Rozdział 6
Nie byłem w stanie dojść do siebie. Ten sen był taki realistyczny. Nie mogłem uwierzyć, że do mnie strzelił... do mnie... no właśnie kto? Wszystko pamiętałem tylko nie twarz napastnika. Byłem taki zły na siebie. Jak mogłem zapomnieć? I znowu usłyszałem to słowo. Przez resztę nocy nie mogłem zasnąć, kręciłem się z boku na bok. Przed oczami ciągle widziałam pistolet oraz tę tajemniczą postać, jednak jego oblicze było zakryte jakby cieniem. Nigdy nie przyśnił mi się aż tak realistyczny koszmar. W dodatku przeważnie mary senne były niezmienne. Już drugą noc było coś rozbieżnego. Przedwczoraj ukazał się ten sam sen, później był odrębny, a dziś to zupełnie nowy. Spojrzałem w okno, już świtało, a pojedyncze promienie słońca wpadały do mojej sypialni. Teraz naprawdę nie miałem ochoty iść do szkoły, najchętniej zostałbym w domu, ewentualnie wybrałbym się na jakiś spacer. Choć miałem jeszcze sporo czasu, postanowiłem już wstać. Kiedy zacząłem się podnosić, przeszył mnie straszliwy ból w okolicach brzucha. Odruchowo złapałem się za bolące miejsce. Spojrzałem na dłoń, była cała we krwi. Zerknąłem na bluzkę, po czym dostrzegłem na niej dużą plamę mojej krwi. Szybkim krokiem podszedłem do lustra i podniosłem ubranie. Przeraziłem się. Po prawej stronie tułowia znajdowała się dziura, z której sączyła się szkarłatna ciecz. Zdjąłem górną część piżamy, a następnie wziąłem ją pod wodę w nadziei, że plama zejdzie. Nic z tego. — Dobra to zrobię inaczej — powiedziałem do siebie w myślach. Wsadziłem bluzkę do torby, postanowiłem, że wyrzucę ją po drodze do szkoły. Został tylko problem z raną. Spojrzałem ponownie w lustro i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Rana postrzałowa zniknęła. Podbiegłem do torby, by wyjąć z niej ubranie, nie było na nim żadnego śladu. To niemożliwe. Ja chyba zacząłem wariować. Usiadłem zrezygnowany na łóżku. Sięgnąłem po telefon, który leżał na szafce nocnej, by napisać wiadomość do Michaela.
« Nie przyjeżdżaj dzisiaj po mnie, wezmę samochód od mamy i przyjadę ».
Niemal natychmiast odpisał.
« Dlaczego? Stało się coś? »
Musiałem się zastanowić, co byłoby najlepszą odpowiedzią na jego pytania, gdyż brunet był podejrzliwą osobą, a nie chciałem, by on wraz z Ianem się dowiedzieli o tej nienormalnej sytuacji. Postanowiłem, iż przydałaby mi się godzinka samotności, podczas której uspokoiłbym się i spróbował jakoś to może zrozumieć.
« Nie, nic. Muszę jeszcze zajechać w jedno miejsce, prośba mamy. Widzimy się w szkole».
Gdy wysłałem mu kolejnego SMS-a, zerknąłem jeszcze raz na jego treść i niestety dotarło do mnie, że prawdopodobnie napisałem za słabą wymówkę, lecz było już za późno na zmianę. Zostało mi tylko pilnowanie się tego scenariusza.
« OK ».
Po chwili usłyszałem krótki dźwięk, który oznajmił, że dostałem wiadomość. Wyciągnąłem dłoń w stronę komórki, którą uprzednio rzuciłem na pościel, by przeczytać, co mi odpisał. Ogarnęło mnie zdziwienie, ponieważ jego odpowiedź była niezwykle "oszczędna". Nie było to w jego stylu, wiedziałem już, że z pewnością będzie mnie wypytywać.
***
Niemal nieruchomo posiedziałem jeszcze na łóżku, po czym postanowiłem się ubrać. Po kilku minutach zszedłem na dół do salonu, okazało się, iż mama już nie spała. Siedziała przy stole i czytała jakąś kryminalną książkę. Podniosła głowę, gdy usłyszała moje kroki.
— Stało się coś, kochanie? — zapytała zamyślona, najwidoczniej rozmyślała o lekturze.
— Nie nic. Mogę wziąć samochód? — wypaliłem. Miałem ochotę wziąć od niej tę powieść i porządnie się nią uderzyć. Powinienem był najpierw ją zagadać na spokojnie, a dopiero później wspomnieć coś, że potrzebuję auta. Najwidoczniej w dalszym ciągu byłem pogrążony w lekkim szoku przez to poranne wydarzenie.
Rodzicielka zastanowiła się chwilę. Wyglądała, jakby mocno rozważała wiele argumentów, jednak ostatecznie odpowiedziała.
— Możesz. A nie miałeś jechać z Michaelem? — spytała, przypatrując mi się dokładnie.
— Miałem, ale zapomniałem, że kolega mnie prosił, żebym mu w czymś pomógł przed szkołą — skłamałem.
— Mhm... Na pewno? — zadała kolejne pytanie niezbyt przekonana.
— Na pewno. Po co miałbym kłamać? — odparłem opanowanym tonem.
Uśmiechnęła się do mnie, a następnie odłożyła kryminał na stół.
— No dobrze, już dobrze. Tylko jedź ostrożnie — powiedziała, a następnie rzuciła mi kluczyki.
— Dziękuję — odpowiedziałem, podchodząc do niej i przytulając.
Nie wiedziałem, gdzie chciałem jechać. Pokrążyłem po mieście jakiś czas, zupełnie bez celu. Ostatecznie zdecydowałem pojechać do szkoły.
***15 min później***
Prawie nikogo nie było. Chłopaków także nie zauważyłem, z pewnością byli jeszcze w swoich domach, znając Iana. Zostało około czterdziestu pięciu minut do rozpoczęcia lekcji. Posiedziałem chwilę w samochodzie i wysiadłem. Błąkałem się po korytarzach. Kiedy wychodziłem zza rogu, szybko się cofnąłem, ponieważ Grace szła w moim kierunku, a nie chciałem jej spotkać. Może miałem paranoję, ale trudno. Rozejrzałem się wokoło, abym mógł się schować. Otworzyłem pierwsze drzwi, które były pod ręką, po czym wszedłem do środka. Nasłuchiwałem jej kroków. Gdy przeszła, oparłem głowę o drzwi i odetchnąłem z ulgą. Odwróciłem się. Patrzyły na mnie te śliczne szare oczy.
— Co ty robisz? W chowanego się bawisz? — spytała, podnosząc brwi ze zdziwienia.
Co ja miałem jej powiedzieć? Myśl, myśl...
— A ty? — Ale wymyśliłem, nie ma co. Jak mogłem w ogóle wykombinować dobrą wymówkę w jej towarzystwie?
— Nie powinno cię to obchodzić — powiedziała arogancko, bawiąc się włosami.
— Przepraszam. — Nie wiedziałem za co, ale dobra.
Już chciałem wychodzić z pomieszczenia, gdy się odezwała.
— Ty chyba jesteś Christopher, prawda?
Znała moje imię.
— Tak, ale mów mi Chris.
— Elisabeth — powiedziała, podając mi rękę, w taki sposób, żeby ją pocałować.
Nie no naprawdę? Patrzyła się na mnie wyczekująco. No dobra, co mi tam. Już ją pocałuję w rękę, jeśli tak bardzo chce. Cały czas nie spuszczała ze mnie swoich niesamowitych oczu.
— To ty jesteś tym tajemniczym przyjacielem Michaela i Iana? — zapytała, siadając.
— Znasz ich? — spytałem całkowicie zaskoczony.
— Tak, Michaela praktycznie od dzieciństwa, a Iana trochę później poznałam. Nasi rodzice się przyjaźnią.
— Aha. Wiesz...
Drzwi się otworzyły, przerywając naszą rozmowę. Stała w nich nieznana mi dziewczyna.
— W końcu cię znalazłam — powiedziała, wchodząc do klasy. — Telefonu to nie łaska odebrać. Myślałam, że coś się stało... — Dopiero teraz mnie zauważyła. Zatrzymała się i patrzyła to na mnie to na Elisabeth. Była bardzo ładna, miała długie, kręcone włosy. Jej duże, o brązowej barwie oczy przyciągały uwagę, lecz mój umysł ponownie powędrował do tych cudownych, stalowych oczu. Elisabeth siedziała nieruchomo, po czym uśmiechnęła się delikatnie.
— Hey, Nino — powiedziała, bawiąc się złotą bransoletką.
— Hey? Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
— Nino, poznaj Christophera. Christopher, poznaj Ninę.
— Jesteś niemożliwa — powiedziała i obie zaczęły się śmiać. Nina puściła do mnie oczko, a ja odpowiedziałem jej uśmiechem.
— To ja może już pójdę — oznajmiłem.
— My też będziemy się zbierać, prawda Elisabeth? — zapytała Nina, zerkając na Elisę, wyczekując jej odpowiedzi.
— Mhm...
Podszedłem do drzwi i wyszedłem.
— Do zobaczenia później — krzyknęła do mnie Elisabeth...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro