Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

  Michael

Znajdowaliśmy się w posiadłości państwa de Vere. Była to biała willa w nowoczesnym stylu z drewnianymi wykończeniami koło okien. Lizzy siedziała na środku swojego pokoju i rysowała różne znaki.

— Co ty chcesz zrobić? — spytałem ją lekko poirytowany.

— A co, nie widać? — odpysknęła. 

— Ja jej mówiłam, że to bardzo zły pomysł — wtrąciła zaniepokojona Nina, bawiąc się łańcuszkiem, który miała na szyi.

Ian patrzył na nas znudzonym wzrokiem oparty o ścianę.

— To jest bez sensu — powiedziałem, próbując złapać kontakt wzrokowy z Lizzy, ale ona w dalszym ciągu była zajęta znakami. — Niby co ty chcesz tym osiągnąć? — dodałem.

— Chcę się dowiedzieć i dowiem, co one od niego chcą — odparła, akcentując każde słowo.

— I myślisz, że ci ot tak powiedzą?

— Może.

— To jesteś w błędzie.

— Nie chcę się wtrącać w waszą małą kłótnię — zaczął Ian, a my spojrzeliśmy wszyscy na niego. — Oczywiście wiesz, że jak coś ja jestem z wami — dodał i podniósł ręce w obronnym geście. — Ale naprawdę szczerzę wątpię, że damy im radę we czwórkę a ja nie chce jeszcze umierać za młody jestem.

— Przynajmniej zginiesz bohatersko — odcięła mu się Elisabeth.

— Ej, to nie było miłe. — Udał, że go to dotknęło. — Martwię się o was. — Przyłożył rękę do serca, udając, że go boli.

— Uważaj, bo ci uwierzę — powiedziała uszczypliwie.

— To naprawdę boli. — Uśmiechnął się łobuzersko.

— Ian! — krzyknąłem. — Nie żartuj sobie z tego —powiedziałem. — Ty też nie — dodałem, zwracając się do Lizzy.

— Dobra skończyłam — powiedziała, wstając. — Nino, podasz księgę? — zwróciła się w stronę przyjaciółki.

— Kochanie, wiesz, że ja zawsze stanę po twojej stronie — powiedziała, powoli wstając od toaletki, następnie biorąc księgę. — Jednakże zastanów się jeszcze, to naprawdę może się tragicznie skończyć — dopowiedziała, podając przedmiot Elisabeth.

— Nie musicie tu być, więc nie rozumiem, o co to całe zamieszanie.

Zaczęła przeglądać strony księgi w celu znalezienia odpowiedniego zaklęcia.

— A tak przy okazji skąd ty masz tę księgę? — zapytałem oskarżycielskim tonem.

Lizzy zrobiła niewinną minę.

— Nieważne...

— Nie wolno nam jej używać bez zgody!!!

— Oj tam, oj tam

—  Elisabeth!

— HAHAHAHA. — Zaśmiał się jakiś nieznajomy głos.

W szoku wszyscy spostrzegliśmy się, że ktoś stoi przy drzwiach i śmieje się lodowato. Od razu było wiadomo, kto to jest. Ubrana w długą czarną suknię z rozcięciem na boku. Te różowe oczy każdy rozpozna.

— Nie no naprawdę już się słuchać was nie dało —powiedziała, wchodząc zgrabnym krokiem do pokoju. — Jakie to rozczulające aż rzygać się chce. — Zaczęła świdrować wszystkich wzrokiem. — Tacy mądrzy, a nie wiedzą, że wystarczy narysować symbole, a my zdecydujemy czy warto przyjść?

— Konkordia — wyrwało się Ninie.

— Brawo! — wykrzyknęła Konkordia. — Jednak mnie pamiętacie, a już myślałam, że nie. — Wydęła usta.

— Trudno by było zapomnieć —powiedział pod nosem Ian.

— Mniejsza z tym. — Machnęła na niego ręką. — Zaraz co ja tu miałam... A już wiem. Co się takiego stało, że szanowna panienka de Vere wzywa mnie do siebie? I nie ukrywam, że jestem tu wyłącznie z ciekawości. — Zaczęła się przechadzać między nami.

— Czego chcecie od Christophera? — wypaliła Elisabeth.

—Kogo? — odpowiedziała, stając naprzeciwko Lizzy.

— Nie udawaj, że nie wiesz.

— Nic nie udaję, złotko. — Przybliżyła się o krok. — Może to tobie się coś pomyliło. — Przechyliła lekko głowę.

— Nic. Mi. Się. Nie. Pomyliło.

— Haha. — Oddaliła się, siadając na łóżku. — Wasza rodzina ma to we krwi. Tę zawziętość, zarozumiałość.

— Nie zmieniaj tematu.

— Dobrze, a nawet jeśli coś chcemy to, co ci do tego? Nie mamy obowiązku spowiadania się przed tobą.

— Nie macie prawa.

— Nie tobie decydować i powoli zaczyna mnie to nudzić. Myślałam, że będzie zabawniej. — Westchnęła.

— Jesteś tu od pięciu minut — wypalił Ian, zanim zdążył się powstrzymać.

— Właśnie to o wiele za długo. — Założyła nogę na nogę. — Zawracacie mi głowę jakimiś bzdurami. — Wyszczerzyła się w jadowitym uśmiechu.

Nawet nie zdążyłem zareagować, kiedy Elisabeth cisnęła piorunem w Konkordię.

— Lizzy, coś ty najlepszego zrobi.... — zacząłem.

Błysnęło, a chwilę później wszystkich nas obwiązały przezroczyste, mieniące się kolorami plącza.

— Jak śmiesz — powiedziała Konkordia.

Lekko unosiła się nad podłogą, a jej długie czarne włosy razem z sukienką falowały w powietrzu. Na jej policzku było rozcięcie, z którego ciekła krew. Przybliżyła się do Elisabeth tak, że ich twarze prawie się stykały.

— Pożałujesz — wycedziła przez zęby.

Nikt nie zdążył się nawet odezwać, jak zrobiła jeden ruch ręką i rzuciła nas jak zabawkami o ściany, a Elizę wyrzuciła przez okno.


 ***15 minut później***

                                                                               Christopher

Jak pomyślę, że jutro muszę iść do szkoły, to aż mi się niedobrze robi. Niby się pogodziliśmy z chłopakami, ale jakoś nie bardzo potrafię im wybaczyć, że mi nie uwierzyli. Wiem, że może to było dziwne, ale jednak... A to, co to?  Wstałem z łóżka. Na podłodze coś świeciło. Podszedłem i podniosłem przedmiot, a on stopniowo przestawał świecić. Książka. Skąd ona się wzięła? Ciekawe, o czym to... Co jest? Nie mogę jej otworzyć?! Co to za książka, której otworzyć nie można?! Dobra nie będę się wysilał.

— Hahaha.

CO TO?!

— Już mnie nie pamiętasz? — powiedział słodkim tonem kobiecy głos.

Chyba mam zawał.

— Aż tak się cieszysz, że mnie widzisz?

To jedna z tych trzech dziewczyn. A myślałem, że gorzej być już nie może.

— Czego chcesz? — zadałem pytanie zdawkowym tonem, kiedy uspokoiłem oddech.

— Jestem rozwiązaniem twoich problemów.

— Czyżby?

— Chcesz się dowiedzieć, co się dzieje? — powiedziała i wskazała na książkę, którą miałem w ręku.

 — Tu znajdziesz odpowiedzi.

— Co? W tej książce. — Spojrzałem na przedmiot w rękach. — Jak ja nawet jej otworzyć nie mogę. — Podniosłem wzrok, ale jej już nie było.

Na ziemni leżała biała kartka. Podniosłem ją i przeczytałem.

Księgę otworzy odpowiedź do zagadki... oto i ona:

W mroku czekają,

co chcą dostają.

Okrutne żądne krwi,

los z nich drwi.

Z cienia się wyłaniają

od słońca uciekają.

Dzieci nocy,

władcy grozy.

Pamiętaj, aby po zmroku

nie zrobić z domu kroku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro