Październik
Październik pozwalał nam siebie bardziej zrozumieć. Myślałeś, że dowiedzieliśmy się o sobie wszystkiego przez te miesiące? Nie bądź głupi. Nigdy mnie nie znałeś, a ja nigdy nie znałam ciebie.
— Muszę iść na trening — szepnąłeś, kiedy nie chciałam wypuścić cię ze swoich objęć tamtego poranka. Rozumiałam.
— To jest róż pompejański, a to róż indyjski. — wskazałam na tubki z farbami, choć i tak wiedziałam, że za chwilę znów podasz mi odcień, o który nie prosiłam. A ty kiwałeś głową. Rozumiałeś?
— Przepraszam, Hanne, błagam wybacz mi. Hanne. Hanne nie odchodź, proszę. — Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego pocałowałeś moją siostrę. Dlaczego zrobiłeś to wiedząc, że jestem gdzieś niedaleko, podobnie jak moja cała rodzina. Dlaczego przepraszałeś, choć nie czułeś poczucia winy. Dlaczego wybrałeś ją.
Zniszczyłeś nas tamtego wieczoru. Dlatego zerwałam naszyjnik, który podarowałeś mi na ostatnie urodzony. Zdjęłam beżową suknie, którą tak chwaliłeś cały wieczór. Wyrzuciłam zdjęcie, które oprawione w srebrną ramkę, zdobiło szafkę nocą. A później ci wybaczyłam. Zresztą, jak zawsze.
A teraz, przeklinam samą siebie. Bo uwierzyłam w twoje przeprosiny. W twoje kłamstwa i obietnice. W te, których niebo wysłuchiwało podczas październikowej nocy, płacząc godzinami. A z nim, płakałam i ja.
----
Nie lubię tego rozdziału, ale listopad pędzie lepszy. Słowo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro