Klasa Duchów
- James wiesz może czamu odwołali lekcję na najbliższy miesiąc?! - rzuciła dziewczyna wparowując do pokoju, który aktualnie zajmowałem.
Odwróciłem się w jej kierunku. Czy ja coś wiem na ten temat... Chyba nie, chociaż, a no tak pewnie o to chodzi. Tak znam przyczynę, ale nie mam zamiaru mówić tego tej paplającej na wszystkie strony dzieciarni. Samobójcą nie jestem. Przynajmniej teraz, zobaczymy co przyniesie los.
- Nie, nie wiem. - odparłem i wróciłem do penetracji podręcznika z matematyki.
W sumie to łatwe są te wszystkie działania. Nie pojmuję jak można mieć z tym jakiekolwiek problemy. No cóż każdy jest stworzony do czegoś innego. Mi tam pasuje stan obecny, spokojnie nie wyśle reklamacji niebiosom.
- Na pewno wiesz, bo chodzi podobno o twoją klasę. - powiedziała strasznie pewna siebie.
Uparta jest i to strasznie, ja za to mam czas, a dzieci chyba powinny iść już spać, albo przynajmniej mieć zszyte usta, czy coś. Chociaż podgatunek Janine Moriarty zasługuje nawet na wyginięcie. Nie mam zamiaru tego kryć.
- Podobno, czyli nie ma pewności. Z resztą spadaj lala, bo na dobranockę nie zdążysz.
- Jestem od Ciebie tylko rok młodsza. Nie masz prawa mnie tak traktować! - odburknęła.
Ponownie odwróciłem się do niej. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Ona naprawdę myśl, że może ze mną pogrywać? Oj siostrzyczko mam wrażenie, że o co najmniej rok za krótko mnie znasz by wszystkim zarządzać.
- W takim razie podaj konsekwencje dla tegoż strasznego czynu. - powiedziałem i spojrzałem na nią z rozbawieniem.
Z jednej strony szkoda by było Cię pod względem wyginięcia dlatego, że jesteśmy rodziną, ale drugiej strony tak daleką, oczywiście pod pewnymi względami... Jednak genetyka nie kłamie.
- Poskarżę się rodzicom. - odparła pewna siebie jak nigdy dotąd.
Ledwo powstrzymywałem śmiech. To takie typowe. Chwila i oni mieliby mnie ukarać tak? Nie zrobią tego mają mnie za chłopca uzdolnionego w kierunku matematycznym, ale po sporych przejściach. Znam tę bajeczkę na pamięć. Nic mi nie zrobią. Ooou, teraz mogę nieco powspółczuć Jim'owi i Jerry'emu, oni nie mają tak łatwo. Z resztą co się mnie tyczy teraz będę narażony na coś tam złego ze względu na kilka trupów z mojej klasy. To tylko idioci, jakoś specjalnie za nimi nie tęsknię, a pozbyciem się ich wykonałem naprawdę ogromną przysługę dla świata. Poza tym mają sprawcę pod nosem, a i tak sami na to nie wpadną. Z resztą to tylko kilka wisielców, skoczków spadochronowych bez spadochronów i topielców, a no tak jeszcze pare pieczeni. Łącznie trzydzieści idiotów. Naprawdę nie będę tęsknił, a jeszcze tak dobrze na szkolnych przerwach nie bawiłem się nigdy. Chwila teraz mam naprawdę małoliczną klasę, aż dwóch chłopaków. Naprawdę ogorm, wychowawczyni nie musi dziękować cała przyjemność po mojej stronie. Ach, no tak jeszcze trzeba wypędzić tego dzieciaka zanim Stive przyjdzie. Może dam mu ksywke "Żywy Trup"? Co prawda nawet nie planowałem się go pozbywać, ale nie zmienia to faktu, że zostało nas tylko dwóch. To jest dopiero życie.
- Żebym Cię tylko nie uprzedził. Spadaj zanim twój kochaś nie dowie się o tobie jednej rzeczy za dużo. Kto wie może wtedy wpadnie Billy spod twojego łóżka i zrobi coś nie coś więcej niż Cię przestraszy. No już w podskokach. - rzuciłem i skinąłem głową w stronę drzwi.
Nawet nie musiałem grzebać w jej pamiętniku, żeby się czegokolwiek dowiedzieć. Zostawia za dużo śladów, a dodatkowo ma bardzo rozmowne koleżanki.
Hej z tej strony Alice, tak wiem trochę mnie mię było i to muszę was przeprosić, za brak rozdziału i tak dalej, ale naprawdę "dużo się działo" to bardzo mało powiedziane. Teraz gonią mnie jeszcze te wszystkie wyjazdy. Ugh... Za dużo tego.
Tak przy okazji na mój profil jakiś czas temu wróciło opowiadanie pt. "Oczami Psychopatki" serdecznie zapraszam wszystkich, którzy jeszcze tam nie zaglądali.
Życzę miłego dnia i udanych wakacji. ^.^ AM
Ps. Mam nadzieję, że macie lepszą pogodę niż ja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro