Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| one shot |

od razu mówię, żeby nie było żadnych niedomówień. kocham Jaedena i Chosena, bardzo mocniutko, no ale oni pasowali mi tutaj na takich "seksualnych niebezpiecznych"

pracowałam nad tym one shotem dwa miesiące, więc liczę, że Wam się spodoba.

Enjoy! 💋

Poprawiłam plecak na moim ramieniu, biegnąc ile sił w nogach do klasy. Zaspałam. Jak zwykle.

Wypuściłam powietrze z ust, widząc dopiero zbliżającą się nauczycielkę.

— Malutka Sophia, jak zwykle zaspała! — Zaśmiał się Finn. Obok niego stał Jack z miną typu jesteś niemożliwa.

— Cicho, Wolfhard. Zaraz chyba padne na ziemię i nie wstanę.

— To się nie siedzi do nocy i stalkuje Wyatta!
Szybko zasłoniłam usta Grazera, rozglądając się, czy aby na pewno nikt go nie słyszał. Na szczęście każdy był skupiony na czymś innym i nie interesowały ich takie osoby jak my.

— Czytałam książkę, idioto.

— Jeśli biografia Wyatta się do tego zalicza..

Roześmiałam się, kręcąc głową.

Co prawda, Wyatt strasznie mi się podobał.
Jedynie Finn i Jack o tym wiedzieli. Byli moimi przyjaciółmi, najważniejszymi osobami w moim życiu. Pomimo braku akceptacji wśród rówieśników, którzy przezywają ich od pieprzonych homosiów i pedałów. Prawdy nie znają i mówią to tylko dla "beki". Nie rozumiem co jest śmiesznego w śmianiu się z innych i wpajania im do głów, że są kimś, kim nie są.

A tak naprawdę Finn i Jack od pół roku są razem. Może nie okazują tego jakoś publicznie, ale są. I radzą sobie znakomicie! Zupełnie nie obchodzi ich zdanie innych. Co najwyżej moje.

Weszliśmy do klasy, kierując się do ostatnich ławek. Zawsze zajmowaliśmy przed ostatni rząd. Za nami niestety siedzieli Wyatt, Jaeden i Chosen.

Jaeden i Chosen nie należeli do miłych osób. To oni byli głównymi sprawcami żartów na Finna i Jacka. Gdyby nie oni, to podejrzewam, iż ludzi wcale by ich tak nie spostrzegali. Wyatt doszedł do naszej klasy od nowego półrocza. Spodobał mi się od pierwszego dnia, lecz gdy chciałam zagadać, od razu zostałam odepchnięta przez Lieberhera i Jacobsa.
Według mnie, Wyatt wcale nie jest taki zły i zachowuje się tak pod wpływem chłopaków. Chce im zaimponować, a pewnie oni nie chcą, aby wpadł w kontakt z kimkolwiek z naszej trójki.

Nie lubiłam towarzystwa dziewczyn. Nie umiałam się z nimi dogadać. Nie kręcą mnie te wszystkie ploteczki o nowym kolorze paznokci czy o przystojnych aktorach. To mnie nudzi. A z drugiej strony w naszej szkole nie ma żadnej normalnej dziewczyny. Każda patrzy na wygląd i pindrzy się godzinę przed wyjściem z domu.
No kurde, po co tyle tapety na twarzy? W niektórych przypadkach to nawet operacja plastyczna by nie pomogła!

— Ej, Sophia. — Poczułam pchnięcie mojego ramienia.

Zmarszczyłam nos i odwróciłam się w stronę Jaedena, który jak na złość usiadł za mną.

— Wreszcie poderwałaś któregoś z pedałków?

— Spieprzaj.

Wróciłam wzrokiem do zeszytu na mojej ławce. Jack posłał mi współczujące spojrzenia, a po chwili wrócił do pisania liścików z jego chłopakiem.

Naprawdę uwielbiałam ich związek i w pełni go akceptowałam.

Byli ze sobą w każdej sytuacji szczerzy, poświęcają sobie większość czasu, traktują swój związek poważnie (mimo siedemnastu lat) i razem śmieją się z wyzwisk na ich temat.

Ja bym tak nie umiała. Fakt, gdy jestem z nimi to czasami pośmiejmy się z niektórych określeń, lecz gdy jestem sama.. Cóż, po prostu to mnie przerasta. W dzisiejszych czasach szerzy się tyle nienawiści wokół, że to po prostu boli.

— No co? A kto cię wie, może jesteś lesbijką?

Zacisnęłam dłoń na ławce, wzdychając ciężko. Już chciałam coś odpowiedzieć, jednak ktoś mi przerwał.

— Wystarczy, Jaeden.

Mruknął znudzony Wyatt, a moje serce momentalnie zaczęło bić szybciej. Postanowiłam zupełnie zignorować już tego idiote za mną, próbując skupić się na lekcji.

Jednak siedzący Wyatt obok Jaedena, totalnie mnie rozpraszał i całą lekcje uciekałam myślami o nim.

Przez pół godziny wpatrywałem się w Sophie, która uważnie słuchała nauczycielki.

Pierwszy raz, gdy ją zobaczyłem, moje serce po prostu wpadło w jakiś szał. Była piękna. Miała krótkie, rude włosy, urocze piegi i hipnotyzująco niebieskie oczy.
Pech chciał, że musiała przyjaźnić akurat się z dwójką osób, które są najmniej akceptowane w szkole. Gdybym zamienił z nią chociaż jedno słowo.. Nie chciałem nawet o tym myśleć.

Przeprowadzka do Toronto wcale nie była taka zła. Poznałem Jaedena i Chosena, którzy pomimo ich charakteru są dobrymi przyjaciółmi.

— Myślałem, aby wywiesić jakieś kompromitujące plakaty z Sophią w roli głównej.

Rzucił Jae, opierając się o szafki szkolne. Zmarszczyłem brwi, wywracając oczami.

— Domyśli się, że my to zrobiliśmy.

— Może sobie odpuścimy, co? To dziecinne. — Westchnąłem.

Rozejrzałem się po korytarzu, wyszukując tylko jednej sylwetki. Momentalnie uśmiechnąłem się, zauważając pomarańczowy sweterek Lillis.

— Czy ty bronisz tej całej rudej, czy jak?

Pokręciłem głową. Nie mogli poznać prawdy, bo chyba by mnie zabili.
Podziękowałem Bogu w duchu, słysząc dźwięk dzwonka na lekcje. Chemia. Łączone ławki, miejsca wybrane przez nauczycielkę. Siedzę obok Sophii! To chyba jedyny pozytyw tej lekcji.
Nic kompletnie z tego nie rozumiem. Te wszystkie pierwiastki, wzory, obliczenia. To nie dla mnie. Zbyt dużo myślenia trzeba w to wkładać. A gdy siedzi obok mnie dziewczyna, na której punkcie szaleję, to w tamtej chwili po prostu nie interesują mnie jakieś głupie związki chemiczne.

Wchodząc do klasy, mimowolnie miałem na ustach wielki uśmiech. Sophia już siedziała na swoim miejscu, rozmawiając z Finnem i Jackiem, którzy siedzą za nami. Naprawdę ciekawiło mnie, czy oni są gejami. Żarty, żartami, ale jakoś nigdy tak o tym nie myślałem. Jeszcze nie widziałem ich w towarzystwie innych dziewczyn niż Sophia. Co było, przyznam, dziwne.

— Hej, Sophia!

Odwróciła głowę gwałtownie w moją stronę, a na jej policzki wkradły się dwa rumieńce. Cholera, może jest na coś uczulona?

Zmarszczyłem brwi, słysząc śmiech dwójki za nami. Lillis co chwila posyłała im złowrogie spojrzenia, a oni jedynie szeptali coś pomiędzy sobą.

Finn i Jack wydawali się fajni. Byli na pewno zabawni i mili. Widać to nawet na pierwszy rzut oka. Jednak ludzie widzieli w nich tylko gejów (chociaż nawet niewiadomo było, czy oni naprawdę nimi są).

— Ej, Sophia. Idziemy po tej lekcji do sklepiku? Muszę ogarnąć sobie wodę. — Mruknął Finn.

Nawet nie odwróciła się w jego stronę, tylko bazgrała coś w zeszycie.

— Sami idźcie.

— A co? Masz coś do roboty z..

— Okej, pójdę. Po prostu siedźcie cicho!

Zaśmiałem się w duchu. Zrobiłbym wszystko, aby być na miejscu Finna i Jacka.

Sophia była naprawdę cudowna. Pomocna, towarzyska, wrażliwa. Uroczo się śmiała, uroczo marszczyła nos, udając, że się skupia. Ona nawet uroczo kichała!

Ukrywanie uczuć to totalne dno, jednak wiedziałem, że powiedzenie całej prawdy byłoby jeszcze gorsze. Zwłaszcza, że Sophia pewnie nic nie czuję do takiego idioty jak ja. Przyjaźnie się z Jadenem i Chosenem, którzy nabijają się z jej przyjaciół, więc wątpię, aby ona nawet mnie lubiła, a co dopiero kochała. Przecież to byłoby absurdalne.

Odwróciłem głowę w kierunku tablicy, gdy nauczycielka zaczęła coś tłumaczyć. Od kiedy nauczycielka nas tutaj usadziła minęło już dobre pięć miesięcy. I za każdym razem idzie ta sama bajka. Finn i Jack gadają coś do Soph, a ja zupełnie nie ogarniam o co im chodzi. Chciało mi się śmiać za każdym razem, gdy Finn i Jack podrzucali Lillis jakieś karteczki, a ona po ich przeczytaniu była czerwona jak burak.

— Sophiaaa, a wiesz co..

— Cicho siedź, Finn.

— Weź im nie przeszkadzaj, idioto.

— Zobaczymy później.

Zaśmiałem się w duchu. Zmarszczyłem delikatnie czoło, słysząc moje nazwisko wypowiedziane przez nauczycielkę.

— Oleff, pasuje ci twoja para?

Spojrzałem się na Sophie, która miała wzrok wbity w zeszyt.

— Przepraszam panią, ale.. o co chodzi?

— Boże.. Robicie projekt o tlenkach w parach, tak jak siedzicie. Pasuje?

— Tak, jasne.

Przygryzłem delikatnie wargę. Spojrzałem szybko na reakcję Jaedena i Chosena. Mieli drwiące uśmiechy i pokazali mi kciuki skierowane w dół.

— Wiesz, że nie musiałeś i..

— Ale mi to pasuje, Sophia. Będzie fajnie, zobaczysz.

Słyszałem tylko jak dwójka za nami przybija sobie piątkę, a potem zaczynają chichotać mówiąc "syatt się spełnia".

Przez następne pięć godzin zastawiałem co to jest syatt i w jakim znaczeniu było to powiedziane.

— BĘDZIEMY ROBIĆ RAZEM PROJEKT, ROZUMIECIE TO?!

— Zamknij twarz, matko.

Finn wywrócił oczami. Jack walnął go delikatnie w ramię, kręcąc głową. Momentalnie zrobiło mi się słabo, gdy zauważyłam Wyatta pochodzącego w naszą stronę.

— Hej, Sophia. Uch, głupio zacząłem. — Podrapał się po karku, krzywiąc się delikatnie. — Wpadniesz dzisiaj do mnie gdzieś o piątej? Ogarniemy ten cały projekt na chemię.

Miałam ochotę skakać ze szczęścia. Momentalnie się zawiesiłam, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Jack na szczęście zauważył moją reakcje i klepnął mnie w plecy.

— Uch, jasne.

— To do zobaczenia!

Kiedy chłopak zniknął za rogiem, pisnęłam, rzucając się na szyję chłopaków.

— TO SIĘ NIE DZIEJE NAPRAWDĘ, PRAWDA?

Finn spojrzał się na mnie z rozbawionym wyrazem twarzy, a Jack zaklaskał parę razy.

To tak jakby spełnienie marzeń. Jedno z tych najmniej możliwych.

— Oddychaj, Sophia. Oddychaj.

Wzięłam dwa głębokie wdechy, opierając się o szafkę. Rozmarzyłam się delikatnie, nie zwracając uwagi już na dwójkę przyjaciół.

Po lekcjach już nawet nie poszłam z chłopakami do naszej ulubionej kawiarni, tylko od razu pobiegłam do domu.
Nie było nawet opcji, abym straciła godzinę na przygotowanie się. Muszę wyglądać naprawdę dobrze. I na pewno nie pójdę w tym co mam na sobie teraz. W końcu będę w domu Wyatta Oleffa.

Cholera jasna, będę w domu Wyatta Oleffa.

Krzyknęłam do mamy, że nie jestem głodna i jak oparzona wbiegłam do pokoju. Miałam dwie godziny, a jakieś dziesięć minut zejdzie mi droga do jego domu. A z drugiej strony nie chcę się spóźnić. Wyjdę na spóźnialską.
Ale za wcześnie też nie mogę być. Wyszłabym na wścibską.

Boże, ja już się gubię.

Podeszłam do szafy i wyrzucałam z niej wszystkie ubrania po kolei.

— Boże, nie mam co ubrać! — Kopnęłam szafę, czego potem żałowałam. Rozbolała mnie jedynie stopa.

— Cholera jasna. — Wymruczałam, rozglądając się po pokoju. Był grudzień więc nie ubiorę spódniczki. Jestem taką łamagą, że pewnie podarłabym rajstopy nawet nie wychodząc z domu. Krótkie spodenki też nie wchodząc w grę.

Postawiłam na czarne rurki i białą, przewiewną bluzeczkę. Do tego będzie czarna bluza i powinno być okej.

Przed ubraniem się poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic i umyć włosy.

Nim się obejrzałam była już szesnasta czterdzieści i powoli powinnam już wychodzić.

— Mamo, wychodzę robić projekt z kolegą!

— Okej. Tylko nie za długo!

— To do zobaczenia! — Uśmiechnąłem się do dziewczyny i z ciężkim sercem odszedłem.

Finn i Jack mieli ogromne szczęście, że mieli ją przy sobie. Miłość jest po prostu piękna i potrafi zmienić człowieka.

Boli mnie serce za każdym razem, gdy muszę od niej odejść.

Chciałbym z nią pogadać o wiele dłużej. I żeby nasza rozmowa nie składała się z trzech zdań.

Do końca lekcji miałem uśmiech na twarzy. Jednak w środku czułem delikatny stres. W końcu Sophia Lillis będzie w moim domu.

Cholera jasna, Sophia Lillis będzie w moim domu.

Na koniec szkoły ruszyłem biegiem do wyjścia. Musiałem posprzątać w pokoju, uświadomić rodziców, żeby nie walnęli jakimś tekstem i z grubsza się ogarnąć.

Wziąłem głęboki wdech, kiedy ktoś rzucił mnie na ścianę. Zmarszczyłem brwi zauważając Finna i Jacka.

— Co wy..

— Nawet nie próbuj jej ranić, jasne?

Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, jednak zmieniłem moje zdanie i szybko je zamknąłem.

— Niech chociaż powie nam jedno słowo, to uwierz ziomek, będzie z tobą słabo. I nie obchodzi nas to, że ty i wasza "elita".. — Jack dał nacisk na to słowo, a Finn prychnął. — .. mogą dać nam w twarz! To nie jest dla nas ważne. Ważna jest dla nas nasza przyjaciółka Sophia.

— Przecież..

— Lepiej się zamknij, jasne? Możesz nas wyzywać od gejów czy niewiadomo czego, ale Sophie to ty zostaw w spokoju.

Finn patrzył się na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie zabić. Przyznam, był to straszny widok.

— Chciałbym żebyście wiedzieli, że.. że ja was nigdy nie wyzwałem. Prawda, przyjaźnie się z Jae i Chosenem, którzy was nienawidzą, ale ja was lubię i..

— Co nas to obchodzi? Po prostu nie spieprz sprawy z Soph, a twoja śliczna buźka na tym nie ucierpi.

Nie wiedząc czemu, wybuchnąłem w tamtym momencie śmiechem. Jack i Finn spojrzeli się na mnie z miną w stylu co-jest-z-tobą-nie-tak, co jeszcze bardziej spowodowało napad śmiechu.

— Nie wiem co jest z tobą nie halo, Wyatt, ale..

— Posłuchajcie mnie. Sophia podoba mi się od dłuższego czasu i uwierzcie, nie spieprzę tego. A teraz przepraszam, ale trochę się spieszę i..

— Narka. Ma być romantycznie! — Rzucili na odchodne.

Jack powiedział do Finna coś w stylu "syatt is real", na co ten uśmiechnął się głupio.

Oni naprawdę są fajni. Nie rozumiem dlaczego szkoła tak bardzo ich nienawidzi. Nie ocenia się książki po okładce, a ludzie i tak pierwsze co w nas widzą to inność.

Cóż.

Zapukałam w białe drzwi, rozglądając się na boki. Dom Oleffów znajdował się w miłej dzielnicy, gdzie budynki były w żywych kolorach, a ogródki były chyba największą atrakcją. Trawa była tak zielona, aż raziło w oczy. Przyznam, robiło to na mnie spore wrażenie.

Drzwi otworzyła mi starsza brunetka z wielkim uśmiechem na ustach.

— Dzień dobry..

— Dzień dobry, kochana! Wejdź, ty pewnie do Wyatta.

Otworzyła szerzej drzwi. Ściągnęłam buty, ponownie skupiając uwagę na tym co wokół mnie.

— Więc, jesteś z moim synem? Długo jesteście razem? Jak ty z nim wytrzymujesz?
Zamurowało mnie. Przygryzłam wargę, próbując nie zostać czerwonym burakiem.

— Ja.. My.. Um..

— Mamo! Ile razy mam ci powtarzać, że Sophia to moja przyjaciółka..

Sytuację na moje szczęście wybronił Wyatt, który nagle pojawił się na schodach. Uśmiechnęłam się delikatnie na jego widok, poprawiając odruchowo bluzę.

— Dobra, dobra. Tak dużo o niej mówiłeś, że myślałam, że wy coś ten tego.

— Mamo!

Zrobiłam duże oczy, kaszląc sztucznie. Złapał mnie szybko za dłoń i pociągnął ku górze. O mało co nie wywróciłam się na schodach.

Chłopak zakluczył drzwi od jego pokoju, wzdychając ciężko.

Jego pokój nie wyróżniał się niczym specjalnym. Był w zielono - białych barwach i wyglądał naprawdę przytulanie. Był bardzo schludny, widać, że chłopak o niego dba. Nie to, co ja..

- Przepraszam za mamę. Czasami ma jakieś głupie widzimisie.

— Jasne, rozumiem. Moja jakby zobaczyła jakiegoś innego chłopaka niż Jack i Finn to chyba by się popłakała.

Roześmialiśmy się.

Pożartowaliśmy chwilę, a po jakiś dziesięciu minutach usiedlismy na środku pokoju, by w końcu wziąć się za projekt.
Współpraca z nim, nie była niczym złym. Nie musiałam wykonywać całej roboty, jak to zazwyczaj bywa, tylko podzieliśmy się na role. Co chwila rodziła się nowa rozmowa, co sprawiało, że czułam się komfortowo w jego towarzystwie.

— Nie gadaj! — Wybuchnął śmiechem, wycinając jakiś kształt.

— Mówię poważnie. Wybiegłam z tego balu cała od szejku truskawkowego.

Uśmiechnęłam się delikatnie. Chłopak zaciął się na chwilę, po czym delikatnie przybliżył się do mnie.

— Ja bym cię tak nie potraktował..

Odwróciłam wzrok. Moje policzki wyglądały pewnie jak dwa pomidory. Usłyszałam chichot Wyatta, przez co zawstydziłam się jeszcze bardziej.

— Może to głupie, ale zależy mi na tobie, Sophia.

Uniósł mój podbródek dwoma palcami, bym za chwilę mogła poczuć smak jego, miękkich warg. Z początku nie wiedziałam co robić i totalnie spanikowałam. Nie oddałam pocałunku, bo jeśli mam być szczera, to nawet nie wiedziałam jak.

Właśnie pocałowałam się z Wyattem Oleffem. Z Wyattem Oleffem, w którym jestem zakochana od paru miesięcy.

— Jeśli nie czujesz tego co ja..

Pokręciłam głową, zauważając przygnębiony wyraz twarzy chłopaka.
Usiadłam na jego kolana i ułożyłam dłonie na jego policzkach. Przygryzłam dolną wargę, na co chłopak uśmiechnął się. Musnęłam jego malinowane wargi, zamykając się tym samym we własnym świecie.
W tamtej chwili nie liczył się żaden projekt na chemie. Liczył się tylko on. Tylko my.

Weszłam do szkoły z wielkim uśmiechem na twarzy. Jack stał oparty o swoją szafkę i uśmiechnięty rozmawiał z Finnem, który grzebał coś w telefonie.

Już kierowałam się w ich stronę, gdy nagle zostałam pociągnięta za rękę. Pisnęłam, jednak odetchnęłam głęboko, zauważając przed sobą uśmiechniętą twarz Wyatta.
Wciągnął mnie do męskiej łazienki i przyparł do ściany.

— Jesteś mało romantyczny, Oleff.

— Uczę się, Lillis.

Zachichotał w moje usta, by złączyć je w kolejnym, pełnym uczuć pocałunku.
Nie wiem ile się tak całowaliśmy. Może nawet pięć minut?

Skrzywiłam się, słysząc dźwięk dzwonka.

— To co pomiędzy nami, zostaje pomiędzy nami, tak?

— Taka była umowa, Soph. Będzie ciężko, zwłaszcza, że teraz jesteś tylko wyłącznie moja.

Zachichotał. Musnął moje usta, poprawił plecak i wyszedł z łazienki.

Westchnęłam z wielkim uśmiechem, przymykając oczy.

Kto by pomyślał, że zaledwie dwa dni temu był to tylko dla mnie sen? Najskrytsze marzenie, które właśnie się spełniło?

Przeprosiłam nauczycielkę i ruszyłam do ławki, gdzie siedział już Jack. Pech chciał, że siedzę z nim na fizyce, którą właśnie teraz mamy.

— Znowu zaspałaś? Czy na myśl o tym, że zobaczysz Wyatta po wczorajszym wieczorze zbyt bardzo cię przerosła?

Posłał mi zadziorny uśmiech.

Olałam go, bo jeśli mam być szczera to nie miałabym ochoty na rozmowę z nim. Odszukałam wzrokiem Wyatta, który siedział pod ścianą z Finnem. Posłał mi uśmiech, ukazując tym samym swoje słodkie dołeczki.

Jak można być tak idealnym?

Zaśmiałam się z kolejnego żartu Wyatta.
Jesteśmy razem już miesiąc i muszę przyznać, że jest naprawdę miło. Nawet bardzo.

Jedyny minus jest taki, że musimy się ukrywać. Jack i Finn nawet już coś podejrzewają, ale wolę im tego nie mówić. Nie daliby mi życia i dopytywali o szczegóły.
— Mamy teraz chemię, nie?

— Ta. Niestety. Skocze szybko do sklepiku po wodę, okej? — Uśmiechnęłam się.

Pokiwał głową i szybko pocałował mnie w policzek. Z rumieńcem na twarzy wyszłam z jakiegoś ciemnego rogu szkoły i zmieniłam mój kierunek.

Mój oddech przyspieszył, gdy zobaczyłam kartkę na mojej szafce. Nawet parę. A wokół niej, pełno ludzi z telefonami w dłoniach.

"Najmniej spodziewamy się po tej, która przyjaźni się z gejami i jest ich dziwką!"

Było pełno moich poskreślnych zdjęć. Nawet znalazło się parę z Finnem i Jackiem. A to, co najbardziej mnie przeraziło to zdjęcie, gdzie całuję Wyatta, gdzie na szczęście go nie widać, bo ma na sobie kaptur, a drugie jak trzymam go za rękę, wychodząc z męskiej łazienki.

Wpadłam.

— Cholera jasna.

Z każdą zrywaną kartką, czułam się coraz gorzej. Dzwonek już dawno zadzwonił, więc na szczęście dużego zbiorowiska wokół mnie nie było. Na korytarzu nie było już żadnej żywej duszy.

Nagle podeszli do mnie Jaeden i Chosen. Za nimi stał Wyatt ze skruszoną miną. Pokręciłam głową, nie przejmując się ich obecnością.

— I co, Lillis? Karma wraca.

— Spadaj, Jaeden.

Lieberher roześmiał się i popchnął mnie na szafkę. Przymknęłam oczy, bo nie ukrywam, że mnie to zabolało.

— Twoja przyjaźń z gejami wyjdzie ci nosem po dzisiejszej lekcji.

Chosen oparł się o szafkę, a Wyatt co chwila otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak tego nie zrobił.

— Jesteście nic nie wartymi dupkami. Nie ma to jak naśmiewać się z czyjejś orientacji, co?

Po raz kolejny ugryzłam się w język. Cholera, po co ja to powiedziałam.

Jaeden złapał mnie za ramiona i przycisął do zimnej ściany. Ścisnął mój nadgarstek tak mocno, że momentalnie zaczęły lecieć mi łzy.

— Jaeden, stop.. — Wyatt podszedł do niego. Lieberher skutecznie go odepchnął, mówiąc, że ma siedzieć cicho, bo skończy jeszcze gorzej.

— To co, Lillis? Może dla nas też urządzisz małe przedstawianie jak dla gejów? Może na początku mały striptiz, co? Chcesz się przed nami rozebrać, szmato? — Wyszeptał do mojego ucha.

Pokręciłam głową, zanosząc się płaczem.

— Co jest do kurwy? Jaeden, zostaw ją.

Głos Finna uderzył we mnie jak grad z nieba. Podziękowałam w duchu.

— Zamknij się, śmieciu. I radzę ci odejść póki mam dobry humor.

— Hah. To ja radzę ci odejść, dopóki JA mam dobry humor.

Uśmiechnął się wrednie. Jaeden puścił mnie i razem z Chosenem stanęli naprzeciw Finna.
Rozpłakałam się na dobre i poczułam na swoim ramieniu dotyk Wyatta. Czułam obrzydzenie.

Finn zamachnął się i wymierzył cios prosto w policzek Jaedena, przez co ten się skulił.

— Mam ci przypomnieć, że mój ojciec jest gliną? Wypierdalaj, bo pójdziesz siedzieć za prześladowanie.

Trójka zwinęła się szybciej niż spodziewałam.

Finn przytulił mnie, mówiąc, że wszystko już dobrze, czym ani trochę mnie nie uspokoił.

W tamtym momencie moje całe zaufanie do Wyatta prysło jak bańka mydlana.

Jack objął mnie ramieniem, a Finn siedział naprzeciw nas ze zdenerwowaną miną.

— Najchętniej zabiłbym tych dupków. — Warknął.

Grazer posłał mu troskliwe spojrzenie i orientacyjnie złapał go za dłoń. Przejechał po niej kciukiem, przez co Finn momentalnie odetchnął.

— Jest coś, co wam muszę powiedzieć. I myślę, że powinnam powiedzieć już dawno.

Wypuściłam powietrze z ust.

— Jestem z Wyattem. A raczej byłam. Po dzisiejszych wydarzeniach nie chcę go widzieć na oczy.

Jack zrobił minę jakby zobaczył ducha, a Finn prychnął.

— Podejrzewaliśmy to.

— Nie wierzę, że byliście razem, a ten idiota nie odezwał się nawet słowem, gdy Jaeden zrobił ci coś tak okropnego.

Westchnęłam ciężko. Przymknęłam oczy, czując napływające do nich łzy.

Jesteś dla mnie najważniejsza, kocham cię i nie pozwolę, aby cokolwiek ci się stało.

— Jeśli chcesz, mogę z nim pogadać.

— I ja.. — Mruknął Finn.

— Ty, mój drogi nie. Już dość zrobiłeś.

— Od dawna chciałem to zrobić, tylko ty mnie powstrzymawałeś. — Wzruszył ramionami.

— Och, zamknij się już lepiej!

— Zobaczymy wieczorem, kto będzie musiał się zamknąć.

Finn posłał mu buziaka, przez co Jack zrobił się czerwony jak burak. Zachichotałam, wycierając dłonią łzy.

— Kocham was, jesteście najlepsi.

— My ciebie też, bardzo.

Finn objął naszą dwójkę, na co momentalnie uśmiechnęłam się.

Lepszych przyjaciół nie mogłabym sobie wyobrazić.

Pożegnałam się z nimi, mówiąc, że zwijam się z ostatniej lekcji. Nie miałam ochoty już na nic. Na początku chcieli mnie odprowadzić, jednak skutecznie odmówiłam.

Stawiałam dość szybkie kroki w stronę wyjścia, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i zobaczyłam pewną osobę, którą chciałam w tamtej chwili widzieć najmniej.

— Szukałem cię. Wszystko okej? Błagam, powiedz, że tak. Porozmawiam z chłopakami jeśli chcesz. Martwię się.

Prychnęłam głośno.

— Idź do swoich przyjaciół. No dawaj.

— Słucham? O co chodzi, kochanie?

— Nie nazywaj mnie tak, rozumiesz? Wolałeś stać z boku, podczas tego jak Jaeden praktycznie znęcał się nade mną. Tak się nie zachowuje chłopak. Gdyby nie Finn.. nie chcę nawet o tym myśleć.,

— Sophia, ja..

— Skończmy temat. Było fajnie, nawet bardzo. Jednakże nie moja wina, że wolisz swoich pseudo-znajomych od swojej dziewczyny.

— Pozwól mi to wytłumaczyć.

— Nie, Wyatt! Rozumiesz to, do cholery?! Zachowałeś się jak najgorszy dupek. I to już nie chodzi o to, że byliśmy razem. To po prostu było okropne! Mam cię dość. A teraz przepraszam, ale idę do domu. Nara.

Uderzyłem w szafkę, przeklinając głośno. To nie miało się tak potoczyć. Zdecydowanie nie tak.

Nie chciałem psuć relacji mojej i chłopaków. To moi przyjaciele.
Oprócz ich i Soph nie miałem nikogo.
Zależało mi na nich. Wiedziałem, że jeśli zrobiłbym coś w sprawie z moją dziewczyną (a raczej już byłą..) to miałbym przekichane. Wolałem przemilczeć tą sprawę. Nie spodziewałem się jednak, że Jaeden posunie się aż daleko.

Do teraz dziękuje Finnowi, że zachciało mu się pójść do łazienki w trakcie lekcji i zauważył tą popieprzoną scenke.

Niewiele myśląc wpadłem na głupi pomysł. Biegiem skierowałem się w stronę miejsca, gdzie najprawdopodobniej siedzi teraz Jaeden z Chosenem.

Było, tak jak myślałem. Lieberher stał oparty o tylnią ścianę szkoły, a Chosen palił papierosa.
Rzuciłem się na wyższego ode mnie i zacząłem szarpać go za bluzę. Sprzedałem mu pierwszy cios, a gdy byłem w gotowości zadać drugi, to Jacobs szybko mnie od niego odciągnął.

— Co ci przyszło do głowy, debilu?!

— Jesteś jebanym kutasem. Najchętniej to bym cię zabił. Zraniłeś moją dziewczynę..

— Twoją, co?

— Tak, dupku. Ja i Sophia spotykamy się od miesiąca.

— To dlatego tak ją broniłeś..

— To nie twoja jebana sprawa.

Lieberher spojrzał na mnie złowrogim spojrzeniem.

— Wiedz, że masz się trzymać od nas z daleka.

— No i dobrze.

Wywróciłem oczami, poprawiłem bluzę i skierowałem się w stronę wyjścia ze szkoły.

Mój wewnętrzny spokój nie trwał długo, bo poczułem uderzenie proste w mój nos. Złapałem się w tamto miejsce i pod opuszkami palców poczułem lepką wydzielinę. Krew.

— Co do jasnej..

Finn stał przede mną z skrzyżowanymi rękoma. Obok niego sterczał Jack z groźną miną (a bynajmniej taka miała być, bo wyglądał jak obrażony pięciolatek). Piorunował Finna wzrokiem, przez co totalnie nie ogarnąłem o co chodzi.

— Mówiłem ci, debilu, że z nim porozmawiamy. Po-ro-zma-wia-my. A nie uderzymy w twarz!

Wydarł się na chłopaka, przez co ten wywrócił oczami.

— Należało mu się.

Należało mi się.

— Ty jesteś jakiś niedorozwinięty chyba!

— I tak mnie ko.. uwielbiasz.

Przymknął oczy, spoglądając na mnie.

— Na co czekasz, wypierdalaj przepraszać Sophie!

Kiwnąłem głową i dłużej nie czekając, ruszyłem w stronę wyjścia. Usłyszałem jeszcze za sobą "Kocham cię bardzo mocno, ale jeśli wpadniemy w jakieś kłopoty.." i dźwięk pocałunku.

Cóż, czyli to prawda, co mówili Jaeden i Chosen.

Zapukałem w białe drzwi i westchnąłem ciężko, czując jak krwotok z nosa nie ustaje.W duchu modliłem się, aby to właśnie pani Lillis nie otworzyła mi drzwi.

Przygryzłem wargę, gdy przede mną stanęła Sophia w fioletowej piżamie i zapłakanymi oczami.
Cholera jasna, zraniłem ją.

— Wyatt..? O mój Boże, co ci się stało?

Pokręciłem głową. Dziewczyna złapała mnie za dłoń i pociągnęła do środka.
Kazała mi usiąść na parapecie w kuchni, więc to też zrobiłem. Sama Sophia zniknęła za drzwiami łazienki. Wróciła zaledwie po pół minucie z apteczką w dłoni.

— Chciałem powiedzieć, że..

— Zamknij się.

Przerwała mi. Wziąłem głęboki wdech, patrząc na ruchy rudowłosej. Grzebała w apteczce, marszcząc przy tym nosek.

— Mam.

Mruknęła do siebie. Postawiła wodę utlenianioną i waciki obok mnie. Skrzywiłem się delikatnie, na myśl o kontakcie z tym dziadostwem.

— Trochę zaszczypie..

Przyłożyła mi wacik do nosa, przez co syknąłem.

— Co ci w ogóle przyszło do głowy?

— Należało mi się.

Ponownie syknąłem, gdy dziewczyna mocniej przycisnęła wacik.

— Nie, Wyatt. Nie należało ci się.

Momentalnie w jej oczach pojawiły się łzy, przez co moje serce krajało się na miliony kawałków.

Schyliła się po chusteczkę, by wyczyścić krew z mojej twarzy. Robiła to naprawdę delikatnie i z wielkim skupieniem.

Momentalnie spojrzała prosto w moje oczy. Postanowiłem nie zgrywać cioty i złączyłem nasze usta.

Kolejny miesiąc minął szybko. Zbyt szybko.
Nim się obejrzałam był już czternasty luty, co równie dobrze wiązało się z balem walentynkowym.

Przez ten calutki miesiąc trzymałam Wyatta na dystans. Co, prawda, cholernie za nim tęskniłam. Za tymi wszystkimi pocałunkami, słówkami. Jednak chciałam dać mu nauczkę i myślę, że mi się to udało.

Ostatni raz popsikałam się różanym perfumem, przymykając oczy. Stresowałam się. Nawet bardzo.

Biała sukienka, którą miałam na sobie była rozkloszowana, a na tiulu znajdował się brokat. Różowy pasek opinał moją talię, co wcale nie wyglądało tak źle, jak sugerował Jack.

Narzuciłam na siebie płaszcz i pożegnałam się z rodzicami. Przed moim domem stał już samochód Wolfharda.

Usiadłam na tyły, bo dwójka zakochańców zajęła przednie miejsca.

— Jednak ten pasek wygląda lepiej niż na zdjęciu.

— Mówiłam ci przecież!

Jack burknął coś pod nosem i wrócił do wpatrywania się w jego chłopaka.

— Idziesz z Wyattem?

Spytał Finn. Przygryzłam wargę, tym samym uderzając się w czoło w myślach. Miałam przecież czerwoną szminkę.

— Możliwe. Tylko spróbuj mu coś zrobić..

— Dobra, Lillis, nie bądź taka hop siup do przodu.

— Tylko mówię, Finn. Naprawdę, ogarnij się.

Chłopak pokiwał z uśmiechem głową.

— Zrobiłeś wiesz co? — Jack szepnął do Finna z myślą, że nie usłyszę. Jednak się mylił.

Weszliśmy na salę gimnastyczną, która była udekorowana w białe i różowe barwy przez samorząd uczniowski.
Z głośników leciała jakaś wolna muzyka, a pomieszczenia było oświetlane jedynie przez kulę dyskotekową.

Cały parkiet był przełniony uczniami, więc bez sensu było się na niego pchać. Stanęliśmy pod ścianą przy napojach, śmiejąc się z żartu Finna.

— Zatańczymy? — Spytał Wolfhard, wyciągając dłoń w stronę Jacka. Ten, zdziwiony gestem starszego od siebie spojrzał na mnie, a następnie pokiwał głową i położył swoją dłoń na jego.

Wyższy pociągnął go na parkiet, przez co ten o mały włos się nie przewrócił.

Z szerokim uśmiechem obserwowałam, jak Finn oplata Jacka w talii, a Grazer zarzuca ręce na szyję szatyna.

Te dzieci tak szybko rosną.

— Woah, wyglądasz naprawdę ślicznie..

Obok mnie stanął Wyatt. Był ubrany w czarny garnitur, z białą koszulą w różowe kropki.

Czyli jednak słuchał, kiedy mówiłam mu, że zatańczę z nim tylko wtedy, gdy ubierze coś różowego.

— Dziękuję. Ty też wyglądasz naprawdę.. przystojnie.

Zachichotał.

— Chciałabyś może zatańczyć?

— Z chęcią.

Objął mnie w talii, kierując się w stronę parkietu.

Delikatnie zrzuciłam dłonie na jego kark. Uśmiechnął się i zaczął poruszać w rytm muzyki.

Czułam jakby świat wokół mnie zniknął. Liczył się tylko on. Przybliżyłam się do niego i złączyłam nasze usta w motylim pocałunku.

Tak cholernie za tym tęskniłam.

— Już koniec trzymania na dystans, Sophia?

— I koniec z ukrywaniem się.

Zaśmialiśmy się i ponownie zatopiłam się w jego słodkie usta, przez moją szminkę.

— A pomyśleć, że z trzy miesiące temu, to był tylko mokry sen dla Soph.

— Możemy was pobłogosławić, jeśli chcecie.

Jack zachichotał, a Finn zrobił jakąś głupią minę.

— Jack, Finn!

— No, już. Nie denerwuj się. Zamknijcie się w swoim małym raju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro