Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 - Zmiany trudno zaakceptować

Kolejny papierek odbił się od brązowej czupryny i spadł na ziemię. Oikawa westchnął lekko i kompletnie zignorował atak. Spodziewał się, że początki w Shiratorizawie nie będą łatwe, w końcu zawzięcie grał przeciwko tej szkole przez dwa lata  i przy każdej okazji wyrażał swoją opinię względem Akademii, jej siatkarzy i w ogóle wszystkiego, także był przygotowany na dziesięć ton nienawiści skierowanej w swoją stronę. Niemniej nie nadeszła. Przynajmniej w takich ilościach.

Część uczniów na korytarzach mierzyła go nieprzyjaznymi spojrzeniami. Innej części to było obojętne, natomiast i jedna i druga grupa wiedziała, że dla niesamowitej drużyny Shiratorizawy "wspaniały" Oikawa Tooru jest znakomitym nabytkiem i tylko umocni pozycję siatkarzy na piedestale.

Co do dziewczyn...nawet te z Seijoh ciągle potrafiły za nim łazić. Nie odpowiadał jednak na żadne z pytań dotyczące swojej decyzji, ale podczas tych "spotkań" był taki jak zawsze, uśmiechnięty, miły. A te z Shiratorizawy...to była trochę inna bajka. Fakt, część zaczęła za nim szaleć, ale nie wszystkie. Na szczęście. Bo chociaż lubił swoje fanki, jakoś nie wyobrażał sobie, że laski z Shiratorizawy będą za nim biegać.

Oikawa obrócił ołówek w dłoni. Miał nadzieję, że ta decyzja, choć tak trudna, okaże się właściwa. Ale do jej skutków musiał jeszcze trochę poczekać.

Zabrzmiał dzwonek. Chłopak zebrał swoje rzeczy i ruszył do wyjścia z sali. Będąc już na korytarzu, odnalazł swoją szafkę i otworzył ją.

Z wewnątrz wyskoczyła pięść na sprężynie, która zdzieliła go prosto w twarz. Kilka dziewczyn wstrzymało oddech.

-Bardzo śmieszne. - wymamrotał i wyrzucił zabawkę do kosza. Wiedział, że mają go w tej chwili za wroga, za szpiega. Wiedział, że pewnie myślą, że przyszedł tu dlatego, żeby wyzyskać informacje o grze Shiratorizawy. Wiedział, że minie jeszcze trochę czasu zanim każdy go zaakceptuje. I zdawał sobie sprawę, że może to zrobić jedynie przez Inter - High.

Walka o uznanie była dla niego nowością. Jednak poradzi sobie.

W końcu nie takie rzeczy się robiło!

Jego telefon zawibrował. Wyciągnął go z kieszeni.

Od: Miko-san

Musimy pogadać, Oikawa.

***

Hanamaki przez nieco ponad dwa lata zdołał przyzwyczaić się do gry z Oikawą. Przyjmujący w minioną niedzielę był najbardziej zszokowany z całej drużyny. Nie wierzył, nie mógł wierzyć. Gdy tylko usłyszał informację, wstrząsnęła ona nim tak, że całkowicie stracił panowanie nad sobą. Jego emocje wylazły na wierzch i nie mógł ich powstrzymać.

Był zły?

Mało powiedziane.

Tak jak cała drużyna był skołowany, ale też po części zły i jak wszyscy ani trochę nie rozumiał tej decyzji. Czuł jednak, że ostatnia szansa jego, Isseia i Hajime na Turniej Narodowy właśnie wymyka się z rąk.

Rozmyślał tak, siedząc w niedzielę w domu. Wiedział, że może za bardzo się przejął, no ale bądźmy szczerzy: czy był ktoś w zespole, kto w ogóle się tym nie przejął?

Przecież niecodziennie kapitan, jeden z najlepszych graczy w drużynie odchodzi bez słowa?!

Sądził jednak, że jest jedna osoba, która przeżywa to bardziej niż on i Matsukawa. Oni znali dość dobrze Oikawę, zdążyli się z nim zakumplować przez dwa lata. Uznawali jego umiejętności i byli szczęśliwi, że mają go w zespole. Jego odejście zabolało ich mocno i prawdopodobnie będzie boleć jeszcze przez jakiś czas.

Zwłaszcza, jeżeli się spotkają na boisku.

Z Matsukawą zresztą było podobnie, tak jak i z całą drużyną. Poczuli się urażeni, poczuli się zdradzeni. Oikawa wzmocnił Shiratorizawę, która, jeszcze zanim tam się przeniósł, straszyła wszystkich swoją ogromną siłą.

Ale Hanamaki i Matsukawa zdawali sobie sprawę, że to nie ani jednego ani drugiego najbardziej dotknęła zdrada Oikawy.

Ani Watari'ego, ani Yahaby, ani Kindaichi'ego, ani Kunimi'ego ani trenera.

Najbardziej musiało to dotknąć Iwaizumi'ego. Tego, którego Oikawa był przyjacielem od podstawówki. Znali się od dzieciaka, a Tooru uderzył też w niego.

Ale Hajime nie powiedział złego słowa.Nie powiedział nic.

Mało tego! On wyglądał jakby go to wcale nie ruszyło!

Kiedy w niedzielę na treningu gruchnęła wiadomość, wszyscy widzieli, a najbardziej obaj trzecioklasiści, że Iwaizumi, ten, który dowiedział się dzień wcześniej, jako pierwszy, ten, który w tym samym momencie został kapitanem, nie mówi absolutnie nic. Nie wyzywa na Oikawę, jak to miał w zwyczaju. Nie obmyśla niczego, co mogłoby dać temu kretynowi nauczkę.

Co prawda Takahiro nie wiedział, co zaszło w sobotę, ale wiedział jedno.

Nowy kapitan przyjął to bardzo spokojnie.

Następnego dnia miał miejsce trening, na którym Iwaizumi wygłosił swoją przemowę. Wszyscy byli w podstępnych humorach. Ale gdy słuchali i patrzeli na przyjaciela, we wszystkie serca powróciła radość i nadzieja, chęć rywalizacji. Zdecydowali, że pokażą dawnemu kapitanowi jak bardzo się myli. Nagle przestali się przejmować, jakby ktoś zdjął z nich ten ciężar. Czuli go wciąż, ale nie przytłaczał ich jak przed chwilą.

Natchnął ich nowy kapitan. Uznali go, tak jak uznali całą sytuację, uznali wszystko.

Menagerka Shiratorizawy miała rację.

Drużyna Seijoh została zniszczona, ale właśnie odradzała się na nowo.

Tym razem, bez Oikawy Toru.

***

Zawodnicy Aoba Johsai kończyli właśnie trening. Właśnie na nim zapadły decyzje dotyczące zespołu.

Pierwszym rozgrywającym (i przy okazji jedynym) został Yahaba z klasy drugiej. Nie był takim geniuszem jak Oikawa, ani nie miał takiej siły, ale był bardzo dobrym zawodnikiem. Dobrze współpracował z pierwszakami, którym pasowały jego wystawy, niektórym udało się nawet doskonale zsynchronizować parę razy, więc wszystko wyglądało okej. Najtrudniej jednak na tym treningu przychodziło to trzecioklasistom, którym Oikawa wystawał przez dwa minione lata, czy w przypadku Iwaizumiego, przez ostatnie kilka lat. Ale nikt nie narzekał. Wszyscy wiedzieli, że to właśnie ten "pierwszy" "inny" trening będzie najtrudniejszy, a z czasem będzie tylko lepiej.

Dodatkowo, gracze Seijoh zdali sobie jeszcze sprawę z czegoś bardzo ważnego.

Toru był filarem drużyny i ogromną siłą ofensywną. Teraz już go nie było, co znaczyło, że by wygrać, każdy zawodnik musi się mocno rozwinąć.

Poniedziałkowy trening niemalże przeciągnął się w nocne ćwiczenia. Trzecioklasiści ćwiczyli serwy z wyskoku, a pozostałe klasy podzieliły się na dwie drużyny i rozegrały mini mecz.

Może by wszystko trwało dłużej, ale trener, w trosce o zdrowie swoich zawodników, wygnał ich do domu.

Matsukawa, który jeszcze nie miał dosyć, postanowił sobie pobiegać. W szatni chwycił swoje rzeczy, nawet się nie przebierając i rzucając słowa pożegnania do kolegów, wyszedł poza teren szkoły. Gdy stanął na chodniku, wyciągnął telefon i podłączył do niego słuchawki, po czym schował urządzenie ponownie i ruszył do przodu.

Było już ciemno, ale wiał przyjemny, lekki wiaterek. Issei nawet nie zauważył, że zapędził się pod same Karasuno.

W tym samym momencie z kimś się zderzył.

-Um...przepraszam...-spojrzał na twarz "ktosia" w świetle latarni i nieco go zamurowało.

Przed nim stał, z zabójczą miną, ogolony na łyso chłopak, w którym Matsukawa rozpoznał "numer pięć" Kruków.

***

-Ale jak to, Tanaka-senpai?! Oikawa-san przeniósł się do Shiratorizawy? - zrezygnowany Kageyama usiadł na ławce - A mnie tam nie chcieli przyjąć!

(Tak wprawdzie Kags zawalił egzaminy, ale w sumie na jedno wychodzi. xD)

Do rozmawiających dołączył się kapitan.

-O czym Ty mówisz, Tanaka?- spytał Daichi, siadając obok.

Całe Karasuno właśnie przebywało w szatni, szykując się do popołudniowego treningu. Ciekawość Kageyamy przykuła wymiana zdań między Ryuu i Nishinoyą, a następnie ogromny szok Tobio przykuł uwagę całej reszty.

-Normalnie! - zaczął chłopak, mocno gestykulując- Wracałem wczoraj z treningu i wpadł na mnie ten trzecioroczny środkowy z Seijoh!

-Um...przepraszam. - mruknął czarnowłosy. Było ciemno, biegał i miał głowę zajętą czymś innym, więc wpadnięcie na kogoś nie było niczym dziwnym.

Grymas na twarzy Tanaki zniknął.

-Luzik! -uśmiechnął się, ale po zlustrowaniu człowieka, doszedł do wniosku, że jest z Aoba Johsai!

Alarm! Wróg nadchodzi! Szturmują! 

Zabójcza mina znowu zagościła na twarzy Ryuu.

-Ty...a Ty czasem nie jesteś z Seijoh?! Co tu robisz, chcesz sprawdzić co trenujemy?!- chwycił go za bluzę, ale Issei nadal stał niewzruszenie, nawet gdy Tanaka wyciągnął w jego stronę drugą rękę- Może uciekałeś, cooo?!

-Daj spokój, gościu.- Matsukawa oderwał dłoń Tanaki od swojej bluzy- Byłem pobiegać i się zamyśliłem.

-I dobiegłeś aż pod Karasuno?- wkurzenie chłopaka ustąpiło zdziwieniu - Ale żeś musiał się zamyślić.

-Noo...- czarnowłosy poprawił torbę na ramieniu - Będę spadał. Cześć.

Jednak zanim zdążył odejść parę kroków, usłyszał jeszcze:

-Ty...Powiedz tam u siebie, że Kruki nie boją się Oikawy. Przyjmujemy wyzwanie. - Tanaka mówił to całkiem spokojnie i powoli, głowę trzymając nieco opuszczoną, tak że mrok znów padł na jego twarz.

Issei zatrzymał się i powoli odwrócił z powrotem.

-Rzućcie je w takim razie Shiratorizawie.- a widząc niezrozumienie na twarzy Ryuu, dodał- Tam jest teraz Oikawa. A co do naszego meczu...-uśmiechnął się- Będziemy czekać.

-I tak wprost Ci to powiedział? - zdziwił się Ennoshita.

-Po coś w ogóle go zaczepiał. Tanaka...-westchnął Sugawara, a Ryuunosuke aż wstał z miejsca.

-Suga-san, ale przynajmniej wiemy, że Oikawa nie gra już w Seijoh!

Zapadła cisza.

-TO WIELKI KRÓL NIE JEST JUŻ W SEIJOH?!- krzyknął zszokowany Hinata.

***

Ledwo świtało, ale już zerwała się z łóżka. Była czwarta trzydzieści. Yukari jęknęła cicho i ruszyła do kuchni wstawić wodę na herbatę.

Normalnie, poranne dwugodzinne bieganie z Hajime zaczynało się o szóstej. Potem wracali do domu, kąpali się i szli do szkoły na dziewiątą. Ale w tym wypadku...

-Zaistniała wyższa potrzeba wstania o nieboskiej godzinie. -mruknęła, zalewając wodą biały kubek z napisem "Aoba Johsai".

Kiedy już się wreszcie ogarnęła, złapała Mikasę leżącą w przedpokoju, którą dostała od chłopaków z drużyny na urodziny i ruszyła na boisko do siatkówki na zupełnie innym osiedlu.

Telefon jednak zostawiła na stole w kuchni.

Dotarła tam równo o piątej, ale osoby, z którą miała się spotkać jeszcze nie było. Dziewczyna zaczęła od ogólnej rozgrzewki.

Piętnaście po piątej, durnia wciąż nie ma.

Gdy zaczęła odbijać piłkę sposobem dolnym, ktoś przyszedł. Złapała kulę w dłonie i obróciła się w kierunku przybysza.

-Spóźniłeś się...Oikawa.

***

Iwaizumi ubrany w strój sportowy wyszedł przed dom. Ale tym razem nikt na niego nie czekał.

Nieco zdezorientowany rozejrzał się wokół. Yukari nigdy się nie spóźniała na ich codzienne, poranne czy wieczorne biegi.

Nigdy.

Spojrzał na telefon, nie dostał ani jednej wiadomości. Oboje mieli żelazną odporność, a zawsze, gdy coś im wypadło pisali do siebie.

Hajime schował komórkę do kieszeni i ruszył w prawo. Przyjaciółka mieszkała kawałek dalej, ale już sama. Faktycznie rodzina Mikomoto mieszkała tu od zawsze. I oni obydwoje znali się niemalże od urodzenia. Potem razem poznali Oikawę, ale Yukari nigdy nie polubiła go tak, jak jego. Nigdy nie miała z rozgrywającym jakiegoś bardzo dobrego kontaktu, ale byli dość dobrymi znajomymi. Czasem nawet biła Oikawę i wtedy się śmiał...ale czasem nawet i jemu się dostawało i wtedy się zastanawiał skąd ma tyle siły i po co uczył ją bić...

Mało tego. Niekiedy oberwał i Hanamaki lub Matsukawa. Drużyna Seijoh znała i lubiła Yukari, chłopaki wiedzieli, że to "przyjaciółka Iwaizumi'ego". Mieli też ciche marzenie o menagerce, ale żaden nie chciał się zapytać, a Hajime odmawiał współdziałania.

Tylko że pani Mikomoto dostała lepszą pracę, w Tokio i postanowili wraz z mężem, że się wyprowadzą. Trzy córki, z których Kari była drugą, mieli zabrać ze sobą. Działo się to nieco ponad półtora roku temu.

Pamiętał, jakby to było wczoraj. Pamiętał jak było zimno, ciemno i jak gęsto padał śnieg, kiedy wyskoczył z domu bez kurtki, gdy się dowiedział, że tego dnia się wyprowadzają. Wiedział, że tego nie chciała. Wiedział, że codziennie kłóciła się o to z rodzicami.

Wiedział to wszystko. Nie mieli przed sobą tajemnic, byli jak brat i siostra.

Gdy dotarł na miejsce zastał brak samochodu oraz pogaszone światła. Serce w nim zamarło, czyżby jego najlepsza przyjaciółka od zawsze, zostawiła go bez słowa pożegnania?

Obszedł cały dom.

W jednym pokoju paliło się światło. W jej pokoju.

Nie wyjechała. Została. Postawiła na swoim i została w Miyagi.

Iwaizumi uśmiechnął się szeroko. Nie wyjechała. Została.

Wrócił do drzwi i zadzwonił. Po chwili usłyszał tupot, jak zbiegała po schodach, a następnie drzwi się otworzyły.

-Hajime! Zwariowałeś, chory będziesz!- natychmiast wpuściła go do środka. Stanął w przedpokoju.

-Musiałem się upewnić...-powiedział, a ona spojrzała na niego marszcząc brwi- Bałem się, że jednak wyjechałaś.

-Idioto.- uśmiechnęła się- Zapomniałeś już? Nigdy Cię nie zostawię.

To była ich obietnica z dzieciństwa.

W tym momencie właśnie stał pod jej domem. Furtka była zamknięta, tak jak zawsze na noc.

Wyszła już, czy jeszcze nie? Wybijała właśnie szósta piętnaście.

Nagle usłyszał tupot kroków i odwrócił się. W jego stronę zmierzała Yukari, a pod pachą trzymała piłkę do siatkówki.

-Haaaaaajimeeee!- zatrzymała się gwałtownie obok niego, jednocześnie przerzucając piłkę przez płot- Czemu nie czekasz przed swoim domem?

-Czekałem.- powiedział, unosząc z zaskoczenia brwi- Dzwoniłem, a jest szósta piętnaście.

-O, cholera!- zawołała, patrząc na zegarek- Faktycznie...nie wzięłam telefonu, więc nie miałam jak odebrać. Przepraszam.

-Nie szkodzi.- razem ruszyli wzdłuż drogi- Poszłaś pograć w siatkę, czy co?

-Aaa. To...to znaczy tak. - mruknęła, a on spojrzał na nią kątem oka.

-Jak chcesz pograć, to wystarczy powiedzieć.- uśmiechnął się - Zawsze się znajdzie czas.

-Wiem...-odwzajemniła uśmiech- Ale chciałam trochę poćwiczyć sama.

Odwróciła wzrok i wypruła do przodu.

-Hej!

Wiedział, że nie mówi prawdy. Ale zdawał sobie sprawę z tego, że bez powodu by go nie okłamała. Ufał jej, więc nic nie powiedział. Miał jedynie nadzieję, że nie wplątała się w nic złego.

***

Tooru powoli zaczął przyzwyczajać się do treningów Shiratorizawy, które wysiłkiem i wykonaniem znacznie odbiegały od tych w Seijoh. Na pewno trudniej było mu się dogadać z chłopakami, którzy nie byli pozytywnie do niego nastawieni. Prócz Wakatoshiego i Tendō, choć co do tego drugiego, były kapitan Seijoh nie miał pojęcia czy go w końcu lubi, czy nie. Miał różne, dziwne zagrania, a gdy Oikawa się wkurzał, blokujący chował się za menagerką, która broniła go w taki sposób, że Tooru czasami obawiał się, że może go pobić. 

Nana była dosyć specyficzna, z pozoru wydała się tylko zwykłą, szarą menagerką, na którą nikt nie zwraca uwagi. Jednak gdy przychodziło co do czego, a ktoś śmiał wyzwać kogoś z drużyny, stawała się naprawdę bardzo agresywna. Jednak widocznie miała szacunek wszystkich z drużyny i utrzymywała z nimi bliskie, przyjacielskie kontakty.

- Oikawa! Nie opieprzaj się i graj! - krzyknął trener, żywo gestykulując dłońmi.

- Przepraszam! - odpowiedział i wystawił piłkę do Wakatoshiego.

Nana w tym czasie siedziała i rozmawiała z Tendō, który nabawił się kontuzji i zmuszony był do grzania ławy. Czerwonowłosy zarzucił dłoń na ramiona menagerki.

- Pomożesz mi pójść do łazienki? - Spytał z delikatnym uśmiechem.

- Co jeszcze? Może mam jeszcze tam z tobą wejść? - Spytała, prychając pod nosem.

- Nie narzekałbym. - Szepnął jej na ucho, ale zaraz dostał po głowie.

- Wstawaj. - Podniosła się i łapiąc go za nadgarstek dłoni, którą trzymał na jej ramionach, drugą rękę położyła na jego plecach i powoli zaczęła go prowadzić do łazienki.

Kiedy przechodzili obok boiska, Tendō pokazał język Shirabu, który zdenerwowany ścisnął butelkę z taką szybkością i na tyle gwałtownie, że woda chlusnęła mu w twarz. Warknął coś pod nosem na Satoriego i podnosząc koszulkę, wytarł nią mokrą twarz.

Niedługo potem nastąpiła przerwa, więc Oikawą usiadł na ławce obok Ushijimy, z którym, o zgrozo, dogadywał się najlepiej.

- Mam dziwne wrażenie, że twoja drużyna mnie nie lubi. - Westchnął szatyn, przecierając twarz dłonią.

- Teraz jest to też twoja drużyna, w końcu jesteś jej częścią. Teraz nie jesteśmy już wrogami. - rzekł Zielonowłosy, następnie upijając łyk wody z bidonu - Ich zachowanie jest kwestią przyzwyczajenia.

- Przyzwyczajenia? - Spytał zaciekawiony brązowooki.

- Tak, weźmy na przykład Shirabu. Niektórych dalej nie lubi, często kłóci się z Tendō, ale to już z innego powodu. - wzruszył ramionami - Z czasem cię zaakceptują.

- Mam taką nadzieje. - mruknął Oikawa, bawiąc się bidonem na parkiecie, poprzez turlanie go raz w jedną stronę, a raz w drugą - A co do konfliktu między Tendō, a Shirabu...Co się stało?

- Poszło o najgłupszy możliwy temat, precyzując...Pokłócili się o dziewczynę. - pokręcił ze zrezygnowaniem głową - Nana jest drugoroczną, chodzi do klasy z Shirabu, ale ku jego niezadowoleniu Tendō też się nią zainteresował.

- Rozumiem...Czyli, że obojgu się podoba ta sadystyczna menagerka, tak?

- Sadystyczna? - Wakatoshi wydawał się być zdziwiony określeniem jego przyjaciółki - Dlaczego nazywasz ją sadystką?

- Nie zauważyłeś? - Oikawa wydawał się być zdumiony nieuwagą atakującego - Zachowuje się, jak wasz ochroniarz.

-Nawet jeśli, nikomu to nie przeszkadza. - wstał - Chodź, idziemy grać.

- Ale przecież przerwa jeszcze trwa. - zwrócił uwagę kapitanowi.

- Oni już nie będą grać, nie będzie im się chciało, poćwiczymy dokładniejsze wystawy.

-Och...No dobrze.

Idąc z Ushijimą na boisko, mógł dostrzec, jak ma halę wraca Nana z Tendō, który dalej był uwieszony na jej barkach. Kiedy pomogła mu usiąść, zawołał ją Shirabu.

- Może gdyby jej powiedzieli, wybrałaby jednego z nich i byłoby łatwiej? - zaproponował, ale as pokręcił przecząco głową.

-To tak nie zadziała, jeśli wybierze jednego z nich, z drugim może przestać się przyjaźnić. Poza tym nasza menagerka nie jest taka głupia, ona doskonale wie, jakimi uczuciami darzy ją ta dwójka, ale dla dobra obojgu, postanowiła udawać niewiedzę.

- Och...W sumie całkiem logiczne. - pokiwał i wystawił piłkę Wakatoshiemu, który zaatakował ją całą swoją siłą.

W efekcie otrzymali naprawdę potężny atak, a piłka odbiła się od parkietu naprawdę wysoko, co świadczyło mocy uderzenia. Z ust Oikawy wyszło tylko ciche "wow", ale natychmiast się opamiętał i przybrał obojętną minę.

-Postaraj się bardziej. - rzekł nieco ostrzej, niż zamierzał.

- Zawiniła tu twoja wystawa, nie mój atak. - prychnął zielonowłosy, krzyżując ramiona na torsie.

- Ach tak? - Oikawa zmrużył gniewie oczy - Nie wydaje mi się, moja wystawa była dobra.

- No właśnie, dobra. - as wyprostował się i zadarł delikatnie głowę, by ukazać wyższość nad Oikawą, choć to było zaledwie kilka centymetrów - Ma być perfekcyjna. To jest Shiratorizawa.

Oikawa prychnął i odwrócił się plecami do Wakatoshiego. Choć dla nich nie było w tym nic zabawnego, to Nana i reszta drużyny mieli z tego niezły ubaw.

***

-Nie chce mi się wracać do domu.- powiedział, obracając się na łóżku i wyłączając napisy końcowe filmu, który oglądali.- Zostaję u Ciebie.

-Luzik.- machnęła ręką, poprawiając poduszkę.- To co, lecimy z następną częścią?

-Zawsze.- sięgnął po kolejną płytę i wyciągnął z odtwarzacza poprzednią Zabrzmiało znane intro i pojawiły się żółte napisy.

Dzisiejszy trening był dość wyczerpujący. Wszyscy dramatycznie chcieli podnieść swoje umiejętności, bo Inter-High szybko się zbliżało. Następnie czekały ich krótkie wakacje i eliminacje do Pucharu Wiosennego. W międzyczasie oczywiście egzaminy, ale nie było to problemem. Byli w klasie 3-5, szykowali się na uniwersytet, więc nie było aż tak źle.

Iwaizumi był tak zmęczony, że wraz z Yukari odpuścili sobie wieczorne biegi i zastąpili je maratonem "Gwiezdnych Wojen". Raz na jakiś czas mogli to zrobić. Nie zmieniało to faktu, że rano i tak mieli ruszyć standardową trasą.

Ale około dwudziestej trzeciej sławnego tekstu "Nie, Luke. Ja jestem Twoim ojcem." nie usłyszało żadne z nich, bo oboje poszli spać.

________________________________________________________________________________

I na dzisiaj to tyle. :)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro