Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

  1431r.

Dlaczego on ją napisał? Na pewno nie była to odpowiedź do zagadki. Ciekawe co to znaczy. Od razu jak wróciłem do domu, wpisałem w przeglądarkę tę datę. Na szczęście nikogo w domu nie zastałem, byłem sam. Zaskoczyło mnie to, co ukazało się na ekranie. Była to data urodzenia Włada lll Palownika z rumuńskiego Vlad Tepes. — Przecież to właśnie jego imieniem jest nazwana moja szkoła. Nie rozumiem, po co mi to... Oooo... — wymamrotałem. 

''... zwany też Draculą''

— Nie no naprawdę Dracula — pomyślałem.

— Ech... nie bardzo rozumiem. Czytam dalej, może coś wpadnie mi w oko — mówiłem do siebie.

''... urodził się w Sighisoarze w Siedmiogrodzie...''

''W wieku jedenastu lat Wład został pojmany przez Turków...''

Nic interesującego.

Właściwie czemu nie miałbym spróbować hasła ''Dracula''? Podszedłem do łóżka i wyjąłem księgę spod poduszki. Na kłódce były małe literki, zatem poprzyciskałem odpowiednie. I nic! Rzuciłem przedmiot na pościel. — A co jeśli chodzi o coś zupełnie innego? Może powinienem szukać gdzieś indziej. — Zastanawiałem się, a po chwili spojrzałem na pulpit. Moją uwagę przykuł napis ''Legenda''.

Olśniło mnie.

A co jeśli to chodzi o... wpisałem ''wampir''. Ku mojemu zadowoleniu kłódka wreszcie otworzyła się. Uśmiechnąłem się sam do siebie. W końcu się dowiem, o co chodzi. Mam nadzieję.

— Proszę, proszę... Jesteś bystrzejszy niż myślałam.

Podskoczyłem na łóżku. Odwróciłem się w stronę tego samego głosu, który wręczył mi zagadkę.

— Zaskoczyłeś mnie. Naprawdę... — Przyłożyła rękę do klatki piersiowej. — Gdzie moje maniery? Nawet ci się nie przedstawiłam ostatnim razem. — Zrobiła skruszoną minę. — Właściwie jak przeczytasz tę księgę, wszystko będziesz już wiedział. — Posłała mi uwodzicielskie spojrzenie.

— Dlaczego tu przyszłaś? — spytałem, podnosząc się z łóżka. W prawej ręce kurczowo ściskałem księgę.

— Każdy ma jakieś powody. — Powoli zbliżała się do mnie z gracją. — Jedne są rozsądne, drugie niekoniecznie. — Zatrzymała się ze cztery kroki ode mnie. — Możemy sobie pomóc.

— Niby w czym miałbym ci pomóc? — spytałem  zbity z tropu. — Jak ja nic nie wiem. Nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje.

Jej uśmiech wszystko przyćmił.

— Nie wiesz, ale się dowiesz. — Podniosła księgę.

Dopiero teraz się zorientowałem, że nie miałem jej już w rękach. Jak ona to zrobiła?

— Wszystko jest tu. Wystarczy, że pójdziesz na nasz układ.

— Nasz? — wypaliłem, zanim zdążyłem się zahamować.

— Mój — pokazała na siebie swoimi długimi palcami — i moich sióstr.

— A tak na marginesie, jak ty się nazywasz? Bo chyba przeoczyłem — zagadnąłem, zmieniając temat. Po części byłem ciekaw, a także chciałem mieć chwilę na przeanalizowanie sytuacji.

Spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

— Konkordia — odparła.

Zbyt łatwo to poszło. Gdzieś musiał być haczyk.

— A moje siostry to Hersylia  i Tertuliana — odpowiedziała, nie spuszczając mnie z oczu. To zdanie mówiła tonem bezbarwnym trochę znudzonym. Jakby tłumaczyła małemu dziecku coś po raz dziesiąty. — To jak? — Ożywiła się.

Nie wiem, czy chcę z nimi zawierać jakąś umowę, ale chyba nie będę miał wyboru. Muszę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Nie odda mi tej książki, jeśli się nie zgodzę. Dobrze to sobie przemyślała.

— I? Jaka jest twoja decyzja? — ponaglała Konkordia.

Wyciągnęła rękę w moją stronę. Niepewnie zacząłem podnosić swoją. Gdy się zgodzę, nie będzie odwrotu. Nie chcę podejmować pochopnych decyzji, lecz jestem zmuszony. Moja ręka zastygła w połowie drogi jak zamrożona. Poczułem chłód w całym ciele. Zamrażało mnie od środka. Upadłem na kolana. Wezbrała we mnie panika.

— Coś ty mi zrobiła? — spytałem przez zaciśnięte zęby, patrząc jej prosto w oczy. Jeszcze bardziej spanikowałem, kiedy zobaczyłem, że jest tak samo zdziwiona, jak ja.

— Ja nic nie zrobiłam — odpowiedziała. Wtedy na jej twarzy najpierw pojawiło się olśnienie, a potem wściekłość. Trwało to może z sekundę potem już przybrała spokojny wyraz twarzy.

Miałem mroczki przed oczami. Jeszcze trochę i odpłynę.

— A więc to tak. Spryciulek — powiedziała sama do siebie. — Niech tak będzie dla mnie to bez różnicy. Przynajmniej coś się będzie działo. — Uśmiechnęła się do mnie. — Nie lubię się wysilać — dodała i zniknęła.

Co do...

Drzwi otworzyły się z hukiem, stanął w nich Michael. Spojrzałem na niego zdezorientowany.

— Dzięki Bogu zdążyłem. — Odetchnął z ulgą. Podszedł do mnie, pomagając mi wstać.

Uświadomiłem sobie, że zimno zniknęło. Wypełniało mnie ciepło, jakbym był w gorących źródłach.

— Co tu się dzieje? I tym razem bez wykręcania — powiedziałem, z trudem nad sobą panując.

— Uspokój się — powiedział Michael, posyłając mi współczujące spojrzenie.

— Nie! Mam tego wszystkiego dość! — wykrzyknąłem.

— Wiem! — wrzasnął. — Wiem — dodał ciszej, przeczesując włosy i siadając na łóżku.

— Proszę, powiedz mi. — Błagałem go, siadając koło niego.

Spojrzał na mnie.

— Mam nadzieję, że masz jeszcze siły, ponieważ to trochę potrwa...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro