Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Trzy [Polska, Prusy]

Kaszlał krwią, spazmatycznie, gwałtownie, nie mogąc złapać tchu, dławił się własnym spuchniętym językiem, charkotliwe próby nabrania powietrza kończyły się kolejnymi napadami gwałtownego kaszlu, a coraz to nowe plamy pstrzyły podłogę krwawą mozaiką.

Przed oczami robiło mu się ciemno z braku tlenu, jego ciało agonalnie wiło się po ziemi, plecy wyginały się w łuk, wszystko bez udziału jego woli, bo tę więził ogłuszający ból w skroniach, promieniujący aż na kręgosłup, na członki, nawet na palce u rąk i stóp.

Nie był nawet pewien, czy milczał, czy krzyczał.

Potem ból nagle ustał i Feliks był zdolny wziąć głęboki, rozedrgany wdech.

— Żałosne przedstawienie — głos Gilberta w jego uszach nadal dochodził jakby z daleka, mimo że Prusak stał tuż nad nim. — To nie może aż tak boleć.

Feliks przetarł rękawem załzawione oczy i widział go wyraźnie, uchwycił jego spojrzenie zdradzające nieudolnie skrywaną nutę niepokoju. Nie może?

Nie miał siły odpowiedzieć. Poruszył się, wsparł na łokciu, siłując się z własnymi mięśniami, żeby unieść się przynajmniej do pozycji siedzącej. Prusy obserwował go w milczeniu, nie pomagał mu ani nie przeszkadzał.

Nie musiał. Zaledwie Feliks zdołał wyprostować plecy, kolejna fala bólu na powrót rzuciła go na podłogę, pchnęła na łopatki, nieprzerwany kaszel wstrząsnął jego osłabłym ciałem.

*

Leżał na tej samej podłodze, w tym samym pokoju, dostrzegł jednak, że zmieniło się oświetlenie — zimne, październikowe słońce przesunęło się już daleko na zachód, do zmierzchu musiało być już blisko. Prusy siedział w kącie z założonymi na piersi rękami i wydawał się drzemać. Wciąż byli sami.

Nie bolało, co Feliks powitał z ulgą.

— Siedziałeś tutaj przez cały ten czas? — zapytał i przeklął się za to, że jego głos jest tak słaby. Prusy dosłyszał go jednak i natychmiast otworzył oczy.

— Nie — odpowiedział krótko.

— Gdzie jest Taurys?

— Jest z nim Iwan. Zdaje się, że zniósł to wszystko odrobinę lepiej niż ty.

Feliks poczuł, jak kąciki jego ust wyginają się nieco w górę. Uśmiech?

— To silny chłopak. Nie wątp w niego.

Gilbert zmarszczył brwi. Z jakiegoś powodu każde wspomnienie o personifikacji Litwy budziło jego irytację, a Feliks nigdy nie przepuścił okazji, żeby to wykorzystać. Nawet leżąc w kałuży własnej krwi.

— Mógłbyś umierać nieco szybciej? — poprosił kurtuazyjnie. — Nie chce mi się słuchać twojego wygadywania.

— Do trzech razy sztuka, Gilbert. — Feliks zamknął oczy z powrotem. Czuł dziwny, irracjonalny spokój.

*

Kiedy obudził się ponownie, była noc, ale potrzebował długiej chwili, żeby to do niego dotarło — jego umysł był jak wypchany watą. W miarę jak docierała do niego rzeczywistość, coraz wyraźniej czuł w środku jakąś przeraźliwą pustkę. To było jakby ogłuchł albo oślepł, albo stracił nogę, jakby wyłączony został jakiś zmysł, z którego obecności dotąd nie zdawał sobie sprawy. Brakowało mu czegoś bardzo ważnego i Feliks natychmiast poczuł się kaleki. Ułomny.

Więc to tak czuje się naród odłączony od swojego państwa. Czy tak czują się zwykli śmiertelnicy?

— Jeszcze dychasz? — mruknął Prusy sennie ze swojego kąta.

— Gilbercie von Beilschmidt, ponieważ odmówiliście mi prawa do ostatniego życzenia, przedstawię je teraz: odpieprz się.

— Przyjęcie sakramentów nie było twoim ostatnim życzeniem? — zdziwił się Gilbert.

— To było przedostatnie. Spowiedź święta prawem, nie towarem.

— Wygadany jesteś jak na trupa.

Feliksowi udało się zaśmiać, aż Prusak uniósł brwi i przyjrzał mu się z zaskoczeniem.

— Dobry Boże, Gilbert, naprawdę masz jeszcze nadzieję, że umrę? I to niby ja jestem ten naiwny...

— Wiem, że nie umrzesz — przerwał mu Gilbert spokojnie. Śmiech zamarł personifikacji dawnej Polski na ustach. — Ale nie chciałem ci przeszkadzać w tym całym tarzaniu się po ziemi i rzyganiu krwią. Wyjeżdżamy stąd za kilka godzin, jak tylko się rozjaśni. Im szybciej przetransportujemy cię do Berlina, tym lepiej.

*

— To nic osobistego — powiedział Austria podczas podpisywania aktów bez cienia żalu w oczach, Feliks jeszcze po latach doskonale pamiętał jego wzrok i to, jak obracał pióro w długich palcach, i jego nienagannie ułożoną perukę. — Ponoszę straty w wojnie z Francją. Sam rozumiesz, że muszę to sobie czymś wynagrodzić. Każdy z nas dba o dobro swojego kraju, przy czym jedni radzą sobie z tym lepiej... a inni gorzej.

Coś podobnego próbował potem powiedzieć mu Rosja, chociaż Feliks nie za bardzo chciał słuchać, a tym bardziej wierzyć w aż tak bezczelne kłamstwa.

— Nie chciałem twojej krzywdy, Felia — tłumaczył, a wiarygodność jego słów podważał towarzyszący im szeroki uśmiech. — Dla mnie możesz sam zrujnować siebie i swój kraj, mnie wszystko jedno. Ale moje siostry nie zasłużyły sobie na to, żeby cierpieć przez ciebie.

Austria dostał to, czego chciał. I oby się tym udławił. Rosja zabrał ze sobą Taurysa, personifikację Litwy, no i już od lat trzymał u siebie dziewczęta, a to mu wystarczy za dopust boży i wszystkie klęski żywiołowe.

Natomiast Prusy... to było co innego. Prusy nawet nie próbował udawać, że kiedykolwiek chodziło mu o coś innego niż Feliks.

— Czekałem na to dziesiątki lat — szepnął mu poufale, jak przyjacielowi.

A Feliks wierzył, bo znał go w końcu od trzynastego wieku. Kiedy Gilbert wyznaczał sobie cel — stawiał na swoim. To niewątpliwie był człowiek zdolny szkolić wojsko, prowadzić wieloletnią dyplomację tylko po to, aby móc stanąć przed swoim dawnym suwerenem w pozie zwycięzcy. Kiedy Polska zdecydował się z nim zmierzyć wtedy, za dawnych dni, nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że rozpoczyna wojnę, której nie może wygrać, która nigdy się nie skończy, chyba tylko na końcu świata. Gilbert po prostu musiał walczyć. Przegrywał tylko po to, żeby wygrać w następnej potyczce. Lubił to.

Dla niego kilkuletnia wojna była zaledwie bitwą, a wojną było całe jego życie.

Przecież Feliks go znał.

*

Na początku roku pańskiego 1796 Europa usłyszała o śmierci Feliksa Łukasiewicza, Rzeczypospolitej.

Nie oficjalnie, rzecz jasna. Oficjalne noty nagle zamilkły na jego temat, tak jakby zaborcy sprzysięgli się do milczenia. Plotki jednak natychmiast zapełniły spowodowaną milczeniem pustkę, być może na czyjeś wyraźne życzenie, dziś trudno jest to jednoznacznie rozstrzygnąć. Jeżeli tak było, ten ktoś osiągnął swój cel. W oczach świata Feliks Łukowski, niegdyś Rzeczpospolita, nie żył.

Świat nie miał niestety czasu, aby pochylić się nad tą tragedią i wyrazić ubolewanie z jej powodu. Historia nieubłaganie toczyła się dalej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro