Kwiecień
Kwiecień był wybawieniem. Stawałeś się wtedy osobą, w której zadłużyłam się bez opamiętania. Szczęśliwym, wypoczętym i czułym chłopcem. Zakończony sezon oddawał ci siły, które wysysał z ciebie przez te wszystkie tygodnie. Dnie i noce spędzaliśmy w swoim towarzystwie. Twoim rodzicom się to podobało, uwielbiali nad razem. Moi byli zupełnie innego zdania.
— Nie lubię tego chłopaka — stwierdzał mój ojciec, kiedy wychodziłeś z naszego domu. Nie dawałeś im powodu do tej niechęci, którą do ciebie pałali. Być może to było problemem? Uprzejmy, ambitny, utalentowany. Ale nadal niewystarczający dla mnie. Tak twierdzili.
— To sportowiec. Za rok o tobie zapomni — mówiła matka, spoglądając na ciebie, kiedy czytałeś mojemu młodszemu bratu. Zawsze byłeś opiekuńczy. Zresztą właśnie tego można było oczekiwać po tak złotym chłopcu. W przeciwieństwie do mnie. Ja byłam zapatrzona tylko w siebie i w ciebie, nikt inny się nie liczył i myślałam, że dotrwamy tak do końca. Dawałeś mi poczucie tej wartości, kiedy dni kwietnia przemijały bezlitośnie. Spacery po pobliskich lasach, przejażdżki po mieście późną nocą, maratony tych dennych seriali, które tak uwielbiałam. Wszystko razem. Tworzyliśmy jedność, nawet nasze serca biły w tym samym rytmie.
A teraz, nasze złączone dusze oderwano od siebie. Nie. To my je oderwaliśmy. Wyszarpaliśmy, pozostawiając na nich widoczne ślady. Kwiecień był nasz. Teraz przywołuje tylko wspomnienia, wywołujące uśmiech na mojej twarzy. Niestety, już żadne z nich mnie tak nie uszczęśliwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro