Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Lilith wyrwały ze snu krzyki. Głośne, przejmujące oraz przepełnione niewyobrażalnym bólem. Zmiennokształtna gwałtownie zerwała się z łóżka i wyjrzała przez okno. Ujrzała mnóstwo istot w szkarłatno-czerwonych płaszczach, przed którymi uciekali w popłochu Przeklęci. Lilith natychmiast cofnęła się od okna i pobiegła do tylnych drzwi. Pośpiesznie ubrała buty i wyszła na zewnątrz, wpadając na grupę uciekających istot. Jednak ani ona, ani Przeklęci się tym nie przejęli. Po prostu biegli dalej, byleby być jak najdalej od śmiertelnie niebezpiecznych płomieni o intensywnie czerwonej barwie.

- Co się stało?- zapytała Lilith w biegu.

- Jacyś piromanci nas atakują- odparł demon.Inny westchnął z dezaprobatą.

- To są Dzieci Światła, imbecylu- poprawił.- Po prostu teleportowali się tutaj i zaczęli spalać nas żywcem.

W końcu zatrzymali się, żeby chwilę odsapnąć. Zmiennokształtna nie słyszała już za sobą odgłosów kroków, ani trzepotu peleryn. Jedynie z oddali dochodziły krzyki, a rozglądając się wokół można było dostrzec kilka ogromnych ognisk. Lilith przemknęło przez myśl, że to już koniec. Może ucieczką tylko odwlekali nieuniknione?

- Czy tylko mi ten zapach przypomina smażone na ognisku kiełbaski?- odezwał się jakiś anioł.

- Mówisz o spalających się żywcem Przeklętych. Nawet tego nie porównuj- syknęła demonica.- Co teraz robimy?

- Właściwie lepiej mieć jakiś plan, niż biec na oślep przed siebie- poparła ją Lilith.

- Pytanie brzmi czy istnieje tutaj jeszcze jakieś niespopielone miejsce, gdzie możemy się schować.

- Wieża Stolasa!- powiedziała nieco za głośno zmiennokształtna.

To było jedyne miejsce, w którym mogli przetrwać. W końcu starzec dysponował mocą, łamiącą wszelkie panujące u Przeklętych reguły. Chociaż zdawała sobie sprawę, że wobec Dzieci Światła każdy był jednakowo bezbronny. Reszta powstałej grupki od razu ją poparła i w tym samym momencie z zaułka za nimi wybiegł Przeklęty, który płonął. Z jego ust wydobywały się przeraźliwe krzyki i błagania o pomoc, które po chwili zostały stłumione przez głodne płomienie, które bezlitośnie pięły się w górę jego ciała. Lilith ściskało za serce z litości, kiedy widziała coraz bardziej czerniejącą skórę. Śmierć w płomieniach musiała być jedną z najgorszych, a przynajmniej tak wtedy myślała. Niestety nie byli w stanie nic dla niego zrobić.

- Biegniemy!- krzyknął anioł. Zmiennokształtna dostrzegła, że demonica zastygła w bezruchu, więc podeszła do niej. Dopiero z bliska ujrzała łzy, błyszczące w jej ciemnych oczach.

- Musimy uciekać- przypomniała, potrząsając ją za ramię. Demonica starła łzy i pobiegła za Lilith.

- To był mój młodszy brat- wyjaśniła, łamiącym się głosem.

Nagle przed nimi zamajaczyło kilka sylwetek, które wyglądały wręcz upiornie w szkarłatno-czerwonych płaszczach na tle głodnych, pochłaniających otoczenie płomieni. Na ich dłoniach tańczyły złociste płomienie, które ciskali w uciekających.

Jeśli kiedykolwiek Lilith wyobrażała sobie Piekło, wyglądało ono właśnie w ten sposób.

- Zawracamy!- oznajmił anioł, który chyba uznał siebie za dowódcę. Zmiennokształtna może i by się z nim sprzeczała, ale nie w zaistniałej sytuacji. Obecnie miała tylko jeden cel- przeżyć. Lilith nie zważając na resztę grupy pobiegła przed siebie. Chciała jak najszybciej znaleźć się w obrębie bezpiecznej bariery ochronnej Stolasa.

Zmiennokształtna przystanęła, widząc ogrom zniszczeń, który na moment stłumił jej chęć przeżycia. Wszędzie wokół majaczyły czerwone płaszcze, intensywnie czerwone płomienie, płonący Przeklęci i zwęglone szczątki. To wszystko wyglądało tak przerażająco. Żaden Przeklęty nie zasłużył na taki los, jakkolwiek brutalnego morderstwa dokonał. Nie potrafiła uwierzyć, że ktokolwiek uznawał tę metodę za "dobrą" dla oczyszczenia świata.

Lilith otrząsnęła się i wzięła głęboki oddech, żeby nieco otrzeźwić umysł. Jednak nie dało to pożądanego efektu. Zmiennokształtna zaczęła kaszleć przez dym drapiący ją w gardle. Natychmiast zerwała się do biegu.

W końcu ukazała się przed nią sylwetka wieży Stolasa. Ale zamiast się cieszyć zamarła. Wokół placu okalającego ruiny, stało kilkadziesiąt szkarłatno-czerwonych płaszczy. Bariera ochronna ledwie wytrzymywała natarcie i powoli zaczynała przypominać pajęczynę. Na całej jej przyziemnej części znajdowały się pęknięcia, mniejsze i większe, a na szczycie wieży w oknie stał Stolas.

Uświadomiła sobie wtedy, że nawet twórca magów krwi nie był w stanie długo wytrzymać. Był stary, a każda magia miała swoje granice. Po policzkach Lilith popłynęły łzy. Jej jedyną nadzieją była ta oto wieża, a nawet ona upadała. Za barierą kłębili się Przeklęci, którzy tak jak ona liczyli na ratunek.

Wtem nagle z trzewi wieży wybiegły przedziwne stworzenia. Były podobne do istoty, którą Lilith spotkała będąc więźniem Stolasa. Ich oczy lśniły upiornym, karmazynowym blaskiem, a z ich pleców wyrastały macki, pajęcze odnóża i tryliard innych dziwnych rzeczy. Zmiennokształtna poczuła pod skórą taki żar, że z trudem powstrzymała krzyk. Czuła jakby ktoś gotował od środka. Ból eksplodował w całym jej ciele. Spoglądała na swoje dłonie nadaremnie szukając jakichkolwiek śladów. Zaciskała zęby, żeby nie wydać jakiegokolwiek odgłosu. Dzieci Światła narazie były skupione na barierze, ale wystarczyłoby, aby się obróciły. Nie miała nawet siły się ruszyć.

Mimo całego przerażenia, kulminacyjny moment strachu miał dopiero nadejść. Ułamek sekundy później zdeformowane kreatury rzuciły się na Przeklętych bezradnie stojących na kamiennym placu. Nie mieli żadnej drogi ucieczki. Byli pomiędzy Dziećmi Światła, a mutantami, które zaczęły żywcem ich pożerać. Swoimi ostrymi zębami, które Lilith miała okazję ujrzeć z bliska wgryzały się w ciała przerażonych istot. Bezceremonialnie, niczym bestie atakowały owijając wokół ofiar swoje dziwne odnóża bądź macki, a następnie delektowały się posiłkiem.

Wcześniej zmiennokształtna myślała, że najbardziej przerażającą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziała, były spalane w płomieniach istoty. Była w błędzie. Straszliwe, pozbawione człowieczeństwa kreatury przebijały wszystkie Dzieci Światła razem wzięte.

Szkarłatno-czerwone płaszcze wyglądały na równie zaskoczone i przestraszone co Przeklęci. Zaczęli uciekać, ale mutanty były szybsze, a ich ilość ciągle rosła. Z podziemi wieży wychodziły coraz to nowe, zdeformowane istoty z bezbrzeżnym głodem w karmazynowych ślepiach. Nawet bariera nie była w stanie ich zatrzymać. Nie musiały jej przełamać. Przechodziły przez nią, jakby w tym miejscu nigdy nic nie stało. Bariera zwyczajnie znikała pod wpływem ich dotyku.

Lilith ujrzała jak przez okno wieży coś wypada, a właściwie ktoś. Stolas skoczył z wieży, a jego ciało gruchnęło o plac. W oknie wieży pojawił się mutant, który wyglądał głodnym wzrokiem za Stolasem, a później za nim skoczył. Ze zdziwieniem zobaczyła, że bestii nic się nie stało. Mutant wziął się za jedzenie posiłku, którym był Stolas.

Zmiennokształtny tak bardzo zapatrzyła się w rozgrywającą przed nią scenę, że nie zauważyła zbliżających się do niej mutantów. Było już na to za późno. Jeden z nich o przepełnionych niepokojacym głodem oczach skoczył ku niej, odbijając się od ziemi na swoich pajęczych odnóżach. Jedno z jego odnóży boleśnie przyszpiliło Lilith do ziemi, przebijając na wylot jej udo. Tym razem krzyknęła. Na moment jej spojrzenie zetknęło się z tym bestii. Poczuła jeszcze bardziej dojmujący strach, chociaż nie wiedziała, że było to w ogóle możliwe. W tych karmazynowych tęczówkach dostrzegła wielką radość i ekscytację, ani śladu człowieczeństwa. Kreatura przerwała kontakt wzrokowy i wbiła jej w brzuch ostre, szpiczaste, lecz niepodobne do wampirów zęby. Zmiennokształtna krzyknęła. Miotała się pod uciskiem przerażającej istoty. Jednocześnie czuła ból promieniujący w jej brzuchu i metaliczny posmak krwi w ustach. Słyszała mlaskanie i czuła kapiącą z jego ust krew na twarzy. Ból był tak potworny, że aż modliła się o śmierć, chociaż nigdy nie była zbyt pobożna. Wiedziała, że to był koniec. Mutant uniósł głowę i wgryzł się w jej twarz. Ostatnim, co Lilith poczuła było odnóże penetrujące jej wnętrzności.

Z ulgą przywitała wszechogarniającą ciemność.

~Koniec części pierwszej~

Hejka

Jak wasze wrażenia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro