Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1 ....od pierwszego wejrzenia


Plan był prosty.

Mieliśmy spotkać się na kolacji. 

Siódma wieczorem, w sercu miasta. 

Miał na sobie czarny garnitur, a na stole miała pojawić się woda. Gazowana. Był to nasz znak rozpoznawczy.

Po wszystkim miało już być z górki, miałem odejść szczęśliwy. I bogatszy.

I nigdy więcej nie spojrzeć mu w oczy.

Gdyby nie tylko jedno małe 'ale'...

...

Na wstępie musicie mnie zrozumieć.

Byłem tylko biednym studentem. 

Mieszkałem w bloku, razem z dwoma współlokatorami.

Współlokator numer jeden – Jimin.

Jimin preferował samotność. Studiował na uniwersytecie artystycznym, kochał matchę, czytanie kryminałów i, jak się również przy bliższym zapoznaniu okazało, szpiegować ludzi. Pomimo swojego introwertyzmu, nie miał skrupułów, gdy chodziło o podglądanie cudzego życia. W ciągu dwóch lat Jimin wykształcił sobie nowe, nieoczekiwane hobby, którym było stalkowanie naszych sąsiadów. Jego ulubiony obiekt zainteresowań? Chłopak z naprzeciwka, który mieszkał dosłownie po drugiej stronie ulicy. Oczywiście, nigdy nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, ale Jimin mógłby napisać doktorat o jego życiu na podstawie... widoku, który ten dostarczał mu przez okno.

– Spotkałem dzisiaj Yoongiego i omójboże on tak nieziemsko pachnie! – opowiadał mi, jakby to była scena z telenoweli. – Stał przede mną w kolejce w kawiarni. Myślałem, że upadnę z wrażenia, jak go zobaczyłem!

– Spokojnie, za dwa lata będziesz znał jego rozmiar buta, a może i jego numer PESEL. – rzuciłem, przeszukując szafkę w poszukiwaniu moich ulubionych rogalików, ale... ktoś zdążył mnie uprzedzić.

Współlokator numer dwa – kleptoman Hoseok.

– A właśnie, kiedy rozmawiałeś z Hobim?

– Ostatni raz chyba z dwa dni temu. Pakował się na wyjazd do Milanu.

Milanu! W środku roku akademickiego. No jasne. Bogaty, wolny duch, Jung Hoseok. Prawie zapomniałbym o jego istnieniu. Student mody, aka jedynak. Fan marki Apple. Kochał... Właściwie, nie byłem pewien, co tak naprawdę kochał. Od kiedy wprowadził się do mieszkania, widzieliśmy go średnio raz w tygodniu. Większość czasu spędzał podróżując albo imprezując u swoich znajomych. Czasem zajmował się również podkradaniem naszego jedzenia i zostawianiem karteczek z napisem "oddam później".

Oczywiście, że mu zazdrościłem. Jego rodzice nie mieli wygórowanych oczekiwań, nie liczyli na najwyższe oceny w szkole, kredyt na mieszkanie ani wnuka przed trzydziestką. Nie rozczarowali się, gdy porzucił karierę lekarza, by robić to, co naprawdę go uszczęśliwia.

Moim rodzicom nawet nie przyszło do głowy, by zapytać, czy mam wystarczająco pieniędzy na jedzenie. Od momentu, gdy dowiedzieli się, że wybrałem studia, ich jedynym celem stało się pozbycie mnie z domu i cała uwaga skupiła się na mojej młodszej siostrze.

Zanim zdążyłem pomyśleć o czymś więcej, telefon wydał głośny dźwięk powiadomienia.

Z satysfakcją wymalowaną na twarzy, odpisałem na wiadomość.

Ósma wieczorem, w barze sushi.

Gdyby tylko rodzice wiedzieli jaką smykałkę miałem do biznesu...

Może nawet poprosiliby mnie o promocję naszej rodzinnej restauracji! 

– Jimin, doradziłbyś mi, w co się ubrać?

– Tylko nie mów mi, że znowu zaczynasz! – Spiorunowałem go wzrokiem. – Spójrz mi w oczy. Wiem, co robisz! I zakazuję ci gdziekolwiek iść. To niebezpieczne i... niemoralne!

– Niemoralne to jest podkradanie cudzej żywności z szafek. A ja tylko wykonuję pomoc charytatywną.

Wybałuszył oczy w odpowiedzi.

– Pomoc?! Nie wiedziałem, że schadzki ze starymi oblechami nazywają się pomocą.

– Bo ja im pomagam. Wyszczuplam ich portfele. Poza tym, co złego jest w pójściu na kolację?

– Wszystko? Zastanów się. Ty ich nawet nie znasz. A co jeśli trafi ci się ktoś, kto zechce cię skrzywdzić? Doda ci coś do drinka? Co jeśli dowiedzą się, gdzie mieszkasz? Albo zaczną domagać się zwrotu pieniędzy?!

– Doceniam, że się o mnie martwisz. Ale spokojnie, ten teren mam rozpracowany na wylot. Ten koleś to po prostu życiowy nieudacznik, który nigdy nie był na prawdziwej randce. Moim zadaniem jest sprawić, żeby choć raz poczuł się doceniony. A potem... możemy w spokoju dokończyć oglądanie The Recruit, hm?

– Ostatni raz ci pomagam. – Pomachał mi palcem przed nosem w ostrzegawczym geście.

Jimin był utalentowany nie tylko w malarstwie, ale i w makijażu. Dzięki jego magicznym dłoniom moje randki zawsze kończyły się komplementami i dodatkowym napiwkiem. Wiedziałem, że i tym razem mi się powiedzie. 

Oczywiście, czasem nachodziły mnie wątpliwości. Czy powinienem wykorzystywać tych biednych intelektualnie, ale bogatych mężczyzn? Może zamiast bawienia się w chłopaka do wynajęcia powinienem poszukać kogoś, kto naprawdę by mnie pokochał? Ale koniec końców, byłem tylko spłukanym studentem biznesu, pracującym na pół etatu jako barista i niemającym bladego pojęcia, jak właściwie wygląda mój wymarzony typ.

Na miejsce dotarłem pięć minut wcześniej, akurat tyle, by kilka razy zaciągnąć się elektrykiem o smaku coca coli. Słowa Jimina, jak na złość, sprawiły, że zacząłem się niepokoić, a gdy się denerwowałem, odruchowo sięgałem po smakowe powietrze.

Rzuciłem szybkie spojrzenie na swoje odbicie w szklanej ścianie budynku. Ciemne, obcisłe spodnie, kurtka od topowej marki, którą udało mi się upolować w second handzie, i oversizowy T-shirt, który wyglądał, jakby miał własne życie.

Będzie dobrze, pomyślałem, wchodząc do środka i rzucając szybkie spojrzenie na salę, w poszukiwaniu mojego "deseru".

Czekał już na mnie.

Zwrócony do mnie plecami, pisał coś na telefonie. Nie żebym miał powody do zazdrości. Doskonale wiedziałem, że większość mężczyzn, których spotykałem na swojej drodze, była żonata i miała dzieci. Ja byłem tylko ich piątkową rozrywką. Chwilowym oderwaniem od rzeczywistości.

– Hej, mam nadzieję, że nie czekałeś długo – powiedziałem, pochylając się nad jego ramieniem.

– Usiądź. Potrzebuję kilku minut, aby dokończyć jedną sprawę – polecił, nie odrywając wzroku od telefonu. 

Już go nie lubiłem.

Nie żebym spodziewał się po nim lepszego traktowania. 

Dla tych facetów liczyła się tylko kryptowaluta, jachty i nieruchomości. 

– Chcesz czegoś do picia, jedzenia?

A może chciałbyś zjeść mnie? 

Prawdę mówiąc, chciałem tylko pieniędzy. Na przetrwanie, rozrywkę i na poprawę mojego stanu psychicznego. No i na sobotni wieczór z Jiminem, bo przecież od czasu do czasu należało mi się "odchamić" w jakimś eksluzywnym klubie.

– Myślałem, że zjemy razem. – Bawiłem się serwetką i skanując go od góry do dołu. Był przystojny. W przeciwieństwie do moich poprzednich „klientów" wyglądał na dosyć młodego. Może nawet przed trzydziestką? Jego cera była nieskazitelnie gładka, a ciemne, czekoladowe włosy lśniły jak w reklamie szamponu. – Chyba się mnie nie wstydzisz?

– Ty mi powiedz, Taehyung. 

Jego odpowiedź przyprawiła mnie o gęsią skórkę.

Taehyung. 

Wymówił je z taką pewnością siebie, lekkością, zupełnie jakby czekał na ten moment.

I nie, zanim zapytacie - nie podałem mu swojego prawdziwego imienia. 

Zasada numer jeden jasno zabraniała wymiany jakichkolwiek danych.

– Skąd znasz moje imię?

Czyżby mnie śledził?

Brunet zaśmiał się cicho i uniósł wzrok, spoglądając prosto na mnie.

– Wiem o tobie znacznie więcej, Tae. Gdzie pracujesz, to na jaki uniwersytet chodzisz, znam twój adres, rodzinę, przyjaciół... Jeśli mam być szczery, znalezienie cię w sieci było banalnie proste. Wystarczyło tylko skopiować twoje zdjęcie z aplikacji randkowej i wrzucić je do wyszukiwarki. Pokazać ci jak to się robi?

Zrobiło mi się duszno.

– Czego chcesz? – przerwałem mu.

Czułem, jak w moich oczach zbierają się łzy, a policzki płoną ze wstydu.

Trzymał mnie w garści, a ja nie miałem dokąd uciec.

– No powiedz. Chcesz pieniędzy? Ile mam ci wypłacić, żebyś siedz...

– Chcę cię wynająć. 





...

Hejka, czy ktoś potrzebował nowego taekooka? ;v



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro