Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

    Satsuki z radością schodził po schodach. Za nim kroczył Kyushu z kamiennym wyrazem twarzy. 

   Wczorajszej nocy Pochłaniający zabrał albinosa do jego pokoju. Rozłąka sprawiła, że obaj pragnęli obecności drugiej osoby. Dla Kyushu jednak to nie wystarczyło. Musiał dotknąć, zobaczyć, poczuć Satsuki, aby uspokoić swój umysł. Pragnął uczynić go swoim. Chciał stać się z nim jednością. Chłopak nie odrzucił mężczyzny. Czuł dokładnie to samo. Nie mógłby w tamtej chwili siedzieć niczym głaz. Zaśmiał się nawet kiedy pomyślał, że gdyby Kyushu nie zrobił pierwszego kroku, wtedy to sam rzuciłby się na niego i zmusił do zrobienia rzeczy. 

    Kochali się długo i namiętnie, jakby ich świat miał się nagle skończyć.

   Satsuki zarumienił się na te wspomnienia. Starał się o tym nie myśleć, ale umysł cały czas przypominał mu o umięśnionym ciele mężczyzny, oraz o tym jak był traktowany niczym święta rzecz. Mimo tego Kyushu nie był delikatny przez cały czas. Uwięził Satsuki swoimi ramionami, aby ten nie mógł uciec. Zostawiał na nim ślady, siniaki, ugryzienia, malinki, aby dać do zrozumienia, że jest tylko jego. Złapał jego dłonie jedną ręką, drugą zaś go torturując, pchał albinosa na krawędź przyjemności. Potem każąc mu cały czas na niego patrzeć, wszedł w jego ciało, łącząc ich w jedno. Pchał tak mocno i głęboko, aby tylko sprawić by Satsuki krzyczał najgłośniej jak tylko mógł. 

    Chłopak miał już zamiar się zatrzymać i powiedzieć aby wracali dalej się "zabawiać", jednak wtedy obydwoje dotarli już na piętro. 

   To co zobaczyli, całkiem zaskoczyło Satsuki.

   Na szerokim korytarzu, stali ludzie w jednej grupie. Wśród nich znajdowali się i starsi i młodzi, kobiety oraz mężczyźni. Szeptali do siebie nie spokojnie, rozglądając się czasem wokół. Nid. samotnie opierał się o ścianę. Kiwnął głową na przywitanie, a na jego twarzy znajdował się bezczelny uśmiech. Satsuki zarumienił się ponownie. A co jeśli słyszał ich nocne igraszki? 

   Wtedy na przód wyszła starsza kobieta o siwych włosach związanych w kok. Nosiła potarty czerwony płaszcz, co nie zaskoczyło chłopaka. Wszyscy ci ludzie byli brudni i ranni. Kyushu wcześniej wytłumaczył mu co nieco. Powiedział, że stracił panowanie nad cieniami, które zaczęły grasować w mieście. Nie wiedział jednak, że mężczyzna postanowi uratować dwanaście osób! Po co to było? Z niepokojem chłopak spojrzał w stronę Kyushu. 

- Ren! - Krzyknęła z radością stara kobieta. Jej uśmiech był szeroki oraz zmęczony, a po polikach spływały łzy. - Tyle lat minęło! Jestem taka szczęśliwa, że w końcu udało mi się cię odnaleźć! Teraz już wszystko będzie dobrze. 

   Satsuki nie wiedział kim jest ta kobieta. Nie czuł też żadnej potrzeby aby zawrzeć z nią znajomość. Lecz kiedy już chciał zapytać się czego ona od niego chce i dlaczego woła na niego dziwnym imieniem, Kyushu pierwszy się odezwał.

- Nic nie pamięta. Pogadam z nim.

   Kobieta posmutniała, ale gorliwie pokiwała głową. Wiedziała, że coś takiego może się wydarzyć. Najważniejsze było to, że żył.

   Kyushu złapał Satsuki za rękę, prowadząc go z dala od grupy ludzi.

- Co to ma znaczyć? - Zapytał się oburzony chłopak. - Po co oni tu są.

- Uratowałem ich. - Odpowiedział cierpliwie z nutką smutku w głosie. Lalka na ten widok od razu złagodniała i już na spokojnie zaczęła zadawać pytania.

- Ona była moją...

- Ona jest twoją matką. Była w mieście szukając cię.

    Chłopak nie za bardzo wiedział co na to odpowiedzieć, więc rzucił tylko krótkie "aha". Kyushu westchnął. W przeszłości nie miałby problemów z tą rozmową. Nawet by jej nie poprowadził, tylko od razu przeszedł do czynów. W stosunku do ukochanego, jednak nie mógł tego uczynić.

- Posłuchaj mnie teraz. Cienie ścigają każdego człowieka. Każdego. Niedługo zrozumieją, że ukryłem ocalałych i tutaj przyjdą. Bariera nałożona na nasz dom i miasto nie pozwoli wam na ucieczkę. Ja oraz…

- Czekaj! Co oznacza "wam"? - Zapytał Satsuki, przerywając wypowiedź mężczyzny. 

- Nie ochronię cię tutaj, więc chcę byś z nimi poszedł.

   Albinos pokiwał głową, rozumiejąc to doskonale. - A potem jak wszystko się uspokoi, to po mnie wrócisz. 

   Kyushu milczał. Nie zrobił także żadnego kroku. Po prostu stał.

- Wrócisz!? - Tym razem krzyknął chłopak, czując jak w jego oczach zbierają się łzy.

- Tam są ludzie… i twoja matka. - Zaczął Pochłaniający, starając się jak najlepiej dobrać słowa. - Wśród nich będziesz szczęśliwy.

    Satsuki nie mógł w to uwierzyć. Po tak wspaniałej nocy pełnej ich miłości, Kyushu postanowił go wyrzucić jak… jakąś starą rzecz.

- Będziesz mógł prowadzić normalne życie. Chodzić na bale, spotykać się z przyjaciółmi, spędzać czas z matką. A ja mogę oszaleć i pewnego dnia cię zabić! 

    Chłopak uśmiechnął się zrozpaczony. Położył swoją dłoń na policzku mężczyzny. - Śmierć z twoich rąk, byłaby lepsza od tego wszystkiego. 

    Kyushu złapał chłopaka za ramiona. Z bijącym z bólu sercem pocałował go, a następnie dotknął ustami jego czoła. - Chcę byś zastanowił się z dala ode mnie, jaki jest twój prawdziwy cel. Kiedy zyska się wolność, to wtedy inaczej spogląda się na rzeczy. 

   Satsuki przygryzł wargę i starając się walcząc ze łzami, odpowiedział. - Nie musisz mówić nic więcej. Wiem, co czujesz. Nigdy nie potrzebowaliśmy aby ubrać to w słowa. Skoro my to czujemy, to wystarczy…. Dobrze. Zgadzam się. Ale pójdę tylko dlatego, że takie jest twoje życzenie. 

   Albinos chwycił Kyushu za rękę, pragnąc jak najdłużej odwlec nieuchronną chwilę. To była prawda. Obydwoje zawsze wiedzieli i czuli miłość tego drugiego. Akceptowali ją oraz oddawali. Jeśli jednak teraz chłopak usłyszałby te dwa słowa, zabiłby się. Nie takiego końca pragnął dla nich. 

   Kyushu… czuł się jak we śnie. Szedł do przodu prowadzony. Jego uczucia związane były cienką nicią, pochodzącą z dłoni ukochanego. Tylko na tym starał się skupić. Nagle podniósł głowę. Stał przed wieloma parami oczu, które wpatrzone były w jego osobę. Dlaczego tak patrzą? Kyushu mógłby zabić ich jedną rękę i wszystko wróciłoby na porządek dzienny. Ale co wtedy z Satsuki? Chłopak zasługiwał na najlepsze, na największe skarby tego świata. Jednak gdyby tu został, a on nie zdołałby pokonać cieni, albinos także straciłby życie. Wtedy Pochłaniający pozbierał się trochę. Przypomniał sobie, że jego celem istnienia było opieka nad lalką. W ten sposób będzie kroczył tą drogą.

- Pójdziecie na zachód. W tym czasie stworzymy dla was ścieżkę, która będzie bezpieczna od Cieni. Nie zauważą was. Jeśli jednak ktoś z was upuści choć kroplę krwi, cienie za wami polecą. Ich celem są ludzie, więc ci co teraz krwawią niech zostaną tutaj. - Kyushu chciał tak naprawdę powiedzieć "niech zostaną zabici ci co krwawią", Nidi jednak wpatrywał się w niego ostrzegawczym wzrokiem.

   Ludzie zaczęli się sprawdzać. Kobiety twierdziły, że na szczęście żadna z nich nie ma miesiączki, a ranni pokazywali swoje zasklepione rany. Gdy wszyscy byli gotowi, Satsuki ścisnął mocniej dłoń Kyushu. Nie patrząc na mężczyznę, chłopak powoli rozluźnił uchwyt. Pochłaniający poczuł jak nić się urwała i nagle nie czuł już niczego. 

   Gdy Satsuki znikał za drzwiami, nawet nie odwrócił się by po raz ostatni spojrzeć na Kyushu.

   Nidi podszedł szybko do przyjaciela, pragnąc ustalić z nim szczegóły planu. Ten jednak tylko mógł tępo wpatrywać się w swoją pustą dłoń. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro