Rozdział 19, czyli strój
*Pov Suave*
Po krótkiej chwili chodu, doszliśmy przed drzwi do odpowiedniego pokoju. Pan Jasper wszedł pierwszy, a ja tuż po nim. Zamknęliśmy drzwi.
- To co możemy przerobić? Musi wyglądać jak najlepiej. - zaczął podekscytowany Pan Jasper.
Spojrzałem na długą, ciemną, zdobioną białymi falbanami i niewielkim fartuszkiem suknię.
- Myślę, że w pierwszej kolejności powinniśmy ją nieco skrócić. - zaproponowałem.
- Z pewnością. Nie tylko spódnicę, ale też rękawy.
- Rękawów możemy się pozbyć, aby pozostawić samą falbanę na ramionach. Możemy przy okazji pogłębić dekolt...
I tak oto rozpoczęła się debata.
*Time Skip*
Po dłuższym czasie udało mi się dojść z Panem do porozumienia, a także odpowiednio przerobić suknię.
Finalnie znacznie skróciliśmy (zostawiając mały fartuch) spódnicę i doszylismy do niej koronkową falbanę. Podobnie zrobiliśmy z rękawami: najpierw usunęliśmy rękaw i poprzednią ozdobę, aby zastąpić ją koronką. Dekolt znacznie pogłębiliśmy.
- Wygląda niesamowicie. - podsumował podekscytowany Pan Jasper.
- Teraz jeszcze tylko trzeba sprawdzić, czy pasuje.
- Hm? Co masz na myśli, Suave?
- Musimy się upewnić, że suknia dobrze leży. Z tego, co udało mi się dostrzec, Panicz jest podobnego wzrostu co Pan. Jeśli więc strój będzie pasował na Pana, to i na Panicza będzie dobry. Poza tym, będziemy mogli zweryfikować, czy nie należy wprowadzić jakichś poprawek, aby ubiór był jak najwygodniejszy.
Dostrzegłem na twarzy Pana wyraźny, różowy rumieniec.
- Czy coś nie tak, Panie? - spytałem.
- Nie, nie, tylko zastanawiałem się, czy to na pewno dobry pomysł... i myślę, że mógłbym spróbować to założyć...
Uśmiechnąłem się delikatnie. Oczywiście moim głównym powodem zaproponowania tego pomysłu nie było samo wprowadzenie poprawek, a chęć zobaczenia mojego Pana w tym stroju... może i jest to niepoprawne, ale nie potrafię się oprzeć. Ta chęć, wręcz rządza jest silniejsza od mojej woli.
- Gdzie mógłbym się przebrać? - wypełniony ekscytacją głos przerwał mój potok myśli.
- Jest tu parawan. Jeśli potrzebowałby Pan pomocy, jestem tutaj. - zapewniłem.
- Myślę, że dam sobie z tym radę. - mówiąc to, uśmiechnął się.
Odwzajemniłem gest i stanąłem za cienkim materiałem, oddzielającym mnie od Pana Jasper'a.
Czekając na to, aż syn Lorda się przebierze, przez moją głowę przebiegało mnóstwo myśli, które mówiły mi, że nie to co robię jest nieodpowiednie. Mimo wszytko, ignorowałem je.
Wtem, usłyszałem zakłopotany głos Pana:
- Ummm... Suave? mam... mały problem z zapięciem... mógłbyś mi pomóc... proszę?
- Oczywiście, Panie, od tego tu jestem. - powiedziałem, szybko wchodząc za materiałową zasłonę.
Widok Pana Jasper'a w przykrótkiej, ozdobionej falbankami i koronkami sukni wywołał u mnie delikatny, różowawy rumieniec. W dodatku wysokie, półprzezroczyste pończochy i lakierowane buty na niewielkim obcasie wyglądały na nim wspaniale. Zakolanówki jednak zsuwały się z jego nóg. Zdecydowanie nie były one zaprojektowane dla potworów z rodzaju szkieletów…
- W czym mam pomóc, Panie? - spytałem, otrząsając się tym samym z myśli.
- Nie umiem dopiąć suwaka... jest w takim położeniu, że nie dosięgnę do niego ani z góry, ani z dołu... - wyjaśnił Pan, próbując sięgnąć czegoś od góry.
Po chwili dostrzegłem, że w istocie, zasuwak z tyłu sukni jest w wyjątkowo niefortunnym miejscu, gdzie faktycznie nie dało się go dosięgnąć.
- Spokojnie, Panie. Pomogę z zapięciem. Proszę tylko odwrócić się tyłem i opuścić ręce.
Pan Jasper skinął głową i podchodząc do mnie opuścił ręce wzdłuż ciała.
I wtedy stało się coś, czego żaden z nas się nie spodziewał.
Sukienka szybko i lekko zsunęła się z bioder mojego Pana, pozostawiając go jedynie w długich, prześwitujących zakolanówkach i ciemnych butach.
Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, zostałem wypchnięty za parawan przez mojego Pana, którego twarz była całkowicie różowa.
Przez moment stałem bez ruchu, dosyć zdezoreintowany. Jednak z tego stanu wyprowadził mnie widok mojego Pana, któremu udało się przebrać bez mojej pomocy.
- J-już się przebrałem…
- Widzę, że poradził sobie Pan bez mojej pomocy. - zauważyłem.
Kiwnął tylko nerwowo głową, wydając z siebie szybkie "mhm". Następnie stanął przede mną prosto i spytał:
- I jak wygląda?
- Suknia wygląda bardzo dobrze. - odpowiedziałem, zgodnie z prawdą. - A jak Pan się w niej czuje? Nic nie jest źle przycięte? Może falbanka źle się układa?
- Nie, czuję się w niej naprawdę komfortowo. Jedyna rzecz, do której mam zastrzeżenia, to jej długość… jest bardzo krótka. Ale teraz raczej jej już nie wydłużymy. - odpowiedział, wzdychając na końcu.
- Jeśli więc jest w porządku, myślę, że może się Pan przebrać w swoje codzienne ubranie, a następnie możemy się udać do Panicza Encre, aby zrealizować nasz plan.
Dostrzegłem, że Pan Jasper bardzo się ożywił na moje słowa, wspominające o realizacji pomysłu. Pokiwał szybko głową i prawie równie szybko wszedł za parawan, a już po chwili stał przede mną w swoim codziennym ubiorze z suknią i pończochami przewieszonymi przez jedno przedramię. W dłoni tej samej ręki trzymał buty.
- Jestem gotów. - powiedział, uśmiechając się szeroko.
Odwzajemniłem gest i ruszyłem w stronę drzwi od pomieszczenia, w którym się aktualnie znajdowaliśmy. Pan podążył zaraz za mną.
Wyszliśmy z pokoju, a następnie udaliśmy się w kierunku komnaty Panicza Encre…
*Pov Encre*
Leżąc na łóżku w swojej komnacie, delikatnie masowałem obolałą szyję. Jeszcze drżałem. Adrenalina ciągle utrzymywała się w moim ciele. Pojedyncze łzy płynęły wzdłuż moich policzków.
Co mnie opętało? Jak mogłem tak zwrócić się do Lorda Wampirów?! Mógł mnie zabić… wydaje mi się, że był tego bliski…
Wtem, doszedł mnie odgłos pukania do drzwi.
Moją głowę przeszyła jedna myśl. Lord.
Sparaliżowany strachem, siedziałem w jednym miejscu, nie mogąc się ruszyć.
Po co tu przyszedł? Czyżby nie skończył ze mną w ogrodzie? Czyżby miał mi jeszcze coś do przekazania? Może chciał mi jeszcze coś zrobić? Pozbyć się mnie?
- Encre? Jesteś tam? - dał się słyszeć łagodny głos.
Szybko go rozpoznałem. To był syn Lorda, Jasper. Zaprzyjaźniłem się z nim bardzo.
Odetchnąłem z ulgą i, wycierając łzy z policzków, podszedłem do drzwi z zamiarem ich otworzenia. Kiedy tylko to uczyniłem, moim oczom ukazały się dwie postaci: Jasper'a i kamerdynera, Suave.
- Och, to tylko wy… na szczęście. - mówiąc to, wypuściłem cicho powietrze.
- A kto inny miałby to być? Mój ojciec nie przychodzi do nikogo osobiście, więc nie masz czego się obawiać. - pocieszył mnie mały wampir.
Chociaż, patrząc z mojej perspektywy, nie był on tak mały… był prawie mojego wzrostu.
- Ale przychodzimy w jego imieniu. - odezwał się Suave, przerywając moje przemyślenia.
- Ach, właśnie, kazał nam przekazać ci jedną… trzy rzeczy. Och, i potem masz do niego przyjść. - mówił, bardzo podekscytowany.
- Twój ojciec? Co mieliście mi dać? I gdzie mogę go znaleźć? - zasypiałem ich pytaniami.
- Tak, przysłał nas o wspaniały i wielki Lord Wampirów. - zaśmiał się Jasper. - Pewnie siedzi teraz zakopany w papierach w swoim biurze. Ach, zapomniałabym, proszę. Masz w tym przyjść. Mówił, że masz się zjawić w przeciągu pięciu minut. Powinieneś się pospieszyć. Nienawidzi, kiedy ktoś się spóźnia. - mówiąc to, wcisnął mi w dłonie jakiś czarny, złożony materiał z parą ciemnych, lakierowanych butów na nim. - To chyba wszytko. My już musimy iść. Powodzenia!
Po tym, drzwi przede mną zatrzasnęły się, a wraz z tym, osoby za nimi zniknęły z mojego pola widzenia.
Spojrzałem na materiał, potem znowu na drzwi i jeszcze raz na tkaniny w moich rękach.
- Je ne pense pas avoir le choix (Chyba nie mam wyjścia)… - mruknąłem do siebie, a już chwilę potem rozłożyłem to, co zostało mi wciśnięte w ręce.
Gdy tylko to zrobiłem, moja twarz przyozdobiła się wszystkimi kolorami tęczy…
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro