4. Polska wódka na wielkie nowiny
Jimina w niedzielnym żakiecie pomogła gospodyni nakryć do stołu. Gdy zanosiła ciężką wazę z rosołem, Taehyung pojawił się obok i natychmiast odebrał jej ten ciężar. Wciąż miał siną plamę pod okiem, a to nieustannie przypominało jej o Yoongim.
Czemu ten głupek tak się na nich uwziął?
Dziewczyna pokręciła głową i usiadła na swoim miejscu przy stole. Goście z rodzin Park i Kim w większości byli już na miejscu i żywo rozprawiali o wszystkich zmianach w ich codziennym życiu. Wysłyszała kilka pogrzebów, oświadczyn, nowo narodzonych dzieci... Już dawno pogubiła się w tych pokoleniach. Taehyung miał naprawdę dużą rodzinę, w której relacje między poszczególnymi osobami były wielce skomplikowane. Dlatego oszczędzała słowa na grzecznych powitaniach, pożegnaniach i zwięzłych odpowiedziach na zadane pytania.
W spokoju jadła pierwsze danie, starała się uśmiechać, by zachować opinię uprzejmej, skromnej niewiasty. W towarzystwie popularnego bilardzisty pana Seokjina, bogaczy z jego rodu i oczywiście pod czujną obserwacją swojego ojca czuła się bardzo spięta. Ani myślała, żeby w ogóle zacząć jeść gołąbki w kapuście i ten kopiec ziemniaków, jaki nałożyła jej przyszła teściowa.
Wystraszona podskoczyła na krześle, kiedy pan Seokjin uderzył butelką schłodzonej wódki o stół. Nieużywane sztućce zabrzęczały, a towarzystwo się rozbudziło.
– Chcielibyśmy dziś ogłosić coś bardzo ważnego! – powiedział z szerokim uśmiechem. Ojciec Jiminy stanął przy swoim przyjacielu i po męsku klepnął go w plecy. – Mój najstarszy syn... Taehyung no pokaż nam się... – chłopak speszony odłożył widelec i wytarł twarz w serwetkę. Skinął głową i wbił wzrok w kant stołu. – Znowu palce niedomyte od tych farb – jego rodzina wybuchła krótkim śmiechem. – No ale już, bo najważniejsze trzeba powiedzieć!
– No już nie przedłużaj Seokjin, już im powiedz, bo wódkę stawiasz, a pić nie ma za co!
– Niebawem ożeni się z tą piękną niewiastą, która obok niego siedzi.
– Tu przy świadkach wyrażam zgodę na zaręczyny mojej jedynej córeczki z tym młodym dżentelmenem! – rzekł Namjoon.
Jimina pobladła. Wiedziała, że ich ojcowie od początku mieli takie plany, ale nie spodziewała się, że to nastąpi aż tak szybko. Była jeszcze za młoda na ślub. Bardzo lubiła Taehyunga, ale nigdy się nawet nie całowali. Skąd miała wiedzieć, czy chce spędzić z nim całe życie?
– No obejmij ją chociaż, Taehyung, teraz się nie wstydź!
Poczuła jego rękę na swoim ramieniu, ale nawet na niego nie spojrzała. Nagle jedzenie, które miała przed sobą przestało jej smakować. Zapach rozlewanej wódki bardzo jej przeszkadzał.
– A polej im też, niech wypiją za dobre pożycie!
– To jeszcze dzieci! – wtrącił Namjoon.
– Co im zrobi jeden kieliszek?
Oboje spojrzeli na napełnione przezroczystą cieczą kieliszki. Taehyung chwycił oba. Jeden podał Jiminie, a drugi zostawił sobie. Ona chciała to jak najszybciej odstawić.
– No wypij, Jimina, to nie wypada – szepnął jej na ucho.
– Nie lubię alkoholu – mruknęła niezadowolona.
– Ja przecież też nie, ale ten raz trzeba... wiesz, rodzina... – jego głos był cichy i nerwowy. Widocznie też stresowała go ta sytuacja.
Jimina wywróciła oczami.
– Tylko ten jeden raz – podkreśliła.
I razem uchylili kieliszki. Taehyung wypił do dna, Jimina zaledwie ćwierć i już się skrzywiła. Odstawiła kieliszek jak najdalej od siebie i zapiła ostry, nieprzyjemny smak słodkim kompotem.
Potrzebowała wyjść i się przewietrzyć. Przeszkadzał jej ten gwar i hałas. Niedzielne obiady wbrew pozorom naprawdę ją męczyły.
Przeprosiła wszystkich przy stole i wyszła na podwórko.
Teraz wszyscy byli na obiedzie, więc nie było żadnych dzieci, żeby chociaż pogadać o głupotach. Czuła się jakby powróciła godzina policyjna.
Szła powoli, brudząc swoje błyszczące baleriny piaskiem. Nie miała komu zwierzyć się ze swoich obaw i od lat trzymała wszystko w sobie. Ojciec miał wielkie oczekiwania wobec swojego jedynego dziecka. To oczywiste. Miał tylko jedną szansę, by przekazać dalej swoje geny. Jej geny.
A ona znowu była przez to smutna. Nie chciała zawieść ojca, ale też nie mogła sobie wyobrazić, że ominą ją te wszystkie romantyczne historie z piosenek Jeon Jeongguka.
I kiedy tak szła, jakby to był znak, zauważyła ulotkę z jego zdjęciem. Zanim podniosła ją z ziemi, ktoś ją uprzedził.
– Tego chcesz... młoda damo? – ten głupi, męczący śmiech rozpoznałaby nawet w największych hałasie na wielopokoleniowej wigilii. Zresztą kto inny mógł być o tej godzinie na dworze, zamiast w domu na obiedzie?
– Ja to pierwsza znalazłam, Min Yoongi!
– Ale ja pierwszy podniosłem – obejrzał zabrudzoną ulotkę – a co to... Jeon Jeongguk będzie miał koncert w naszym mieście? Ty go chyba lubisz, co?
– Jeongguk tu przyjedzie? – jej oczy zrazu stały się większe, a smutek zastąpił uśmiech. Wyprostowała się i skrzyżowała ręce. – To znaczy... nic ci do tego!
Yoongi zamilkł, przyglądając jej się. Jak on śmiał tak bezwstydnie się w nią wgapiać?!
– Pierwszy raz cię widzę bez chustki. W tym warkoczu to ci nawet znośnie – rzucił jej ulotkę pod nogi i poszedł w swoją stronę.
A Jimina stała jak sparaliżowana, patrząc to na jego plecy, to na ulotkę z uśmiechniętym idolem z żółtą parasolką. I dotykała długiego warkocza z jasnych włosów, które on tak wylewnie pochwalił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro