dziewięć | ❛ miła czekolada ❜
; istnieje szansa, że powoli wracam do żywych
Przez kilka następnych dni Hermiona Jean Granger nie pojawiła się w kawiarni Pod Trzema Kubkami. Nie odwiedzała też Ronalda Billiusa Weasleya. Musiała odpocząć od życia, a on w pełni to rozumiał.
Sobotni ranek zapowiadał się nudno i uciążliwie, gdyby nie pewna osoba.
Roonil Wazlib 💕: Cześć, Hermiono
Roonil Wazlib 💕: ... Mam pytanie.
Roonil Wazlib 💕: Dzisiaj: 14, łyżwy+basen? Co o tym myślisz, bruh? :-)
Hermijonina Grengar 💕: nie umiem pływać, duh :( aLE ŁYŻWY BRZMIĄ PRZEKONUJĄCO!!
Roonil Wazlib 💕: W takim razie sznuruj kozaki, gurl ;-) Będę w trzech kubkach.
Hermijonina Grengar 💕: wciągaj czepek, weasley. granger nadchodzi x
Nagle Hermiona odnalazła sobie zajęcie.
Roonil Wazlib 💕: ❣
Roonil Wazlib 💕: Kurczę, missclick. Sorki za to serduszko. ;-/
❝ Uroczy, nawet jeśli tego nie planuje. ❞
* * *
— Hermiona Granger. Woah, ścięłaś włosy. A ja nawet nie wiem, czuję się oszukany.
— Ronald! Cześć! Tak, ale to dopiero wczoraj. Jesteś pierwszą osobą spoza osób mieszkających w moim domu, która mnie widzi.
— To co, basenik?
Hermiona westchnęła teatralnie, lecz finalnie się zgodziła.
Po załatwieniu wszelkich spraw związanych z pobytem w pływalni i innych takich rzeczy weszli. Nawdychali się chloru. Niebieskie pomieszczenie zlewało się z kolorem wody, nic szczególnego. Ronald spojrzał w wymowny sposób na Hermionę. Pomimo wcześniejszych wiadomości, żadne z tej dziwnej dwójki nie miało na głowie czepka. Nie miało to zbyt wielkiego znaczenia.
Stali blisko brzegu, gdy Ronald rzucił:
— Na bombę, Granger. Z półobrotu!
Dziewczyna roześmiała się serdecznie i przymknęła oczy, odrzucając głowę do tyłu. Ron znał już trochę jej odruchy, uznał więc, że to idealna okazja. Podbiegł za nią i popchnął plecy tak, że Granger wpadła do wody.
— Ronaldzie Billiusie Weasley! NIENAWIDZĘ CIĘ!
Starała się utrzymać powagę, choć po chwili znów zaczęła się śmiać.
— Ron, podejdź tu. No weź, nie tak. Schyl się.
Zrobił to. Ukucnął tuż przy niej. Korzystając z okazji (i niespodziewanego przypływu odwagi) Hermiona chwyciła go za barki i przyciągnęła lekko do siebie. Twarze dzieliły może dwa cale. Uśmiechnęła się lekko.
Po chwili pociągnęła go i Weasley też znalazł się w wodzie.
— Dobrze się bawisz, Granger?
Unosili się na powierzchni blisko siebie w czymś co przypominało trochę objęcie, ale jakby zdeformowane. Powtórzyła się sytuacja sprzed chwili. Stykali się nosami i byli już tak blisko...
— Zdecydowanie.
Gdy nagle ktoś uruchomił prysznic, który na nieszczęście znajdował się tuż nad nimi. Strumień był ciepły, rozgrzewający i zdecydowanie wszystko popsuł.
Hermiona definitywnie polubiła basen.
Nawet jeśli dalej nie umiała pływać.
* * *
W holu pływalni stał automat z ciepłymi napojami typu kakao, kawa, herbata. Przystanęli przy nim, chcąc się rozgrzać po wyjściu. Zwłaszcza przez mróz na dworze.
— God, ale ta Latte jest okropna! Co to w ogóle za kawa, dlaczego to się śmie nią nazywać?! Kawa to sztuka, a to... To... To jest jakiś wymoczek w pianką!
Hermiona z jednej strony była przerażona, z drugiej; cała ta sytuacja ją śmieszyła.
— Wybaczcie mu, jest wyczulony na smak słabej kawy, sami rozumiecie. Ronald, idziemy.
A więc wyszli.
— Idiota.
— I tak mnie uwielbiasz.
A Granger naprawdę nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć.
* * *
Hermiona, wchodząc na lodowisko, zauważyła lekkie poddenerwowanie Ronalda.
— Ron, umiesz jeździć?
— Uh, nie umiem... Nie wywalę się, co nie?
— Możesz wziąć mnie za rękę, jeśli chcesz.
Po chwili zdała sobie sprawę ze swoich słów.
— Żebyś poczuł się pewniej, oczywiście.
Podziękował jej.
❝ Wspaniała jest. ❞
To było miłe... Tak ją trzymać za dłoń. Czuć zapach cynamonu, nowych książek i kakao.
Ta Hermiona Granger w ogóle była bardzo miła.
Ciekawe, czy ona uważa, że Ronald jest miły.
* * *
Odprowadził ją pod kawiarnię.
Poczęstował czekoladą, choć gorzką. O dziwo, była bardzo słodka. Chociaż możliwe, że to tylko Hermiona.
— Ronald, ale ty jesteś słaby w jeździe na łyżwach.
— Dziękuję za wiarę.
— Po kilku minutach, kiedy mnie puściłeś, we mnie wjechałeś. Przez to oboje wylądowaliśmy na lodzie jak jakaś kanapka. Ale w sumie to było słod...
— Jakie?
— Śmieszne. Chciałam powiedzieć. Było śmieszne.
Niestety musiała już iść.
— Dziękuję za dzisiaj. Było naprawdę miło.
— Cieszę się, że przyszłaś.
— Ja też.
I, nie wiedząc czemu, po prostu ją przytulił.
I pocałował.
W czoło.
; nie umiem pisać textingów
ten rozdział jakiś średni
przepraszam, że tak długo czekaliście
i jeszcze na taki badziew
kocham was
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro