Bell
Zaklęcie odpowiadające, za przeniesienie danego uroku na inną osobę. Yhmmm, ciekawe. W sumie nawet nie takie trudne. Jeszcze zależy dla kogo... Poziom trudności - zaklęcie niewerbralne. Brzmi strasznie? Wcale takie nie jest. Wystarczy się skupić i... I książka ląduje w uścisku panny, nie... Panną to ona od dawna nie jest. Może inaczej... Ślizgonki z ciemną burzą loków na głowie. Tak, to bardziej pasuje. Nazwisko nic nie da. Są aż trzy. Dobrze, że chociaż nie chodzą na jeden rok... Zdecydowany plus. Jest Slytherin i dla starszej przypadł w udziale Huffelpuf. Tsaa, jest jeszcze jedna. Tylko, że ta nie łapie się nawet na kotkę. Ale spokojnie. Jej czas jeszcze nadejdzie. Ciemnooka obejrzała okładkę księgi po czym spojrzała na mnie. Wyszczerzyła się i zajęła miejsce obok. Zmarszczyłem lekko brwi. Co tym razem kombinujesz?
- Bell mogłabyś... - zacząłem jednak nie dane mi było powiedzieć nic więcej.
Dzięki Black po prostu... Nie, no bez przesady. Czas przywyknąć.
- Nie. - wtrąciła natychmiastowo.
Zaczęła zaginać kartki, tak jakby chciała zaznaczyć interesujący fragment. Przewróciła stronę i uśmiechała się głupio pod nosem. Uroczo. Żebyś ty przynajmniej miała jakieś pojęcie o czarnej magii. Biedna książka...
- Nie, nie mogę. - rzuciła dziewczyna.
Jej głos wskazywał, że chyba jest z siebie zadowolona. Ciekawe. W sumie to nie za bardzo. Ale całkowicie nie rozumiem tej dziewczyny. Może właśnie dlatego, że nią jest. Nie mam pojęcia. Pojawia sie też opcja, że nie rozumiem jej tak po prostu... Dobra to jest mało istotna kwestia. Uznajmy, że z nią tak po prostu jest.
- Może jednak. - westchnąłem nieco znudzony tą sytuacją.
A chciałem się tylko pouczyć i nie zanudzić w drodze. Salazarze co to bedzie jak trafię razem z nią do jednego domu. Dobre jest jednak, że mnie i ją dzieli pięć lat różnicy, więc kwestia czasu, aż stąd wybędzie i da mi spokój. Mam nadzieje. Ale też kwestia domu jest owiana niewiadomą i to dość dużą w dodatku.
- Proszę cię bardzo nudny i sztywny dzieciaku. - odparła i oddała mi książkę.
Miło, że się chociaż na to zdecydowała. Nudny i sztywny, tak? To co tu jeszcze robisz Bell skoro się nudzisz? To było takie pytanie za sto, no może dwieście punktów dla twojego domu. Milczysz? Czyli jednak wisi ci punktacja. Zapamiętam to sobie, chociaż... Jest jeszcze jedna opcja. Zapomniałem, a to takie banalne. Ona chyba nie ogarnia czytania w myślach. Może i dobrze. Mam w miarę spokój. Otworzyłem książkę w miejscu, które zaznaczyła dziewczyna. Zaklęcia niewybaczalne. Nie rozumiem tego zachwytu. Myślę, że jako Black mogła mieć już z nimi do czynienia, no ale cóż... Odgiąłem róg kartki. W końcu po co ma się strona niszczyć. Szkoda by było, księga ma już parę ładnych lat.
- Skoro jestem nudny to wyjdź jeśli ci to nie odpowiada. - odparłem i otworzyłem w miejscu, w którym skończyłem.
- Nie rozumiem jak facet z takim imieniem jak ty Lucy może być taki sztywnych. Oświecisz mnie? - powiedziała wyraźnie rozbawiona ciemnowłosa kręcąc kolejnego loka na swoim palcu.
Hmm ciekawe pytanie. Tak samo ciekawe jak widok za oknem w porównaniu do książki, której już na sto procent nie skończę przed dotarciem do szkoły. Świetnie, dzięki Bell.
- Może takim sposobem, że nie mam tak na imię. Jak uroczo, że jesteś tak niedoinformowana jako "dobra koleżanka", a teraz... Wiesz co? Weź sie ucisz, bo usiłuje cię czymś zagłuszyć, ale utrudniasz. - odparłem.
- Zagłuszyć czym? Książką? One nie mówią. - westchnęła.
- Jesteś tego taka pewna, że wszystkie książki milczą? Ja bym taki pewny tego nie był.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro