Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#4 Medieval Fantasy AU (3)

Przepraszam, że tak słabo mi idzie z pisaniem. Pokornie błagam Was o przebaczenie.

PS. SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!


wspaniały król

o darach trzech

w najdalszych królestwach

usłyszysz mój śmiech


kochany król

przepowiedni trud

z grzechotką w ręce

stale czekam na cud


więc choćbyś trzymał w swych dłoniach cały świat

choćbyś samego diabła oskubał z szat

mnie nie pokonasz


wiem o stracie wszystko


mnie nie pokonasz


Kiedy Anthony Stark miał czternaście lat spotkał w lesie staruszkę. Kobieta była wygłodniała i zmarznięta, więc dobroduszny książę zlitował się nad nią – nakarmił ją własnym prowiantem i okrył peleryną. Staruszka podziękowała mu i w zamian postanowiła mu powróżyć.

Przepowiedziała mu, że stanie się najpotężniejszym władcą, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi, jeśli tylko zdobędzie cztery najpotężniejsze siły w całym królestwie. Sceptycznie nastawiony do przepowiedni Stark, który nie rozumiał, o czym mówiła kobieta, podziękował i powrócił do zamku.

Minęło kilka lat i książę został królem po nieoczekiwanej śmierci rodziców. Pewnego dnia wybrał się na polowanie i ponownie spotkał tam wieszczkę.

- Pojawiła się pierwsza siła – powiedziała tylko, po czym zniknęła.

Wkrótce młody król miał okazję po raz pierwszy wykazać się w bitwie przeciwko złowrogiemu księciu Lokiemu. Wojna zakończyła się zwycięstwem Starka, a on sam, ryzykując własnym życiem, stoczył walkę z olbrzymim wężem, ratując życie swoich rycerzy. Kiedy rozciął brzuch bestii, z jej środka wraz z wnętrznościami wypłynął świecący na niebiesko diament, idealnie mieszczący się w jego dłoni. Kiedy mężczyzna dotknął kamienia usłyszał w głowie szept wieszczki.

„Odwaga"

I tak Anthony zdobył pierwszą siłę.

Kilka miesięcy później ponownie spotkał kobietę i nie był zdziwiony, kiedy powiedziała mu, że pojawiła się druga z sił. Wkrótce potem król wyjechał na czele armii, aby pozbyć się potwora terroryzującego zachodnie wybrzeże kraju. Podstępny stwór zabijał każdego, kto nie znał rozwiązania zadanej przez niego zagadki. Stark stanął twarzą w twarz z bestią i bez większego wysiłku znalazł rozwiązanie. Zabił przeciwnika, a wtedy jedna z jego łusek zaświeciła na czerwono. Tony wziął ją do ręki i ponownie usłyszał szept staruszki.

„Mądrość"

Druga z sił znalazła swoje miejsce.

Kilka lat później, podczas jednego z polowań, król dojrzał znajomą sylwetkę jasnowidzki pośród drzew. Kiedy znalazł się obok niej uśmiechnęła się tajemniczo.

- Trzecia siła jest już blisko.

Na Południu nastała zima, najbardziej sroga, jaką kiedykolwiek pamiętano. Przebrany za włóczęgę król chodził po mieście, z przerażeniem obserwując, jak źle wiedzie się jego poddanym. Skracając sobie drogę do zamku wąskimi uliczkami, natknął się na kobietę z dwójką dzieci, ciasno przytulonych do siebie w mrocznym zaułku. Po krótkiej rozmowie dowiedział się, że matka nie ma pieniędzy na czynsz i została wyrzucona na ulicę. Wtedy król zdjął z szyi medalion od ojca, z którym nigdy się nie rozstawał i, z bólem serca, oddał biednej rodzinie. Wzruszona wieśniaczka dziękowała mu wylewnie, a starsze z dzieci ofiarowało Starkowi szary kamień, który ściskało w małej dłoni. Pod wpływem dotyku władcy kryształ zmienił kolor na zielony, a czarnowłosy znowu usłyszał w głowie głos.

„Dobroć"

I tak oto w posiadaniu króla znalazła się trzecia z sił.

Mijały lata i choć Stark bardzo się starał, nie mógł odnaleźć czwartej z sił, która miałaby uczynić go niezwyciężonym.

A przynajmniej taką wersję znało społeczeństwo. Prawda była jednak znacznie inna.

Pewnego wrześniowego popołudnia, kiedy Anthony zdobył już pozostałe trzy siły, pod bramą pałacową pojawiła się kobieta o złotych oczach i elfich uszach, która twierdziła, że urodziła dziecko króla. Stark nie był zaskoczony – podobne sytuacje zdarzały się mniej więcej co pół roku, gdyż wiele matek liczyło, że wrobienie władcy w ojcostwo jest szansą na lepsze życie dla ich pociech.

Bez większego zainteresowania kazał odprawić kobietę. Stała przez jakiś czas pod murami, z niewielkim zawiniątkiem na rękach, a potem odeszła, z żalem spoglądając na pałac. Tony szybko zapomniał o całej sprawie, lecz tej samej nocy miał sen.

Znowu widział wieszczkę, w sposób tak wyraźny, jakby stała przed nim.

- Czego chcesz? – spytał, kiedy tylko wpatrywała się w niego uważnie. – Czego chcesz?

Powoli odwróciła od niego głowę i spojrzała w głąb niewielkiej sadzawki, przy której nagle się znaleźli. Stała przez chwilę w zamyśleniu, podpierając się na drewnianej lasce.

- Oto przyszła na świat czwarta z sił – powiedziała poważnie. Stark w konsternacji zmarszczył ciemne brwi, od razu wyłapując dobór słów staruszki. Nie pojawiła się lecz przyszła na świat. Co to mogło oznaczać?

- Dziecko.

Po chwili zorientował się, że musiał to powiedzieć na głos, bo wieszczka się uśmiechnęła. Zaczęła się kiwać na palcach kilka razy w przód i w tył, nadal wpatrzona w sadzawkę.

- Jak w wodzie odbija się twarz – zaczęła – tak serce jest zwierciadłem człowieka.

Tony nawet nie próbował udawać, że rozumie, o czym mówi kobieta.

Zaraz po przebudzeniu przywołał do siebie swojego nieocenionego doradcę Visiona i dowódcę gwardii Rhodeya, w celu odnalezienia tajemniczej kobiety. Nie mógł spać. Całymi tygodniami jeździł z rycerstwem od wioski do wioski, od miasteczka do miasteczka, od chaty do chaty, jednak nigdzie nie mógł odnaleźć złotookiej nieznajomej.

Lecz pewnego dnia Vision uzyskał informację o samotnym domostwie postawionym na obrzeżach Magicznego Lasu, z którego nocami słyszało dziecięcy płacz. Król wraz z gwardią natychmiast wyruszył na Wchód. Wpadł do chaty nie czekając na zaproszenie, a potem z zaskoczeniem przyjrzał się leżącej na drewnianej podłodze kobiecie. Miała długie, niemalże białe włosy, szpiczaste elfie uszy i zdecydowanie mógł nazwać ją piękną. Pamiętał, że wcześniej już ją spotkał, ale nie pamiętał w jakich okolicznościach.

Blondynka uniosła lekko powieki, kiedy Vision się nad nią pochylił. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu.

- Umiera – oznajmił mężczyzna. Kobieta z wyraźnym wysiłkiem uniosła dłoń i wskazała na króla. Stark nie bardzo wiedział, co ten gest oznacza.

Przykucnął obok niej.

- Wierzę ci – powiedział. – Wierzę, że urodziłaś moje dziecko.

Próbowała się uśmiechnąć, ale natychmiast zacisnęła w cierpieniu wargi. Jeden z rycerzy przeszukujących pomieszczenie odwrócił się do króla i pokręcił głową.

Nie ma go tutaj.

- Dziecko. Gdzie jest? – spytał kobietę Stark. Jej usta zaczęły drżeć. Gestem pokazała mu, żeby pochylił się niżej.

- Zabrał... ją – powiedziała. Mężczyzna odsunął się od niej marszcząc brwi.

- To dziewczynka? – zdziwił się. – Kto ją zabrał? Gdzie jest?

Blondwłosa chciała coś powiedzieć, ale życie uciekało z jej ciała, jak woda przez palce. Zamknęła powieki. Tony czekał ze zniecierpliwieniem, kiedy ponownie je otworzy, ale tak się nie stało. W pomieszczeniu zapanowała cisza.

- Mój panie – odezwał się nieśmiało jeden z rycerzy – znaleźliśmy tylko to.

Podał władcy niewielki przedmiot, jak się okazało, niewielką dziecięcą grzechotkę z namalowanym na niej białym smokiem. Stark przypatrywał się rzeczy przez chwilę, pozwalając aby smutek i rozgoryczenie przemieniły się w nim w siłę, której potrzebował. Wyprostował się.

- Nie spoczniemy, dopóki jej nie znajdziemy – powiedział.

Mijały tygodnie, później miesiące, które przemieniły się w lata, jednak dziecka nie odnaleziono. Chociaż jego córka nie miała oficjalnego imienia, Tony przywykł do nazywania jej Hope, nadzieją. W tajemnicy trzymano jej istnienie, jak i jej bezustanne poszukiwania. Wschodnie skrzydło, w której kazał wcześniej urządzić jej komnatę, zostało zamknięte i nikt, prócz samego króla, nie miał prawa tam chodzić. Sam Anthony często zamykał się w swoich komnatach, siadał w fotelu ustawionym naprzeciwko monstrualnego kominka i myślał, ściskając w dłoni zniszczoną grzechotkę.

- Gdzie jesteś, Hope? – pytał pustą przestrzeń. – Gdzie jesteś, moje dziecko?


Teraz jednak napierały na niego magiczne liny, na zamek nacierała armia kamiennych rycerzy, a ciemnowłosa wiedźma o zadziwiająco znajomych złotych oczach wpatrywała się w niego z furią.

- Kim... Kim ty jesteś? – wyjąkał. Bez swojej magicznej zbroi był bezbronny. Rycerze znajdujący się z nim w pomieszczeniu wyglądali na przerażonych.

Uśmiechnęła się złowrogo.

- Twoją gwiazdą śmierci – powiedziała. Nic z tego nie rozumiał. Chciała go zabić? Co takiego jej zrobił?

Jedna z lin owinęła się wokół jego szyi. Nabrał głośno powietrza.

- George... Chociaż pewnie nie tak masz na imię – odezwał się niespodziewanie Rogers, występując do przodu. – Proszę cię, puść go.

Odwróciła do niego głowę na chwilę.

- Ani myślę – syknęła, manewrując dłonią.

- George – poprosił ponownie blondyn – to nie jest sposób na rozwiązanie twoich problemów...

- Nie?! – wściekła się. – On zabił moich rodziców! Chciał zabić mnie!

Rycerze w niemym szoku spojrzeli na zdezorientowanego króla.

- O... czym...ty...mówisz...? – wychrypiał, próbując uwolnić swoje gardło. Aura wokół niej aż iskrzyła z gniewu.

- O czym mówię?! Ile jeszcze dzieci kazałeś zamordować na swojej drodze do wielkości?!

Kiwnęła palcem, a wtedy nieoczekiwany ból powalił króla na kolana. Rhodey zrobił krok w kierunku kobiety, ale natychmiast został unieszkodliwiony przez iskrzące pnącze.

- To twoja wina! – zwróciła się do Starka. – Powinieneś był przewidzieć, że po wszystkim, co mi zrobiłeś, nie spocznę, dopóki nie będziesz martwy!

Zginęła palce wyciągniętej dłoni tak, że przypominała szpon. Stark poczuł się tak, jakby każdy centymetr jego ciała płonął. W jego gardła wydostał się krzyk. Steve, nie czekając na reakcję pozostałych, ruszył na dziewczynę. Skierowała drugą rękę w jego kierunku i zmusiła go, aby opadł na kolana, chociaż utrzymywanie dwóch źródeł mocy sprawiało jej wyraźny trud. Wilson rzucił w nią dwoma cienkimi ostrzami. Odepchnęła je, zwalniając Rogersa z wpływu magii. Skierowała strumień na ciemnoskórego, który zacięcie się bronił i pchnęła go na ścianę. Unieszkodliwiła go, zamykając w magicznej klatce.

Jej zmęczenie dało o sobie znać na tyle, że przestała krzywdzić króla. Bucky po jej prawej stronie ocknął się z jakiegoś dziwnego amoku i, choć niezbyt pewnie, zbliżył się do niej z uniesionym mieczem. Zdziwiona jego nagłym ruchem z drugiej strony, zajęta do tej pory Samem, wyciągnęła dłoń, ale zawahała się. Stojąc twarzą w twarz z Zimowym Rycerzem wyglądała mniej pewnie.

- Bucky... - odezwała się i, ku zdziwieniu Starka, zrobiła to niemal błagalnie. Zauważył, że Vision, skryty na tronem, korzystając z jej nieuwagi, wyciągnął coś szybko z torby.

- Jesteś wiedźmą – prychnął niebieskooki, groźnie się w nią wpatrując. Anthony wiedział, że rycerz ma złe wspomnienia, jeśli chodzi o czary, gdyż został kiedyś przez nie pozbawiony własnej woli.

- Daj mi wyjaśnić, to wszystko jest...

- Jesteś zupełnie taka sama jak one wszystkie – przerwał jej. – Zawsze macie dobre usprawiedliwienie dla krzywd, które wyrządzacie.

Jej ekspresja nieco się zmieniła, chociaż tylko na chwilę.

- Myślisz, że chcę cię zabić?!

Jej głos drżał. Znowu nieświadomie poluźniła trochę więzy otaczające władcę.

- Nie wiem czego chcesz. Nie znam cię.

Wyglądała tak, jakby ją uderzył. Chciała coś powiedzieć, ale wtedy Vision wychylił się zza królewskiego tronu i rzucił w nią zielonkawym krążkiem, który przyczepił się do jej przedramienia.

Krzyknęła, łapiąc się z rękę, a wszystkie magicznie wytworzone przez nią obiekty natychmiast zniknęły. Stark odetchnął głęboko, kiedy uwolnione zostało jego gardło.

Czarnowłosa, nadal krzycząc, próbowała oderwać krzywdzący ją przedmiot od skóry. Monarcha, nie czekając, aż jej się to uda, popędził w stronę gabloty ze zbroją. Szybkim ruchem zbił szkło i wyciągnął dłoń. Trzy kamienie zaświeciły na chwilę, blaskiem jaśniejszym niż kiedykolwiek pamiętał i ochronny pancerz zaczął w częściach nakładać się na geniusza.

- Ty! – Wiedźma odwróciła się gniewnie w stronę Visiona, kiedy udało jej się usunąć krążek. Na jej przedramieniu pozostała krwawiąca rana w kształcie gwiazdy. Skoncentrowała moc w jednej z dłoni, a potem wyrzuciła go w stronę doradcy.

Tony, niewiele myśląc, skoczył prosto pod promień. Poczuł, jak coś uderza w niego z dużą siłą, a potem odbija się i leci w stronę sufitu. Odbiciu towarzyszył niesamowity huk i ciemność poprzedzona jasnym błyskiem. Znikąd pojawiły się kłęby gęstego dymu.

- Vision! – zawołał Tony, próbując coś dojrzeć. – Jesteś tu?!

- Nic mi nie jest, mój panie – zakaszlał tamten.

- Co to było? – zawtórował mu Rhodey, przemieszczając się bliżej Starka.

- Promień odbił się od niego i rąbnął w sufit – odezwał się Steve, który pojawił się obok nich. Dym zaczął się przerzedzać i widoczność stała się nieco lepsza.

- Zabierzcie ze mnie tą ośmiornicę!

- Wilson, kretynie, to moja noga!

- Gdzie wiedźma? – spytał krótko Rhodes.

- Uciekła. Przez okno.

Ktoś odetchnął z ulgą.

- To jeszcze nie koniec – powiedział poważnie król. – Pod murami stoi armia dowodzona przez czarownika.

- Myślisz, że to jest ze sobą powiązane? Armia, czarownik i ta dziewczyna?

Władca podrapał się w zamyśleniu po podbródku.

- Tak myślę.

Spojrzenia jego i Visiona na chwilę się skrzyżowały i był niemal pewien, że pomyśleli o tym samym.

Złotooka dziewczyna.

Władająca mocą.

Jasny blask pozostałych kamieni w jej pobliżu.

Czy to może być Hope?


- Przygotować ofensywę – zakomenderował król, siedząc na swoim karym rumaku. – Nie pozwolimy im się dostać do miasta, choćby nie wiem co.

- Tak jest, wasza wysokość!

Większa część wojska była już gotowa do ataku na kamienną armię. Pozostały oddział miał zostać w mieście i bronić mieszkańców zgromadzonych w schronie, gdyby komuś udało się przedostać. Vision miał nimi dowodzić.

- Wszyscy gotowi? – spytał Stark, spoglądając na przyjaciół. Steve i Rhodey kiwnęli głowami, Wilson pomachał. Barnes wyglądał, jakby coś go bolało i wtedy Tony ponownie zaczął się zastanawiać nad relacją łączącą go z chłopcem-wiedźmą. – Steve i Wilson atakujecie od wschodu, Rhodes bierzesz zachód. Barnes i ja weźmiemy południe.

Niebieskooki spojrzał na niego ze zdziwieniem. Wzięcie ze sobą do pary kogoś, przy boku kogo nigdy się nie walczyło, nie było zbyt mądrym posunięciem, ale brunet czuł, że postępuje słusznie. Musiał się więcej dowiedzieć o tej dziewczynie, a Zimowy Rycerz wydawał się mu być jedynym dostępnym obecnie źródłem informacji.

Pogrupowali się w szyk i zaczęli wolno przemieszczać się w kierunku rozległej polany, na której ukrywało się wojsko wroga. Bucky milczał, Anthony również, każdy zagubiony w swoich własnych myślach. Nie minęła chwila, kiedy ich oczom ukazała się kamienna armia w całej okazałości. Król poczuł, jak włosy jeżą mu się na karku. Za żołnierzami, na wzniesieniu, stał wysoki mężczyzna w czerwono-brązowej szacie, trzymający w dłoniach drewnianą laskę. Czarodziej. Nigdzie nie było widać dziewczyny.

- Nie ma jej – odezwał się nieświadomie Stark. Niebieskooki rzucił mu szybkie spojrzenie. Zdawało się, że obaj pomyśleli o tym samym.

Przeciwnik wykonał kilka skomplikowanych ruchów dłońmi, a wtedy zaczarowani rycerze zaczęli z wolna iść w ich stronę. Każdemu ich ruchowi towarzyszył niesłychany huk, niosący się echem przez całe królestwo. Tony nieświadomie sięgnął ręką do broni, swojego osławionego Smoka o złotej głowicy.

- Tnij te kamienne stwory, aż stępi ci się ostrze – odezwał się do Bucky'ego. Odwrócił głowę w stronę Rhodeya i uniósł lewą dłoń zaciśniętą w pięść. Czas na atak.

Pierwsza ruszyła konnica, a na jej czele sam król. Kamienie na jego zbroi świeciły jasno, pomagając mu się skupić na atakowaniu wroga. Ostry miecz ciął głazy, rozpryskując potwory na mniejsze części. Wokół było słychać tylko uderzanie broni, ciężki kamienny chód i krzyki rycerzy.

Stark podjechał po jednego z większych potworów i zamachnął się na niego bronią. Nie spodziewał się jednak, że monstrum, najwyraźniej nieco mądrzejsze od pozostałych, wyrwie mu szybkim ruchem miecz z ręki, a potem zrzuci go z konia. Wierzchowiec stanął dęba i pogalopował przez morze kotłujących się ze sobą ludzi i kamieni w nieznanym kierunku. Potwór zamachnął się i wyrzucił ogromnych rozmiarów pięść w kierunku króla, który w ostatniej chwili zrobił unik. Rozglądał się za Jarvisem, którego jego przeciwnik w furii wyrzucił kilka metrów za siebie.

Całe szczęście była jeszcze zbroja. Stark skupił się i wycelował w stwora jeden z promieni, trafiając w oko. Kamienna postać zawyła, robiąc kilka kroków w tył, a następnie, niemal na oślep, znowu ruszyła na mężczyznę. Tony nie miał jednak zamiaru się poddać i atakował wojownika równie zawzięcie. Czuł jak pot spływa mu po plecach, bitewny kurz drażni go w oczy, a z ran sączy się ciepła krew. Mimo wszystkich swoich wad stwór miał nad nim jedną przewagę – nie męczył się jak człowiek. Nic dziwnego, że czarownik wykorzystywał go walki stworzone przez siebie kreatury.

Wykorzystując jego zmęczenie, potwór wykonał niespodziewany ruch nogą, powalając bruneta na ziemię. Stark z przerażeniem patrzył, jak kamienny rycerz przyciska go do gleby, a potem unosi pozostałą mu jeszcze prawą pięść. Zacisnął powieki.

Niespodziewany świst przeciął powietrze, a król poczuł, jak przeciwnik go uwalnia. Kiedy otworzył oczy zobaczył, że bestia stoi nieuruchomiona, a z jej piersi sterczy świecąca na niebiesko strzała. Po drugiej stronie, nadal siedząc na koniu, Barnes opuszczał właśnie łuk, z którego wystrzelił narzędzie. Podjechał do Starka i zeskoczył z siodła. Podał mu dłoń, pomagając wstać.

- Myślałem, że nie lubisz magii – zauważył Anthony, patrząc na strzały w kołczanie na plecach rycerza.

- Ten wasz medyk Banner je dla mnie zrobił – powiedział. – Chyba nie do końca jest tylko medykiem.

Tony spojrzał w stronę pagórka, na którym nadal stał spokojny czarownik. Bucky podążył za jego spojrzeniem.

- Przegrywa, a jednak nadal tam stoi – zauważył.

- Czeka, żeby wyciągnąć swojego asa z rękawa – burknął Stark. Niebieskooki zerknął na niego szybko. Kiedy się odezwał, jego głos brzmiał w jakiś sposób inaczej.

- Dziewczyna?

- Kto wie. – Brunet podrapał się po podbródku. – Znałeś ją dobrze?

Zimowy Rycerz zacisnął wargi.

- Wszystko, co o niej wiedziałem okazało się być nieprawdą. Więc nie. Nie znałem jej wcale.

Tony się zamyślił. Na polu bitwy pozostało już niewielu kamiennych stworów.

- Wyglądało na to, że zależało jej na twoim poparciu – odezwał się. Barnes wpatrzył się w ziemię i nie odpowiedział.

Stukot kopyt dał znać o tym, że ktoś nadjeżdża. Steve pojawił się przed nimi ubrudzony ziemią i krwią.

- Straciliśmy kilkoro ludzi, spora część jest ranna. Czekamy na dalsze rozkazy.

- Zewrzeć szyki. Bardziej poszkodowanych opatrzeć, tych w gorszej kondycji odesłać do kadry Bannera. Zabitych przenieść...

- Mój panie – przerwał mu niespodziewanie jeden ze zwiadowców – mam pilne wieści.

Wyglądał na przerażonego. Miał bladą skórę i usta, a mówiąc, dziwnie akcentował sylaby.

- O co chodzi?

- Na zachodzie... Cała armia... Jest tak biało... Ja...Ja nie wiedziałem czy...

- Spokojnie, synu. – Rogers zbliżył się do młodszego mężczyzny i położył mu rękę na ramieniu. – Weź głęboki wdech i przestaw nam sytuację tak prosto, jak tylko potrafisz.

Zwiadowca nabrał powietrza w płuca, a potem ze świstem je wypuścił. Spojrzał na króla.

- Z zachodu naciera biała armia.

Rycerze spojrzeli po sobie.

- Biała armia? Co masz na myśli?

Mężczyzna się zmieszał.

- Ja... Oni... Oni wyglądali jak Mroczne Elfy z Północnych Krain... Gedram zauważył nawet kilku Żywiołaków.

Tony niezbyt się interesował tym, kim jest Gedram, jednak pojawienie się Mrocznych Elfów wyjątkowo mu nie pasowało.

- To niemożliwe – odezwał się Barnes. – Elfy z Północy nie interesują się sprawami ludzi, uważają się za lepsze. Nigdy nie walczyłyby w żadnej ludzkiej wojnie...

Władca przejechał palcami po twarzy, obawiając się najgorszego.

- Jeśli to prawda – zaczął – i czarownik rzeczywiście przekonał elfy do sojuszu z nim... Pozostaje zadać pytanie, co takiego ma, że postanowiły mu pomóc?

- Może je zaczarował? – zasugerował nieśmiało zwiadowca. Buck pokręcił głową.

- One są odporne na naszą magię, potrafią wyczuć oszustwo. – Spojrzał w stronę pagórka. – Są za to bardzo chciwe. Od wieków gromadzą w swoich jamach artefakty, o których nam się nawet nie śniło.

- Więc musiał je czymś przekupić – podsumował Rogers. – Co mógł im dać, czego jeszcze nie mają?

Stark spojrzał na swoją bogato zdobioną zbroję z trzema magicznymi kamieniami. Zacisnął pięści.

- To nie ma znaczenia – powiedział. – Nie pozwólmy, żeby strach nas sparaliżował. Natychmiast przygotować wojsko do kolejnej bitwy. Przekonajcie rycerzy, że nie mamy się co bać tych mistycznych stworzeń.

- Tak jest, królu.


Nie minęło pół godziny, kiedy Anthony mógł się przekonać na własne oczy, że zwiadowca mówił prawdę – armia elfów z Północy zalała ich, niczym fala uderza w morski piasek. Chociaż było ich wiele, armia króla nadal miała przewagę, a w dodatku Rogers zagrzał rycerzy do boju jedną ze swoich słynnych „gadek". W teorii wyglądało na to, że Stark zwycięży, ale władca nauczył się już, że w praktyce wszystko może wypaść inaczej. Tym bardziej, że czarownik nadal stał na szczycie wzgórza, patrząc na rozgrywającą się pod nim rzeź. Dziewczyny nadal nie było.

- Mój panie. – Do czarnowłosego podjechał Samuel. – Wchód jest prawie czysty, niewiele elfów pozostało już przy życiu.

- Nic z tego nie rozumiem. – Tony podrapał się po głowie. Barnes przyjrzał mu się w skupieniu. Geniusz zwrócił się bezpośrednio do niego. – Mówiłeś, że północne elfy o nic nie dbają bardziej niż o własne życie. Dlaczego więc nie uciekają, tylko umierają na polu bitwy? Nie mogły przecież nie zauważyć naszej przewagi.

Niebieskooki przejechał dłonią po twarzy i na chwilę zamknął oczy.

- Czarownik... - zaczął – On musi mieć coś znacznie potężniejszego od ciebie. Czegoś, czego elfy się boją.

Samuel się zaśmiał, przejeżdżając wzrokiem po twarzach królewskich rycerzy dookoła, na których obliczach malowała się już radość ze zwycięstwa.

- Bzdura! Cóż takiego przerażającego mógłby mieć ten dziadyga z kijem? No chyba, że byłby to sam...

- SMOK!!!

Na jedno z podwyższeń wjechał przerażony zwiadowca na białym rumaku, który niecierpliwie przebierał nogami. Przez chwilę Stark miał wrażenie, że na polu bitwy zapanowała kompletna cisza.

- Smok... smok... - powtórzył młody rycerz, a potem bezwładnie zsunął się z konia. Wszystkie oczy zwróciły się na króla.

Zaskoczony na początku Tony właśnie miał zamiar się odezwać, kiedy powietrze przeszył tak głośny i przerażający ryk, że mężczyzna poczuł, jak wszystkie włosy stają mu dęba. Ryk się powtórzył, tym razem z bliżej odległości i Stark wyraźnie widział panikę w oczach otaczających go ludzi. Konie rżały dziko, kopiąc grząską ziemię mocnymi kopytami.

Myśli przepływały w głowie władcy tak szybko, jak nigdy dotąd. Pojawienie się bestii zaburzało wszelki ustalony porządek i wywoływało u jego ludzi lęk. Nie chodziło o to, że nigdy wcześniej nie widzieli żadnego potwora – wręcz przeciwnie. Smoki żyły na wschodnim wybrzeżu, nie niepokojone przez ludzi, piękne i niezależne. Jak czarownikowi udało się jakiegoś pozyskać?

Ryk powtórzył się po raz trzeci i wtedy Tony to zobaczył. Smok powoli zbliżał się w ich stronę, machając potężnymi skrzydłami. Jego rozmiary już z daleka przerażały, a dodatkowo jego łuski miały śnieżnobiały kolor, niespotykany u gadów ze Wschodu. Z jaskrawoniebieskich oczu leciały mu iskry, a skóra zwierzęcia wyglądała jak połączona z piorunami. Ale nie to było najbardziej zaskakujące.

Na karku potwora siedziała drobna, ciemnowłosa postać w niebieskiej sukni.

Stark usłyszał, jak Barnes głośno wciąga powietrze, kiedy rozpoznał dziewczynę. Ktoś z tyłu głośno przeklął. Kilka osób zaczęło się modlić.

Tony poczuł nagle niesłychany ciężar w piersi. Kamienie na jego zbroi zaczęły się jarzyć ostrym światłem.

Oto miał przed sobą czwartą, ostatnią siłę.

A siła ta przybyła tu, aby go zabić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro