Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#5 Medieval Fantasy AU (4) END

Pokornie błagam Was o wybaczenie, że tak długo trzymałam Was w niepewności (na Vadera, prawie rok!). Tym rozdziałem kończę już "Medieval Fantasy AU" i liczę na to, że zakończenie się Wam spodoba.

W ramach rekompensaty mogę Wam zdradzić, że usilnie rozważam napisanie drugiej części "IM4: Lustro", na które natchnęły mnie Wasze dotychczasowe prośby i komentarze. Oczywiście muszę wszystko dokładnie przemyśleć i dopracować, tak aby kontynuacja historii Tony'ego, Bucky'ego i Georgii była jeszcze lepsza, bardziej złożona, interesująca i nieprzewidywalna. Dajcie znać w komentarzach, co o tym sądzicie :)

Tymczasem enjoy your reading!

CL xx

****


Georgia zsunęła się lekko z grzbietu smoka, kiedy wreszcie udało im się wylądować. Saphira mruknęła przyjacielsko. Dziewczyna westchnęła i położyła dłoń na zimnych łuskach gada.

- Tak, wiem - powiedziała. - Ja też to czuję.

Przed nimi rozciągało się pole pełne rycerzy - tych po stronie Starka, ale również tych, którzy walczyli o ich sprawę. Teraz jednak wszyscy stali sztywno w miejscu, jak zaczarowani.

„Strach, przerażenie. To właśnie czuję".

Nie wiedziała dlaczego czuje się przez to tak źle. Nie żeby się spodziewała, że zostanie powitana w królestwie geniusza z otwartymi ramionami, ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że ludzie będą się aż tak bać. Jej i Saphiry.

Przypomniała jej się twarz Bucky'ego, kiedy nazywał ją wiedźmą. Jego pełne nienawiści oczy, które do tej pory patrzyły na nią inaczej. Jego gniewny głos, który brzmiał kiedyś przyjacielsko. Dziewczyna zagryzła wargę, kiedy poczuła, że w jej oczach zbierają się łzy. Nie była zła. To nie ona była złoczyńcą w tej opowieści. Gdyby tylko zechciał jej wysłuchać...

Smoczyca zaryczała, unosząc pysk w stronę chmur. Niebo przeszyły błyskawice. Georgia spojrzała w stronę wzgórza, na którym stał Mistrz. Skinął na nią głową. Brunetka poklepała jeszcze raz gada pocieszająco po grzbiecie i odeszła w stronę mężczyzny.

Wpatrywał się z dumną w scenę rozgrywającą się przed nim. Rycerstwo przestało walczyć. Część mężczyzn wpatrywała się z niepokojem w smoka, pozostała część w Starka, który miał podjąć decyzję co dalej. Mistrz spojrzał na dziewczynę, kiedy stanęła obok niego.

- Wspaniałe wejście, Georgino.

Kiwnęła głową, nie patrząc na niego. Ona widziała tylko przerażone twarze skierowane w jej stronę. Gdzieś tam był Bucky, jej przyjaciel, który nią pogardza. Metalowa zawieszka w kształcie miecza, którą jej podarował chwilę przed poznaniem prawdy, parzyła skórę wokół jej nadgarstka niczym grecki ogień.

- Wydajesz się być nieobecna - skarcił ją mężczyzna.

- Ja tylko... - Czarodziej spojrzał na nią ostro. Opuściła głowę. - To nic, Mistrzu. Wezwanie Saphiry nadwyrężyło trochę moją moc.

- Powinnaś zwalczyć zmęczenie - zganił ją. - To jest bitwa, do której przygotowywałem cię całe życie. Nie ma teraz czasu na słabość.

- Tak jest, Mistrzu.

Nie mogąc patrzeć na strach w twarzach otaczających ją rycerzy, spuściła wzrok na swoje buty. Miała na sobie zwiewną niebieską suknię i wysokie trzewiki, jakże inne ubranie od tego, które dotychczas nosiła. Już nie była chłopcem pracującym w stajni króla Starka. Gdyby sytuacja wyglądała inaczej nadal by nim była... Albo i nie. Przecież Bucky poprosił ją, żeby została jego giermkiem...

- Hej, moja mała blekotko*. - Mistrz uniósł głowę dziewczyny i pogładził jej policzek. - Wiem, że się denerwujesz, ale obiecuję, że wkrótce wszystko się skończy. Nareszcie po tylu latach. Chcieliśmy tego przez całe życie, prawda?

Przytaknęła, choć niepewnie. Widziała zmianę w zachowaniu Mistrza. W jego srebrnych oczach błyszczały iskierki podniecenia.

- Nasze życie nareszcie się zmieni! - powiedział. Spojrzał na nią z radością. - Twoja matka... To znaczy twoi rodzice byliby z ciebie dumni, moje dziecko. Śmierć Starka przyniesie ukojenie ich zbłąkanym duszom.

Sama nie wiedziała dlaczego tak zareagowała, ale to był odruch. Odepchnęła rękę czarodzieja i cofnęła się o krok. Było jej słabo. Zimno i gorąco jednocześnie. Czuła ból o wiele gorszy od tego, którego doświadczała do tej pory. Ukryła twarz w dłoniach.

- Georgino...? - Usłyszała w głosie mężczyzny zniecierpliwienie, ale zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować na wzgórzu pojawił się posłaniec.

Chłopak zeskoczył z białej klaczy i ostrożnie zaczął się do nich zbliżać. W dłoniach trzymał zwitek pergaminu. Nawet ze łzami w oczach dziewczyna widziała, jak trzęsą mu się nogi.

Po kilku krokach opadł na kolana. Georgia nie wiedziała, czy inicjatywa wyszła od niego czy za sprawą Mistrza. Widziała, jak czarodziej lekko poruszył ręką.

- Jego wysokość prosi o zaprzestanie ataku - wyjąkał. Mistrz się roześmiał.

- Jego wysokość może prosić o co zechce. Wolałbym jednak widzieć jak błaga. Jak błaga mnie o swoje bezwartościowe życie.

Młodzieniec drgnął, jak porażony prądem, ale po chwili wyciągnął przed siebie pergamin.

- Jego wysokość... Nie będzie walczył. Prosi, aby oszczędzić jego ludzi. Oto... Oto akt jego kapitulacji.

Na chwilę zapadła cisza. Georgia nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Z twarzy Mistrza też nie mogła niczego wyczytać.

- Doskonale - powiedział, wyrywając chłopakowi dokument. Potem uśmiechnął się do dziewczyny. - Oto jak wygląda zwycięstwo. Czas na nasz wielki finał.



Ich wejście na królewski dziedziniec dalekie było od radosnego. Mieszkańcy wioski i pracownicy zamku łypali na nich ze strachem, ale i ze swoistą zawziętością - jakby mimo kapitulacji ich władcy i wojska w ich sercach gorzał bunt przeciwko nowemu porządkowi. Saphira krążyła nad nimi na niebie, gotowa w każdej chwili zaatakować. Ocalałe resztki północnych elfów, które włóczyły się niezdarnie za Georgią budziły w ludziach nie tyle lęk, co odrazę, chociaż temu akurat dziewczyna nie mogła się dziwić. Byli intruzami. Byli obcy. Ci ludzie nie rozumieli, że władca, którego kochali był potworem. Wkrótce jednak mieli się przekonać.

Po drugiej stronie dziedzińca czekał już na nich Stark.

U swojego prawego boku miał jak zwykle Rhodeya. Natomiast z jego lewej strony, co dziewczynę zaskoczyło, stał sam Bucky, a zaraz obok niego Steve. Georgia szybko odwróciła od nich wzrok.

Mistrz się zatrzymał, a wraz z nim cały pochód. Wokół dziedzińca było słychać pojedyncze szepty. Czarodziej rozejrzał się wokoło.

- Oto jak witacie wybawicieli? - spytał ludzi. Wokół zapadła druzgocząca cisza. - Tak witacie swoich nowych władców?

Odpowiedział mu Samuel. Georgia jeszcze nigdy nie słyszała w jego głosie tyle gniewu.

- Może oni wcale nie potrzebowali wybawicieli.

- Twierdzisz więc, człowieku, że ci wszyscy szlachetni ludzie nie mają nic przeciwko życiu pod rządami tyrana? Potwora, który zabija niewinne dzieci dla własnych korzyści?

Wokoło rozbrzmiały intensywne szepty. Dziewczyna była pewna, że wywołanie w ludziach niepewności było właśnie celem jej nauczyciela.

- To bzdura! - zagrzmiał Rhodey. - Ten mężczyzna kłamie!

Mistrz leniwie przeniósł na niego swój wzrok i ledwo zauważalnie poruszył kciukiem. Rycerz z jękiem opadł na kolana. Stark wysunął się pewnie do przodu.

- Nie wiem kim jesteś, ale liczę, że jest w tobie choć krzta honoru i zgodnie z warunkami kapitulacji oszczędzisz moich ludzi - powiedział, wpatrując się w przeciwnika intensywnie. Mistrz po dłużej chwili ponownie poruszył palcami i teraz niemal wszyscy, oprócz króla, znaleźli się na klęczkach.

- Myślisz, że jesteś w stanie dyktować mi warunki? Nie widzisz jaką mam nad tobą przewagę?

Stark nie spuszczał z niego ostrego spojrzenia.

- Fakt - zaczął. - Winszuję potęgi. Nie tylko posiadasz zdolności, ale nawet kontrolujesz smoka, który jak mniemam jest powodem, dla którego budzisz taki strach w całym królestwie. Skoro i nawet Elfy z Północy przyłączają się do twojego szaleństwa...

Jak na zawołanie kilka elfów zaczęło coś wykrzykiwać w stronę władcy, ale zostały szybko uciszone przez swojego dowódcę.

- Zaiste - odpowiedział mu spokojnie Mistrz. - Masz odrobinę racji. Jednak jest ona tak odległa od prawdy...

Król zmarszczył brwi.

- Bo widzisz - kontynuował tymczasem czarodziej - to nie smok budzi strach, o którym mówisz.

- Ha! - prychnął Stark. - A więc ty? Wybacz, ale śmiem wątpić.

Dziewczyna widziała, jak jej nauczyciel tężeje, co oznaczało, że jest coraz bliższy wybuchu, choć jego spokojna twarz na to nie wskazywała. Kiedy się odezwał jego głos był aż zanadto spokojny.

- Och, nie. Ale spodoba ci się odpowiedź.

Przesunął się na bok, całkowicie odsłaniając stojącą dotychczas w jego cieniu Georginę. Stark spojrzał na nią i choć jeszcze przed chwilą jego oblicze było pełne gniewu, nagle się zmieniło. Mężczyzna wyglądał jakby chciał zrobić krok w jej stronę, ale Mistrz niemal natychmiast zmusił go magią do opadnięcia na kolana. Steve warknął, próbując pomóc przyjacielowi, ale Georgia wiedziała, że to na nic - moc mężczyzny była zbyt potężna, by móc uwolnić się z jej wpływu.

- O tak - uśmiechnął się czarodziej i spojrzał na swoją uczennicę niemal z dumą, co było zupełnie nowym doświadczeniem. - Oto moja najwspanialsza broń.

Poruszył dłonią, na co Stark krzyknął. Po chwili uniósł głowę z wyraźnym wysiłkiem i spojrzał prosto na Georgię.

- H...ope - wyjąkał. Mistrz zbliżył się do niego.

- Nie ma już dla ciebie nadziei, Stark*. - Wyprostował się i kiwnął na dziewczynę. - Czekała na to tak długo... Jak mógłbym jej sprawić zawód? Będę patrzył, kiedy będziesz wykrwawiał się jak prosię. Błagaj i krzycz, ile chcesz. Po tych wszystkich latach będzie to melodia dla moich uszu.

Król jęknął. Nadal mruczał coś pod nosem o nadziei, jakby prosił ją o pomoc. Georgia miała wrażenie, że się dusi. Nie tak to sobie wyobrażała. Teraz, kiedy nareszcie stała przed człowiekiem, który zamordował jej rodziców, który zniszczył jej szansę na normalne dzieciństwo, którego nienawidziła całe swoje życie - było jej go żal. Wyglądał i zachowywał się żałośnie, ale kiedy na nią spojrzał widziała w nim tylko przerażonego człowieka. Niemal była w stanie uwierzyć w jego niewinność.

- Georgino, wiesz co masz robić - odezwał się Mistrz.

Przez jej kręgosłup przeszedł dreszcz, a po jej ciele rozlało się ciepło. Nie było to jednak kojące uczucie, a raczej przypominało kąpiel w strumieniu ognia. Zmusiła nogi do ruszenia się z miejsca, chociaż każdy krok bliżej Starka wymagał więcej wysiłku.

- Nie!

Krzyk Bucky'ego uderzył w nią, jak żelazny pocisk. Zatrzymała się. Chwila zawahania sprawiła, że chciała spojrzeć w jego stronę, ale udało jej się jakoś poruszyć i w kilku krokach znaleźć się przed królem.

Uniósł głowę, żeby się jej przyjrzeć. Sądziła, że zobaczy w jego oczach strach, ale się myliła. Łzy zaczęły spływać mu po policzkach, ale nie wyglądał jak ktoś, kto się boi.

- Hope... Och, Hope... - załkał.

Georgia czuła się jak sparaliżowana. Nie wiedziała, co się dzieje. Wszystko coraz bardziej wymykało się spod kontroli.

- Ty... - zaczęła. - Wkrótce umrzesz.

Samuel i kilka innych osób natychmiast zareagowało, starając się odwieść ją krzykami od tego pomysłu, ale nie Stark. Wydawało jej się, że wcale jej nie słyszał.

- Kończ to! - krzyknął do niej zniecierpliwiony Mistrz. Jego głos dodał jej odwagi.

- Zaraz. - Wyprostowała się. - Najpierw on musi wiedzieć dlaczego. Oni wszyscy muszą.

Jej wzrok przesunął się krótko na Bucky'ego. To przede wszystkim on musiał się dowiedzieć, to on musiał zrozumieć. Na dziedzińcu zapadła cisza przerywana tylko mamrotaniem Tony'ego.

- Ty żyjesz... Hope. Ty żyjesz...

Jego oczy były pełne łez, ale wyglądał na dziwnie uszczęśliwionego.

- Dlaczego cieszy cię, że żyję? Przecież chciałeś mnie zabić, z powodu głupiej przepowiedni! - Podniosła głos, aby każdy mógł ją wyraźnie usłyszeć. - Zamordowałeś moich rodziców, a mnie kazałeś zrzucił ze skał, gdy byłam niemowlęciem! Bo miałam być powodem twojej śmierci!

- Mylisz się. - Kiedy ich oczy się spotkały, dostrzegła w nich radość. - Przez te wszystkie lata byłaś wszystkim, co utrzymywało mnie przy życiu.

Cofnęła się o krok, zaskoczona.

- Ty... Ja... - Potrząsnęła głową. Saphira zaryczała na niebie, jakby wyczuwała dziwny niepokój swojej przyjaciółki. - Przepowiednia mówi...

- To nie moja przepowiednia - wszedł jej w słowo mężczyzna. Spojrzał na nią z czułością. Łzy nadal spływały mu po policzkach. - Przepowiednia, którą ja znam mówi, że będziesz częścią mojej potęgi.

Georgia spojrzała na Mistrza, w którego oczach czaiło się ostrzeżenie.

- Chyba nie wierzysz w to, co mówi? - prychnął.

Oczywiście, że nie wierzyła. Przygotowując się do tej chwili przez całe życie, oczywiście brała pod uwagę scenariusz, w którym Stark wszelkimi sposobami starał się ją oszukać. Każda racjonalna część jej umysłu krzyczała, aby mu nie ufać.

Ale ziarno zostało już zasiane i dziewczyna zaczęła nabierać wątpliwości. Nie miała się za naiwną, ale kierowało nią w tej chwili coś niezrozumiałego i nielogicznego. Dlaczego nie potrafiła zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi?

Trzy magiczne kamienie na zbroi Starka błyszczały coraz jaśniej. Podobno zdobył je, pomagając innym. Niebieski był odwagą, czerwony był mądrością, a zielony dobrem. Każdy w królestwie znał tą historię.

„Nie mógł jednak odnaleźć czwartej z sił, która miała uczynić go niezwyciężonym..."

- Ty - zwróciła się do króla, kiedy udało jej się odzyskać głos - o jakiej przepowiedni mówisz?

- Nie przeciągaj tego, Georgino - powiedział ostro Mistrz.

- Chcę najpierw go wysłuchać - odpowiedziała.

- Czy to coś zmieni? - prychnął.

- Nic nie zmieni - zapewniła go. - Ale mam prawo usłyszeć wyjaśnienia.

Wyglądał na zdenerwowanego, ale nic już nie powiedział. Uznała to za przyzwolenie.

- Więc? - pospieszyła króla.

Nie odpowiedział. Zamiast tego wskazał głową na swoją prawą dłoń, w której coś trzymał. Georgia wykonała krótki gest ręką i przedmiot natychmiast przywędrował do jej dłoni.

Była to jedynie stara dziecięca grzechotka.

- Zabawka...? - zdziwiła się, obracając rzecz w dłoniach. Na jednej stronie drewnianej antaby widział namalowany na biało smok, który bardzo przypominał Saphirę. Po drugiej stronie wyryto ładnie zaokrąglonymi literami „Hope", pismem podobnym do tego, który widniał na zamkowych proporcach. Innymi słowy - pismem zarezerwowanym dla Starków.

Król uśmiechnął się do niej, gdy przeniosła na niego swój wzrok. Wtedy zrozumiała, że „hope", o której tyle mówił to nie nadzieja, lecz imię.

- Hope... Tak długo cię szukałem.

Po dziecińcu znowu przeszedł szmer, tym razem bardziej intensywny. Georgia zamarła.

- O czym ty...

- Gdybym wiedział wcześniej, że tu jesteś, to ja...

- Poczekaj - przerwała mu. - Ja... Nie rozumiem o czym mówisz. Kim jest Hope? I dlaczego mnie tak nazywasz?

Spojrzał na nią poważnie.

- Moje dziecko. Hope to moja córka. - Kilka osób z tłumu wydało z siebie przytłumione krzyki, ale Tony zdawał się tego nie dostrzegać. - A Hope... To ty.

- To...

- Ha! - zaśmiał się czarodziej, robiąc kilka kroków w stronę króla. - Oto jak nisko upadł Tony Stark! Wykorzystując podłe kłamstwa, by przeżyć! Dezorientując biedną sierotę, którą skazał na ten los!

Wyglądało na to, że lud sam nie wiedział co o tym myśleć. Odgłos skrzydeł smoczycy uderzającej ze świstem powietrze zdawał się przenikać przez ciało Georgii, wzmagając jego drżenie. Ściskając w dłoni dziecięcą zabawkę wpatrywała się uważnie we władcę, szukając w nim jakichkolwiek oznak fałszu. A on nie spuszczał wzroku z niej, zupełnie jakby chciał jej przekazać spojrzeniem wiadomość.

- Jeśli wierzysz, że ktokolwiek w to uwierzy to...

- Wiem, kim ty jesteś.

Georgia zapomniała o swoim postanowieniu, by nie patrzeć na Bucky'ego, kiedy ten niespodziewanie się odezwał. Jego oblicze było pełne gniewu i skierowane w stronę Mistrza. Ten drugi wyglądał na zaskoczonego.

- Znam cię - kontynuował tymczasem rycerz. - Odkąd tylko cię zobaczyłem wydawałeś się dziwnie znajomy.

Czarodziej zmarszczył brwi. Wyglądało na to, że nad czymś uważnie myśli. W dziewczynie narósł nagły strach, że mężczyzna może chcieć skrzywdzić Barnesa.

- Mistrzu. - Wystąpiła w jego kierunku, gotowa powstrzymać go, gdyby zaszła taka potrzeba. - Czy wiesz o czym on mówi?

Nie zdążył jej odpowiedzieć, bo rycerz ponownie zabrał głos.

- Wiedźma - zaczął, a Georgia dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że nie mówił o niej - która mnie kontrolowała. Znaliście się. - Spojrzał na Rogersa. - Nazywała go Mea furore, moja furia. Coś razem planowali. Jestem tego pewien.

Wszyscy zamilkli w oczekiwaniu na odpowiedzieć czarodzieja. Mężczyzna dotknął palcem wskazującym swoich ust.

- Zaiste, przypominam sobie... Aurel miała prawdziwą obsesję na punkcie swojej marionetki.

Georgia zachwiała się, zszokowana. Mistrz znał tą Wiedźmę? Razem coś planowali?

Nic w tamtej chwili nie miało dla niej sensu. O Wiedźmie słyszał każdy - była prawie tak mityczna jak Hydra - i każdy wiedział, że była zła. Była potworem. Leśne wróżki, opowiadając o niej, chowały się pod liśćmi paproci.

Ale Mistrz był przecież dobry. Uratował jej życie, a następnie wychował ją i nauczał. Był surowy, ale nie mogła mieć mu za złe, że nie znał się na opiece nad dziećmi. Nie robił by tego wszystkiego, gdyby był złym człowiekiem, prawda?

Ale odpowiedź napłynęła do niej sama, jakby ktoś otworzył butelkę przechowującą wspomnienia i Georgia usłyszała jego głos, tak wyraźny, jak piętnaście lat temu.

„Ty jesteś bronią. Najwspanialszą ze wszystkich."

- Dziwi mnie, że jeszcze żyjesz - powiedział Mistrz, zwracając się do Barnesa. - Aurel miała zamiar związać was na zawsze magią, żebyś po jej śmierci nie dostał się w inne ręce.

Widziała, jak rośnie w nim wściekłość. Bała się, bo nie wiedziała co ma robić. Nie miała żadnej kontroli nad sytuacją.

- Nie obchodzi mnie, co ta parszywa Wiedźma sobie zaplanowała! - warknął Bucky. - Nie będę więcej niczyją zabawką.

Jego wściekły, ale ociekający bólem głos otrząsnął Georginę ze strachu. Korzystając z okazji, że uwaga wszystkich skierowana jest na wymianę zdań pomiędzy rycerzem a czarodziejem, nachyliła się nad Starkiem i wcisnęła mu w rękę grzechotkę, którą do tej pory trzymała. Muskając krótko jego skórę, skupiła się, aby wydostać z niego to, czego potrzebowała. Kamienie na jego zbroi zalśniły.

- I nie będziesz - odparł Mistrz. - Aurel nie zdążyła urzeczywistnić swoich planów, ale zamierzam spełnić jej ostatnie życzenie. - Uniósł lekko dłoń. - Wkrótce znowu się z nią spotkasz.

- Mistrzu nie!

Zanim mężczyzna zdążyłby wykonać ruch, Georgia znalazła się przed nim, zasłaniając Barnesa. Wytrzeszczył na nią oczy.

- Co się z tobą dzisiaj dzieje?! - warknął i rzucił w nią niewielkim płomykiem, który co prawda nie zrobił jej krzywdy, ale wywołał krótkotrwały ból, który zwalił ją z nóg. Wiedziała, że to kara. Stark coś krzyknął. Wzięła kilka głębokich oddechów i spróbowała wstać, kiedy czarodziej zrobił krok w kierunku Bucky'ego. Ból nie chciał ustąpić.

- Nie zabijaj go... - wychrypiała, łapiąc się za serce. Najwyraźniej mężczyzna był bardziej zdenerwowany niż zwykle. - Proszę.

- Czy ty straciłaś rozum, przez tę kłamliwą gadaninę Starka, że jesteś jego wymarzoną córeczką?! Nie potrafię pojąć, dlaczego zachowujesz się w ten sposób. Co jest pomiędzy tobą a tym mężczyzną?

- To nie tak... - starała się zapanować nad głosem, który zaczął brzmieć płaczliwie. - To nie tak miało wyglądać.

Spojrzała na Mistrza.

- To nie ma wyglądać w ten sposób. Chcę to zrobić inaczej. On - wskazała na Barnesa, nie odwracając się jego stronę - i oni wszyscy muszą być świadkiem jego śmierci.

Tym razem wskazała na Starka.

- Hmmm...

- Tylko to może ich w pełni oczyścić. Sam mnie tego uczyłeś.

Czekała. Nauczyciel wyglądał jednak na udobruchanego.

- Rozumiem. To twoje przedstawienie, a ja o mało co ci go nie ukradłem. Wybacz mi, proszę.

Kiwnęła głową i podniosła się z kolan.

- GG - usłyszała za sobą cichy głos, ale nie odwróciła się.

„Nie wołaj mnie. Nie teraz, kiedy nie mogę na ciebie spojrzeć."

Zaczęła się zbliżać do Starka. Nogi już jej nie drżały. Ciało się uspokoiło. Wiedziała już, co należy zrobić.

- Hope... - zaczął, tym razem lekko wystraszony.

- To na nic, Stark - uśmiechnął się Mistrz. - Ona ci już nie uwierzy.

Georgia stanęła przed władcą.

- Wręcz przeciwnie - powiedziała. - Wiem, że to, co mówi to prawda.

Po dziedzińcu przeszedł szmer. Spojrzała na zdziwione oblicze czarodzieja.

- Jestem jego dzieckiem. Ale to nie ma znaczenia - dodała. - Tak samo jak nie ma znaczenia, że znałeś Wiedźmę. Zrobię to, co do mnie należy. Dopełnię przepowiednię.

Chyba nigdy nie widziała go w takim stanie. Jego pełne niedowierzania oczy nie spuszczały z niej wzroku. Potem kiwnął jej głową, na znak zgody. Widziała, jaki jest zadowolony i dumny.

Spojrzała na Starka, którego twarz była pełna niedowierzania. Chyba zaczynał sobie zdawać sprawę z własnej porażki i bał się, tego co ma nadejść.

Wyciągnęła dłoń i z wahaniem dotknęła jego szorstkiego policzka. Miał niebywale ciepłą skórę. Drgnął, a potem ich oczy się spotkały. Czuła pulsowanie trzech kamieni na jego zbroi zgodne z biciem jej serca. Pokazała mu obrazy. Miała nadzieję, że ją zrozumie.

„Nie zrobię tego sama."

Zaskoczenie w jego oczach ustąpiło zrozumieniu. Mrugnął raz. Rozumiał.

Wyprostowała się, wyciągając dłonie ku górze. Po niebie przetoczył się głośny grzmot, a zaraz po nim ryk Saphiry, która odpowiedziała na wezwanie.

Georgia krzyknęła nagle, kuląc się. Burza na chwile osłabła. Łzy płynęły po jej twarzy, kiedy podniosła wzrok.

- Mistrzu...

Zrobił krok w jej stronę.

- Co się dzieje, Georgino? - wystraszył się.

- Potrzebuję... - Wyciągnęła do niego rękę. - Nie dam sama rady.

Zawahał się, ale po chwili podszedł do niej i ujął jej dłoń.

- Zakończmy to - powiedział, patrząc na klęczącego króla.

- Chciałabym - zaczęła, a łzy ponownie pociekły po jej twarzy - żeby to nie było konieczne.

- Trzeba zrobić to, co słuszne - odpowiedział jej. Mocniej ścisnęła jego rękę.

- Wiem. - Zamknęła oczy, starając się znaleźć to, czego szukała. Po chwili spojrzała na nauczyciela. - Przepraszam.

Zdziwił się, ale zanim dotarło do niego, co dziewczyna próbuje zrobić, Georgii udało się zlokalizować źródło magii w jego ciele. Skupiła się i przyzwała je do siebie.

Niebieska aura bijąca od czarodziejki zafalowała i zajaśniała, atakowana przez moce Mistrza. Próbował wyrwać rękę z jej uścisku, ale trzymała się go mocno, z każdą sekundą coraz mocniej wyczuwając bijący od niego żar. Mężczyzna w panice uniósł drugą dłoń, najwyraźniej próbując odepchnąć dziewczynę jakim zaklęciem, ale w tej samej chwili Saphira z głośnym stukotem opadła na dach dziedzińca głośno rycząc. Kilkanaście dachówek wylądowało z brzękiem na kamiennym bruku.

Obecność smoczycy dodała Georginie nieco sił. Zmusiła źródło, aby zbliżyło się do niej jeszcze bardziej, chociaż utrzymanie go było potwornie męczące. Słyszała swój ciężki oddech. Nie mogła go jednak teraz puścić. Zacisnęła dłoń na jego nadgarstku tak mocno, że zbielały jej kłykcie. Wykorzystała całą swoją siłę, żeby zakończyć ten efemeryczny, ale jakże wymagający proces jak najszybciej. Po dolinie przetoczył się jej krzyk.

Kolorowa mgła zniknęła, a wyczerpana dziewczyna opadła na bruk. Z jej zaciśniętej lewej pięści sączyło się fioletowe światło.

Czarodziej oddychał ciężko i zachwiał się, kiedy robił krok w tył.

- Ty...

Nie mogła mu już nic zrobić z powodu przeciążenia, a pozostałości magii nadal krążyły w jego żyłach. Wiedząc, że mężczyzna wykorzysta je, aby pozbawić ją życia i odzyskać moc, odwróciła głowę w stronę króla. W jego oczach czaiła się determinacja. Trzęsąc się, wyciągnęła w jego stronę pięść.

Stark podniósł się z kolan i w kilku szybkich susłach znalazł się przy dziewczynie.

- Dasz radę? - spytał szeptem. Prawie chciało jej się uśmiechnąć. Mistrz nigdy o to nie pytał, on zawsze zakładał, że ona musi dać radę, bez względu na późniejsze tego skutki. Kiwnęła mu niezgrabnie głową. Zawahał się, zmartwiony, ale położył swoja rękę na jej zaciśniętej dłoni. Magiczne kamienie zalśniły, a wraz z nimi cała skóra Georgii. Czarodziej wydał z siebie przerażony jęk. Smoczyca zaryczała.

- Razem - powiedział Tony. Czarodziejka skupiła się, pozwalając ostatkiem sił uwolnić z siebie nową porcję energii. Teraz wsparta umiejętnościami władcy Avengrodu i Saphiry musiała zrobić to, co konieczne. Może wtedy Bucky jej przebaczy...

We dwoje uwolnili potężny czar, który pognał w stronę Mistrza. Ciemna chmura otoczyła go, kiedy krzycząc próbował odepchnąć od siebie urok.

- Nie! - Walczył zaciekle i rozpaczliwie. Georgia zamknęła oczy, nie mogąc spokojnie na to patrzeć. Czuła, że płacze, choć tego nie kontrolowała. Król spojrzał na nią przelotnie, a potem złączył ich palce pozwalając, aby moc czarnoksiężnika splotła się z ich własną i zadziałała przeciwko prawowitemu właścicielowi.

Rozbłysnęło jasne światło, a potem głośny syk rozdarł powietrze. Smoczyca wydała z siebie przytłumiony ryk, a potem pochyliła głowę i zionęła w mężczyznę niebieskim płomieniem.

Po chwili dym zaczął opadać, a miejsce, w którym stał wcześniej czarodziej było teraz puste. Skutki jego magii przestawały działać i rycerze oraz mieszkańcy zamku zaczęli podnosić się z kolan.

Georgia czuła, że opada, ale zanim zdążyła rąbnąć głową w kamienny bruk, Tony złapał ją w pasie i delikatnie położył ją na swoich kolanach.

- Hope... - Dotknął jej twarzy, jakby chciał się upewnić, że jest prawdziwa. Próbowała się uśmiechnąć, ale zamiast tego z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie. Ostatkiem sił nakryła jego dłoń swoją własną.

- Wróciłam - powiedziała i zmusiła się, aby spojrzeć mu w oczy. Tony zamrugał gęsto, kiedy jej złote tęczówki rozbłysły i usłyszał w swojej głowie tak dobrze znany mu głos starszej czarodziejki.

„Miłość".

I tak oto Tony Stark zdobył ostatnią, czwartą siłę, która miała uczynić go niezwyciężonym.



- Nie powinnaś, wasza wysokość, chodzić po murze na takiej wysokości. Możesz spaść.

- Och, błagam cię, nie nazywaj mnie tak. Wiesz przecież, jak tego nie znoszę.

Bucky westchnął, ale uśmiechał się. Wiatr mierzwił jego ciemne kosmyki.

- Naprawdę, GG. Tu nie jest bezpiecznie.

Wywróciła oczami i kontynuowała swój marsz po palisadzie. Buck nie opuszczał jej boku, gotowy w każdej chwili ją złapać.

- Więc jednak zostajesz? - zmieniła temat. - Myślałam, że chciałeś wyjechać.

Powiódł spojrzeniem do jej twarzy.

- Król potrzebuje ostatnio dodatkowych rąk do pracy. Zaproponował mi, żebym został.

- Hmmm... - Georgia przeskoczyła nad drobnym wyżłobieniem w murze i zachwiała się niebezpiecznie nad krawędzią zamku. Zerknęła w dół kilkunastometrowej przepaści, a potem jakby nigdy nic kontynuowała marsz. - Dużo się ostatnio zmienia w królestwie.

Bucky, któremu serce znacznie przyspieszyło rytm na widok zachwiania dziewczyny, patrzył na nią oczami wielkimi jak spodki.

- Dużo się zmienia od kiedy okazało się, że księżniczka jest czarodziejką. - Westchnął, odgarniając z czoła włosy. - Błagam cię, GG. Wolałbym, żebyś po tym nie chodziła.

Georgia zatrzymała się.

- Księżniczka jest czarodziejką... - mruknęła, udając, że się nad czymś zastanawia. - Więc ty chyba jej nie lubisz, zgadza się?

- Zastanawiam się nad tym - mruknął, widząc jak dziewczyna balansuje na jednej nodze. Udała, że się przechyla, a on natychmiast skoczył w jej kierunku. Roześmiała się. - To nie jest śmieszne. Złaź stamtąd.

- Nieznośny jesteś - powiedziała.

- To ty jesteś nieznośna.

Pokręciła głową i wyciągnęła do niego ręce. Podszedł do niej, objął ją w talii i delikatnie postawił na dół. Kiedy stali blisko siebie, jego wzrok powędrował w kierunku jej szyi. Rycerz wyciągnął dłoń i delikatnie dotknął zawieszki w kształcie miecza, którą miała zawieszoną na srebrnym łańcuszku.

- Mogłabyś mieć tyle wspaniałej biżuterii, a nosisz to?

- Dla mnie to jest najwspanialsza biżuteria - odparła. - Przypomina mi o wszystkim, co kocham.

Opuścił lekko głowę, a ona wykorzystała ten moment, żeby go pocałować. Jej ciepłe usta smakowały malinami.

Po chwili odsunął ją lekko od siebie, dotykając swoim czołem jej czoła.

- Jeśli twój ojciec się dowie...

- Nie powiesz mi chyba, że boisz się króla? - rzuciła. Na jej ustach błądził uśmiech, a w złotych oczach błyszczały wesołe iskierki. - Nie martw się. W razie czego cię ochronię. Jak zawsze.

Roześmiał się cicho, kręcąc głową. Georgia ruszyła w kierunku schodów. Wyciągnęła do niego dłoń. Pochwycił ją i splótł razem ich palce.

- Jak zawsze - odparł.



_________________________

* „Blekotka" - słowo utworzone od nazwy blekot pospolity, który jest niepozorną, trującą rośliną rosnącą na przydrożach.

* „Nie ma już dla ciebie nadziei, Stark." - Angielskie „Hope", będące imieniem Georgii, którą Stark nawołuje, oznacza nadzieję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro