Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

To ta dziewczyna z moich snów. Była taka śliczna, niesamowita. Teraz byłem jeszcze ciekawszy, nasuwało mi się coraz więcej pytań, np. kim ona jest i ten mężczyzna? Ubrana w szkarłatną, długą suknię z zakrytymi ramionami. Miała delikatnie pofalowane włosy, a usta były pomalowane identycznym odcieniem co jej kreacja. Ta czerwień robiła niesamowity kontrast z jej skórą oraz włosami. Obydwoje prezentowali się pięknie, dostojnie. Na tym portrecie widać, że byli szczęśliwi, a także zakochani w sobie. Zacząłem szukać jakichś imion, nazwisk bądź herbu rodziny, czegokolwiek. Nauczyłem się patrzeć dokładnie na obrazy, a zwłaszcza na ich wykończenia, "doły" po mojej ostatniej wpadce z posągiem. W końcu znalazłem napis, ale nie byłem w stanie go rozczytać. Lekko potarłem pismo, aby nie uszkodzić malowidła, ale na nic się to zdało.

Dźwięk jakby trójkąt w orkiestrze.

Błyskawicznie spojrzałem za siebie. W pierwszej chwili nic nie dostrzegłem, dopiero kiedy miałem się odwrócić, kilka kroków przede mną pojawiło się małe mieniące się bielą i złotem światełko. Ruszyło w głąb pomieszczenia, a ja powoli zacząłem podążać za nim. Błądziłem po korytarzach, aż w końcu natrafiłem na ogromne drzwi, które były uchylone. Promyk wleciał przez pozostawiony otwór. Ostrożnie wszedłem do pomieszczenia. Nie trudno było się zorientować, iż jest to biblioteka. Ogromna, wysoka mierząca około sześć-osiem pięter. Książki znajdowały się dosłownie wszędzie: na ścianach, na biblioteczkach, na środku. Posadzka wyłożona czerwoną wykładziną. Światło padało przez dwa masywne, niezwykle duże okna. Zacząłem przechadzać się między półkami. Ten sen jest jakoś dziwnie realistyczny. Znalazłem kilka stołów potężnych z ciemnego drewna ustawionych niedaleko siebie. Usiadłem przy jednym z nich zrezygnowany. Dlaczego akurat biblioteka? Co ja mam tu niby robić?

Mój wzrok zatrzymał się na przedmiocie przede mną. Dziwne, nie zauważyłem tu nic, jak siadałem. Podniosłem lusterko do twarzy, było ciężkie, wykonane ze złota. Zaczęło falować i świecić. Błysnęło, wciągając mnie do środka.

Upadając, uderzyłem głową o coś twardego.

— Ała... — mruknąłem, wstając. — Ja to mam szczęście...

Wybałuszyłem oczy. Jestem w grobowcu. W GROBOWCU!!! Czy to są żarty? Jak się wraca z powrotem? To musi być proste, łatwizna. Jeśli wleciałem, to też wylecę.

Znowu ten dźwięk.

Odwróciłem się, wiedząc, co zobaczę. Nad trumną świecił ten sam promyczek co wcześniej, po czym nagle zniknął. Właściwie co mi tam przecież to tylko sen. Zdecydowanym krokiem podszedłem tam, gdzie mi wskazano. Na trumnie wygrawerowany był czarny napis:

"Tu spoczywa wybitny człowiek Takeo Fujisawa".

Pierwsze słyszę. Spojrzałem do środka. Wolałbym wymazać ten widok z mojego umysłu. W jego rękach błyszczała książka, ostrożnie chciałem mu ją wyjąć. W chwili dotknięcia byłem z powrotem w bibliotece, a przede mną nie leżała książka, tylko pamiętnik. Brązowy ze skóry. Trochę te przeskoki zaczynają mnie irytować. Otworzyłem dziennik, ku mojemu zdziwieniu była tylko pierwsza strona i ostatnia. Zacząłem czytać.

23 czerwca 1514

Drogi pamiętniku wiem, że coś jest nie tak. Jakaś straszna tajemnica wisi w powietrzu. Czuję ją. Moja rodzina coś ukrywa, ale dlaczego nie chcą mi powiedzieć? Może to moja wina? Zawiodłem ich? Tyle lat starałem się być dobrym synem. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni, a jednak coś zrobiłem nie tak. Wczoraj w nocy słyszałem urywek ich kłótni. Nic nie zrozumiałem, ale usłyszałem tylko jedno zdanie, które wprawiło mnie w niepokój.

''Takeo zrozumie, wybaczy nam, a nawet jeśli nie to będzie dla jego dobra''...

Jak mam to rozumieć? Co ja mam robić? Myślę o ucieczce, ale nie wiem, czy to by było dobre wyjście z tej sytuacji. Co, jeśli się mylę, popadam w paranoję, przecież co mieliby mi zrobić własni rodzice? A może ma to coś wspólnego z tymi morderstwami? Oni chyba nie sądzą, że to ja?! Nie, nigdy w to nie uwierzę, nie powinno mi to nawet do głowy przychodzić. Nie pozostaje mi nic innego, jak poczekać na to, co się wydarzy.

Zaciekawiony szybko przekręciłem na ostatnią stronę. Mina mi zrzedła, był tylko skrawek ostatniego wpisu.

Nadchodzą.
Już prawie tu są.
Zapewne zginę, ale nie poddam się bez walki.
Prędzej umrę niż mam wpaść w niewolę do tych potworów.
Już są. Słyszę ich, ale oni o tym nie wiedzą.
Nadszedł mój koniec.

Dlaczego nie ma tu nic więcej? Jakie potwory? Dlaczego nadszedł jego koniec? Kto po niego przyszedł? Kolejne pytania a brak odpowiedzi. Zaczyna mi się robić bardzo długa lista pytań. Jak ja się mam tego wszystkiego dowiedzieć? Jak znaleźć odpowiedzi?

Zmarkotniałem. Miałem pewien pomysł. Znam takie trzy dziwne istoty, ale nie mam pojęcia jak mam je wezwać.

— Chris!

Obudziłem się. Koło mnie leżała moja młodsza siostra.

— Co tam, Lili? — zapytałem, głaszcząc ją po głowie.

— Mama woła na śniadanie — oznajmiła swoim słodkim głosikiem.

— Powiedz, że zaraz przyjdę — odpowiedziałem.

— Dobrze — odparła i zeskoczywszy z łóżka, pobiegła na dół...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro