Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Róża


-Witaj kochana- szepczę i siadam na czarnej ławce. – Wiesz miałem dzisiaj piękny sen. O nas. A dokładniej o naszych początkach. Pamiętasz jak spotykaliśmy się w sadzie Twojego ojca? Na pewno pamiętasz. – Wzdycham rozbawiony. – Kiedyś przyszłaś w zielonej, miękkiej sukience. Z weluru? – Zamyślam się chwilę.- Możliwe. Miała biały, haftowany kołnierzyk i perły na rękawach. Wyglądałaś w niej tak niewinnie. Pamiętam jak tego jesiennego dnia przyszłaś w tej sukience, a blond fale sprawiały, że wyglądałaś jak anioł. Oniemiałem. Pośrodku sadu tylko my, wokół kolorowe liście, dojrzałe jabłka i gruszki. Wtedy też wymyśliłem pretekst by bezwstydnie móc patrzeć w Twoje niebieskie oczy. Gdy rozmawialiśmy wyjawiłem Ci, że lubię rywalizację, przyznałaś, że Ty również. Wtedy już wiedziałem, że mój plan się powiedzie. Zaproponowałem grę: „Kto pierwszy mrugnie ten przegrywa". – Uśmiecham się. – Oczywiście, że się zgodziłaś i byłaś naprawdę groźnym rywalem. Na szczęście moja motywacja dawała mi przewagę. - Spuszczam głowę jak zawstydzony nastolatek. – Tamtej jesieni poczułem, że się w Tobie zakochuję i to bez odwrotu. Rozkochałaś mnie swoją autentycznością w byciu sobą. To Ty mi pokazałaś, że można zachwycić się najbłahszą rzeczą i istotą tego świata – przerywam, skupiając się na wspomnieniu zalewającym mój umysł. – Chodziliśmy na spacery nad Bug, bardzo je lubiłaś. Z czasem i ja je polubiłem, zawsze były nieprzewidywalne. Myślę, że to dzięki Tobie. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Twój dziecięcy zachwyt nad kaczkami czułem się zdezorientowany. W mojej głowie było to nie na miejscu, aby dorosła kobieta goniła za kaczkami i uciszała mnie, żeby nie uciekły. Byłaś pochłonięta i zarazem tak szczerze szczęśliwa, że widzisz... kaczki. – Nadal czuję dezorientację na to wspomnienie.- Nie rozumiałem, jak taka zwykła rzecz może dać tyle radości. Dla mnie powód do radości i szczęścia to zdobycie dyplomu, dobrej pracy, kupienie auta. Potrzebowałem dużych sukcesów by zauważyć powód do radości i świętowania. Ty natomiast przez tyle lat pokazywałaś mi, jak wiele mogę stracić nie zauważając takich prostych rzeczy. I teraz je zauważam, nad wyraz. – Przełykam głośno ślinę i sięgam do wewnętrznej kieszeni brązowej marynarki. Wyciągam zgiętą, biało-czarną fotografie. Rozkładam ją w dłoniach i przyglądam się przedstawionym postaciom na kawałku papieru. Para młodych, świątecznie ubranych małżonków stojących przed drewnianym domem. Dotykam palcem twarzy kobiety, pragnąc choć na chwilę cofnąć się w czasie. Zagryzam wargi i biorę głęboki wdech.- Kochaliśmy się, mimo tak różnych charakterów i zażartych kłótni. Ach, Mario ile bym dał byś choć na chwilę wróciła, nawet jeśli znów posłałabyś mnie do diabła. Za każdym razem mówiłaś w nerwach: idź do diabła, Aleksandrze – naśladuję Twój głos i uśmiecham się nieśmiało. - Wtedy zawsze zastanawiałem się, jak to możliwe, że z kochającej kobiety w sekundę potrafiłaś stać się furiatką rzucającą talerzami. Wiesz, że i tą część Ciebie kochałem? Mimo braku zrozumienia. Ale jak tak myślę, to nie zawsze trzeba wszystko rozumieć. Czasami trzeba po prostu być obecnym – milknę na chwilę, po czym kontynuuję. – Uważałaś, że dawanie ciętych kwiatów to marnotrawstwo. Mimo to czasami lubiłem Ci przynieść kilka polnych maków i chabrów. Oczywiście zawsze wywracałaś oczami i mówiłaś, że nie potrzebnie je zrywałem, ale ja wiedziałem swoje. Lubiłem Cię obserwować i mimo, Twoich zapewnień, że nie potrzebujesz kwiatów widziałem, że sprawiam Ci przyjemność podarowując je. Widziałem jak czasami zatrzymujesz się na chwilę nad bukietem i patrzysz na kwiaty, wąchasz czy delikatnie dotykach palcami, jakbyś bała się o ich płatki. Za każdym razem, gdy podglądałem Cię w codziennych sytuacjach czułem się jak chłopczyk, a nie dorosły mężczyzna..- urywam, spoglądając na wyryte litery i datę na pomniku. – Tęsknię za Tobą każdego dnia. Czasami myślę, że zaraz otworzą się drzwi, pojawisz się w nich Ty i powiesz jak zawsze Olek, wróciłam! zagryzam policzki i zaczynam czuć gulę w gardle. Wiatr zaczyna wiać mocniej i myślę, że to Ty. Stawiam kołnierz marynarki i wstaję. Kładę czerwoną różę na pomniku, następnie zabieram zwiędniętą z poprzedniego razu. – Do zobaczenie kochanie – szepczę i wracam do naszego domu ze zdjęcia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro