zabrała głos Samozwańcza Królowa oficjalnym tonem.- Wiedzcie, że każdy z was jest dla mnie bardzo ważny i dlatego was zaprosiłam. Zacznę od prezentacji. To jest mój kat, feyra nazywana Cieniem. To jest dowódca mojej straży...
Młoda feyra dalej już nie słuchała. Czyli tym była dla królowej? Katem, który wykona brudną robotę? Mogła się tego spodziewać. Veena ujęła to bardzo malowniczo, kiedy przedstawiła jej propozycję. Pomimo tego zadanie nie było szlachetne. Ani odrobinę. Miała zabijać tych, którzy na to zadłużyli, chociaż sama była na pierwszym miejscu listy takich osób.
- Czas iść do przodu- zakończyła swój wywód Samozwańcza Królowa.-Musimy w jakiś sposób powiadomić więcej istot o moim istnieniu i szansie na nowy porządek, który chciałabym wprowadzić. Chętnie wysłucham waszych propozycji.
- Może ogłoszenia w radiu? Przykładowo twoja krótka przemowa, Wasza Dobroć, a na koniec podanie współrzędnych tego miasteczka- odezwał się nieśmiało brodacz.
- Chcesz żeby do, za przeproszeniem, takiej dziury sprowadzić mnóstwo istot z zewnątrz?- skomentował dowódca straży.- To tylko pokaże naszą słabość. Jedno malutkie miasteczko, oto co może zaproponować Czerwona Królowa. Nie mówię tego ze złośliwości, Wasza Dobroć. Taka jest prawda.
- Masz rację, dowódco straży. Pomysł odrzucony. Jakieś inne propozycje?
- Przenieśmy się do większego miasta, może nawet do jakiejś luksusowej rezydencji, może do ludzkiego świata- odparła kobieta o śniadej cerze.
- Kontynuuj. Opowiedz coś więcej o swoim pomyśle- poprosiła królowa.
- Ujawnijmy się. Pokażmy ludziom, że istniejemy i zaproponujmy świat, w którym ludzie i istoty nadnaturalne będą żyć razem, w symbiozie.
- Nie zagalopowałaś się trochę, Ann? Ludzie uznają nas za szaleńców, zaatakują nas i nic dobrego z tego nie wyniknie.
- To dość radykalne środki. Ludzie nie są na to jeszcze gotowi- przytaknął jakiś mężczyzna.
- Ludzie będą się bali demonów i wampirów. Na pewno wykluczą je ze społeczności. Gdyby tak je wytępić, to może będzie jakaś szansa...
Sally nie mogła powstrzymać oburzenia. Wytępić? To jest właśnie metoda, żeby zmienić porządek? W taki sposób do niczego nie dojdą. Do tego oprócz wampirów i demonów feyry też poszłyby do wybicia.
- Czy ty się słyszysz?! Nie zniżajmy się do poziomu demonów.
Tak na dobre rozpoczęła się kłótnia. Część uważała, że pozbycie się kilku gatunków to wspaniały pomysł, a reszta wręcz przeciwnie. Doszło do tego, że nawet nie dało się usłyszeć każdej wypowiedzi. Dwóch członków rady wstało od stołu i kłócili się żywo gestykulując. Później jeden popchnął drugiego i zaczęła się bójka. Dopiero siłom udało się ich rozdzielić. Czerwona Królowa gwizdnęła, ale to nic nie dało. Hałas był tak skośny jak wcześniej. W końcu Veena sięgnęła po swoją szklankę z wodą i rzuciła nią o ścianę. Niektórzy schylili głowy, komuś nawet wyrwał się krzyk i w końcu zapadła cisza. Wszyscy zamilkli.
- Cisza- rozkazała Czerwona Królowa.- Jak mamy zmienić porządek świata skoro nawet nie potraficie zachować kultury przez kilkanaście minut?
Nikt jej nie odpowiedział. Panowała kompletna cisza, którą przerwał dopiero głos Samozwańczej Królowej.
- Jeśli nie odważymy się zrobić kroku naprzód, nikt inny tego nie zrobi. Z prostych przyczyn. Każdy obawia się wojny, która może wybuchnąć pomiędzy ludźmi i istotami nadnaturalnymi, które są obecnie mocno podzielone. Zmieńmy obecny porządek, a niechęci ludzi możemy uniknąć. Wystarczy, że przedstawimy odpowiedzi pomysł na rozwiązanie problemów. Demony nie muszą być okrutne i nie potrzebują tego do życia, jak wampiry krwi. Natomiast ludzie mogliby mieć pewien nowy obowiązek- oddawanie krwi w niewielkich ilościach i częstotliwości takiej, żeby im to nie zaszkodziło. Wtedy wampiry nie miałyby problemu. Wilkołaki przechodziłyby pełnię w ściśle określonych, wyludnionych obszarach. Wszystko da się rozwiązać. Uważam, że to jest idealny moment na ujawnienie istnienia istot nadnaturalych. Zjednoczymy się przeciwko wspólnemu wrogowi- mutantom. Lepszej okazji mieć nie będziemy.
Veena nie miała racji, pomyślała Sally. Nie wszystko dało się rozwiązać. Gdzie w nowym świecie znajdzie się miejsce dla feyr, które muszą zabijać, żeby żyć?
Nigdzie, świat nie jest doskonały. Nie można znaleźć optymalnego rozwiązania dla wszystkich. Działania Czerwonej Królowej mogą skończyć się tylko w jeden sposób - chaosem i śmiercią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro