#1 Mściciele i obrońcy
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
Georgia rozejrzała się po pustoszejącym powoli pomieszczeniu ze słabo skrywaną nostalgią. Pracownicy jakiejś nieznanej jej firmy zajmowali się wynoszeniem poszczególnych mebli, a niezawodny Happy nadzorował ich pracę.
Tony wzruszył ramionami.
- Myślę, że to najwyższy czas. Poza tym za dziesięć minut mam się spotkać z nowym nabywcą. – Zamilkł na chwilę i przyjrzał się kobiecie, uważnie nad czymś rozmyślając. Zdjął przyciemniane okulary. – Czy ty nie jesteś czasami za bardzo sentymentalna? Mieszkałaś tutaj tylko przez pół roku.
Brunetka odwróciła się do niego, ze złością marszcząc ciemne brwi.
- Jestem artystką, Tony. Muszę być trochę sentymentalna.
Mimo że dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z łączącego ją z mężczyzną pokrewieństwa, to jednak nadal nazywała go po imieniu. Chyba po prostu nie była jeszcze gotowa na nazywanie go tatą. Starkowi też to odpowiadało. Twierdził, że tytułowanie go rodzicem sprawia, że czuje się staro.
- No dobra, pani artystko. Nie czepiam się.
- Masz szczęście.
Powoli w Avengers Tower pozostawało coraz mniej sprzętów, a Georgia czuła się tak, jakby oglądała dobrze sobie znany film od tyłu. Tony miał rację. Mieszkała tu tylko pół roku, a mimo to przez ten czas jej życie zmieniło się nie do poznania. Nie była już tą samą kobietą, która przyjechała na staż do jaskini genialnego milionera, tą, która wielokrotnie otarła się o śmierć. Narodziła się na nowo. Dosłownie i w przenośni.
Robotnicy unieśli wysoką, skórzaną kanapę i wynieśli ją z pomieszczenia, odsłaniając długie, masywne lustro. Electrica stała dokładnie naprzeciwko swojego odbicia, które wpatrywało się w nią dużymi, złotymi oczami. Zmieniła się także fizycznie – podcięła nieco włosy, opaliła się podczas letnich wakacji, na które pojechała razem z Tonym i Pepper i zdecydowanie nie wyglądała już jak zabiedzona, chuda dziewczynka. Miała na sobie nową, srebrzystą garsonkę od Gucci'ego, a na stopach czarne szpilki, kosztujące pewnie więcej niż czynsz dowolnej, losowo wybranej rodziny.
Kolejna nowa rzecz w jej życiu – pieniądze, których nigdy do tej pory nie miała. Uczucie, że nie musi się martwić o przeżycie następnego dnia i kupić sobie tyle jedzenia, ile chce, było nie do opisania. Oczywiście Tony, który nigdy nie miał problemu z wydawaniem pieniędzy, rozpieszczał ją w każdy możliwy sposób, kupując jej rzeczy, których nawet nie potrzebowała. Niekiedy wystarczyło, że mimochodem przejechała wzrokiem po wystawie sklepowej, nieświadomie wpatrując się w jeden punkt, żeby Stark pomyślał, że coś jej się podoba i dla pewności wykupił cały sklep.
Miała tez oczywiście coś, co zawdzięczała tylko sobie. Feige rozciągnęła wargi w uśmiechu do swojego odbicia w lustrze, a na jej dłoni zamajaczyła niebieska iskierka. Jej tęczówki niemal natychmiast zmieniły kolor na jasnobłękitny. Spojrzała na siebie jeszcze raz, zarzuciła sobie włosy na plecy i z gracją pokonała odległość dzielącą ją od geniusza, który właśnie rozmawiał z Happym.
- ... znowu dzwonił...
- Jakoś sobie poradzisz – powiedział Tony i poklepał go po ramieniu, dając mu nieformalny sygnał, że to koniec rozmowy. Zbliżył się do córki.
- Żałuję, że sprzedajesz Avengers Tower – westchnęła.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie podoba ci się nowy dom? – Założył ręce na piersi. – A mówiłem, żeby wziąć ten w Los Angeles, ale ty się uparłaś na ten Nowy Jork...
Wywrócił oczami. Georgia się uśmiechnęła. Nie to, żeby jakoś bardzo kochała to miasto, ale miała jeden powód, żeby nigdy go nie opuszczać.
Bucky.
Mieszkał w jej starym mieszkaniu w Hell's Kitchen, teraz świeżo odnowionym. Za nic w świecie nie wyjechałaby na drugi koniec Stanów, zostawiając go samego. Byli pasującymi do siebie fragmentami tej samej maszyny, a jako nieodrodna córka swojego ojca doskonale wiedziała, że pasujących do siebie trybów się nie rozdziela.
- Nie chodzi o to, że nie podoba mi się ten nowy. Po prostu ten jest wyjątkowy.
Stark spojrzał na nią powątpiewająco, a potem głośno wypuścił powietrze.
- Może faktycznie jestem za mało sentymentalny – mruknął, pocierając dłonią oczy. Georgii przypomniała się ich pierwsza rozmowa podczas gali, kiedy właśnie to mu zarzuciła. Mężczyzna się wyprostował. – No dobrze. Powtórzmy wszystko jeszcze raz, moja asystentko.
Tym razem to Electrica wywróciła oczami. Niektóre rzeczy się nie zmieniły. Na przykład to, że Tony na wszelkich oficjalnych spotkaniach – czy to z T.A.R.C.Z.Ą. czy z samą królową brytyjską – upierał się, żeby nadal wystawiać ten sam teatrzyk, w którym Feige odgrywała rolę jego nowej asystentki. Oczywiście, wszystko po to, żeby nie dorwał się do niej jakiś pałający nienawiścią do Iron Mana zbir. Zupełnie, jakby sama nie potrafiła się obronić.
- Niepotrzebnie – mruknęła, łapiąc teczkę z dokumentami. – Znam to wszystko na pamięć.
- Proszę nie być takim pewnym siebie, panno Fotter.
- Myślałam, że to jest moja kwestia w stosunku do ciebie. – Uniosła jedną brew.
Wzruszył ramionami, a potem poprawił krawat.
- Nie bądź taka niemiła, bo cię zwolnię.
- Bardzo chętnie. Wtedy będę mogła uciec na koniec świata razem ze swoim chłopakiem, groźnym zbiegiem.
Uśmiechnęła się przebiegle, widząc reakcję Starka. Najpierw się zakrztusił, a kiedy wreszcie się uspokoił, odwrócił się do dziewczyny, wlepiając w nią pełne groźby spojrzenie.
- Ani mi się waż z nim uciekać. Zamknę cię w piwnicy, jeśli będzie trzeba.
- W nowym domu nie mamy piwnicy, Tony.
- No to kupię inny, który będzie miał.
Georgia roześmiała się i w tym samym momencie na piętro wjechał windą jakiś nieznany jej szofer, zapewne był to pracownik nowego nabywcy Avengers Tower. Szybkim krokiem ruszył w stronę pary.
- Pan Rand wkrótce się z państwem spotka. Bardzo przeprasza za spóźnienie.
- Nie szkodzi. – Iron Man machnął ręką. – Niech pan Rand się nie spieszy.
Szofer kiwnął głową i skierował się z powrotem w stronę windy. Georgia wybałuszyła oczy na bruneta.
- Niech pan Rand się nie spieszy? – powtórzyła. – Musisz go naprawdę lubić skoro tak mówisz.
- Oczywiście, że go lubię! – odparł geniusz, o wiele zbyt głośno, jak na fakt, że tylko Feige powinna go słyszeć. Zerknął szybko w stronę szofera, który zniknął już za drzwiami windy. Szybko odwrócił się do kobiety, ściszając znacznie głos. – A tak pomiędzy nami, koleś jest zdrowo szurnięty. Opowiada o jakiś nieistniejących rzeczach, bredzi o jakimś Bun- Shun...
Electrica nie ukrywała swojej irytacji.
- I komuś takiemu ty chcesz oddać swoje dziecko?! – Machnęła ręką, jakby chciała nią objąć całe Avenegers Tower.
Tony wyprostował się z niesmakiem.
- Oczywiście, że nie! Nie oddaję go, tylko sprzedaję. Subtelna różnica, ale jednak. Poza tym – podkreślił, kiedy zobaczył, że brunetka chce się odezwać – mam nowe dziecko i tak się składa, że jedno mi wystarczy.
Feige uśmiechnęła się, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że mężczyzna mówi o niej. Usłyszała, jak winda podjeżdża na górę. Razem z Tonym zwrócili się w kierunku drzwi.
- Nowego dziecka nie chcesz sprzedać? – szepnęła do miliardera kobieta, kiedy winda się zatrzymała.
- Może i sprzedam, jak mnie będzie denerwować – burknął.
Drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł blondyn w ciemnym garniturze. Miał młodą twarz, którą okalały jasne, krótko przycięte loki. Mimo że wyglądał jak ktoś ważny, cały efekt psuł fakt, że Rand założył do oficjalnego stroju białe conversy.
Ku zdumieniu dziewczyny, za mężczyzną z windy wyszły jeszcze trzy osoby.
Pierwszego poznała od razu. Matt Murdock, niewidomy prawnik. Podobnie jak ona mieszkał w Hell's Kitchen i zajmował się sporządzeniem testamentu jej babci trzy lata temu.
Kolejnego nie sposób było nie zauważyć, bo podobnie jak w przypadku Rogersa, wydawał się być zbyt duży, aby swobodnie zmieścić się w windzie. Jego także Georgia znała, tym razem jednak z telewizji. Był bohaterem z Harlemu, którego podziwiała niespełna rok temu.
Trzecią i zarazem ostatnią osobą była kobieta o czarnych włosach i jasnej jak śnieg skórze. Mogłaby uchodzić na Królewnę Śnieżkę, gdyby nie jej wkurzona mina. Electrica miała wrażenie, że już ją wcześniej spotkała, ale nie mogła skojarzyć w jakich okolicznościach. Pewnie po prostu minęła ją gdzieś na ulicy.
Czwórka gości podeszła do Iron Mana i jego asystentki. Danny Rand wysunął się naprzód.
- Panie Stark – zaczął, witając go skinieniem głosy. – Przepraszam, że musiał pan tyle czekać. Moi przyjaciele i ja mieliśmy po drodze coś do załatwienia.
Tony wyglądał na dziwnie oszołomionego nagłym pojawieniem się takiej ilości osób. Georgia zauważyła, że niepewnie zerka w stronę Luke'a Cage'a.
- Nie ma problemu – odezwał się po chwili, a potem na jego twarz wróciła dobrze wyuczona, arogancka maska. – Jak miło, że przyprowadził pan przyjaciół.
Danny spojrzał na nich z ukosa, jakby nie do końca wiedział, kim są ludzie za nim. Ciemnoskóry wystąpił do przodu, stawiając głośne kroki na posadzce.
- Luke Cage – powiedział. – Miło poznać.
- Jessica Jones – mruknęła brunetka, zakładając ręce na piersiach. Zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną z tego spotkania. Tony kiwnął jej głową bez większego zainteresowania.
- Matt Murdock – uśmiechnął się ostatni z gości. – Prawnik.
- Jak coś będzie nie tak z tą kupą gruzu to zwalimy to na ciebie – mruknęła do niego cicho Jones. Odpowiedział jej szerokim uśmiechem.
- Cieszę się, że wpadliście – mruknął Stark i spojrzał na wynalazczynię. – Pozwólcie, że przedstawię wam moją nową asystentkę, pannę Georginę Fo...
- ... Feige – weszła mu w słowo brunetka. Spojrzał na nią, groźnie marszcząc brwi. Niemal słyszała, jak przeklina ją w myślach.
„Co ty, do cholery, wyprawiasz?!"
Posłała mu wyzywające spojrzenie.
- Feige? – zainteresował się prawnik. – Czy my już się nie poznaliśmy?
- Rzeczywiście – uśmiechnęła się. – Mieliśmy już wcześniej okazję się spotkać.
Spojrzała z ukosa na Iron Mana, przekazując mu myślami wiadomość, którą z łatwością wyczytał w jej oczach.
„Znał mnie, nie mogłam skłamać"
Wywrócił oczami.
„Jest ślepy! I tak by cię nie poznał!"
- Tak myślałem. – Murdock odwzajemnił gest, a potem lekko się zmieszał, kiedy cała uwaga spoczęła na nim. – Perfumy – wyjaśnił szybko. – Panna Feige używa bardzo rzadkiego połączenia nut zapachowych. Nie sposób było nie zapamiętać.
Georgia była pod wrażeniem. Zawsze miała wrażenie, że zapachy są jednymi z tych bodźców, których dłuższe przechowywanie w pamięci jej ograniczone. Fakt, że prawnik zapamiętał zapach osoby, z którą miał styczność tylko raz był niezwykle imponujący.
Znowu zerknęła na Tony'ego, a w jej oczach czaiła się nuta samozadowolenia.
„A nie mówiłam?"
- Panie Rand – zwrócił się do blondyna miliarder. – Czy możemy przejść do interesów?
- Oczywiście.
Mężczyźni zaczęli rozmawiać o transakcji. Georgia trzymała się blisko ojca, ściskając w dłoniach teczkę z dokumentami. Jones i Cage oglądali pomieszczenie, wolno spacerując wzdłuż ścian. Tylko Murdock wcale się nie poruszył.
Feige, sama nie wiedząc dlaczego, miała wrażenie, że niewidomy ją obserwuje. Było to zupełnie absurdalne i nieuzasadnione uczucie, ale sposób w jaki prawnik kręcił głową i marszczył brwi w konsternacji, wydał się dziewczynie niepokojąco dziwny. Spotkała go już wcześniej i była niemal pewna, że wtedy się tak nie zachowywał.
Pokręciła głową, starając się odrzucić niewłaściwe myśli. Nie ma sensu panikować. Chociaż kobieta od czasu ostatniego spotkania z Catherpellem stała się bardzo wyczulona na każde, nawet najmniej zauważalne, potencjalnie dziwne zachowanie, to czasami miała skłonność do przesady. Pepper śmiała się, że ma to po Tonym. Stark oczywiście zaprzeczał.
- Trochę tu wysoko – uśmiechnął się Danny, spoglądając w dół na ruch uliczny, bardzo dobrze widoczny przez oszklone ściany.
- Proszę więc uważać, żeby nie wypaść – odwzajemniła gest Electrica. Blondyn odwrócił się do niej, ukazując rząd białych jak śnieg zębów.
- Proszę się nie martwić. Jako nieśmiertelny Iron Fist jestem niemal niezniszczalny.
Iron Man spojrzał na córkę z ukosa. Jego mina wydawała się mówić więcej, niż by tego chciał.
„A nie mówiłem, że koleś jest stuknięty?"
Czarnowłosa uderzyła się z otwartej dłoni w czoło, a plask był tak głośny, że wynalazczyni niemal podskoczyła.
- Ja go kiedyś zabiję – mruknęła do kolegów. Murdock jak zwykle pozostawał uśmiechnięty.
- Jess...
Luke skrzyżował muskularne ręce na piersiach i kiedy prawnik odwrócił się w drugą stronę, nachylił się nieznacznie do kobiety.
- Nie potrzebujesz może z tym czyjejś pomocy?
- Słyszałem – odezwał się natychmiast Matt.
Tony i Danny podali sobie ręce, kiedy wszystkie dokumenty zostały już podpisane. Odwrócił się i razem z resztą przyjaciół wsiadł do windy.
- Mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy – powiedział z uśmiechem. Tony mu pomachał.
- Oby jak najszybciej!
Drzwi windy się zamknęły, a mężczyzna natychmiast przestał się uśmiechać.
- Oby nigdy w życiu – mruknął. – Iron Fist... tez mi coś. Czyżby Iron Man było zajęte? Co będzie następne? Wbije nam do domu koleś z protezą zamiast nogi i powie, że jest Iron Leg? A może to będzie ręka?
- Hej, hej! – przerwała mu natychmiast Georgia, pakując dokumenty do torebki. – Metal Arm jest już zajęte.
Stark się skrzywił.
- Kiedy myślę, że nie może już być gorzej, ty zawsze musisz wspomnieć o NIM.
Odwrócił się i podszedł do stojaka, żeby zabrać swoją marynarkę. Z torebki kobiety dało się słyszeć dźwięk świadczący o tym, że dostała SMSa. Prędko odblokowała telefon i mimowolnie uśmiechnęła się, widząc kto jest nadawcą.
BB.
Bucky Barnes.
- Widzę, że twoja Beyonce nie marnuje czasu.
- Tony! – Zanim kobieta zdążyła się spostrzec, geniusz już zaglądał jej przez ramię. Westchnęła i schowała urządzenie do torebki. – Nie czekajcie na mnie z kolacją. Zostanę na trochę w Hell's Kitchen.
- Nie znoszę, kiedy tak robisz – burknął.
- Cóż – zaczęła, poprawiając włosy – gdzieś czytałam, że ojcowie dlatego tak bardzo martwią się o swoje córki, gdyż jako mężczyźni wiedzą, jak inni mężczyźni patrzą na kobiety.
- Chodziło mi o niebezpieczeństwo związane z atakiem jakichś podejrzanych typów. – Zmarszczył groźnie brwi i założył ręce na piersi. – Ale widzę, że bardziej powinienem się martwić sposobem, w jaki Barnes na ciebie patrzy,
Georgia wybuchnęła śmiechem.
- Zapewniam się, że jest grzeczny jak metalowy aniołek.
- A ty na pewno robisz wszystko, żeby takim pozostał?
- Powinieneś wiedzieć. Przecież mamy te same geny.
Westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- I to mnie właśnie niepokoi.
**
- Wróciłam! – krzyknęła Feige z przedpokoju, zdejmując szpilki. Nie zdążyła jeszcze dobrze stanąć na własnych nogach, kiedy rzuciła się na nią wielka kula futra, o mało nie przewracając ją na ziemię. – King! -ucieszyła się brunetka i pogłaskała pupila po głowie. Zwierzak nie przestawał jej lizać. – No już! Przestań wreszcie! Jesteś tak samo nieznośny jak twój pan.
Pies zaszczekał radośnie, okręcił się dwukrotnie dookoła własnej osi i pobiegł w stronę kuchni. Kobieta podążyła za nim.
Bucky stał w kuchni i mieszał w coś w wysokim garnku. Zapach unoszący się w pomieszczeniu był nieziemską mieszaniną ziół i przypraw. Mężczyzna uśmiechnął się na widok wynalazczyni. Górną część włosów miał spiętą w luźny koczek, pozostała część opadała mu na kark. Georgia cieszyła się, że jej ukochany znalazł sobie nową pasję, którą okazało się być gotowanie. W dodatku radził sobie na tyle dobrze, że nie pozwalał Feige na robienie w kuchni absolutnie nic.
- Co tam smakowicie pachnie? - Kobieta stanęła na palcach i pocałowała mężczyznę w policzek. Uśmiechnął się łobuzersko.
- Coś, co będzie na później – powiedział, a potem bez żadnego uprzedzenia podniósł dziewczynę i posadził ją na kuchennym blacie. Zaśmiała się dźwięcznie, muskając palcami jego ciemne włosy.
- Nie jemy dzisiaj kolacji? – spytała. Wyszczerzył się do niej wesoło, a potem wtulił się w jej szyję, składając na niej coraz bardziej oddane pocałunki.
- Dzisiaj zaczniemy od deseru – wymruczał. Jego oddech załaskotał brunetkę w ucho. – Tęskniłem za tobą, GG. – Spojrzał na nią. - Przed wojną śmiałem się z facetów, którzy bez przerwy ganiali za swoimi dziewczynami. A teraz sam, gdybym tylko mógł, przywiązał bym się do ciebie jakąś mocną liną, żebyś tylko nie zniknęła mi z oczu.
Uśmiechnęła się, a potem wtuliła twarz w jego włosy, wdychając ich jabłkowy zapach.
- Nie mam zamiaru znikać. No chyba, że razem z tobą.
Uśmiechnął się tajemniczo, zagryzając dolną wargę, a potem ją pocałował. Georgię jak zwykle przeszedł dreszcz, a potem przywarła do niego mocno, oplatając go nogami. Za każdym razem wydawało jej się, że nie może go kochać już mocniej, ale wtedy działo się coś takiego, co utwierdzało ją w przekonaniu, że się myliła. Wcześniej bała się ufać, bała się kochać, odsłonić przed kimś prawdziwą siebie, dać się poznać, a potem zostać ze złamanym sercem. Teraz, budząc się co rano w ramionach Jamesa, nie wiedziała, jak była w stanie żyć w taki sposób. Uczucie, że ma kogoś, kto się nią opiekuje, a ona może się opiekować nim, napełniało ją codziennie nieustającą radością.
Oderwał się od niej, wpatrując się w nią niebieskimi oczami pełnymi oddania.
- Jeśli już o znikaniu mowa... To co ty na to, żeby zniknąć na chwilę w sypialni?
Georgia objęła go i musnęła ustami płatek jego ucha.
- Naprawdę musimy znikać tylko na chwilę?
Czuła, że się roześmiał, choć nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Odchyliła się, żeby na niego spojrzeć.
- Możemy zniknąć na całą wieczność, jeśli chcesz.
- I to się nazywa odpowiedź.
Nachyliła się i obdarzyła go najsłodszym pocałunkiem, jaki mógł sobie wyobrazić.
**
- Coś nie tak, Matt?
Murdock wyrwał się z zamyślenia i uśmiechnął się lekko do idącej z nim Jessici.
- Nic, tylko... - Westchnął, dając za wygraną. – Ta dziewczyna. Coś było nie tak.
- Która? Ta asystentka? – zdziwiła się czarnowłosa. Przyspieszyła nieco kroku. – Jak dla mnie wyglądała całkiem normalnie.
- Zapewne – uśmiechnął się. Przez chwilę para szła w milczeniu. Po kolejnym skręcie prawnik znowu się odezwał. – Kojarzysz ten dźwięk, kiedy przechodzisz obok skrzynki elektrycznej? To taka metalowa skrzynka przymocowana na niektórych słupach wysokiego napięcia.
Skrzywiła się.
- Żartujesz? Nic nie hałasuje głośniej niż to cholerstwo, kiedy jesteś na kacu. – Pokręciła głową. – Koszmar.
- Panna Feige... ta asystentka... Kiedy stałem obok niej, czułem się tak, jakbym stał przy takiej skrzynce. Jakby siedziała w gniazdku elektrycznym. Ledwo słyszałem, jak bije jej serce.
Jones się zatrzymała.
- Chcesz mi powiedzieć, że ta asystentka jest jakaś pomylona?
- Chcę ci powiedzieć, że jest kimś więcej niż tylko asystentką. Kiedy poprzednio ją spotkałem była zupełnie normalna.
- Odezwał się najnormalniejszy prawnik na świecie.
Uśmiechnął się.
- Słuszna uwaga.
Resztę drogi przeszli w milczeniu, a Daredevil po raz kolejny poddał się rozmyślaniom. Miał dziwne przeczucie, że jeszcze kiedyś ścieżki jego i panny Feige się spotkają.
Pozostawało jedynie czekać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro