I Bogiem było słowo.
-Darlene McCourtney, stój natychmiast! - Mocny, męski głos odbił się od szkolnych murów.
Równomierny stukot damskich obcasów o posadzkę był nieprzerwany. Słyszeć dało się również delikatne dziewczęce westchnienie - jedno z przeznaczonych dla wyjątkowych okazji, takich jak przypalenie ciastek, nieustąpienie w metrze miejsca przez mężczyznę, czy ubrudzenie nowym lakierem od Chanel numer 475 w kolorze Dragon ulubionego kalendarza z numerami wszystkich znienawidzonych osób, otrzymanego z okazji urodzin.
-Darley, słońce, ledwo cię znalazłem. Szukam cię od rana. Pomyśleć, że wystarczyło urwać się z lekcji historii sztuki, żeby ujrzeć twoje piękne nogi pierwszy raz od tygodnia. - Mina chłopaka wyrażała niewyobrażalne szczęście, uśmiech rósł i rósł, i...
-Daruj sobie. - Usta ciemnowłosej uformowały wydatny dzióbek, a brwi zbliżyły nieznacznie ku sobie. - Wiesz, jaki dzisiaj mamy dzień?
-Wtorek – odparł machinalnie blondyn, niezbity z tropu. Odgarnął w tył opadające na oczy włosy w geście zniecierpliwienia i oczekiwał pochwały za niezwykle rezolutną odpowiedź.
-Błąd. Dziś jest o wiele bardziej przeciętny dzień. Pomogę ci odgadnąć jaki. - Długonoga nachyliła się nad nim tak, by owionęła go delikatna woń Sheer Love i delikatnie rozchyliła wargi. - Otóż, dziś jest kolejny dzień, podczas którego nie chcę cię widzieć dłużej, niż muszę. A nie muszę.
Jedwabny głos zmienił się w syk tak szybko, jak młodzieniec odszedł w przeciwnym kierunku.
Dziewczyna wsunęła dłoń do torebki w kolorze ciemnego burgunda i sprawnie wydobyła z niej telefon.
Do:Perry (wciąż nie oddała błyszczyka, nie zapomnij wpisać jej na czarną listę)
Treść: Czekam na dole. Ile można, do cholery?
Wysłano: 11:22:34
Od: Perry (wciąż nie oddała błyszczyka, nie zapomnij wpisać jej na czarną listę)
Treść: Piszę sprawdzian, daj mi chwilę.
Odebrano: 11:22:38
Do: Perry (wciąż nie oddała błyszczyka, nie zapomnij wpisać jej na czarną listę)
Treść: Jak wolisz, do Josha idę sama.
Wysłano: 11:22:45
Od: Perry (wciąż nie oddała błyszczyka, nie zapomnij wpisać jej na czarną listę)
Treść: Wyszłam, za pół minuty jestem obok Montany.
Odebrano: 11:22:59
-Wreszcie.- Darlene rzuciła w stronę przyjaciółki pogardliwe spojrzenie i zmierzyła ją wzrokiem. - Ściągnij to.
-Co takiego? - Młodsza wersja Ashley Graham zarumieniła się i badawczo spojrzała w dół. Wyglądała na zmieszaną, a jej dolna warga delikatnie zadrżała.
-Łańcuszek. Jest obrzydliwy. Prada i wisiorek z bazaru? Dałam ci ostatnio ten, który możesz nosić. - skrzywiła się, poprawiając spadające ramiączko sukienki.
-To pamiątka po mamie. - Perry szepnęła nieśmiało, spotykając się z niewzruszoną miną przyjaciółki. - Zresztą, podoba mi się – dodała nieco odważniej, prostując i ośmielając spojrzeć Darley w oczy.
-Ściągaj– rzuciła długonoga i, nie czekając, zniknęła za rogiem.
-Kiedyś spotka Cię za to kara, Ty suko - syknęła Perry, walcząc z zapięciem łańcuszka. Wsunęła go naprędce do kieszeni torebki Jacobsa, wyprostowała się i odgarnęła lekko włosy w tył. - Już wkrótce, przysięgam.
Stukot obcasów długo niósł się po pustym korytarzu. Pustym... Czyżby?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro