dodatek | ❛ kwiatki kawowe i egzaminowe ❜
tak, to sie dzieje naprawde
— Nareszcie mam za to za sobą. Te egzaminy to był jakiś nieśmieszny żart!
Hermiona Jean Granger od kilku dni żyła w ciągłym stresie. Nadszedł czas egzaminów, przez co dostała mini-depresji.
Ronald Billius Weasley, jako dobry chłopak (to brzmiało tak dumnie w ustach tej dwójki!) codziennie przynosił jej średnią beztłuszczową Latte i pisał krótkie SMSy, by podnieść ukochaną osóbkę na duchu.
— Hermiono, nie możesz tyle o nich myśleć. Zamęczysz się na śmierć. Nie będę miał komu robić Latte! Pomyślałaś o tym? Czy ty masz rozum i godność człowieka?
Hermiona czuła się w tym momencie niesłychanie zaniepokojona, gdyż zabrzmiało to zabawnie i rozczulająco jednocześnie. Miała ochotę zacząć się śmiać głośno na cały lokal kawiarnio-kwiaciarni Kwiatki Kawowe, ale byłoby by to co najmniej niezręczne. Pełno ludzi! Patrzących! Na nią!
Ronald o tym nie myślał. Bardziej rozważał nad faktem, jak cudownie wyglądała tego dnia jego ulubiona dziewczyna. Otoczona przez kwiaty, spływające na nią światło słoneczne z okna, jej blask, jej zapach, zapach kwiatów, odsłonięte ramiona przez bluzkę hiszpankę, włosy związane w niechlujnego koka, żywe i piękne. Twarz Hermiony była tego dnia jasna, pozbawiona makijażu, miała widoczne zaczerwienienia, niedoskonałości, ale i tak dla Ronalda była to twarz najpiękniejsza z pięknych.
— Ronald, obiecałeś nie gapić się na tego pryszcza...
— Jest słodki, nie wiem, o co ci chodzi.
— Też jesteś słodki. Jak McFlurry.
— A ty jak...
— Jak?
— Jak ja.
I wtedy Hermiona Jean Granger już nie zwracała uwagi na innych, tylko zaśmiała się serdecznie i perliście, odchylając głowę w tył tak, że głowa dziewczyny wyglądała, jakby leżała na kwiatowej poduszce i układała się do snu. Śniłaby wtedy o... A zresztą.
A potem umilkła.
W takich momentach ciszy jak ten, Hermiona lubiła wygłaszać od czapy głębokie myśli.
— Jak ja mogłam egzystować bez ciebie, Ronald.
— I mojej Latte.
Ronald lubił psuć urocze momenty. To były takie jego małe grzeszki. Małe jak orzeszki ziemne, które uwielbiali razem zajadać w czasie maratonów Przyjaciół.
— Kocham cię, słodziaku.
— Ja ciebie też, Wazlib.
Ron pochylił się nad stolikiem i gdy chciał ująć twarz Hermiony w dłonie, na jego nosie pojawiła się mała pszczółka.
Pobrzęczała chwilę i odleciała.
— To chyba dobry znak.
— Też tak myślę.
Hermiona Jean Granger na chwilę przestała martwić się wynikami.
Najważniejszą rzecz miała przy sobie.
; mialam ochote to napisać
taki krótki dodatek
bo to kocham te ciepło tego fanfika i trudno mi sie z nim rozstac
przy okazji zapraszam na mojego instagrama nichebuggie
kocham was
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro