Rozdział 1
Wskazówki zegarka wskazały godzinę dwunastą, kiedy mężczyzna wyjrzał przez okno. Cisza nocy przerwana została przez krzyk oraz głośne bicie zegara.
- Krwawy śpiew. - Wyszeptał mężczyzna, jakby dopiero teraz budził się z letargu w którym tkwił przez wiele lat. Po pewnym czasie nawet groźba śmierci wydawała mu się nudna. Stał jednak na środku korytarza, oświetlonego jedynie przez światło księżyca, spoglądając na klęczącą postać. Wokół niej leżały porozrzucane ciała, jak stare, rozprute zabawki.
- Pochłaniający… - Oznajmiła ostatnia żyjąca osoba, należąca niegdyś do grupki "rycerzy". Ubrana w pełną, srebrną zbroję, ściskała w dłoniach żelazny miecz. Bez strachu wpatrywała się w mężczyznę odzianego w czarny płaszcz, oraz gustowny garnitur, noszący teraz kilka plam krwi. Białe niegdyś rękawiczki, mieniły się czerwienią, tak podobną do koloru jego oczu. - Pochłaniający ziemię. Demon z piekła. Kyushu.
Mężczyzna o czarnych włosach nic nie odpowiedział. Uznał to za niepotrzebny zabieg. Jego oczy bez słowa badały pomalowane oblicze "rycerza", śledząc makijaż, który miał za zadanie uwypuklić męskie rysy twarzy. W całym tym stroju, on i jego martwi kompani, wyglądali jak aktorzy grający swoje role. Kyushu znudziwszy się tym przedstawieniem, uniósł dłonie i zaklaskał.
Ostatni rycerz nie przestał wygłaszać swojego monologu. Mówił ciągle, nieprzerwanie, jakby od tego zależało jego istnienie. - Jesteśmy dzielnymi rycerzami, chroniącymi te królestwo. Nawet jeśli zabiłeś już służbę i straże, My się nie poddamy. Nie pozwolimy abyś odbił swoją księżniczkę z rąk naszego Króla. Wszystko czego pragnie, jest jego, a my będziemy go bronić.
Rycerz odpychając się od podłogi, uniósł miecz na wysokości serca mężczyzny. Kyushu jednak zrobił krok w bok, przebijając ręką brzuch rycerza. Gdy ją wyciągnął, ostatnia żyjąca osoba padła martwa na ziemię, dołączając do swoich pomalowanych braci.
Kyushu westchnął znudzony. Odkąd tylko wszedł do tej posiadłości, zaczęli atakować go poprzebierani ludzie. Nawet ci, którzy krzyczeli z udawanego strachu, rzucali się na niego, jak tylko się odwrócił. Zostawił za sobą pokaźną ilość martwych ciał.
A wszystko po to, żeby złapać jedną osobę.
Kyushu nie czekając już chwili dłużej, otworzył wielkie drzwi. Przechodząc przez nie, jego oczom ukazała się wielka, podłużna sala, wypełniona dwoma rzędami ławek. Okna z witrażami, znajdowały się na przeciwnych ścianach, jakby miały wprowadzić bajkowy klimat.
Mężczyzna szedł dalej po czerwonym dywanie, który kończył się przed podwyższeniem. To właśnie w tamtą stronę skierował swój wzrok, wpatrując się w osobę siedząca na bogato zdobionym krześle, niczym król na tronie. Dłuższe czarne włosy spięte miał na plecach, a jego zielone oczy błyszczały w ciemnościach. Ciało skrywał za ciężkim czarno-czerwonym płaszczem, ozdobiony złotem i diamentami. Na głowie nosił koronę a w dłoni trzymał srebrną laskę. W dramatycznej pozie uniósł rękę w górę, ukrywając jednocześnie swój uśmiech. Potem przemówił. - I tak oto pojawia się ten, który pragnie przejąć mą koronę, odbijając królewnę z moich rąk. Jakiż ten los musi być dowcipny, kiedy chodź pragnie człowiek czegoś z całego serca, nigdy tego otrzymać nie może.
- Hatoita…
- Nie! - Krzyknął nagle oburzony mężczyzna w koronie. - Nie przerywaj! Kto przerywa przedstawienie na scenie?! Słuchaj do końca! Teraz będzie dobre! - "Król" odchrząknął i wstał z tronu. - Czyż to nie prawem ludzkiej natury dozwolone jest grabienie ludzkości? Czyż ma to być grzechem by człowiek, człowiekowi wilkiem? Z pradziada na dziada nikt nie wykorzeniał ów tych zachowań, a jeno prawem je przykrywał, by sprawiedliwości swej duszy wywołać. Więc człowiek człowiekowi, wilkiem być nie może, ale człowiek człowieka osądzać już godzien? Jeśli zaś zabrawszy co twoje, duszę twą skalałem, wtem ty także, winien mi tego, czego nigdy nie miałem. Czym się zatem różni, biedny od bogatego, nieszczęśliwy od szczęśliwego, kiedy w imię ich równej sprawiedliwości, ten pierwszy, ni statusu ni rzeczy, tego drugiego nie ma. A gdy pragnie ten pierwszy, być jak brat bratem drugiego, nazwą to sprawiedliwością, i wyrzucą go z plakietką, opisaną śmiercią.
Gdy mężczyzna w stroju króla zakończył swój monolog, zwiesił ponuro głowę ku ziemi, na której namalowany był tajemniczy, czerwony krąg.
Po minucie ciszy, energicznie wyprostował się i z uśmiechem zwrócił do jedynego widza.
- I jak? I jak!? Wspaniałe, czyż nie? Trochę spędziłem czasu na wymyślenie tego, ale jestem całkowicie zadowolony! Więc co? Teraz już możesz! Bij mi brawo! Na część dalszą, poczekajmy jeszcze chwilę.
Kyushu nie zareagował na to żadnym słowem. Ruszył z miejsca, podchodząc bliżej osoby, której szukał przez wiele lat.
- Jestem niemal pewien, że ci się podobało! Szczególnie kolejna część cię wciągnie, ale dość o tym. Jeszcze nie nastał czas.
- Więc przez ten cały czas… - Zaczął mówić Kyushu, jednak Hatoita szybko do niego podskoczył z dziecięcą radością.
- Tak! Jak tylko się rozdzieliliśmy, szukałem… tego czegoś co mógłbym ci pokazać przy naszym kolejnym spotkaniu. Pomysł szybko wpadł mi do głowy i zabrałem się za stworzenie scenariusza!
Kyushu otworzył usta by zadać pytanie, ale ponownie mu przerwano.
- Oh! Musiałem się przenosić bardzo często! Zawsze jakoś trafiałeś na mój ślad. Ostatnio wyczułeś mnie… Ah tak! Na tamtym festiwalu! Wtedy potrzebowałem czegoś od ciebie. Ostatniej rzeczy aby zakończyć przygotowania do przedstawienia.
Kyushu pokiwał głową a następnie przypomniał sobie o malowanych ludziach, których spotkał w tym dworze. - Tamci…
- Aktorzy. Nie bądźmy niemili i nazywajmy ich po imieniu. To ze względu na nich potrzebowałem tyle czasu. Trzeba było ich wszystkich zebrać, a potem przygotować. Większość z nich na początku się opierała, ale na końcu i tak współpracowali. Kocham ich!
Hatoita zakręcił się wokół siebie, wyciągając ramiona. Wyglądał jakby cieszył się tym co to tej pory uczynił. Kyushu nie miał co to tego wątpliwości. Przynajmniej jego teorie się potwierdziły. Za każdym razem, kiedy trafiał do miasta, które odwiedził poszukiwany przez niego mężczyzna, słyszał płacz i lament różnych rodzin. Za pierwszym razem nie było to ciekawe, ale za piątym, zdawało się nawet całkiem interesujące. Wiedział już że, owe porwania były elementem zabawy Hatoity.
- I jak się podoba? Jak? - Wykrzyczał mężczyzna odrzucając koronę. - Zbudowałem ten teatr dla ciebie! Dobrałem najlepszą obsadę! Idealnie! Idealnie!
Kyushu pokiwał głową na znak uznania, jednak nie wyglądał jakby był tym dłużej zainteresowany. Jego ciekawość szybko przeminęła.
Hatoita nagle spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem, jakby wiedział co kryło się w jego umyśle. Uśmiechnął się potem delikatnie, przybliżając się do Kyushu. Uniósł dłoń zakrytą białą rękawiczką i złapał milczącego mężczyznę za policzek.
- Wiem, że to staje się dla ciebie za nudne. Dlatego przecież postanowiliśmy zabawić się w tą grę, mój starszy bracie. Więc żegnaj. - Hatoita wyszeptał ostatnie słowa a następnie z niesamowitą szybkością odsunął się od mężczyzny. Na jego usta powrócił szaleńczy grymas.
- A więc, książe! Pragniesz ocalić księżniczkę! Gdybyś jeno szybciej tu przybył! Wiedziałem iż nie darzy mnie miłością, lecz gdy ku końcu me życie ma się kierować, samotnie nie skończę! Księżniczka wraz ze mną skona! Hahaha!
Hatoita wyciągnął miecz i zaczął uciekać, śmiejąc się głośno. Przebiegł przez podwyższenie by potem uciec przez drzwi. Kyushu oczywiście od razu za nim podążył. Skoro w ten sposób jego młodszy brat chce załatwić sprawę, on nie będzie się sprzeciwiać. Nie czuł nawet z tego powodu smutku. Tak jak zawsze.
Dwójka mężczyzn goniło się po salach jakby byli ponownie dziećmi. Hatoita przewracał krzesła, stoły a nawet szafki. Jego towarzysz jednak przeskakiwał przeszkody bardzo zgrabnie.
W pewnym momencie, przebrany król zaczął uciekać schodami na dół. Z każdym ich krokiem sceneria zaczęła się zmieniać. Piękne ozdobne tapety znikały na rzecz gołych ścian, a miękki dywan już dawno znikł z zimnej posadzki. Na korytarzu paliły się lekko przygaszone świece, prowadzące jakby do ostatniego aktu ich przedstawienia. Mijane cele albo były puste, albo ludzie którzy w nich przebywali już nie żyli. Kyushu nie mógł w żaden sposób tego potwierdzić, ponieważ wszystkie drzwi były zamknięte. Nie wątpił jednak w to, iż znalazł się w lochach.
Korytarz niespodziewanie się skończył. Przed nimi znajdowały się drzwi, które Hatoita otworzył na oścież. W środku Król wydał z siebie wrzask i uniósł do góry miecz, stojąc tyłem do wejścia.
W tym samym momencie Kyushu podskoczył do niego. Korzystając z okazji, wbił swoją dłoń w miejsce gdzie znajdowało się serce.
Hatoita lekko zaskoczony, wypuścił z dłoni miecz, który spadł na posadzkę z głuchym trzaskiem. Kyushu uwolnił swoją rękę, a jego młodszy brat powoli odwrócił się w jego stronę.
- Cóż i tak ginie król. - Wyszeptał poważnie a ścieszka krwii wypłyneła z jego ust. Po chwili zaś uśmiechnął się ostatni raz, z czułością kładąc dłoń na swojej ranie. - Wyszło lepiej… lepiej niż myślałem. Idealnie. Co nie bracie? Idealnie…
Król upadł na ziemię dalej się uśmiechając. Oczy jego jednak zastygły, jakby czegoś wypatrywały.
Kyushu został sam.
Sam.
- Sam. - Wyszeptał, czując nagle w piersi pewną pustkę. Od lat jego celem było odnalezienie Hatoity a gdy już tak się stało i ten leżał już martwy, jaki był jego kolejny cel? Nie miał nikogo kogo by kochał, lubił, szanował. Nawet nie znał tych uczuć. Wszystko inne co spotkał, wydawało mu się bezbarwne, nudne. Jaki więc był cel jego istnienia? Czuł się teraz tak, jakby matka ponownie nazwała go pustym demonem. Ale… przecież nawet takie miał imię. Pochłaniający ziemię. Ktoś kto niszczy, pochłania wszystko i nie pozostaje po tym żaden ślad.
Kyushu przygryzł wargę czując się coraz bardziej oszołomiony. Nie chciał pochłaniać. Nie chciał żyć bez celu. Pragnął czegoś, co by mogło usunąć te dziwne uczucie z jego piersi. Chciał aby jego istnienie miało sens, aby nie zniknął tak nagle i tak po prostu. Mężczyzna zaśmiał się histerycznie, niespodziewanie. Następnie uderzył głową w ścianę, by uciszyć głosy, szeptające mu do ucha. Oddychał coraz szybciej. Serce o którym zapomniał, biło mu mocno w piersi, a myśli zwariowane, wirowały mu w głowie.
Uderzył pięścią w ścianę i nagle usłyszał coś co nie powinno mieć tutaj już miejsca. Usłyszał oddech.
Był cichutki, prawie tak cichy jak wiatr hulający w lecie. Delikatny niczym muśnięcie motyla. W tej jednak chwili był dla Kyushu głośny i pobudzający. Różniący się od szeptanych halucynacji. Był prawdziwy.
Z oszalałym spojrzeniem, Kyushu odwrócił się w stronę dochodzącego dźwięku. Powoli poruszył nogami odrywając dłoń od ściany. Przechodząc przez kałużę krwi, dotarł do kamiennego stołu.
Nie zwracał uwagi na otaczające go zaschnięte ślady krwi, czy na ślady zadrapań. Stał nieruchomo z nagłą pustką w głowię, wpatrując się w czerwone oczy.
Na kamiennym stole leżała blada istota. Okryta była szarą tuniką, nie pasującą do tego obrazu nędzy.
Ciało było nieruchome, jakby martwe. Jedna z rąk wisiała w powietrzu a głowa oraz czarne włosy, zwisały z krawędzi.
Jakaś osoba musiała z przyjemnością torturować tą zniszczoną istotę, ponieważ oprócz ciętych ran i siniaków, można było dostrzec wycięte wzory kwiatów. Czysta, zadbana, chuda postać, wyglądała niczym piękna, martwa lalka.
Jednak pomimo tego wszystkiego, powieki tej lalki były otwarte. Puste, szkarłatne oczy wpatrzone były w jakiś punkt nad głową mężczyzny.
Kyushu nawet nie musiał czytać napisów z boku stołu, by wiedzieć kim była ta lalka, albo jaką rolę grała w tym przedstawieniu. Oczywiście, była to księżniczka.
Kyushu podszedł bliżej, aż stanął nad ową "księżniczką".
Ciągle oszołomiony umysł mężczyzny nie panował nad odruchami ciała. Kucnął na ziemi, wyciągając swoje dłonie w stronę lalki. Podniósł ją z stołu, tuląc do siebie, jakby ten ruch miał przywrócić mu jasność myślenia. Księżniczka nie poruszyła się. Jedyną oznaką życia w niej, był delikatny wdech i wydech oraz czerwone oczy.
Nie wiadomo czy to był impuls, czy po prostu mężczyzna przyczepił się do jedynej żywej istoty, którą widział, aby sam mógł przetrwać w tej trudnej chwili. Otoczony zapachem krwi, wtulał się w lalkę, wracając powoli do rzeczywistości. Myśli jedna po drugiej, zaczęły się łączyć, układając w dziwny ciąg.
Przypomniał sobie nagle o pewnym chłopaku, którego spotkał na festiwalu. Białe włosy, porcelanowa cera i błękitne oczy. Albinos.
- Ah, więc to tak. - Wyszeptał Kyushu, przypominając sobie coraz więcej.
Po tym jak nie zdołał odnaleźć Hatoity, mężczyzna wrócił do miasta. Tam zauważył płaczącą matkę, która poszukiwała swojego zaginionego syna.
Hatoita pojawił się na festiwalu, aby odszukać ostatni element. Kogoś kto zagrałby księżniczkę. Brat Kyushu wybrał na to stanowisko chłopca albinosa, którym mężczyzna się trochę zainteresował.
Hatoita przyszykował młodzieńca do roli. Zniszczył jego opór oraz rozbił na kawałki psychikę. Ciało zaś, ozdobił według własnego uznania. Włosy przefarbował na czerń, pozwalając im urosnąć. Zapewne wykorzystał strzykawkę oraz parę innych rzeczy by zmienić jego kolor oczu. Skórę "przyozdobił" kwiatami, ponieważ księżniczki najczęściej z nimi były kojarzone. Reszta ran zapewne powstała z okrutnych zabaw Hatoity.
- Więc zostałeś tylko ty. - Wyszeptał Kyushu ze znudzonym wyrazem twarzy. - Mógłbym cię zabić…
Mężczyzna powoli przesunął dłoń, która wcześniej głaskała czarne włosy chłopaka, w stronę obojczyka. Złapał palcami bladą szyję, zaciskając palce.
Oddech księżniczki zaczął się załamywać niespokojnie. Mimo tego, jego mimika twarzy się nie zmieniła, a żaden mięsień ciała nie napiął się.
Kyushu zaciskał dalej dłoń, ale coś w umyśle podpowiadało mu, aby przestał to robić. Delikatnie rozluźnił uścisk, gładząc powstałe siniaki.
- Więc też jesteś samotny. - Wyszeptał mężczyzna do ucha żywej lalki. - Mógłbym cię zabić, tak jak wszystkich innych, ale…
Pochłaniający ziemię zatrzymał się, starając się znaleźć słowa opisujące swój tok myślenia. - Ale może jeśli cię oszczędzę… Tak. Oszczędzę cię i zabawię się tobą. Będziesz od teraz moim celem. A może dzięki tobie, znajdę inny. Po prostu się tobą zajmę. Jednak ostatecznie i tak cię zabiję.
Kyushu podniósł księżniczkę, trzymając ją w ramionach. Spokojnie już teraz, zaczął opuszczać komnatę, pozostawiając martwe ciało. I tak nie było już w nim życia.
Kyushu uśmiechnął się delikatnie, idąc dalej. Miał teraz cel, więc wszystko było dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro