osiem | ❛ pianki pełne ciepła ❜
; #trzykubkiff ← hasztag do wylewania żali
— Wybacz, że ci to mówię w tej chwili, Hermiono, ale....
— Co się stało?
— Zaczynają mi marznąć stopy, a zostawiliśmy otwarty samochód. A przypominam, że obiecałem ci transport do Nory-, znaczy mojego domu.
— A więc jedźmy.
Nasza urocza dwójka wybrała się do auta, gdzie było ciut chłodno z racji nawiewu zimnego powietrza. Ów nawiew to oczywiście ich wina, głupiutkie duszyczki zostawiły otwarte drzwi, gdy poszły... Cóż. Mówić o mięcie z gumy. A może raczej o tej mięcie?
Hermiona Jean Granger i Ronald Billius Weasley byli doprawdy dziwną parą. Siedzieli w samochodzie w ciszy i... o Boże, czy to wypieki na twarzach?
Dziewczyna siedziała prosto niczym strzała, uśmiechała się lekko (w nikłym rozdziawieniu ust można było dostrzec dwie jedynki), lecz nie mogła ośmielić się spojrzeć na swojego towarzysza. Głupio jej tak na niego patrzeć, choć Hermiona musiała przyznać jedną rzecz.
Hermiona musiała przyznać się przed sobą, że niesamowicie lubiła spoglądać na Ronalda. Musiała też stwierdzić, że było na czym zawiesić oko.
A Ronald? Cóż, zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i skupił się na drodze, choć nie potrafił nie uśmiechać się pod nosem.
Bo Ronald polubił Hermionę bardzo. I jego osobistym małym marzeniem było dotknąć jej włosów. Chłopak zastanawiał się, jak miękkie są i jak bardzo łaskoczą skórę.
❝ Muszę natychmiast przestać o tym myśleć. ❞
— Dojechaliśmy.
Wysiedli, zamknęli samochód i ustali przed nim. Hermiona obejrzała się.
— Piękny.
W istocie, był piękny. Kilka pięterek, choć nie wyglądał jak ten ludzi bogatych.
— Mam dużą rodzinę, z trudem ją utrzymujemy. Dlatego zatrudniłem się w Trzech Kubkach i rzuciłem szkołę. Chciałem pomóc w utrzymaniu.
Hermiona spojrzała na niego z oczami pełnymi wdzięczności (miała ogromną nadzieję, że chłopak nie zrozumie jej spojrzenia) i uśmiechnęła się lekko, mimo że nic dla niej nie zrobił. Chociaż zrobił dla niej wiele małych rzeczy, z których człowiek nie zdaje sobie sprawy.
Nagle Ronald odezwał się ponownie.
—Chodźmy już, robi się zimno. Lubisz kakao z piankami?
❝ O niczym innym nie marzę. ❞
— Uwielbiam.
I uśmiechnęła się.
Weszli, a do jej nozdrzy dostał się piękny zapach. Nawet nie umiała określić jaki, ale to było jak dobro, piękno, jak rodzina.
— Jesteśmy tu sami. Siostra jest u koleżanki, chłopaki pojechali na mecz z kolegami. Gra ten piłkarz... Wiktor Krum. Rodziców też nie ma. Są na nocnej zmianie w szpitalu. To lekarze, rozumiesz.
Z kuchennej szafki wyjął dwa kubki i przystąpił do działania.
— Moi są dentystami. A rodzeństwa nie mam.
Rozmawiali długo, w czasie gotowania się wody Ron przyniósł koc i okrył nim pannę Granger. Przypadkowo dotknął jej włosów, był to tylko ułamek sekundy, ale bardzo, bardzo przyjemny.
I gdy usiedli na krzesłach oparci łokciami na blacie Hermiona miała wrażenie, że jej łokieć znajduje się niebezpiecznie blisko łokcia Ronalda.
Ewentualnie po prostu jej się coś przywidziało.
I szczerze Hermiona nie wiedziała, którą wersję woli.
; i jak? c:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro