Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Pogadamy jak za dawnych lat

Marianna

Pomasowałam lekko odrętwiałą ręką czoło, marszcząc przy tym brwi. Nagła cisza zaległa po mojej stronie słuchawki musiała zaniepokoić interesanta.

— Halo, jesteś tam jeszcze? — zapytał niepewnie.

— Tak. — Nie poznawałam własnego głosu. Był szorstki, zupełnie tak, jakby usłyszenie pół roku po wypadku osoby, z którą współpracowałam dwa lata, było czymś załamującym. — Słucham, co to za sprawa.

Zapadło milczenie, tym razem po obu stronach. Słyszałam jedynie tykanie starego zegara w kuchni, w tym momencie wskazującego dwudziestą pierwszą dwadzieścia siedem.

— Chciałbym o tym porozmawiać osobiście. To nie jest odpowiedni temat na telefon. Dzwonię, żeby się zapytać, czy jesteś jutro wolna. Magda też będzie — dodał ciszej.

— A o której? — Mój głos nadal nie brzmiał znajomo. Słowa wypadające z moich ust brzmiały tak, jakby wypowiadał je ktoś zupełnie obcy. — Mam jutro sporo spraw do załatwienia — dodałam.

— Och, dostosujemy się. Rzuć tylko jakąś godzinę, żebym mógł przekazać Madzi. — Antek cierpliwie czekał, aż dokładnie się zastanowię i dam odpowiedź.

— Pasowałoby wam koło trzynastej? Rano jestem już umówiona, a o piętnastej zaczynam zmianę w pracy. — Nadal byłam zagubiona, kompletnie nie rozumiałam powodu, dla którego byli dyrygent i koncertmistrz chcieliby się ze mną po tym wszystkim spotkać.

— Jasne, przekażę Zawilskiej. To co, do jutra? — W jego głosie słychać było wyraźną ulgę.

— Do jutra. — Rozłączyłam się i zagapiłam tępo w ścianę.

Zaczęło mnie męczyć potężne poczucie winy. Przecież oni również cierpieli. Dla Antka i Magdy wszyscy zmarli, również ja, byliśmy niczym bracia i siostry. Orkiestra Symfoniczna Wrocławskiej Filharmonii żyła ze sobą jak jedna, wielka, kochająca się rodzina. Nie liczyła się różnica wieku między instrumentalistami, profesja, status społeczny czy grubość portfela. Kiedy jedno zadzwoniło o trzeciej w nocy, że nie ma pieniędzy na taksówkę, a utknęło w klubie dla osób homoseksualnych — drugie bez zastanowienia zrywało się z ciepłego łóżka i pędziło na ratunek. Owszem, w naszym stowarzyszeniu były osoby o różnych orientacjach i poglądach. Nie przeszkadzało to jednak we współpracy i koleżeństwie.

Siłą powstrzymywałam się od wykręcenia numeru do mamy. Mieli wystarczająco dużo kłopotów na głowie, a ja nie chciałam dokładać do tego gotującego się gara moich narastających wątpliwości. Po prostu spotkam się z nimi juro i pogadamy jak za dawnych lat.

***

Następnego dnia nie byłam wyspana. Nawet poranna kawa nie wybudziła mnie z letargu, w którym trwałam od wczorajszego telefonu. Spóźniłam się na poranne spotkanie z mamą, ale ta, widząc, w jakim jestem stanie, nie miała do mnie pretensji. Zawsze mnie rozumiała i tym razem wcale nie było inaczej. Próbowała wypytywać, co takiego działo się przez ostatnie kilkanaście godzin, że przebywam z nią bardziej jako duch, a nie żywy człowiek z krwi i kości. Zgodnie z wczorajszym postanowieniem, nie zamierzałam jej martwić. Musiała więc zadowolić się wymówką w postaci słabo przespanej nocy.

Kobieta wyjaśniła mi zasady opieki nad roślinami, które swoją drogą znałam już doskonale. Już nie raz i nie dwa pomagałam jej w wolnych chwilach, a i ogrodnictwo było moją drugą, nieco słabszą od muzyki, pasją. Wytłumaczyła mi, w jaki sposób obsługiwać terminal płatności i wbijać pozycje na kasie fiskalnej. Zbliżało się rozliczenie podatkowe, ale obiecała, że tym zajmie się już sama i zrobi to drogą elektroniczną. Po obchodzie kwiaciarni udałyśmy się na szybką kawę, a tuż po niej musiałam się już zwijać na dzień wcześniej umówione spotkanie. Mama nie skomentowała mojego roztargnienia, jedynie życzyła mi udanego dnia i zapewniła, że cokolwiek się aktualnie dzieje w moim życiu, na pewno się ułoży i drzwi jej domu zawsze stoją dla mnie otworem. Pożegnałyśmy się szybkim cmoknięciem w policzek i wypadłam z kawiarenki jak burza. Za kilka minut miała wybić trzynasta. Znowu byłam spóźniona, czyli nic nowego.

Wykręciłam dobrze mi znany numer i dogadałam się z dyrygentem co do miejsca spotkania, bo w całym tym zaaferowaniu zupełnie o tym zapomniałam. Mężczyzna oznajmił, że wraz z Magdą czekają na mnie w restauracji, w której kiedyś orkiestra obchodziła jubileusz trzydziestolecia. Dziesięć minut później, zdyszana, usiadłam przy stoliku zajętym już przez moich dawnych znajomych.

Powiedzieć, że atmosfera była napięta, to mało. Przez pierwsze kilka minut, dłużących się niemiłosiernie, między nami panowała niezręczna cisza. W końcu była koncertmistrz postanowiła ją przerwać.

— Mój Boże... Nic się nie zmieniłaś. — W jej oczach czaiły się zdradzieckie łzy, z resztą sama nie potrafiłam dłużej pozostawać bezuczuciowa. Jednocześnie zerwaliśmy się wszyscy z miejsc i razem przytuliliśmy. Siedzący w jasno i przytulnie urządzonej sali ludzie, patrzyli na nas nieco rozczulonym, ale i kompletnie nic nierozumiejącym wzrokiem.

Po otarciu łez, których kilka uronił sam Antoni, usiedliśmy i zaczęliśmy się sobie przyglądać.

Siedzący przede mną mężczyzna uśmiechał się do mnie ciepło. Wyglądał, jakby spotkał przyjaciela po latach — to samo uczucie malowało się na twarzy blondynki, której włosy były zaplecione w gruby warkocz francuski. Jej bystre piwne oczy spoglądały zza krótko przyciętej, prostej grzywki. Kompletnie zmieniła swój styl, ale wcale mnie to nie dziwiło. Magda zawsze lubiła eksperymentować, zarówno w grze, jak i wyglądzie. Bracki zaś kompletnie nic się nie zmienił. Nadal nosił oprawki, które teraz spoczywały zawieszone na sznureczku, schowane za kołnierzem rozpiętej, jasnoniebieskiej koszuli. Siwiejący busz kręconych włosów zawijał mu się za uszami. Był przystojnym, dojrzałym mężczyzną, którego zdenerwowanie, śmiech, ironię i podziw w głosie słyszałam niegdyś tak często, a teraz bardzo dobrze pamiętałam.

— Jak tam Michalinka? — zapytałam, kiedy w końcu zdołałam przełknąć zalegającą ślinę. Poprawiłam się na krześle, patrząc, jak dwójka spogląda na siebie z uśmiechem.

Nie było tajemnicą, że trzy lata temu, kiedy Magdalena Zawilska wzięła urlop macierzyński, urodziła Michalinę Bracką. Pomiędzy dyrygentem a koncertmistrz już dawno coś iskrzyło, a dziecko było tego jawnym dowodem. Nie posiadaliśmy się z radości, kiedy Antek ogłosił radosną nowinę i zaprosił nas na pępkówkę. Do tej pory pamiętam, jak z pozoru opanowany i surowy dyrygent wywijał dzikie tańce, oszalały ze szczęścia, na parkiecie jednego z wrocławskich klubów. Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie.

— Bardzo dobrze, właśnie koczuje w przedszkolu, utrudniając dzień przedszkolankom. — Antek parsknął śmiechem na własne stwierdzenie. — Eh, przez tą małą rozrabiakę czuję się dwadzieścia lat młodszy...

— Bez przesady, dziadku. Czterdziestka to znowu nie taki sędziwy wiek! — Zaśmiała się Zawilska.

— Maryś... — zaczęli jednocześnie ostrożnym głosem. — Pomyśleliśmy sobie...

Widocznie się nad czymś zastanawiali. Kiedy kelner podszedł z zamówionymi uprzednio kawą i dwoma sokami pomarańczowymi, nerwowo mu podziękowali i żadne z nich nie potrafiło dokończyć myśli, którą zaczęli.

— No, wyduście to w końcu z siebie. — Niecierpliwie czekałam na to, co mają mi do powiedzenia.

— My nigdy nie przestaliśmy grać. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, muzyka nadal była dla nas opoką. Ostatnio sporo na ten temat rozmawialiśmy i chcielibyśmy się zapytać, co sądzisz... — Kobieta widocznie bała się mojej reakcji na słowa, które lada moment miałam usłyszeć.

— Chcemy na nowo stworzyć orkiestrę. Życia wszystkim tym, którzy wtedy zmarli, nie przywrócimy. Ale możemy zachować pamięć o nich w sposób, który przychodzi nam najłatwiej i w który zawsze wkładaliśmy serce i duszę — powiedział pewnie mężczyzna. — Cholera, Maryś, chyba mi nie powiesz, że ci tego wszystkiego nie brakuje.

Żebyś wiedział, jak bardzo...

Prawda była taka, że z ich śmiercią nigdy się nie pogodziłam, tak samo, jak nigdy sobie nie wybaczę tego, że może gdybym zareagowała wcześniej i podeszła do kierowcy, nic by się nie wydarzyło i wszyscy siedzielibyśmy właśnie na próbie, zaśmiewając się z sucharów rzucanych pod nosem przez trębacza Jarka. Kilka łez pociekło mi po policzkach i skapnęło na bluzkę w kwiaty, której ozdobny sznurek zawiązany w kokardkę zdobił szyję. Życie jednak nieubłaganie mknęło dalej.

Córeczko, pamiętaj, jeśli kiedyś w życiu nadejdzie taki moment, że będziesz się zastanawiać, czy jesteś na coś gotowa, zrób to. Tak naprawdę nigdy nie zdecydujemy się od razu na coś, czego się boimy, a o czym serce podpowiada, że jest słuszne. Nie wahaj się, podejmij ryzykowną, być może z pozoru bolesną, decyzję i żyj. Żyj, bo życie to nie pociąg, a jeśli przemknie ci koło nosa, nie złapiesz kolejnego.

— Jestem za — wychrypiałam w końcu. — Chyba tego by ode mnie oczekiwali, prawda? — zapytałam, tak naprawdę nie oczekując odpowiedzi.

Promienne, ale i nieco niepewne uśmiechy, które zobaczyłam na ich twarzach, upewniły mnie, że ścieżka, na którą wkraczam, choć trudna, jest słuszna.

***

Hejka! Jest to pierwsza notka, jaką dodaję pod rozdziałem, bo nigdy wcześniej nie uważałam tego za coś koniecznego ;)

Po pierwsze, chciałabym Was poinformować, że nie mam już siły na walkę z Wattpadem i jego zamienianiem pauz dialogowych na dywizy, dlatego serdecznie przepraszam, jeśli znowu zeświruje, a ja tego nie poddam korekcie. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie - wklepywanie codziennie tego samego, bo szanowna pomarańcza się na mnie obraziła i mi wszystko zmienia, jest bardzo męczące.

A po drugie chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy przybyli tutaj z akcji Czytanie za Czytanie, organizowanej przez LaylaWheldon. Wasze komentarze były bardzo pomocne przy każdej, nawet najmniejszej korekcie, a wytykanie błędów bardzo mi ułatwiło pracę. Wasze pozytywne opinie również działały bardzo motywująco, dzięki! ❤️

Oczywiście dziękuję również wszystkim tym, którzy w swoich komentarzach pomagają mi na bieżąco poprawiać moją pracę. Mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej! ❤️

A teraz do wszystkich...

Co sądzicie jak na razie o „Partyturze Uczuć"?

Zdążyliście zapłać sympatią do któregoś z bohaterów?

A może znienawidzić?

Czy wydarzenia przedstawiane są naturalnie?

Wyraźcie swoją opinię! PU to dla mnie duża frajda, ale i okazja na poprawę swojego warsztatu, a bez opinii z zewnątrz ciężko będzie mi tego dokonać.

A, no i jest jeszcze jedna sprawa... Poszukuję osoby, która mogłaby dla mnie wykonać karty postaci. Pomyślałam sobie, że może to być fajny pomysł na graficzne urozmaicenie całości. Co o tym sądzicie?

Czekam na Was! ❤️
Cantabile_

***

Rozdział sprawdzony przez Arikage ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro