Prologue.
-Tęskniłem Remusie -miękki głos Syriusza spłynął na chłopaka jak deszcz po wielu latach suszy. Lunatyk widział dokładnie jego twarz, która miała pare małych zmarszczek, jego włosy były w nieładzie a klatka piersiowa pełna małych ran. Jego twarz wyrażała zmęczenie ale również ulgę.
-Syriusz... To naprawdę ty?
-Oczywiście, że ja głupku -uszy Remusa owinął głęboki śmiech Blacka. Podszedł bliżej. Chciał go dotknąć. Poczuć jego skórę pod opuszkami swoich palców.
-Co ty tutaj robisz? -nie mógł oderwać wzroku od twarzy swojego przyjaciela.
-Uciekłem. Dla ciebie. -mruknął.
-Ale.. Jak? Nikt nie jest w stanie uciec z Azkabanu.. To niemożliwe..
-Wszystko jest możliwe, jeżeli w gre wchodzi potęga miłości.
-Ale..
-Przestań tyle myśleć Luniaczku -przerwał mu Łapa.
-Nie tęskniłeś? -dodał po chwili.
-Oczywiście, że tęskniłem. -odpowiedział łamiącym sie głosem.
-Wiem. Chodź tutaj. -Syriusz wyciągnął w jego strone swoje silne ramiona. Chłopak zrobił kolejny krok w jego stronę. Najchętniej rzuciłby sie na niego i nigdy nie puścił. Jednak nie wiedział czy może mu ufać.
-Ty.... Ty zdradziłeś Lily i Jamesa.... Zabiłeś Petera... I niewinnych mugoli... Ty jesteś... Mordercą... -Remus początkowo nie mógł poznać własnego głosu. Taki drżący i słaby.. Spojrzał na Syriusza i zauważył w jego dłoni różdżkę. Na twarz chłopaka wpełznął uśmiech, przez który Lupin poczuł dreszcze na plecach.
-Zabiłem ich. Zabiłem ich wszystkich. Wiesz kto mi jeszcze został? Ty. -Black wyszeptał te słowa ze złowieszczą miną. Wyciągnął różdżkę w strone Remusa.
-Avada...
xxx
Remus poderwał się do pozycji siedzącej i szybko rozejrzał się po pokoju. Był w swoich komnatach w Hogwarcie na drugim piętrze. Pare tygodni wcześniej Albus zaproponował mu posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Początkowo odmówił, jednak przekonał go zapas wywaru tojadowego i tęsknota za murami zamku. Rozejrzał się po swoim pokoju. Barwy ciepłego brązu i beżu sprawiały, że czuł się jak w domu.
Spuścił stopy na chłodną posadzkę i schował twarz w dłoniach wciąż ciężko oddychając. Coraz częściej śniły mu sie takie koszmary. Sam już nie wiedział co jest prawdą a co rzeczywistością. Wrócił do Hogwartu z nadzieją, że ucieknie od przeszłości. Jednak to tutaj wszystko się zaczęło. Oprócz ciepłego dormitorium, zawsze pachnącej pościeli i dużej biblioteki, czekały na niego też wspomnienia. Z niektórymi do tej pory nie był w stanie się pogodzić.
Przeniósł spojrzenie na kominek. Miał połączenie z dwoma miejscami. Z gabinetem Dumbledore'a i.. Komnatami Snape'a.
Pomiędzy nim a Severusem nawiązała się nić porozumienia. Snape robił mu wywar tojadowy, a czasami po jego ciężkich nocach co miesiąc, Remus przychodził do niego, aby Mistrz Eliksirów użył magii na jego obrażeniach. Oczywiście, znajomość ta działała w dwie strony.
Remus zauważył kiedyś jak Snape wracał z Zakazanego Lasu cały zakrwawiony i poobijany. Ledwie uszedł z życiem. Pomógł mu pomimo sprzeciwów i szantażem wymusił na nim powiedzenie prawdy. Dowiedział się, że Severus jest podwójnym agentem. Lupin nie mógł uwierzyć, że Dumbledore zgodził się na coś tak ryzykownego, ale Sev zapewnił go, że to była w 100% jego samodzielna decyzja. Remus zapewnił, że dotrzyma tajemnicy i będzie mu pomagał tyle ile będzie w stanie. Można powiedzieć, że wytworzyła się pomiędzy nimi przyjaźń. Przyjaźń pełna wyzwisk i wiecznego dogryzania.
Jego rozmyślania przerwała sarna, wokół której utworzyła się delikatna mgła. Otworzyła usta i wydobył się z niej aksamitny głos Mistrza Eliksirów.
-Lupin. Musisz pojawić się w moich komnatach. Natychmiast.
Sarna rozpłynęła się w powietrzu a Remus poczuł rosnące zdenerwowanie. Głos Severusa nie brzmiał tak spokojnie jak zwykle. Szybko wskoczył w płomienie kominka i po chwili był już w ciemnych komnatach Snape'a. Mężczyzna siedział na swoim dużym czarnym fotelu i zaciskał swoje blade palce na kawałku papieru.
-Sev? Co sie stało? -Lunatyk zapytał zaniepokojony.
-Syriusz... Syriusz uciekł z Azkabanu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro