Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Posłowie

Usiadłam do napisania Posłowia od razu po napisaniu KONIEC. w ostatnim rozdziale i targają mną teraz naprawdę dziwne uczucia.

To miało być coś małego, prostego i stworzonego przede wszystkim przez moją odkrytą miłość do motywu, gdzie Regulus wychowuje Harry'ego. Pod ochroną okazało się jednak ukazaniem walki jaką Regulus stoczył nie tylko z samym sobą, ale również walką o Harry'ego, a później bardzo przyspieszoną i nie do końca pokazaną walką o Syriusza, bo uwolnienie Syriusza z Azkabanu nie było głównym motywem tego ff.

Pod ochroną i piszę to z pełną świadomością, zostało przeze mnie porzucone na daleki tor, przez co ucierpiało trochę na fabule, ale i na aktywność czytelników. Nie zmienia to jednak faktu, że doceniam każdego kto to czytał, gwiazdkował i przede wszystkim komentował. Chociaż większość komentarzy odnosi się do czasu czekania i pytania o kolejne części.

Ale nie było łatwo to pisać. Ze względu na te odnośniki do tytułów rozdziałów w prawie każdym akapicie, ale również ze względu na postać Regulusa. Regulusa, który cholera jasna, nie jest przeze mnie do końca wymierzony jako postać. Miałam problem żeby go wyczuć, wczuć się w niego w większości sytuacji i mieć pewność, że jest dobrze poprowadzony. Lepiej mi się pisało małego Harry'ego czy Severusa pod tym kątem.

Ale kocham, i mam nadzieję, że Wy też, każdą rozmowę jaką Regulus czy Blaze prowadzi z Harrym. To było świetne do pisania i pokazywania tych małych rzeczy, które się zmieniają w ciągu kolejnych rozdziałów między tą dwójką.

W ogóle początki Pod Ochroną były już pełne niepewności. Nie mogłam się zdecydować czy dać prolog i w jakiej formie i jak zacząć pierwszy rozdział. To było dużo myślenia i kombinowania.

Z nazwami rozdziałów było lepiej. Wymyśliłam je prawie na początku, przez co mogłam ustalić plan działania i co będzie w nich poruszane, ale trochę mi się to rozjechało w ostatnich rozdziałach, bo Syriusz miał wyjść trochę wcześniej, tak samo jak Harry trafić do Regulusa.

W kwestii przejęcia opieki. Na początku naprawdę rozważałam, że Regulus go porwie. Ale czytałam ff z podobnym motywem i nie mogłam przeżyć tego jak oboje cierpią przez ukrywanie tego, że Harry jest pod nieformalną opieką Regulusa i ten nie mógł w żaden sposób mu pomóc czy zareagować jak działy się te wszystkie rzeczy w Hogwarcie. Dlatego mój Regulus przemyślał to i postawił na formalną opiekę, by uniknąć potem takich sytuacji.

Zanim przejdziemy do fragmentów, których nie wykorzystałam, jest jeszcze nazwa rozdziału, którą w szkicach mam zapisaną jako rozdział 00. bo nie miał być prolog, a taki wstępny pełnowymiarowy rozdział „Umierający nie boją się śmierci". Chciałam się tym podzielić, bo według mnie brzmi to świetnie.

To są fragmenty, których nie wykorzystałam, a z prologu ostatecznie w ogóle zrezygnowałam mimo że miałam go napisanego, ale ciągle mi coś w nim nie grało.



Prolog

Grudzień 1981

Blaze Alexander Robinson szedł cmentarną aleją, a uderzenia jego laski, o kamienne podłoże, wystukiwały rytm zgodny z każdym krokiem. Poprawił płaszcz, bo śnieg, który padał, dostał mu się za kołnierz i zostawił mokre ślady na karku. W ciemnych lokach również osadziły mu się płatki bo zapomniał założyć czapki.

Ostatnim razem był na tym cmentarzu dwa lata temu. Przechodził tymi alejkami, by schować się za jednym z nagrobków i móc oglądać pogrzeb, na którym było zbyt wielu Śmierciożerców, a zbyt mało prawdziwych przyjaciół. Gdzie królował fałszywy smutek i sztuczne łzy. Rodzina stawiła się w komplecie, by pożegnać prawowitego dziedzica rodzinnej fortuny.

Regulus Arcturus Black dwa lata temu został pochowany na tym cmentarzu w rodzinnej krypcie. Jego trumna, w której zabrakło ciała, została ułożona w wyznaczonym miejscu, które zostało mu przydzielone w dniu jego narodzin.

Regulus Black został uznany za zmarłego, dwa tygodnie po tym jak zaginął. Szepty wśród Śmierciożerców wskazywały, że zdrajcy i dezerterzy zasługiwali na dużo gorszy los.

Tego dnia narodził się również Blaze Alexander Robinson.

Osiemnastoletni chłopak, którego serce zatrzymało się na kilkanaście długich sekund na dnie jeziora wypełnionego Inferiusami. Uratowany przez swojego skrzata domowego i przywrócony do życia.

Był tak bardzo żywy jak tylko mógł.

Był tak bardzo martwy w oczach wszystkich.

Blaze Robinson stanął nad rodzinną kryptą Blacków i oparł swój ciężar na lasce, która pomagała mu się poruszać przez ostatnie dwa lata. Przymknął na chwilę powieki, gdy zobaczył rodzinne motto wyryte w kamieniu.

Zawsze czyści.

Dwa lata temu zrezygnował z tego wszystkiego. Z rodziny, przyjaciół, służby u Czarnego Pana i całego czarodziejskiego stylu bycia. Wykorzystał okazję, którą podarował mu los. Z nadzieją na lepsze jutro i szansą, by zostawić przeszłość za sobą.

Jakże był naiwny, sądząc, że był w stanie uciec od tego wszystkiego. Przeszłość, jego dziedzictwo i przeklęta rodzina, w której miał nieszczęście się urodzić, upomniała się o niego, w momencie, kiedy Regulus w końcu nauczył się być Blazem Robinsonem.

Był ostatnim Blackiem, który nie był martwy, albo nie przebywał w Azkabanie.

Regulus Black nie miał wtedy pojęcia o tym, ale stał się również jedyną osobą, która mogła obronić małego chłopca.



Rozdział 01. Martwi nie mają prawa głosu

Regulus Arcturus Black był głupcem. Osiemnastoletnim Śmierciożercą z Mrocznym Znakiem na przedramieniu, różdżką w dłoni i świadomością, że jeśli plan się powiedzie, to dzisiaj umrze.

Wiedział, że tylko naiwniacy mogli sądzić, że wykradnięcie horkruksa Czarnego Pana, nie wiązało się ze śmiercią. Regulus tak naprawdę był martwy w momencie, kiedy przysiągł sobie zniszczenie Czarnego Pana. Podpisał na siebie wyrok śmierci, próbując odkryć jego największą słabość.

A teraz stał tutaj, naprzeciwko wzburzonego morza, którego słony zapach zaatakował Regulusa jak tylko się teleportował. Był początek grudnia, a długa peleryna i szata, którą miał na sobie, nie dawała mu wystarczająco dużo ciepła. Poczuł jak zimne powietrze przecina warstwy jego ubrań i wstrząsa ciałem. Odwrócił się, by zobaczyć, że za nim znajdował się wysoki, stromy klif, a u jego podnóża leżały skały zbyt mocno osadzone w piachu, by było można uznać to za coś naturalnego.

– Paniczu Black? – Skrzekliwy głos Stworka prawie został pochłonięty przez hałas jaki wydawało wzburzone morze i fale rozbijające się o skały. Regulus odwrócił się w jego stronę, by zobaczyć trzęsącego się skrzata. Był ubrany w łachmany, które dała mu kiedyś matka. Ze zbyt dużym nosem, opadniętymi uszami i bliznami na całym ciele. Tak o to prezentował się jego jedyny prawdziwy przyjaciel.

– Wszystko jest w porządku – odpowiedział na nie zadane pytanie Stworka. – Postępujemy zgodnie z planem.

Mógł udawać, że był zdecydowany i zmobilizowany. Tak naprawdę trząsł się z nerwów. Miał zamiar wykraść i zniszczyć horkruksa. Włożył rękę do kieszeni peleryny i ścisnął mocno fałszywy medalion Salazara Slytherina, w którym ukrył wiadomość do Czarnego Pana.

Spojrzał jeszcze raz na ocean i odetchnął głęboko. Jeśli to miał być ostatni widok jaki by zobaczył przed wejściem do tej przeklętej jaskini, to nie był to taki zły wybór. Bezkres wody, jej słony zapach i przenikające zimno. Było coś uspokajanego w tym wszystkim.

Przymknął oczy i bez słowa teleportował się do wnętrza jaskini. Nie miał zamiaru kolejny raz schodzić po stromych skałach, moczyć się w zimnej wodzie i płynąć pod prąd. Musiał zachować siły na to co czekało go wewnątrz jaskini. Stworek podążył za nim.

Regulus wylądował mocno we wnętrzu jaskini. Było przerażająco ciemno i wręcz można było oddychać czarną magią, która krążyła w powietrzu. Black nauczył się to wyczuwać.

– Lumos – wypowiedział cicho zaklęcie. Z końca jego różdżki wyłonił się mały blask światła. Był tak samo wątły i słaby jak nadzieja Regulusa na wydostanie się stąd o własnych siłach.

Wyjął zza paska nóż, który zabrał z rodzinnej krypty Blacków, kiedy ostatnim razem był w Gringottcie. Upewnił się, że nie był przeklęty czy nasączony trucizną. Naciął wewnętrzną stronę lewej dłoni, a z rany prawie od razu zaczęła się sączyć jasna krew. Była takiego samego koloru jak ta, którą mają szlamy i charłaki.

Dotknął ściany zranioną dłonią, by ta mogła go przepuścić.

Ofiara krwi prychnął cicho w myślach. To nie była pierwsza rzecz na jaką wpadł, kiedy przybył tu wcześniej i próbował otworzyć przejście. Istniało tyle innych opcji, a Czarny Pan wymyślił coś co zmuszało czarodzieja, by się zranić już przed wejściem tam.

Kamienna ściana rozstąpiła się i ukazała mu grotę z jeziorem. Czas zmierzyć się z tym co przygotował dla niego Czarny Pan. Czas umrzeć, próbując zrobić coś dobrze.

***

Regulus Black miał łzy w oczach, zaciśnięte szczęki i słyszał wrzaski matki oraz okrzyki bólu Syriusza, gdy ta rzucała na niego Crucio. Całe jego ciało bolało, skręcało się nienaturalnie, a pragnienie, by napić się czegokolwiek co mogłoby ugasić jego pragnienie, było wręcz nie do powstrzymania.



Rozdział 04. Dzieci nie mają wyboru

– Dumbledore sądzi, że bachora ocaliła miłość Lily.

– Miłość? – zapytał kpiące Regulus. Prychnął na to określenie. Jakby miłość mogła ratować kogoś od zaklęcia zabijającego.

– Ty i ja wiemy, że to stek bzdur – potwierdził Severus. – Ale starzec wierzy, że to prawda. I dlatego umieścił syna Lily u jej siostry, by krew, która ich łączy mogła być dla niego ochroną.

Zaklęcia ochronne na bazie krwi rodzinnej były znane Regulusowi. Był moment, że czytał o nich całkiem sporo. Ale to było zanim umarł i wszystko się posypało. Nadal jednak to nie wyjaśniało naiwności Dumbledore'a.

– Co się stało tamtej nocy, Snape? – zapytał pytanie Regulus, które tak naprawdę kłębiło się w jego głowie od dawna. Jak mogli stwierdzić, że Voldemort naprawdę odszedł i został pokonany przez roczne dziecko?

– Czarny Pan zabił najpierw Jamesa Potter – wypluł to nazwisko Snape. Zaraz jednak jego ton się uspokoił. – Potem skierował się pokoju dziecięcego, gdzie Lily... gdzie Lily ukryła się ze swoim synem. – Regulus, gdyby nie znał tragicznej miłości Snape'a do tej kobiety, mógłby uwierzyć w jego spokój i opanowanie. Ale Black wiedział jak trudno było mu o tym mówić. – Musiał ją najpierw zabić, a potem rzucić Avadę na dziecko... Coś musiało nie wyjść, bo kiedy tam dotarłem, była dziura w suficie, jej martwe ciało i płaczący bachor w łóżeczku z krwawą blizną na czole, a Czarny Pan zniknął.

– On nie umarł – wyszeptał Regulus.

– Ja wiem.



Rozdział 06. Żywi nie potrafią milczeć

– Muszę ci coś powiedzieć Harry.

Rozmowa o śmierci rodziców Harry'ego, o Syriuszu.

– I nikt nie chciał go słuchać?

– Nie.

– To tak jak mnie – powiedział smutno Harry.

– Dlatego my będziemy osobami, które zaczną mówić w jego imieniu, Harry. Skoro żyjemy nie możemy milczeć.

*

Okładka do Pod Ochroną dała mi nieco kłopotów, ale to dlatego, że nie mogłam się zdecydować na kolorystykę, ani znaleźć odpowiedniego zdjęcia. Zdjęcie było najgorsze. Ciągle mi coś nie pasowało i dlatego mam od groma tych okładek, które w ogóle nie zostały użyte, bo trzymałam się od początku jednej i ani razu jej nie zmieniłam.

Dlatego macie pod spodem kolaże z wszystkimi okładkami jakie udało mi się stworzyć, chociaż po czasie ciągle uważam, że ta co jest, jest najlepsza. Oprócz okładek jest coś co dodałam do multimediów przy pierwszym rozdziale, ale w Posłowiu warto żeby też się pojawił ten mały art.

Pod Ochroną jest kolejnym ff, które kończę. I może jeszcze kiedyś usiądę do jakiegoś opowiadania z Regulusem, bo mimo że sprawiał mi trochę problemów, to jest to fajna postać.

Jeszcze raz chciałam podziękować wszystkim za przeczytanie Pod Ochroną i zapraszam do podzielenia się ostatnimi słowami na temat tej historii.

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro