Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

- Obudziłeś się? - po kilku godzinach zaczął się wiercić, przesuwając do Lorda, siedzącego obok i wtulając w jego udo. Wyraźnie czuł się absolutnie bezpiecznie.

- Tak. - uśmiechnął się nieco blado.

- Muszę sprawdzić. Wystarczy , że spojrzysz mi w oczy i nie będziesz się opierać. - zauważając, jak chłopak wzdrygnął się, Czarny Pan zmarszczył brwi. - Nie będę pracował nad wspomnieniami, Harry, po prostu sprawdzę twój stan. - obiecał, przywracając uśmiech na łatwowierną twarz Gryfona.

Miękki dotyk, pytający i delikatny, po chwili Tom już czuje myśli, emocje i nastrój. I to wcale nie jest takie przerażające. Smutek i samotność unoszą się gdzieś w pobliżu, ale świadomość Pottera trzyma się jakiejś kotwicy, światła, którego nic nie zaćmi.

Podchodząc bliżej, uważniej przyglądając się temu światłu, Tom mimowolnie wciąga więcej powietrza do płuc. Jak ma na to zareagować? Co jeśli to ty jesteś jedyną kotwicą, jedynym jego jasnym wspomnieniem?

Szybko opuszczając umysł Pottera, Riddle prawie się zakrztusił, ale jednocześnie część jego tańczyła z  poczucia przynależności. On jest najjaśniejszym wspomnieniem.

Zdecydowanie, towarzystwo Harry'ego nie było dla niego teraz bezpieczne, Czarny Pan zepchnął ciało, które było przyciśnięte do niego i opuścił pokój.

Negatywne obce uczucia popłynęły ponownie, gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi. Teraz, wielokrotnie mocniejsze połączenie, odzwierciedla znacznie silniejsze uczucia chłopca, wypełniając nimi świadomość Voldemorta. Ciemna komórka, zamknięte drzwi, dziecięce dłonie bijące w nią aż do kropel krwi na nich... Ledwo zrozumiawszy, co się dzieje, Tom rzucił się z powrotem, aby przerwać bolesne uczucia i chwycić go w ramiona, dać chociaż odrobinę spokoju.

- Nie bój się. - Riddle złapał chłopca. Harry z zagubieniem, patrzył się na mężczyznę. - Nie jesteś zamknięty, dobrze? - Potter milczał, najwyraźniej starając się wyglądać obojętnie, ale szalejące myśli wciąż tkwiły w jego głowie.

- Po prostu czuję się jak w więzieniu.. jak więzień. - widząc drżące jabłko Adama Harry'ego, Tom podjął decyzję, której wkrótce pożałował. - Obiecuję, że opuścisz to miejsce.. - mruknął, wyczuwając wreszcie długo wyczekiwany spokój.

***

Voldemort opuścił swoje pokoje, po raz ostatni zamykając Pottera w komnacie. Wieczorem ten cholerny chłopiec zasnął na swoim łóżku, zwinięty w kłębek.

Bella, która czasami próbowała poprawić swoją sytuację, rozgniewała go niewiarygodnie. Niegrzeczne, zdeprawowane gesty, szalone akcenty czarownicy, która chyba już dawno zwariowała.

Przypomniał sobie czuły, przerażony dotyk chłopca i jego ciche: „Tom, nie skrzywdzę cię". Gdy Lord wrócił z najazdu zmęczony i lekko ranny, ostrożne ruchy różdżką, żal w oczach z powodu nieznacznego bólu. Nigdy nikt tak na niego nie patrzył, nigdy nikt go tak nie bronił, nawet gdy był małym dzieckiem. 
Nigdy nie czuł tak wiele szacunku w stosunku do niego. Nie miał wątpliwości, że takie uczucie może być tylko udawaniem, ale mentalna więź przekonała mężczyznę o prawdziwości uczuć.

- Lucjuszu. - wpadł do salonu, gdzie byli starsi Malfoyowie, Tom spojrzał na ich blade twarze, wykrzywiając usta w czymś podobnym do uśmiechu. Skłaniając głowę, Malfoy zaczął podlizywać się swojemu panu. - Mam dla ciebie zadanie. - wyszczerzył się Voldemort. - To proste, nawet ty sobie z tym poradzisz. Ale jeśli nie poradzisz sobie z tym zadaniem.. - urwał, by pokazać jakie konsekwencje będą płynęły w razie nieposłuszeństwa.

- Proszę mówić, panie!

- Jak wiesz, Potter jest w dworku. - powiedział. Lucjusz skinął w oczekiwaniu na instrukcje - Chcę zorganizować dla niego mały spacer, ale żeby nic mu zagrażało. Nie chcę, żebyście rozmawiali jak starzy przyjaciele, po prostu musisz mu potowarzyszyć. Zadanie jest jasne?

- Oczywiście, mój Panie! Zrobię wszystko.

***

- Harry - Riddle, zirytowany próbował zwrócić uwagę młodego czarodzieja, którego bardzo zainteresowała książka. Ten chłopak nie chciał padać na kolana w obecności Lorda, ale radość jaka zjawiała się na jego twarzy za każdym razem gdy się spotykali, była rekompensatą. Rozkosz i przyjemność od prostego spojrzenia szalały w głowie Voldemorta. - Zdawało mi się, że chcesz iść na spacer?

- Tak. Tom, mówisz poważnie? - roztrzepany i szczęśliwy, chłopiec zeskoczył z łóżka, odkładając książkę, którą studiował.

- Obiecałem ci wczoraj. - skinął głową Riddle. - Chodźmy. Nie możesz wyjść poza posiadłość. Licjusz będzie ci towarzyszył. Nie będzie z tobą rozmawiać. I nie nazywaj mnie Tom - polecił Riddle, wyraźnie czując zamieszanie Pottera. Ten zmarszczył brwi, nie rozumiejąc dlaczego nie może tego robić. - Rozumiesz?

- Tak. Jak mam się z tobą skontaktować? - mroczny mag pomyślał przez chwilę.

- Najprawdopodobniej nie musisz się ze mną kontaktować. - Lucjusz, którego Voldemort zauważył z daleka, czekał na nich w holu. Harry zmarszczył brwi i wyglądał na trochę przestraszonego.

- Nie bój się. - tym razem fala niepokoju dotarła do Voldemorta. Chciał uspokoić chłopca.

- Lucjuszu. - Czarny Pan zerknął na Malfoya wzrokiem, który mógłby zamrażać. - Jesteś za niego odpowiedzialny. Jeśli chce wrócić, po prostu go zaprowadź do domu. - rzucił kojące spojrzenie na Harry'ego, któremu coraz mniej podobal się ten pomysł. Śmierciożercy mieli przejść przez kominek. Spotkanie miało się przedłużyć, więc Riddle musiał przesunąć swoje obowiązki.

Początkowo Potter próbował mówić, ale Lucjusz słuchał rozkazu: nie rozmawiaj. Jednak oznaczało to również nie obrażanie Pottera, który wydawał się nie planować ucieczki i nie bał się powrotu Lorda. Na jego miejscu Malfoy błagałby swego tymczasowego wybawcę o łaskę.

- Lucjusz! - przenikliwy głos Belli rozerwał przestrzeń, jej różdżka wystrzeliła w powietrze, celując w bruneta. - Dlaczego wyprowadziłeś tego szczeniaka?! - warknęła kobieta, drżąc z wściekłości.

- Bella, to rozkaz Czarnego Pana. - Lucjusz stanął między chłopcem a czarownicą. - Nie chcesz go chyba zdenerwować? - wyszeptał wymownie, próbując uspokoić jej gwałtowny temperament.

- Nie masz prawa mówić, czego chce Pan! - kobieta otrzymała czysto formalną karę za to, że prawie doprowadzila chłopaka do śmierci, więc teraz była dość pewna siebie, chociaż dobrze wiedziała, że ​​nie może zabić chłopca.

- Bella - syknął Malfoy ostrzegawczo.

- Oczywiście, mój drogi. - śpiewała czarownica, - To prawdopodobnie ostatni spacer szczeniaka. Pewnie pozostało mu tylko kilka dni. Będę niezmiernie szczęśliwa, gdy zobaczę, jak Mistrz wypatroszy cię przed całym czarodziejskim światem. - czarownica przekręciła różdżkę. - Nie wykręcisz się prostą Avadą. Nie... poznasz wszystkie możliwe zaklęcia torturujące.

Potter zbladł. Jedną rzeczą jest wiedzieć, że zostaniesz zabity... Co dziwne, był gotowy przyjąć smierć. Zabity przez tortury? To sprawiło, że wpadł w panikę, a serce zaczęło gwałtownego bić. Ale nikt go nie zabije... jego Tom... Czy Tom chce go torturować? Chce, żeby umarł? Jego Tom trzyma go, żeby nie uciekł, przygotowuje go do rzezi, a Harry nawet nie pamięta, dlaczego.

Kolor zszedł mu z twarzy, Harry spojrzał w dół.  Bicie serca sprawiało ból. Czuł się tak, jak wtedy, kiedy Riddle przeniknął do jego świadomości. Wpadł w panikę  i uciekł. Zabiją go za ucieczkę. Niech będzie, świetnie! Zdecydowanie nie chciał widzieć swojego Toma, oglądać go z podniesioną różdżką, słyszeć... Nie, po prostu nie w ten sposób.

Błyski, krzyki, kroki z tyłu, ale Harry zdał sobie z tego sprawę dopiero po chwili. Teraz prawie nic nie czuł, nie wierzył w nic, zostawił ostatnią nadzieję. Czarny Pan słuchał raportów, kiedy poczuł czyjąś rozpacz i zwierzęcy strach. Cokolwiek się stało, jego chłopiec zdecydowanie nie czuł się bezpiecznie. Przeklinając Lucjusza i ignorując sług, opuścił salę.

Bella ścigała się jak ryś za swoją ofiarą. Rozkaz „nie zabijać" ustąpił miejsca szalejącym iskrom w świadomości, z umysł ujawniał instynkty. Sztylet był w rękach wiedźmy, która nie bardzo rozumiała, co się dzieje. Dłoń poleciała do przodu. Potter, nienaturalnie wykrzywiony, opadający na ziemię i krwawa plama po prawej stronie żeber.

Bella skoczyła na niego od tyłu, chcąc dokończyć to, co zaczęła, ale nie mogła uniknąć zaklęcia Lucjusza. Wstając, słysząc już krzyki Lucjusza, Harry zdołał wyjąć sztylet Belli. Niemal nie czuł bólu, prawdopodobnie z powodu szoku. Na ziemi leżała różdżka, którą ściskał w dłoni, podnosząc się z ziemi.

***

Tom nie poszedł, a dosłownie poleciał czując, jak wzywa go więź, mając nadzieję, że dzięki niej znajdzie Pottera. Bez względu na to, co się stało, miał zamiar oderwać Lucjuszowi głowę i powiesić ją gdzieś, w najlepszych tradycjach elfów domowych.

- Bella! - Krzyk Malfoya przykuł jego uwagę, wiec poszedł w kierunku, skąd dobiegał.

Machnięciem różdżki, wdarł się we wspomnienia blondyna, przeglądając ostatnie kilka minut. Szalona Bella ... Patrząc mściwie, na Bellę, przypadkiem spojrzał na trawę. Zakrwawione ostrze... Plując na fakt, że Śmierciożercy źle go zrozumieją, próbował przejrzeć myśli chłopca, lecz wpadł w upajającą ciemność. Czuł, że się zbliża, ale połączenie drgało i słabło, doprowadzając maga do stanu bliskiego histerii.

- Tom - różdżka Belli była skierowana prosto na niego, ale Czarny Pan nie spieszył się, by wyjąć własną. Chłopiec siedział na trawie i pluł krwią, ale wciąż był przytomny.

- Harry - głos zdradziecko drgnął. Zielony sweter był przesiąknięty krwią. - Harry, nie. - Riddle zrobił kilka powolnych kroków w stronę chłopca. On nie pozwoli mu umrzeć.

- Nie podchodź. - wydał z siebie jakiś bulgoczący dźwięk i zakasłał. Tom rzucił się do przodu, jednym ruchem ręki, wyrywając Potterowi różdżkę, którą odrzucił na bok: Voldemort nie dbał o różdżkę Belli. Teraz wydawało mu się, że już nigdy nie będzie potrzebowała różdżki.

- Mój maleńki... - szepnął Tom, dotykając ustami zakrwawioną szyję, wyczuwając szalenie bijące serce. - Wytrzymaj trochę. - uniósł Pottera lekko, jak kukiełkę, kierując się w stronę domu. Potrzebował Snape'a, trzeba było wysłać Patronusa, Snape przybędzie lada chwila.

Po kilku minutach, gdy Czarny Pan już zbliżył się do posiadłości, chłopiec zaczął się dusić. Trzęsące się ciało w rękach Riddle'a, umierało z powodu braku tlenu, zmuszając mężczyznę do zatrzymania się i opuszczenia chłopca na ziemię.

- Anapneo. - potężne zaklęcie usunęło krew, uniemożliwiającą normalne oddychanie, ale nie uleczyło poważnych obrażeń. Blada Narcyza wyskoczyła zza drzwi. Lucjusz przyniósł jej nieprzytomną siostrę do domu i bez różdżki, w skrócie wyjaśnił, co się stało - Wyślij Patronusa do Snape'a, powiedz, że Potter jest ranny. Czekam na niego, niech przejdzie kominkiem! - syknął Czarny Pan, w duszy chcąc zabić kobietę, jej siostrę, jej głupiego męża i to głupie dziecko, - chciał wszystkich rozerwać na strzępy...

Skręcając w stronę salonu, który był najbliżej głównego kominka, Riddle ostrożnie opuścił  drżącego w gorączce Pottera, na sofę. Zaklęcia diagnostyczne pokazały, że Harry'emu znowu trudno się oddycha.

- Kiedy znowu będzie naprawdę źle, pomogę jeszcze raz i jeszcze... - Riddle całował mokre czoło, zapominając, że miał go nienawidzieć, nie chciał zachowywać dystansu. Nie teraz, kiedy chłopiec się boi i nie wie, w co wierzyć, nie, gdy jest ranny - Nie pozwolę ci umrzeć. - próbował uspokoić Pottera.

- Lepiej w ten sposób. - uparty dzieciak ledwie oddychał, ale kontynuował swoje niespójne mamrotania, które Riddle wreszcie zaczął słuchać - Nie chcę umrzeć z twojej ręki... - nie było nienawiści w jego głosie ani umyśle, tylko głucha rozpacz i smutek. Szkarłatne oczy pociemniały, a Voldemort z wielkim trudem powstrzymywał emocje, by nie były zauważone przez połączenie.

- Potter, mówisz bzdury - syknął Pan i rozkojarzony, z ulgą słysząc głosy na korytarzu, - Nie bój się. - dotykając ustami dłoni chłopca, wstał, aby pozwolić Severusowi wykonywać swoją pracę.

Snape był trochę bledszy niż zwykle, wydaje się, że Narcyza starała się bardziej go wystraszyć, by się pospieszył. Szybko podszedł do kanapy, gdzie ranny chłopiec znowu się dusił.

- Anapneo. - Czarny Pan wiedział, że to zwiększa utratę krwi, ale nie mógł już pozwolić, by Harry cierpiał z powodu braku powietrza, usuwając nadmiar krwi ponownie, - Mam nadzieję, że wiesz, co robić, Severusie. - Snape nie dał się oszukać spokojnym tonem, Czarny Pan był wściekły.

- Dam mu eliksir uzupełniający krew i wzmacniający. - Snape przyłożył chłodną fiolkę leczniczego eliksiru do ust chłopca, by ten wypił. Severus nie rozumiał w którym momencie, ale okazał się niebezpiecznie blisko Voldemorta. Z jednej strony, instynkt samozachowawczy nakazywał mu się odsunąć, jednak z drugiej strony, jeśli nie poda chłopcu eliksiru, wkrótce zemdleje. Fiolka została zabrana z jego rąk, co pozwoliło mu zrobić kilka kroków do tyłu. Z pewnością wieczorem Potter dostanie kilka Crucio na nieposłuszeństwo. Severus spuścił wzrok, nie mogąc stłumić poczucia winy. Tak, Potter nie jest już dzieckiem, ale nazwać go dorosłym narazie tez nie mógł.

Widząc, że chłopiec połknął drugi eliksir, kaszląc ponownie, Snape skrzywił się.

- Bądź cierpliwy przez minutę, niech eliksir zadziała, - głos Czarnego Pana przeciął powietrze. Znaczenie wypowiedzianych słów nie chciało dotrzeć do zszokowanego umysłu. Czarny Pan pociesza chłopca. Czy to możliwe? Nie, Snape zrozumiał, ze to tylko iluzja. Prawdopodobnie stan chłopca jest bardzo zły, a Voldemort nie chce przed całym światem pojedynkować się z szaleńcem.

Kontakt wzrokowy, który między Czarnym Panem a Wybrańcem, został natychmiast rozpoznany przez Snape'a. Legilimencja. Zadrżał. Ranny chłopiec nie wytrzyma gwałtownej inwazji do słabego umysłu.

- Anapneo - powtórzył Voldemort, wodząc różdżką wzdłuż dróg oddechowych. - To wszystko. Nie próbuj wstawać, oddychaj powoli. Dziękuję, Severusie. Zostaw mi eliksiry. - Lord nawet nie odwrócił się w jego kierunku, co w jego wykonaniu było niemal największą pochwałą.

Drzwi się otworzyły. Bella, której czarne loki rozsypały się na jej zakrwawionej twarzy, stanęła przed Czarnym Panem, natychmiast upadając i kurcząc się w bólu, przez Cruciatusa. Riddle wyciągnął rękę w jej kierunku, wściekłość była tak wielka, że ​​nie potrzebował różdżki. Chciał, żeby kobieta cierpiała, dusiła się, jak jego mały chłopiec. Przez jego palce przebijały się zielone iskry, jak gdyby śmiertelna klątwa miała za chwilę zerwać się z opuszków. Bella krzyczała i krzyczała, a Riddle upajał jej bólem, chcąc słuchać tego dźwięku już zawsze, nie zwracając uwagi na rozszerzone w strachu źrenice gapiów.

Zwykle kobieta nie była traktowana tak mocnym zaklęciem. Czar był silny i niepohamowany, podobnie jak gniew czarnoksiężnika. Sytuacje kobiety ratował tylko brak różdżki, ponieważ dzięki niej zaklęcie okazałoby się o wiele potężniejsze. Lęk niespodziewanie dźgnął umysł Czarnego Pana. Nie było wątpliwości, że nie należy do niego. Chłopiec za nim zaczął się wiercić, próbując wstać, a Riddle niechętnie puścił kobietę, która leżała nieprzytomna na podłodze.

- Jeśli jeszcze raz ją zobaczę, zabiję ją, niech się chowa, gdzie chce. - syknął Lord, chwytając Pottera w ramiona, pozostawiając obcych mu ludzi, których jeszcze niedawno uważał za najbliższych sojuszników.

Kiedy wkradł się w myśli Gryffona, starając się pocieszyć po tym, co chłopak przeżył, zobaczył, do czego doprowadziło go dzisiejsze zdarzenie. Wspomnienia mogą się wyrwać w każdej chwili, a on nie ma już niczego jasnego we wspomnieniach. Obraz Toma będzie teraz mocno powiązany ze śmiercią i bólem dla Harry'ego..

________________________________

Komentujcie i tak dalej, uzasadniona krytyka miłe widziana❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro