Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#3 Medieval Fantasy AU (2)


córka Nadziei

mam oczy z gwiazd

dla mnie powstaną rzeki

do mnie przemówi las


córka Zemsty

w sercu ukrywam dar

nie waż się mnie zranić

bo rzucę na ciebie czar


więc choćbyś trzymał w swej dłoni cały świat

choćbyś narzędzie miał ostre jak kat

mnie nie powstrzymasz


wiem o zemście wszystko


mnie nie powstrzymasz


Georgia nie spodziewała się, że udawanie chłopca może być takie trudne. Na każdym kroku musiała się pilnować, żeby mówić nieco niższym głosem i stawiać ciężkie, nierówne kroki. Wszystko to znacznie utrudniał fakt, że stale była czujnie obserwowana.

Co gorsza, choć sama nie wiedziała czemu, Barnesowi w łatwy sposób udawało się ją wytrącić z równowagi. Miała do wykonania tylko jedno zadanie, do którego była przygotowywana przez całe życie, a mało brakowało, żeby misja zakończyła się niepowodzeniem, kiedy podczas treningu zmusiła gałąź do owinięcia się wokół kostki mężczyzny. Miała nadzieję, że tego nie zauważył. Mistrz byłby wściekły. A przecież zawdzięczała mu tak wiele...

Mimo wszystko był dla niej dobry, chociaż wymagający. Pozwalał jej na treningi walki mieczem, chociaż nie rozumiał jej zainteresowania bronią.

- Ty jesteś bronią. Najwspanialszą ze wszystkich – powtarzał.

Poza tym wychował ją i nauczył jak używać Mocy, chociaż była tak niepokorną uczennicą.

Dziewczyna odetchnęła głęboko i powróciła do czyszczenia wiader drucianą szczotką. Na dziedzińcu zamkowym jak zwykle panował gwar – tłumy pracowników zamku Starka spędzały tu czas na rozmowach lub wykonywaniu pracy. Rycerze z gwardii flirtowali z pokojówkami. Chłopcy stajenni biegali z narzędziami w tę i z powrotem. Giermkowie czyścili zbroje wojowników.

Złotooka podniosła głowę i jej spojrzenie skrzyżowało się na chwilę ze wzrokiem Barnesa. Kilka sekund wystarczyło, żeby brunetka poczuła się niepewnie. Mężczyzna jednak natychmiast odwrócił wzrok. Może jej się wydawało, ale miała wrażenie, że ostatnimi czasy niebieskooki obserwuje ją znacznie częściej niż wcześniej, mimo że ich drogi oficjalnie się rozdzieliły. Jednak rzadko kiedy udawało jej się złapać go na gorącym uczynku, co samo w sobie było dziwne, bo do tej pory niespecjalnie się z tym ukrywał, aby wiedziała, że pozostaje czujny.

Teraz nie wiedziała, co ma o tym myśleć.

Pokręciła głową, próbując pozbyć się denerwującej myśli. Musiała się skupić na misji. Liczyła się tylko misja.

Niespodziewanie na dziedzińcu zapanowało poruszenie. Rycerze zaczęli się prostować, a kobiety bić pokłony. Georgia, niemal niewidoczna w najbardziej zacienionym rogu zamku, wychyliła się z zainteresowaniem.

Przez dziedziniec szedł sam Stark, machając radośnie do tłumu. Miał na sobie strój łowiecki, co oznaczało, że zapewne wybiera się na polowanie. U jego prawego boku szedł jego doradca Vision, który posiadał lojalnych informatorów w całym królestwie. Za nim szedł Rogers i Rhodes.

Giermkowie pospieszyli, aby przyprowadzić konie, podczas gdy mężczyźni zajęli się rozmową. Brunetka nie spuszczała oczu z króla – rzadko miała okazję, aby na niego patrzeć, jako że w mniemaniu innych była tylko nic nieznaczącym synem rolnika. Jednak wydawało jej się, że po miesiącu spędzonym w jego pałacu znała go już wystarczająco dobrze.

Lubił pić. Kochał towarzystwo kobiet. Większość wieczorów spędzał zamknięty w swoich komnatach, choć nikt nie miał pojęcia, czym się tam zajmuje. W poniedziałkowe popołudnia odwiedzał medyka Bannera. Nie pozwalał nikomu wchodzić do wschodniego skrzydła pałacu. Był arogancki i lubił podkreślać swoją wyższość. W gablocie w sali tronowej trzymał zbroję z trzema magicznymi kamieniami.

Zabił jej rodziców.

Ją samą kazał zrzucić z wysokich skał, aby nie dopuścić do spełnienia się przepowiedni, według której dziewczyna miała zakończyć jego życie. Całe szczęście, że Mistrz ją wtedy uratował.

Teraz kiedy patrzyła na nieświadomego Anthony'ego, kiedy żartował razem z przyjaciółmi, narastała w niej mściwa satysfakcja. Siedziała zaledwie kilka metrów od niego, a on nie miał na sobie chroniącej go zbroi. Wystarczyłoby, żeby na chwilę się skupiła, a jego życie natychmiast by się zakończyło. Och, jakże bardzo chciała to zrobić.

Ale jeszcze nie teraz. Nadal musiała czekać, choć przychodziło jej to z trudem. Prowadzenie życia chłopca stajennego było niezwykle uciążliwe. Georgia dopiero teraz zaczynała doceniać, jak dobrze było mieć własne łóżko i móc się wykąpać w gorącej wodzie kilka razy w tygodniu. Poza tym peruka uwierała ją w głowę. Mogła co prawda swoje własne włosy przyciąć do takiej długości, ale Mistrz jej zabronił. Gdyby ktoś obdarzony magicznymi zdolnościami znalazł jej prawdziwy włos, łatwo mógłby odczytać z niego prawdę. Łatwiej było się posłużyć włosami chłopca rolnika. Gdyby ktoś chciał z nich wróżyć, nie wykryłby niczego podejrzanego.

A na dodatek, i co było dla niej najtrudniejsze, tęskniła za Saphirą. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek rozdzielały się na tak długo. Pozostawała teraz pod opieką Mistrza i brunetka wiedziała, że jest bezpieczna, ale nie umniejszało to jej tęsknoty. Pozostawało jedynie czekać.

***

Georgia zakasłała kilka razy, podparta na miotle, którą właśnie zamiatała stajnię. Podniosła jedną dłoń do czoła, ale nie potrafiła stwierdzić, czy rzeczywiście ma gorączkę. W każdym razie czuła się fatalnie. Obraz rozmazywał się jej przed oczami, a wszystkie kończyny były niewygodnie ciężkie. Jęknęła cicho próbując się podrapać po bolącym karku.

- George – usłyszała. Nie musiała się wcale odwracać, żeby wiedzieć do kogo należy ten głos. Barnes stał w wejściu do stajni, ubrany w luźny strój. Wilgotne kosmyki ciemnych włosów opadały mu na twarz. – Nie jesteś na kolacji? Zdaje się, że teraz wasza kolej.

Mówiąc „wasza" miał na myśli najniżej postawionych w hierarchii pracowników pałacowych, do których należała. Złotooka z opóźnieniem zarejestrowała, że faktycznie jest jedyną osobą, która znajduje się teraz w stajni.

Odchrząknęła, aby jej głos brzmiał bardziej pewnie.

- Nie skończyłem jeszcze pracy, sir.

Powróciła do zamiatania podłogi. Czuła dreszcze na całym ciele, a ręce jej drżały. Taka jest cena kąpieli w zimnym jeziorze. Mogłaby uleczyć się Mocą, ale byłoby to zbyt ryzykowne. Musiała oszczędzać siły do czasu przybycia Saphiry.

Bucky nadal stał w tym samym miejscu, a brunetka modliła się cicho o to, żeby wreszcie sobie poszedł.

- Nie wyglądasz najlepiej – stwierdził brunet, przechylając lekko głowę na bok. Zrobił kilka kroków w jej stronę. – Jesteś chory?

Kobieta starała się zamiatać jak najdalej od niego. Udawała, że jest zajęta pracą.

- To nic, sir. Proszę się nie przejmować.

Zbliżał się do niej coraz bardziej.

- George.

Zignorowała go, nadal wpatrując się w podłogę i przejeżdżając po niej szczotką w jedną i w drugą stronę. Próbowała wyminąć rycerza.

- George. – Pewnie złapał ją za ramię, chociaż bardziej delikatnie niż ostatnim razem. Zastygła, wypuszczając głośno powietrze. Poczuła się jeszcze gorzej niż przed chwilą. – Spójrz na mnie.

Zacisnęła wargi, ale się nie poruszyła. Brunet westchnął i wyciągnął palce drugiej ręki w stronę jej twarzy. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe i dziewczyna zamknęła oczy, żeby się uspokoić. Poczuła, jak szorstka dłoń mężczyzny lekko muska jej podbródek, a potem odwraca jej twarz w swoją stronę.

- Spójrz na mnie – poprosił jeszcze raz, tym razem prawie szeptem. Georgia, choć niechętnie, wykonała polecenie.

Był tak blisko, zdecydowanie bliżej niż powinien. Jedną ręką trzymał ją za ramię, drugą dotykał jej twarzy. Jego niebieskie oczy były pełne niepokoju.

Brunetka poczuła, jak ściska ją w gardle. Zaczęły nią trząść dreszcze – nie wiedziała, czy to z powodu gorączki, czy dlatego, że była tak blisko rycerza. Jej nogi były tak miękkie, że nie miała pojęcia, jakim cudem jeszcze utrzymują jej ciężar.

- Jesteś chory – stwierdził Bucky, ale jego słowa dochodziły do uszu dziewczyny w opóźnionym tempie. Obraz znowu zaczął jej uciekać i wszystko wokół niej zdawało się wirować. Ostatkami sił zarejestrowała, że wkrótce zemdleje, a to oznaczało, że musi być jak najdalej od bruneta. Próbowała wyszarpnąć się z jego uścisku i zrobiła chwiejny krok do tyłu. Nie wyglądało jednak na to, żeby mężczyzna miał zamiar ją puścić.

- Błagam... - Z jej ust wydało się coś pomiędzy szeptem a jękiem. Sama nie wiedziała już, o co właściwie prosi. Zaintrygowany jej zachowaniem James zwolnił nieco uścisk, ale wtedy, niezdolna do samodzielnego utrzymania się na nogach Georgia, zachwiała się niebezpiecznie do tyłu.

Zanim zdążyła choćby kiwnąć palcem, niebieskooki chwycił ją za rękę i pociągnął w swoją stronę. Bezwładnie zderzyła się z jego torsem. Oparła głowę o jego pierś.

Podobało jej się jak pachniał – mydłem i lawendą. Mruknęła coś niezrozumiale i chwyciła się jego koszuli.

- George? – zapytał zaniepokojony James. – Nie powinieneś już dzisiaj pracować. Może ci się pogorszyć.

Nie do końca rozumiała, o czym on w ogóle mówił. Uniosła nieco głowę i spojrzała na niego półprzytomnie. Zamrugała kilka razy.

- Ale ty jesteś niesprawiedliwie piękny – mruknęła, a potem pozwoliła, żeby pochłonęła ją ciemność.


***

Obudziła się kilka godzin później. Rozejrzała się nieprzytomnie po pomieszczeniu, którego nie potrafiła rozpoznać. Łóżko, w którym leżała, było zaskakująco wygodne, w kominku naprzeciwko płonął ogień, a ciemne zasłony, opadające aż do drewnianej podłogi, sprawiały, że w całym pokoju panował przyjemny półmrok.

Georgia uniosła się do pozycji siedzącej i przetarła dłonią oczy. Nie mogła sobie przypomnieć, co to za komnata i dlaczego leży w ciepłym łóżku, które nie należy do niej. Odwróciła głowę i jej spojrzenie padło na niski stolik, na którym znajdowała się miseczka z wodą, a w niej bawełniany kawałek materiału, służący do zbijania gorączki. Wtedy ją olśniło. Jej serce nieznacznie przyspieszyło rytm.

Zemdlała i to jeszcze przy Barnesie. Z pewnością zabrał ją wtedy do Bannera. A jeśli tak się faktycznie stało, to kiedy doktor ją badał, na pewno zorientował się, że...

Podniosła się z pościeli tak szybko, że świat znowu zawirował jej przed oczami. Opadła z powrotem na posłanie, zaciskając powieki, żeby się uspokoić. Jeśli Banner wie, to wie też Barnes. Jeśli wie James, to na pewno powiedział Rogersowi. A jeśli Steve wie, to Stark...

Znowu się podniosła i zaczęła wzrokiem omiatać pomieszczenie, w celu znalezienia jakichś butów. Musiała jak najszybciej się wynosić. Mistrz będzie wściekły, ale nie mogła ryzykować, że król skarze ją na natychmiastową śmierć, kiedy dowie się, kim jest. Musiała dostać się do Saphiry. Musiała...

Drzwi niespodziewanie się otworzyły, a w przejściu pojawił się Bucky. Przystanął zdziwiony na widok Georgii krzątającej się po pomieszczeniu. Kobieta znieruchomiała z butami w jednej dłoni. James otrząsnął się z pierwszego szoku, a potem wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

- Powinieneś wrócić do łóżka, George – powiedział wymijając ją, a potem kładąc kilka buteleczek na stole przy oknie. Dziewczyna nadal była tak zszokowana, że nie potrafiła się ruszyć. Wpatrywała się w mężczyznę szukając w jego zachowaniu jakichś oznak podejrzliwości. Zimowy rycerz westchnął. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nie będę cię drugi raz niańczył.

Zamrugała zdziwiona.

- To... To ty mnie tutaj przyniosłeś.... Panie?

Wyglądał na zirytowanego.

- Tak, ja. A potem przez kilka godzin walczyłem z twoją gorączką. – Zrobił kilka kroków w jej stronę. – Więc teraz z łaski swojej połóż się z powrotem, zanim ci się znowu pogorszy.

Złotooka była w takim szoku, że pozwoliła brunetowi zawlec się do łóżka. Fakt, że rycerz poświęcił swój czas, żeby się nią zająć, był dla niej niepokojąco dziwny, a zwiększała go dodatkowo informacja o tym, że był to James, który do tej pory za nią nie przepadał.

Kiedy oparła głowę o miękkie poduszki, mężczyzna przyłożył swoją dłoń do jej czoła. Zasznurował wargi.

- Wydaje się być w porządku – mruknął. Odchylił się i sięgnął po zieloną fiolkę z ciemnym płynem. – Ale dla pewności wypij to.

Ujęła delikatnie szkło i powąchała zawartość. Zmarszczyła nos, zniesmaczona.

- To na nabranie siły – wyjaśnił. Nie wyglądała na przekonaną. – Och, no dalej. Nie sterczałbym przy tobie przez cały ten czas, żeby cię teraz otruć.

Spojrzała mu w oczy, starając się wyłapać fałsz, a kiedy go nie znalazła, podniosła butelkę do ust. Zakasłała, kiedy gorzki płyn wypełnił jej gardło.

- Dobrze – rzekł rycerz i odstawił fiolkę na szafkę. – A teraz leż.

Wstał, pozbierał kilka ubrań, zapewne należących do niego, i zaczął iść w stronę drzwi. Georgii nagle wróciła cała podejrzliwość. Dlaczego był dla niej taki dobry? Wcześniej nie mógł jej znieść. O mało nie pobił jej wtedy na treningu w lesie. Dziewczyna miała przeczucie, że tak nagła zmiana ma jakieś głębsze podłoże.

Barnes już sięgał do klamki, kiedy się odezwała.

- Ja... - Odwrócił do niej głowę. – Chciałem podziękować za pomoc, sir.

James kiwnął jej głową bez większego zainteresowania i ponownie sięgnął do klamki.

- Czy mogę o coś zapytać? – podjęła. Westchnął i obrócił się do niej.

- Byle szybko.

Zastanowiła się.

- Dlaczego nie zaniósł mnie pan do doktora Bannera?

Nietypowa ekspresja na jego twarzy podpowiedziała jej, że trafiła w sedno. Mężczyzna przestąpił niecierpliwie z nogi na nogę.

- Skąd to pytanie?

Przekrzywiła głowę.

- Czy tak nie było by prościej? Nie traciłby pan na mnie swojego cennego czasu, sir. Doktor...

- Doktor jest zajęty – mruknął, nieco ostrzej niż zamierzał. Wziął głęboki wdech. – Doktor ma ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się półprzytomnymi chłopcami stajennymi.

Ujrzała błysk w jego oczach, kiedy wypowiadał dwa ostatnie słowa.

- Więc zamiast zadawać głupie pytania, powinieneś być mi wdzięczny – powiedział, odwracając się do wyjścia. Wtedy ją olśniło. Zupełnie, jakby ostatni element układanki wskoczył na swoje miejsce.

- Ty wiesz - powiedziała. Znieruchomiał z jedną dłonią na klamce. To było takie oczywiste, że nie miała pojęcia, jak mogła na to nie wpaść od razu. Prychnęła głośno.

- Niby o czym? – spytał niewinnie rycerz, a potem powoli odwrócił do niej twarz.

- Od jak dawna? – zignorowała jego pytanie. Zagryzł dolną wargę i uciekł od niej wzrokiem. Cisza przedłużała się z każdą chwilą.

- Od niedawna – wykrztusił w końcu. Georgia sama nie wiedziała, czy czuje ulgę czy wręcz przeciwnie.

- Jak...? – Nie zdołała dokończyć pytania, kiedy w smutnych oczach Barnesa dostrzegła odpowiedź. – Jezioro.

Wyglądał na zawstydzonego i przez to sama poczuła się podobnie. Inaczej wyobrażała sobie ujawnienie własnej tożsamości. Na jej korzyść działał jedynie fakt, że brunet znał tylko część prawdy.

Schowała twarz w dłoniach i odetchnęła ciężko starając się zebrać myśli.

- Posłuchaj no – zaczął Bucky, zbliżając się nieznacznie do jej łóżka – nikomu nie mówiłem, jasne?

- Jak niby mam ci wierzyć?

- Chyba po prostu nie masz wyjścia. – Spojrzała na niego. – Ale zwróć uwagę na fakt, że leżysz teraz w moim łóżku, a nie w więziennej celi.

Musiała przyznać mu rację. Wiele ryzykował zajmując się nią, kiedy była chora i nie informując o tym medyka. Prawdopodobnie powinien donieść na nią nawet sir Jarvisowi, który zarządzał całym dworem królewskim.

- Więc dlaczego? – zapytała. – Dlaczego mi pomagasz?

Przeczesał włosy palcami, a potem westchnął, siadając na drugim krańcu łóżka.

- Nie wiem... Szczerze mówiąc nie wiem – przyznał. – Chyba po prostu wyobrażam sobie, jak ciężko musi być utrzymać się samotnej kobiecie bez wykształcenia.

Spojrzała na niego spod byka.

- Świetnie sobie radzę, wiesz?

- Tak, właśnie zauważyłem – mruknął. Patrzył na nią przez chwilę, a potem na jego twarz wpłynął chytry uśmiech. Georgia zmarszczyła brwi.

- Co cię tak bawi?

- Powiedziałaś, że jestem piękny.

Wytrzeszczyła na niego oczy.

- Co? – zdziwiła się. - Niby kiedy?

Oparł się wygodnie o filar łóżka, żeby mieć na nią dobry widok.

- Kiedy mdlałaś – uśmiechnął się.

- Majaczyłam – odparła natychmiast. Grymas nie schodził mu z ust.

- Naprawdę uważasz, że jestem piękny?

- Ja... Wcale tak nie uważam! – oburzyła się. Bucky się zaśmiał. Chyba pierwszy raz widziała, żeby był taki wesoły.

- Niech ci będzie, GG.

Wstał zabierając ze sobą rzeczy i ruszył do wyjścia.

- Jeszcze jedno – przystanął. – Jak masz naprawdę na imię? Chyba że wolisz, żeby mówić na ciebie George?

Wywróciła oczami.

- Georgia. Na imię mam Georgia.

Uśmiechnął się.

- Zapamiętam.

Wychodząc, cicho zamknął za sobą drzwi.


***

Minęły prawie dwa tygodnie odkąd James zaopiekował się nią podczas choroby i Georgia musiała przyznać, nawet przed samą sobą, że od tej chwili ich relacja znacznie się zmieniła. Bucky opiekował się nią, choć wcale go o to nie prosiła – przynosił jej lepsze kawałki jedzenia, czasami pozwalał jej spędzać czas przed kominkiem u siebie w komnacie, kiedy dni były chłodniejsze, podarował jej lepsze ubranie. Kilka razy zabrał ją ze sobą do miasteczka, gdzie rzekomo miała pomagać mu nosić pakunki, a w rzeczywistości spędzała czas na oglądaniu straganów. Poza tym, nikt nie zadawał zbyt wielu pytań. Wszyscy wiedzieli, że sir Barnes zabiera sobie do pomocy „tego złotookiego chłopca". Dopóki nie było na nią skarg, nikt się nie interesował tym, co naprawdę robi. Miało to drugi oczywisty plus: mogła bez obaw chodzić po zamku i zebrać więcej informacji na temat Starka. A tak się składało, że zostało jej niewiele czasu.

Właściwie mogłaby już dawno wszystko rozpocząć, ale, chyba po raz pierwszy w życiu, nie miała ochoty. Może była to zasługa Jamesa, a może jakiś inny element, który sprawiał, że po raz pierwszy w życiu czuła się ważna nie z powodu tego kim jest, ale jaka jest. Z Buckym łączyło ją więcej niż chciała przyznać. Oboje byli samotnymi wilkami, nieufnymi w stosunku do innych, na których przeszłość pozostawiła piętno. Problem polegał na tym, że Zimowy Rycerz rozprawił się już ze swoimi zmorami, Georgia – jeszcze nie. Wbrew sobie zaczęła go lubić, chociaż wiedziała, że nie powinna. Stali po obu stronach przepaści i wkrótce jedno z nich miało do niej wpaść. Przywiązywanie się do jego obecności mogło okazać się dla niej zgubne. Jakżeby chciała, żeby było inaczej.

Tego dnia jednak otrzymała we śnie wiadomość od Mistrza. Nie mogła więcej czekać – był już blisko. Walczyła z podszeptami serca, kiedy wstawała rano z pryczy. Walczyła z niezdecydowaniem, kiedy zamiatała w stajni podłogę. Walczyła z nowym uczuciem, które wdarło się niepostrzeżenie do jej serca. Po raz pierwszy to co chciała zrobić, tak bardzo różniło się od tego, co powinna. Przeklinała siebie i swój los.

Jednak wiedziała, że to, co czuje nie ma teraz znaczenia. Ci, którzy wyrządzili krzywdę jej i jej bliskim musieli zostać ukarani. Czekała na to całe życie. Było zdecydowanie za późno, żeby się wycofać.

Unikała Bucky'ego cały dzień, żeby nie musieć patrzeć w jego pełne ciepła niebieskie oczy i żeby nie dostrzegł bólu w jej własnych. W końcu nadszedł wieczór.

Westchnęła, przyciśnięta ciasno do muru w najcichszym i najciemniejszym kącie pałacu Starka. Zamknęła powieki, starając się skupić. Dłoń, zaciśnięta w pięść, drżała.

- Demas yo he rebarthas, Saphirya – wyszeptała. Jej oczy na chwilę zabłyszczały jaśniej niż zazwyczaj. Poczuła, jak przepływa przez nią spora dawka energii, a potem uwalnia się i leci w stronę Saphiry.

Stała tak jeszcze przez chwilę, a potem pewnym krokiem ruszyła w stronę sali tronowej, gdzie o tej porze powinien być Stark.

Niespodziewanie jednak drogę zastąpił jej Bucky. Serce zaczęło jej galopować, jak zwykle na jego widok. Przystanęła.

- Wszędzie cię szukałem – uśmiechnął się. Zagryzła wargę, żeby się nie rozpłakać. – Cały dzień mnie unikasz.

- Nie unikam – powiedziała. Założyła ręce na piersiach, starając się unikać patrzenia na mężczyznę. – O co chodzi?

Nie zdążyła uzyskać odpowiedzi na swoje pytanie, kiedy na końcu korytarza usłyszeli kroki. James, nie czekając na reakcję Georgii, wciągnął ją w najbliższy zaułek, żeby nie dać się zauważyć. Dopiero, kiedy strażnicy przeszli, pozwolił jej się odsunąć i wyjął coś z kieszeni. Wyciągnął to w stronę dziewczyny. Spojrzała na niego nieufnie.

- Co to jest?

Wcisnął jej coś chłodnego w dłoń.

- Sama zobacz. – Po chwili wahania przeniosła wzrok na swoją rękę. We wgłębieniu jej dłoni leżała mała metalowa zawieszka w kształcie miecza, zawleczona na cienki rzemyk. Georgia zamrugała zdziwiona i spojrzała na mężczyznę. Jego tęczówki błyszczały z podekscytowania.

- Mały prezent – wyjaśnił. – Na nowy początek.

Zaczął boleć ją brzuch. Zacisnęła palce na wisiorku.

- Nowy początek? – powtórzyła cicho, spuszczając wzrok na swoją rękę. Bucky złapał jej dłoń.

- Chcę, żebyś została moim giermkiem – powiedział. – Wszystko już uzgodniłem z Jarvisem, nie musisz się martwić. Nie będziesz już musiała pracować w stajni, dostaniesz własny pokój, a któregoś dnia może...

Gwałtownie się od niego odsunęła, próbując zapanować nad uciskiem w piersi.

- Chyba, że nie chcesz – dodał szybko. Na jego twarzy malował się ból. Brunetka czuła, że dłużej nie wytrzyma. Z jej oczu zaczęły płynąc łzy.

- Och, Bucky – załkała – nie o to chodzi. Ja...

Nie dane jej jednak było dokończyć, bo z głównej wieży zamkowej rozbrzmiał głośno trzykrotny gong. Natarcie z zewnątrz.

James rozejrzał się ze skupieniem i szybko chwycił złotooką za dłoń.

- Bucky, poczekaj...

- Nie teraz – mruknął, ciągnąc ją za sobą korytarzem. – Teraz musimy cię ukryć w bezpiecznym miejscu.

W trakcie biegu mijali rycerzy z gwardii królewskiej, przerażone pokojówki i innych pracowników pałacowych, na których dziewczyna starała się nie patrzeć.

„Pamiętaj, co ci zrobili".

„Pamiętaj, że nikt nie jest bez winy".

- Sir Barnesie! – krzyknął ktoś do niebieskookiego. – Narada w sali tronowej!

Brunet coś mruknął w odpowiedzi i, nadal ciągnąc kobietę za sobą, popędził w stronę pomieszczenia. Ich buty głośno stukały na kamiennej posadzce.

W końcu wpadli oboje do komnaty, a rycerze natychmiast zamknęli za nimi drzwi. Georgia rozejrzała się zaciekawiona. Na podwyższeniu przy tronie stał wyraźnie zaniepokojony Stark, wpatrzony w coś za oknem. Obok niego stał Rhodey w srebrnej zbroi i Vision w księgą w ręce. Rogers i Wilson pochylali się nad mapą, która leżała na stole.

- Co się dzieje?! – zapytał Zimowy Rycerz, podchodząc bliżej przyjaciół.

- Atak na miasto – odpowiedział mu Rhodey.

- Ile ich jest?

- Cała armia kamiennych rycerzy – powiedział z powagą Vision.

- Kamiennych? – zdziwił się Steve. Wymienili z Barnesem spojrzenia.

- Czarownik – mruknął brunet. W pomieszczeniu na chwilę zapanowała cisza. Wzrok Visiona zatrzymał się nagle na brunetce.

- Kto tu przyprowadził tego chłopca?

- Jest ze mną – odparł natychmiast niebieskooki. Królewski doradca wyglądał, jakby chciał o coś jeszcze zapytać, ale w końcu odpuścił.

- To co robimy? – spytał Wilson. – W takiej liczbie, wkrótce przeforsują mur. Nie możemy dopuścić, żeby dotarli pod główną bramę.

- Racja – odezwał się król, odwracając do towarzyszy i kompletnie ignorując obecność chłopca stajennego. – Przejdziemy tunelami i wywabimy ich w stronę lasu. Część sił zostawimy w zamku. Vision, zajmiesz się ewakuacją ludności do schronu.

Spojrzał na swoją magiczną zbroję z trzema kryształami, umieszczoną w szklanej kopule po lewej stronie tronu i zaczął schodzić po schodach w jej stronę.

- Sam wezmę pierwszą linię – powiedział. – Rhodey, uderzysz od wschodu, Rogers...

- Nikt stąd nie wyjdzie.

Wszystkie głowy odwróciły się natychmiast w stronę do tej pory względnie ignorowanego członka narady. Stark się zatrzymał. Bucky posłał brunetce zdziwione spojrzenie.

- Nikt stąd nie wyjdzie – powtórzyła głośniej. Tony wytrzeszczył na nią oczy.

- I kto tak mówi, chłopiec ze stajni?

Nie czekając na odpowiedź, ruszył w kierunku zbroi. Nie zdążył jednak zrobić kroku, kiedy znienacka wyrosły przed nim elektryzujące macki. Georgia trzymała jedną rękę wyciągniętą w jego stronę i nie pozwalała magicznej ścianie go przepuścić. Rycerze pilnujący wejścia ruszyli na nią z kopiami, ale lekkim przechyleniem głowy spowodowała, że wylądowali na przeciwległej ścianie. Potem zaczęła iść i pozwoliła Mocy się przemienić.

Niebieska mgiełka zafalowała przy jej stopach, a potem stopniowo unosiła się w górę. Po chwili nie stał już przed nimi syn rolnika w zabrudzonych ubraniach, a szczupła czarnowłosa kobieta w zwiewnym niebieskim ubraniu. Na jej ciele znajdowały się ledwo widoczne znaki.

Barnes głośno nabrał powietrza.

- Wiedźma – wykrztusił, nieświadomie robiąc krok do tyłu. Kobieta starała się zignorować pełne niedowierzania twarze wpatrzone w jej osobę i skupiła się wyłącznie na królu. Stark wyraźnie zbladł, usta lekko mu drżały i wyglądał na przestraszonego.

- Kim... Kim ty jesteś?!

Poruszyła palcami, a wtedy niebieskie liny owinęły się wokół jego ciała. Uśmiechnęła się przerażająco w odpowiedzi na jego jęk.

- Twoją gwiazdą śmierci.

***

Wybaczcie, że pisanie tego idzie mi tak miernie, ale spędzam w domu tak mało czasu, że nie potrafię znaleźć chwili na pisanie (starajcie się zignorować wszystkie błędy, ale nie miałam już głowy do ich poprawiania).

Trzecią i ostatnią część postaram się skończyć jak najszybciej.

Przesyłam całusy,

CL xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro