Rozdział 6 - Seijoh No Chimu
-Iwaizumi-san, uważaj!- nie zauważył nawet, że wszedł na ulicę. Za to natychmiastowo ujrzał białe światła zbliżającego się auta. Zacisnął zęby, szykując się na zderzenie.
Które, o dziwo, nie nastąpiło, bo czyjeś ręce szybko i mocno pociągnęły go do tyłu. Upadł tyłkiem na chodnik, ale przynajmniej był w całości.
-Co do...-podniósł głowę, patrząc na człowieka, który właśnie wyciągnął go spod kół auta.
Spodziewałby się każdego, ale nie patrzącego na niego spokojnie Kageyamę, z torbą przewieszoną przez plecy i kartonikiem mleka jagodowego, który upuścił, ratując mu życie, a teraz podniósł.
-Kageyama?- stwierdził zaskoczony, a po chwili zorientował się, że ten właśnie...- Eee...Dzięki.
-Iwaizumi-san, było czerwone.- mruknął Tobio, podając mu rękę. Hajime chwycił ją i stanął na równe nogi.
-Taa...jasne.- odpowiedział, poprawiając torbę na ramieniu- A skąd ty się tutaj wziąłeś?
-Wracam z treningu.- czarnowłosy stwierdził jednak, że mleko jednak już nie nadaje się do spożycia i z nieszczęśliwą miną wyrzucił je do najbliższego kosza na śmieci.- Widziałem wasz mecz.
-Tę porażkę? - syknął cicho atakujący.
-No...Tak.- powiedział Kageyama, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć- Shiratorizawa jest...Silna.
Trzecioklasista wypuścił powietrze z płuc.
-Jest. - minął rozgrywającego i ruszył dalej, na odchodne podnosząc rękę i mówiąc- Dzięki jeszcze raz.
-Iwaizumi-san! Ale ty możesz Go pokonać!
Ale Hajime nie zareagował. Już nawet tego nie słyszał.
I prawie jeszcze stracił życie.
Po prostu świetnie.
***
-Hej, uważaj! - czyiś głos wybudził ją z przemyśleń. Właśnie zauważyła nie tyle to, że stoi na środku ulicy, a bardziej światła zbliżającego się samochodu.
W duchu parsknęła śmiechem.
No to koniec...
Nagle cztery ręce pociągnęły ją mocno do tyłu, a auto przejechało metr od niej.
-Ślicznotko, powinnaś bardziej uważać.- dobiegł ją głos.
-Dokładnie tak, dokładnie.- poparł go drugi.
Spojrzała na swoich wybawców, którzy okazali się graczami Karasuno. Wysoki, łysy gościu, którego kojarzyła jako energiczną piątkę oraz Nishinoya Yuu, genialny libero Kruków.
-Ja...dzięki.- powiedziała, patrząc to na jednego to na drugiego.
-Hej!!- zawołał nagle libero- To Ty jesteś tą ładną menadżerką Seijoh!
Dranie z Seijoh...Próbują nam dorównać!
Menadżerką nie była, ale widocznie wyciągnął taki wniosek, gdy zagrzewała drużynę do walki.
-Spoko.- powiedział poważnie Tanaka- Może i Seijoh to nasi wrogowie, ale do ładnych dziewczyn nic nie mamy.
-Żadnej nic się nie stanie na naszej warcie!- dodał Nishinoya.
Uśmiechnęła się lekko. Naprawdę, poprawili jej nieco humor. I co ważniejsze, wyciągnęli spod kół auta.
-Dzięki za pomoc.- wypuściła powietrze z płuc - Tak swoją drogą, jesteście świetnymi graczami.
Chłopacy uśmiechnęli się szeroko, po czym stwierdzili, że koniecznie odprowadzą ją do domu, by mieć pewność, że żadne auto ją nie przejedzie.
I udało im się nawet uzyskać numer telefonu, choć u obu wciąż na pierwszym miejscu była Kiyoko.
***
Tej nocy żaden z zawodników Aoba Johsai nie mógł zasnąć. Każdemu przed oczami, gdy tylko je zamknął, stawały nieudane akcje, czy radość Shiratorizawy pod koniec. Chociaż uzyskali tyle, że jutrzejszy dzień mieli wolny od treningów. Wszyscy byli załamani porażką, ale chyba najbardziej trzecioklasiści.
Następnego dnia, Yukari, jak zwykle czekała pod domem Iwaizumiego. Eliminacje się skończyły, więc mieli wrócić do sesji biegów. Ale była kontuzjowana, więc poranne biegi sobie odpuściła, mimo to podeszła pod jego dom, żeby mu chociaż to powiedzieć, gdyż nie odbierał telefonów.
Ale nie wyszedł.
Nie wyszedł nawet. gdy mieli iść do szkoły. Ani nawet jej nie otworzył.
I nie przyszedł na lekcje. Miejsce obok niej, zwykle zajęte, teraz ziało pustką. Co dziwne, nie spotkała na korytarzu ani jednego zawodnika z męskiej drużyny siatkówki. Byli w szkole, widziała z daleka Yahabę, Hanamakiego i Kunimiego, ale nie spotkali się, by porozmawiać.
Popołudniu, gdy wróciła, zauważyła w skrzynce pocztowej małą przesyłkę. A konkretniej płytę.
Z meczem przeciwko Shiratorizawie. Znak, że Yahaba był tutaj.
Otrzymała również kilka SMSów od Hanamakiego, co z jej nogą. Nie wiedziała, skąd się dowiedział, ale miło było, że napisał.
Był już wieczór, kiedy w końcu udało jej się usiąść i w spokoju obejrzeć mecz.
I zamarła.
Pierwszy set potoczył się tak jak się obawiała. Chłopaki grali zupełnie inaczej. Dopiero pod koniec się przebudzili, ale zaraz pierwszak z Shiratorizawy wykonał szybki atak.
Super szybka z pierwszakiem?
Znacznie inaczej było w drugim secie. Seijoh rozpaczliwie starało się utrzymać wynik. I udawało im się to, w miarę. Ale z tego, co udało jej się zauważyć, wyglądało na to, że Shiratorizawa grała swoim zwykłym stylem, czyli opierając się na sile, jednak wystawy, jak widać, były dla nich idealne i atakowali z większym komfortem.
Dopiero, nieco później, stało się coś nieprawdopodobnego.
Wzięli się za zmyłki i za opóźnione ataki. Widać było w tym rękę, a raczej ręce Oikawy.
Ale czyniło to tylko dwóch zawodników: Ushijima i Oohira no i czasem ten mały pierwszak. Widocznie nie mieli dostatecznie dużo czasu, by przećwiczyć to z każdym. Ale to znaczyło tylko, że na Puchar Wiosenny będą jeszcze silniejsi.
Tablica wskazywała wynik dwadzieścia trzy do dwudziestu czterech, a Yahaba wystawił właśnie piłkę do Hajime.
-Cholera jasna!- warknęła i na tyle szybko, na ile pozwalała jej kostka, zeszła na dół i założyła buty.
Z pewnym mozołem dotarła pod jego dom. Było już ciemno, wiedziała że jego rodzice wracają dopiero jutro, ale światło nie paliło się nawet w jego pokoju.
Ale był. Na pewno był. Mimo że dobijała się do niego godzinę z akompaniamentem krzyków: Otwieraj, do cholery! , nie dał znaku życia.
-Szlag...- po raz ostatni walnęła pięścią w drzwi.
Dobił ich ten mecz. Wszystkich.
Ale ten wyraz twarzy Hajime...Widziała tylko raz w życiu.
Jeden, jedyny raz.
Stracił wiarę w siebie.
Następnego dnia rano, również na niego czekała. Ale nie wyszedł. Nie odpowiadał.
Wiem, że masz poczucie winy, ale niesłusznie...
Kierując się w stronę furtki dostrzegła coś jasnego leżącego w trawie. Podeszła bliżej.
Pod jego oknem, na ziemi znajdowała się zmięta, miętowo-biała koszulka z podkreślonym numerem cztery. Numerem asa. Kręgosłupa drużyny.
Chwyciła ją i spojrzała do góry. Okno było zamknięte i zasłonięte roletą.
Iwaizumi...Ty chyba nie...
***
Oikawa westchnął ciężko, obracając długopis w ręce. Nie tylko zawodnicy Aoby nie mogli zasnąć tamtej nocy. Jemu też spędzało coś sen z powiek i doskonale wiedział, co to było.
Na Shiratorizawę czekało teraz Inter-High, turniej, na który bardzo chciał jechać. Dla trzecioklasistów z drużyny było to już normalne, zwycięstwo było czymś w rodzaju chleba powszedniego, ale nie dla niego. Co roku przegrywał z Ushijimą, teraz był z nim w zespole. Dogadywali się. I wygrali. Jechali na Inter-High.
Wygrał. Wygrali. Jechali na Inter-High.
Ale...
Brakowało mu ich. Brakowało mu wszystkich. Mattsuna i Makkiego, śmiesznego duetu zdolnych zawodników. Chociaż miał teraz w drużynie gościa, który przebijał ich obu, a na imię było mu Satori, którego ofiarą często był Semi, to nie było to samo.
Brakowało mu obu pierwszorocznych, z którymi już zetknął się w Kitagawie. Podziwiającego go Kindaichi'ego i cichego Kunimiego. W Shiratorizawie nikt go nie podziwiał. Owszem, szanowali i doceniali jego umiejętności, ale nie miał w drużynie fanów. Podobnie było z dziewczynami. Nie latały za nimi stadami, jak tylko przechodził korytarzem, ale to w sumie było lepiej. Jasne, że tak robiły, ale nie w takich ilościach jak te z Seijoh.
Co by nie mówić, w Shiratorizawie było po prostu trudniej.
Brakowało mu też Yukari, która często się na niego wydzierała i go biła, gdy robił coś głupiego.
A już najbardziej brakowało mu Iwa-chana. Jego pierwszego przyjaciela, którego znał już kawał czasu. Wiedział o nim wszystko, znał wszystkie jego nawyki, wszelkie przyzwyczajenia. Brakowało mu solidnych kopniaków, mocnych uderzeń, po których padał na ziemię i nie mógł wstać. Iwaizumi był przy nim zawsze, wyciągał go z różnych problemów i potem sam go za to bił. Doskonale zawsze współpracowali. Doskonale się rozumieli. Wiedzieli, kto, co i kiedy zrobi coś w meczu. Gra z Ushijimą, Oohirą czy resztą nie była taka sama. Nie miał z tego aż takiej radości. Bo z każdego punktu zdobytego przez Iwę, z jego wystawy, cieszyli się podwójnie. Byli idealnie dopasowanym do siebie duetem graczy, byli partnerami.
No właśnie. Byli.
Owszem, cieszył się on, cieszyli się zawodnicy Shiratorizawy ze zdobytych punktów. Ale współpraca z nimi nie przynosiła mu takiej radochy jak z tamtymi.
Zablokował Iwa-chana. W kulminacyjnym punkcie meczu. Tę jego minę zapamięta do końca życia.
Zniszczył psychikę Makkiemu, bombardując go serwami, których nie mógł odebrać.
Zmusił Watariego do wielu interwencji, by ocalić wredną piłkę.
Rozpracował Yahabę.
I całkowicie omijał bloki stawiane przez Mattsuna i Kindaichiego.
Stawanie przeciwko swojej byłej drużynie było trudne. Ale osiągał właśnie co chciał. Miał taką nadzieję.
Jechali na Inter-High. Ale nie cieszył się z tego tak bardzo, jak się spodziewał. Jednak wiedział, że to...Będzie mu potrzebne. Cieszył się, ale nie tak do końca, jednak biorąc pod uwagę przyszłość, uśmiechał się. Chciał daleko zajść na tym turnieju. Jak najdalej można. A najlepiej to go wygrać.
Zostawały jeszcze tylko eliminacje do Wiosennego...Uda mu się. Tym razem na pewno.
Ale wciąż chodziło mu po głowie pytanie, dlaczego Tendou jest taki popularny.
***
Yukari przechodziła korytarzem szkolnym, kiedy dostrzegła znajomą czuprynę.
-Haaaanamakiiiiii!
-Cześć, Miko-san. - Takahiro zatrzasnął szafkę i spojrzał na nią, a gdy dostrzegł jej minę, westchnął i powiedział ciężko- Widziałaś?
-Tak. Przykro mi.
-Mnie też. - schował kanapki do torby i razem ruszyli w stronę ławek, które znajdowały się na świeżym powietrzu- Iwaizumi...
-Nie chodzi do szkoły, nie odbiera i nie chce mnie wpuścić.- mruknęła, a przyjmujący pokiwał powoli głową.
-Czyli jak od każdego. Byliśmy tam w trójkę, ja, Matsukawa i Yahaba.- usiadł na ławce i westchnął. - Całkowicie się odciął, na treningu też go nie było. Każdemu jest ciężko, tak...Ten mecz odebrał nam jakiekolwiek wątpliwości...- tu zrobił pauzę - Ale Iwaizumi chyba czuje się za to odpowiedzialny.
-Pewnie tak.- westchnęła cicho - Czuje się winny.
-Kiedy tak naprawdę nie jest.- burknął Takahiro, zaciskając pięści - Wszyscy nawaliliśmy, naprawdę nie wiem, o czym myśleliśmy. Że Oikawa przyjdzie i będzie grał z nami? A on próbuje wszystko brać na siebie i...
-To, że jest kapitanem, nie znaczy że fakt, że Oikawa gra w Shiratorizawie i zdradził im nasze słabe punkty oraz go zablokował, jest jego winą.- dołączył się Matsukawa, który pojawił się nie wiadomo kiedy.- Siatkówka to gra zespołowa.
-Właśnie.- poparła go Yukari. - A co z resztą drużyny?
Obaj popatrzeli na siebie.
-No cóż...Wczorajszy trening...Był...- zaczął Matsukawa, nawet nie musiał już kończyć - Wszyscy są rozwaleni, ale jakoś się pozbierają. Gorzej z nim, wcale nie przyszedł.
-Pójdę do niego dzisiaj po treningu.- stwierdził Hanamaki- Jak mnie nie wpuści, wlezę po rynnie i wywalę mu okno.
-Daj mi znać, jak ci poszło.
-I czy mamy robić zbiórkę na to okno.
***
Telefon Yukari zawibrował. Od razu wzięła go w ręce.
Od: Hanamaki
Tytuł: Iwaizumi
Byłem u niego, wpuścili mnie jego rodzice. Zero jakiejkolwiek reakcji, ma cholernego doła, większego niż cała drużyna razem wzięta. Zachowuje się, jakby całkowicie zrezygnował, a mój wywód całkowicie nie zrobił na nim wrażenia.
Dotarła w odpowiednie miejsce, przechodząc przez otwartą furtkę. Cały parter był oświetlony, widocznie rodzice chłopaka byli już w domu. Ciemnym punktem za to było zasłonięte roletą okno, na pierwszym piętrze.
Pani Iwaizumi otworzyła drzwi.
-Witaj, Yukari.- przywitała się, obdarzając dziewczynę smutnym uśmiechem.- Przykro mi z powodu podwójnej porażki.
-Dobry wieczór. Niestety bywa i tak, ale przez porażki stajemy się silniejsi.- odpowiedziała, lekko zagryzając wargę.- Wyszedł dzisiaj?
-Nie. Jest u siebie.- odpowiedziała kobieta, uprzedzając kolejne pytanie.- Był u nas już wcześniej Takahiro, ale wyszedł bez żadnego skutku.- posmutniała nieco- Widziałam mecz i...
-Nie musi pani kończyć. Pójdę do niego.- kiedy pani mama pokiwała głową, Yukari przeszła z trudem pierwszy stopień i powoli wspięła się na pierwsze piętro. Następnie skierowała się do ciemnego pokoju.
Zdecydowanym ruchem nacisnęła klamkę.
I był tam. W pokoju, z oknami zasłoniętymi roletami panowała ciemność. Pogrążony w zapewne posępnych myślach, as i kapitan drużyny Seijoh, siedząc na łóżku, podparty o ścianę, wpatrywał się w przeciwległą, w kompletnym bezruchu.
-Hajime...-zaczęła, stając przed nim - To nie twoja wina.
Chłopak nawet nie mrugnął.
Yukari nie była tym typem, który usiadłby i zaczął pocieszać chłopaka. Wiedziała, że w jego przypadku miłe słówka nic nie dadzą.
Zirytowana całkowitym brakiem uwagi zawodniczka Seijoh, stwierdziwszy że delikatne rozwiązanie nic tu nie da, biorąc też pod uwagę fakt, że Hanamaki nic nie zdziałał i że właściwie, to jedno może zrobić na nim wrażenie, zacisnęła dłoń w pięść i wzięła ostry zamach, uderzając asa prosto w twarz z całej siły. Ten przechylił się ostro w lewo, fioletowy siniak rozlał się w miejscu uderzenia, ale zanim cokolwiek powiedział lub zrobił, Yukari chwyciła go za koszulkę.
-Czy to ty czasem nie powiedziałeś, że na boisku stoi sześciu graczy?!- krzyknęła, cały czas go szarpiąc- Czy to ty nie powiedziałeś, że drużyna z silniejszą szóstką jest silniejsza?! Shiratorizawa miała lepszą szóstkę, mówi się trudno! To nie powód, żeby się załamywać, bo zarówno za wygraną jak i porażkę odpowiedzialna jest cała drużyna, ty głąbie! Porażki nas umacniają! Jeśli myślisz, że przegraliście tylko dlatego, że zostałeś zablokowany w tamtej chwili, walnę cię jeszcze raz! A jeśli masz zamiar dalej użalać się nad sobą w tej ciemnicy, walnę cię dwa razy! Nie ma znaczenia, kto to zablokował! To nie była pierwsza, ani ostatnia porażka! A każda nas czegoś uczy! Bez tego nigdy nie staniemy się silniejsi, więc rusz się Iwaizumi Hajime!
Milczał.
-Idioto...-łzy złości, żalu, zdenerwowania popłynęły po jej twarzy.- Naprawdę myślisz, że jesteś w tym sam, że ty jesteś za to odpowiedzialny? Może i jesteś kapitanem, ale nie byłeś tam sam, wszyscy tam byli! Jak w ogóle możesz...-przerwała na chwilę, by złapać oddech i pochyliła głowę.- Jak tak możesz... Jak możesz w ogóle myśleć o rezygnacji...Po tym wszystkim...Tyle razem przeszliśmy, my i drużyna...Wiem co ci siedzi w tym pustym łbie!-brała coraz większe i szybsze wdechy- Czy to ma obecnie jakieś znaczenie, że to Oikawa to zablokował...Nie ma!!! To teraz twój przeciwnik...Wasz przeciwnik! Jesteście teraz po dwóch stronach siatki! Nie wmówisz mnie, że wolisz się poddać, bo to był twój, nasz kumpel...on już o tym nie myśli! On osiąga właśnie to, czego chciał! A ty...A wy...Waszym celem od początku było z nim wygrać! Może i nawaliliście teraz, ale jest jeszcze nadzieja...jest jeszcze jeden turniej! Możecie to zrobić, ty możesz to zrobić! Czy ty naprawdę...-tu prawie że się zacięła.- Czy ty naprawdę chcesz porzucić to wszystko?! Nie jesteś sobą od samego początku, cały czas udajesz! Prawdziwy Hajime Iwaizumi nigdy by się tak nie zachował! Prawdziwy Hajime...Otrząsnąłby się i wziął piłkę z powrotem do ręki! Wiedziałby, że nie jest sam! Bo ma drużynę...Bo ma pięciu graczy obok siebie! Wiedziałby, że Oikawa jest teraz przeciwnikiem! A ktoś, kto nie potrafi zobaczyć przeciwnika stojącego tuż przed sobą, nie będzie w stanie pokonać przeciwnika znajdującego się jeszcze dalej! Jak chcesz wygrać nie zdając sobie z tego sprawy?! To w końcu twoje słowa, czyż nie?! A ty chcesz zrezygnować i to wszystko przekreślić?!
Klęczała na łóżku, wciąż trzymając go za koszulkę i wciąż potrząsając, łzy, które powstały przez nagromadzone emocje, kapały na twarz chłopaka.
Iwaizumi zadrżał.
-Masz rację.- powiedział wreszcie, a jego wyraz twarzy zmienił się - Masz rację...-wstał z łóżka, łapiąc ją za rękę - Idziemy!
***
Hajime i Yukari weszli na salę. I ku zaskoczeniu kapitana, cała drużyna znajdowała się tam, chociaż było już grubo po treningu. Nawet kontuzjowany libero tam był.
Czekali na niego.
Mikomoto została przy drzwiach, tymczasem Iwaizumi zbliżył się do swojej drużyny. Na każdej twarzy malował się smutek i żal. Ale uśmiechnęli się na jego widok, chociaż w ich głowach powstawał wielki znak zapytania, gdy patrzyli na fioletowego siniaka na twarzy asa.
-Nareszcie.- powiedział Hanamaki, przybijając mu żółwika- Czekaliśmy na ciebie.
-Przepraszam. Miałem...Ciężką chwilę. - gracze pokiwali z powagą głowami, a wszystkim ulżyło, gdy zobaczyli, że kapitan przetrwał jakoś ten okrutny moment.
-Stało się.- powiedział, stojąc przed nimi - Przegraliśmy z Shiratorizawą. Ostatni wykonany przez nas atak...-zacisnął zęby- Zablokował Oikawa. Mogliśmy się spodziewać i spodziewaliśmy...-tu jego ton zmienił się drastycznie- Że przeciwnicy poznali część naszych stałych zagrywek. Shiratorizawa wygrała tym razem. To boli, wiem. To boli nas wszystkich. Ale to nie koniec, jest jeszcze Puchar Wiosenny!- zawołał, a wszyscy natychmiast podnieśli głowy. - Mamy teraz sporo czasu, nie przejmujmy się, trenujmy jak zawsze, trenujmy jeszcze ciężej, stańmy się tak dobrzy, jak tylko potrafimy. Nie jest ważne, że to Oikawa nas zablokował, że z nami wygrał. Nie jest ważne, kogo mają w składzie. Niezależnie jak silny jest jeden członek drużyny, z piątką słabych niewiele zdziała. To drużyna z silniejszą szóstką wygrywa. Jednak Shiratorizawa ma same silne osobowości. Żeby z nimi wygrać musimy wspiąć się jeszcze wyżej! A to nie będzie łatwe. Ten mecz nas dobił, ale nie możemy się poddawać. Zrozumiem jeśli...-tu kątem oka spojrzał na trzecioklasistów.- Ktoś odejdzie teraz z drużyny. Niemniej nasz cel się nie zmienia. A nasz cel to pokonanie Shiratorizawy i Turniej Narodowy! Zróbmy to dla nas samych!
-Chciałbym coś powiedzieć.- wtrącił Yahaba i znacząco popatrzył na drugoklasistów i pierwszaków. Wszyscy wstali. - Co się stało to się stało. Ale...
-Następny turniej to ostatni turniej dla trzecioklasistów.- powiedział libero, a najstarsi spojrzeli na nich zaskoczeni.- To ostatnia szansa dla senpaiów na Turniej Narodowy. Zrobimy wszystko, byście mogli tam zagrać!
-Chcemy grać z wami jak najdłużej!- wyrwał się Kindaichi - Nie pozwolimy, by Shiratorizawa po raz kolejny zgarnęła ten zaszczyt. On należy wam się najbardziej.
Zapadła cisza. Trzecioklasiści byli kompletnie zdumieni postawą pierwszaków. Zaimponowali im. Pierwszy z ziemi podniósł się Matsukawa.
-Więc..-zaczął Issei, odgarniając spadające mu na czoło włosy. Jego oczy zabłysły- Jestem za. Zróbmy to.
-Żeś się rozgadał.- uśmiechnął się Hanamaki, stając obok przyjaciela - Odejść? Żarty sobie robisz? Ktoś musi wtłuc temu pajacowi. Przegraliśmy, to prawda. Ale jesteśmy drużyną. Razem wygrywamy, razem przegrywamy. Nie ma jednego zwycięzcy, nie ma jednego przegranego. Jak już, jesteśmy nimi wszyscy. Sięgnijmy po trofeum i skopmy ich. Jedźmy na narodowy i wygrajmy go!
Hajime był zaskoczony. Ogień w drużynie, choć nieco przygaszony, zapłonął znów, mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
-Kapitanie...-odezwał się Yahaba.
Cała drużyna już pokładła dłonie na siebie, na sam koniec położyli je Matsukawa i Hanamaki, a teraz czekali tylko na niego.
Chłopak podszedł i dołożył dłoń. Ale nie była to ostatnia.
Yukari przekuśtykała pół sali i położyła swoją rękę. Drużyna uśmiechnęła się.
-Seijoh...Walcz!
Gra z Shiratorizawą coś im uświadomiła. Dadzą sobie radę bez Oikawy. Są w stanie to zrobić. Potrzebują tylko czasu i solidnego treningu.
***
Po bardzo dobrym treningu drużyna rozeszła się. Wciąż uśmiechnięty Iwaizumi zamknął pokój klubowy i spojrzał na Yukari.
-Zaskoczyłeś mnie.- powiedziała, patrząc na niego.- Naprawdę. I to już drugi raz.
-Zdarza mi się.- mruknął, a następnie podszedł do niej, po czym odwrócił się i się schylił. Spojrzała na niego z niezrozumieniem- Właź.
-Co?
Odwrócił głowę w jej kierunku.
-Wiesz, może i jestem głupi, ale nie ślepy. Myślisz, że nie zauważyłem twojej kontuzji? Zauważyłem ją z chwilą, gdy weszłaś do mojego pokoju, a potem cię przeciągnąłem aż do tego miejsca. Moja wina. No, właź.
Parsknęła śmiechem.
-Hajime...
-No dobra...Sama tego chciałaś.- wyciągnął ręce do tyłu i złapał ją pod udami, po czym pociągnął do siebie. Nie miała wyjścia, musiała się go złapać.
Stanął na równe nogi.
-Żyjesz?- zapytał, kryjąc uśmieszek satysfakcji.
-Nie, zboczeńcu.- mruknęła, opierając podbródek na jego ramieniu.- Zostawiłam klucze u ciebie.
-I tak dzisiaj nocujesz u mnie. - powiedział, ruszając w stronę domu - Bez dyskusji!
Prychnęła z udawaną dezaprobatą.
-Jasne, kapitanie.
-Tak swoją drogą...- powykrzywiał trochę twarz. Miał siniaka i to sporego.- To bolało.
Poczuł, jak się śmieje.
-Miało boleć.
-Wiesz...dzięki. Ja...
-Tak, jesteś kompletnym idiotą. - mruknęła - Ale nigdy nie jesteś sam, Hajime. - podniósł nieco głowę, żeby móc na nią spojrzeć - Bo masz mnie. I jeśli kiedykolwiek jeszcze raz się wpadniesz w dołek, wyciągnę cię stamtąd i przywalę ci jeszcze mocniej, żebyś się ogarnął.
Uśmiechnął się.
-Zgoda.
***
Chłopak rzucił klucze na stół i z kulturką poczekał w kuchni, aż przyjaciółka wygrzebie sobie z szafy w jego pokoju odpowiednie ubrania na zmianę.
Oboje trzymali u siebie kilka rzeczy tego drugiego, bo nigdy nie było wiadomo kiedy jedno wpadnie do drugiego i zostanie na nockę, więc w obu szafach zawsze były dodatkowe mundurki i piżamy, ale czasem podbierała mu ciuchy, ponieważ w jej w szafie Iwaizumi czasem znajdował rzeczy, których świadomie jej nie pożyczał. Chyba lubiła chodzić w jego ubraniach bardziej niż w swoich, a poza tym sama miała styl bardziej męski, wolała luźne i za duże koszulki, a jego doskonale spełniały te kryteria.
Iwaizumi walnął się na łóżko, kładąc głowę na stercie poduszek.
-Co za dzień...-burknął, odkładając telefon - Zdarzyło się dzisiaj więcej niż w ciągu ostatnich trzech miesięcy.
-Tego bym nie powiedziała.- mruknęła, opierając się plecami o ścianę.- W każdym razie zaraz wakacje.
-Ooo, tak.- powiedział, zamykając ocz.y- Spędzę całość na siatkówce.
-A i owszem.- uśmiechnęła się, zastanawiając jednocześnie, czy powinna mu powiedzieć. To była niespodzianka, ale chyba nie miała powodów już tego ukrywać. Zwłaszcza, że poprawiłoby mu to humor- Dwutygodniowy obóz treningowy nad morzem.
Nic nie powiedział.
-Hajime? - spojrzała na niego, a następnie parsknęła śmiechem.- Nadal nie ogarniam, jak ty to robisz.
Spał. Akurat natychmiastowe zasypianie miał opanowane do perfekcji.
No, nie było też to bez względu na to, że przez ostatnie trzy noce praktycznie nie spał, ale prawda była taka, że Iwaizumi potrafił zasnąć zawsze i wszędzie, jeśli tylko chciał.
Drzwi otworzyły się powoli. Do środka zajrzała pani mama i uśmiechnęła się lekko na ten widok.
Yukari tylko podniosła kciuk do góry, dając znać, że wszystko jest już w porządku. Wzięła telefon do ręki.
Tylko że teraz będzie spał dobre dwanaście godzin. Ale że to był piątek, mógł sobie pozwolić.
To Ty jesteś tą ładną menadżerką Seijoh!
Menadżerka, co?
Dzięki, Nishinoya-kun.
***
Do: Gównokawa
Chcę Ci tylko powiedzieć, że następnym razem ani Hanamaki, ani Matsukawa, ani Iwaizumi, ani żaden z nich nie będzie miał wątpliwości. Następnym razem...to Seijoh zwycięży.
Tym razem wygrałeś, Oikawa. I chociaż naprawdę ciężko mi to przechodzi przez gardło...Powodzenia na Inter-High, pajacu.
___________________________________________________________________________________________
Oikawa jednak ma uczucia! Jak widzicie, teraz opowiadanie będzie bez większej perspektywy Shiratorizawy. Przykro mi to mówić, ale na tą chwilę nie dowiecie się co z Naną i Shirabu i jak skacowany Tendou przeżył dzień następny. Jednak mam nadzieję, że kiedyś się dowiecie i oby nastąpiło to niedługo!
Także teraz widzimy się przy Rozdziale 13 "Zapomnianego Cudu"!
* Seijoh No Chimu - Drużyna Seijoh
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro