Rozdział 9
Quantico, Wirginia
Droga z biblioteki, w której pracowała Suzanne Pittman, minęła agentkom przede wszystkim na niemych rozmyślaniach. Co jakiś czas rzucały do siebie pojedyncze słowa, jednak bardziej dla zasady niż z potrzeby wymiany zdań lub przerwania ciszy. Szczególnie Anastasia była rozczarowana tą podróżą. Nie dość, że nikt z pracowników nie kojarzył, by Suzanne odwiedzał jakiś mężczyzna, to jeszcze monitoring z tamtego czasu został już usunięty. Jakiekolwiek pytania o życie prywatne kobiety były zbywane albo wzruszeniem ramion, albo krótkim: „Nie wiem, nie lubiła o tym mówić". Anastasia powinna była się tego spodziewać. Chirurg zawsze wybierał kobiety skonfliktowane z rodziną albo samotne, niezbyt towarzyskie i dość skryte. Tylko raz obrał na cel kogoś bardziej rozmownego i dzięki temu zdążyli aresztować go, zanim znowu zabił. Przynajmniej zdaniem Anastasii zdążyli. Zdaniem sądu niekoniecznie.
Schodząc do Sekcji Behawioralnej, Libby zaczęła się odzywać, ale jedynie po to, żeby marudzić. Obawiała się, że od tego ciasnego biura nabawi się klaustrofobii, o ile to w ogóle możliwe. Z każdym kolejnym krokiem w głąb rozjaśnionego sztucznym, białym światłem korytarza wymyślała następny powód, by wrócić na piętro i wyjść na powierzchnię. Im bardziej absurdalne były propozycje, tym bardziej podobały się one Anastasii. Ashbee była już nawet bliska zgodzenia się, gdy dotarły pod zamknięte drzwi biura. Zastały Daniela wczytującego się w jeden z wielu plików kartek leżących na biurku. Nawet nie podniósł na nie wzroku, gdy weszły. Machnął jedynie ręką, jakby odpędzał latającą przy twarzy muchę.
– Dodzwoniłeś się do tej firmy zajmującej się monitoringiem? – Anastasia oparła się biodrem o zimną ścianę. Mało brakowało, żeby prawym policzkiem dotykała dolnej krawędzi tablicy korkowej.
– Dodzwoniłem się – mruknął, przekładając kartkę i czytając początek następnej. – Najpóźniej jutro rano nagrania powinny być u techników. Mają kamery jedynie w środku.
– Trudno, to będzie musiało nam wystarczyć – oznajmiła Libby bez cienia entuzjazmu. Moment później dotarło do niej, co to właściwie oznacza. – Kolejne gapienie się w ekran, fantastycznie.
– Najpierw technicy będą się gapić, dopiero później my.
– Przecież nie wiedzą, kogo szukać.
– A my niby wiemy?
Anastasia zacisnęła zęby, żeby nie odpowiedzieć podobnym tonem. Daniel nadal wpatrywał się w kartki, przez co widziała jedynie górną część jego twarzy. Wcześniej brzmiał na znudzonego, ale w tym jednym pytaniu dało się wyczuć jeszcze pewną zgryźliwość. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co sugerował. Gdy po krótkiej chwili ciszy podniósł na nią wzrok, Anastasia była już pewna, że na końcu języka miał nazwisko, które ona utożsamiała z Chirurgiem. Nazwisko, które prześladowało ją dniami i nocami. Jego właściciel nie tylko zszargał jej nerwy, ale również zniszczył dość poukładane życie prywatne. Tego ostatniego akurat najmniej było jej szkoda.
Daniel przerzucił kolejną kartkę, ale już nie próbował czytać. Nie znalazł nic nowego w aktach dotyczących ofiar Chirurga z Kansas City. Wszystko było dokładnie takie, jak zapamiętał albo kojarzył. Lewą dłonią przetarł oczy, które po godzinach patrzenia w ekran monitora i ciągłego czytania, jasno dawały mu do zrozumienia, że już wystarczy.
– A co z tymi bilingami? – Libby jako pierwsza przypomniała sobie, że nie mają czasu na sprzeczki, nawet na te bezsłowne. – Powtórzyły się jakieś numery?
– Nie – odparł, opuszczając obie ręce. Nie odłożył jednak wcześniej czytanego grubego pliku dokumentów. – Do tej ofiary nie dzwonił nikt, kto dzwonił do poprzedniej.
– Porównałeś z bilingami poprzednich ofiar?
– Jeszcze nie.
– Sama to sprawdzę.
Anastasia ominęła krzesło zajęte przez Libby i wyciągnęła ręce nad biurkiem, żeby chwycić służbowego laptop Daniela. Agent Chartier, zamiast podać jej urządzenie, uderzył ją kartkami w dłonie. Uparcie jeszcze raz pochyliła się po laptopa, ale z tym samym skutkiem. Oparła ręce o gładki blat mebla i odwróciła głowę w stronę Libby. Mięśnie jej twarzy były bardziej napięte niż Ashbee by się spodziewała. Rozszerzone skrzydełka delikatnie zadartego nosa i szybko unosząca się klatka piersiowa mówiły same za siebie. Daniel irytował swoim zachowaniem nie tylko Anastasię, która wróciła do wpatrywania się w ścianę przed sobą. Otworzyła usta, ale zamiast coś powiedzieć, jedynie wypuściła powietrze i naparła językiem na tylne zęby. Odezwała się, dopiero gdy miała pewność, że niepotrzebnie nie zaogni tej wciąż niewinnej sytuacji.
– Sama mogę to spraw...
– Nie porównałem – przerwał jej i zaczekał, aż skupi na nim wzrok – bo przypomniałem sobie o tych numerach, z których wysyłano ci dziwne wiadomości. Uznałem, że sprawdzę wszystko za jednym razem.
Anastasia zmrużyła oczy, przyglądając się pełnemu zadowolenia uśmiechowi Daniela. Pokręciła głową, gdy kąciki jej ust mimowolnie wygięły się nieznacznie ku górze. Może powędrowałyby wyżej, gdyby Chartier nie kazał jej tak długo czekać na wyjaśnienie. Wciąż opierając się o blat, nachyliła się w stronę kolegi, który w końcu przestał kurczowo trzymać plik dokumentów. Teraz jego dłonie były splecione na biurku.
– Sprytnie, Daniel, sprytnie, ale jeśli dobrze pamiętam, to monitorujemy te numery.
– Zawsze można coś przegapić.
– Bilingi bilingami, ale problem w tym, że nie mamy telefonów ofiar – zauważyła Libby.
– Właśnie, moje drogie koleżanki – zaczął głośniej, przypominając sobie o jeszcze jednej sprawie – gdy wy szwendałyście się nie wiadomo gdzie, ja...
– Byłyśmy w bibliotece.
– Ja rozmawiałem z zastępcą prokuratora okręgowego, dzięki czemu jutro rano jedziemy przeszukać mieszkanie Alice – dokończył niewzruszony tym wtrąceniem ze strony Anastasii.
– Ten prokuratorek chyba cię lubi, na wszystko się zgadza – stwierdziła Libby z pełną premedytacją.
Żadna z agentek nie była w stanie powstrzymać chichotu, gdy wyraz twarzy Daniela zmienił się w ułamku sekundy. Płynnie przeszedł ze stanu niezrozumienia w zmieszanie, po drodze zahaczając jeszcze na moment o zaskoczenie. Ostatecznie nie odpowiedział, jedynie przetarł szorstką od krótkiego zarostu brodę. Dzisiaj wyjątkowo się nie ogolił. Pozwolił sobie na to, bo włoski były na tyle jasne, że przy tej długości i tak niewidoczne. Poza tym nie było tu jego żony, która mogłaby go skarcić.
– Nie znaleźliście telefonu Suzanne? – Anastasia przypomniała sobie o pytaniu, które pojawiło się w jej głowie kilka minut wcześniej.
– Nie, nie było go w mieszkaniu, chociaż to tam ostatnio się logował. Laptop zupełnie wyczyszczony – dodała Libby, zanim jej przyjaciółka w ogóle zdążyła zapytać. – No i oczywiście żadnych odcisków. Wszystko wyczyszczone.
– Jeszcze za szybko na błąd – przypomniał Daniel, po czym uniósł pokrywę czarnego laptopa. – Podasz mi te numery?
Anastasia wyjęła telefon i zaczęła dyktować. Niektóre z numerów znała już niemal na pamięć, jednak wolała nie ryzykować pomyłką. W sumie było ich sześć, a dwa z nich należały do ofiar z poprzedniej serii. Nieraz zastanawiała się, dlaczego Chirurg wybrał właśnie te konkretne. Próbowała znaleźć w tym wskazówki, ale zazwyczaj myśli, którymi mogłaby połączyć te wszystkie kropki, znikały w ostatniej chwili.
– Dawno się z tobą nie kontaktował – zauważył Daniel, wpisując ostatni numer do odpowiedniego pliku.
– Ostatnio na koniec stycznia. – Znów oparła się o ścianę, tym razem jednak naprzeciw tablicy korkowej, a nie tuż obok niej. Przez chwilę krążyła wzrokiem po ciasnym pomieszczeniu, jakby to w nim mogła znaleźć jakieś wskazówki. – Z numeru Charlotte Steadman.
– To ta lekarka? – upewniła się Libby, na co pozostała dwójka szybko przytaknęła. – Ostatnia z ofiar serii w Kansas City.
– I jednocześnie ta, która naprowadziła nas na Pollarda. – Wyjątkowo nikt nie spojrzał na nią krzywo, gdy wymówiła jego nazwisko. – Może gdybyśmy poczekali wtedy dłużej pod tym mieszkaniem...
– Przestań, An. – Daniel zaczął mocniej stukać w klawiaturę laptopa. – Nie miał przy sobie żadnej broni, żadnych ostrych narzędzi, niczego, gdy go zgarnęliśmy. Moglibyśmy czekać tam do rana, a to i tak niczego by nie zmieniło.
– Gdybyśmy czekali do rana, to moglibyśmy mieć jeszcze jedną ofiarę.
– Wiesz, że to nieprawda – odparł jeszcze bardziej stanowczo niż przed momentem i tym razem na dodatek zganił ją spojrzeniem. Grymas na jej twarzy nie skłonił go do zmiany tonu głosu. – To było ich pierwsze spotkanie. Chirurg nie zabija podczas pierwszego spotkania.
– Niezupełnie pierwsze – rzuciła niemrawo.
– Pierwsze sam na sam.
Temu już nie mogła zaprzeczyć. Zaplotła ramiona na klatce piersiowej i odchyliła głowę, tym samym opierając ją o ścianę. To, że Daniel miał rację, bynajmniej nie oznaczało, że w pełni się z nim zgadzała. Gdy zatrzymali Pollarda, Chirurg działał już w naprawdę szybkim tempie. Nie mogła mieć jednak do nikogo pretensji o to prędkie wejście do mieszkania kolejnej potencjalnej ofiary, bo właśnie ona podjęła ostateczną decyzję. Może i tamta kobieta przeżyła, ale za to teraz ginęły następne. Anastasia zwiesiła głowę i niemal niezauważalnie nią potrząsnęła. Nie powinna myśleć w takich kategoriach. Powinna znów skupić się na numerach. Nie była jednak w stanie tego zrobić przez odbijający się od beżowych ścian odgłos stukania palcami w klawiaturę przerywany jedynie głośnym klikaniem.
– I co, jakieś numery się powtarzają? – Libby zwróciła się do zapatrzonego w ekran Daniela.
– Nie.
– Cholera jasna, ile on może mieć telefonów?
– Kiedy dokładnie zginęła Suzanne Pittman? – ocknęła się nagle Anastasia, sprowadzając na siebie spojrzenia współpracowników. Sama wpatrywała się w zdjęcia na tablicy.
Libby wysiliła pamięć. Zdawało jej się, że minęły miesiące, odkąd przyleciała do Waszyngtonu. Jednocześnie wciąż doskonale pamiętała ostatni wieczór przed wyjazdem i to, w której minucie którego odcinka skończyła oglądać serial. Tak samo żywe było wspomnienie ostatniego śniadania w domu, które jak zwykle zjadła w biegu, ale wyjątkowo jeszcze dopakowywała ostatnie rzeczy do walizki. Mimo zniekształconego poczucia czasu i tak przypomniała sobie konkretną datę szybciej niż Daniel.
– Patolog oszacował zgon na trzeciego marca. Dlaczego pytasz?
– Chirurg ostatni raz kontaktował się ze mną na końcu stycznia i to z numeru ostatniej ofiary poprzedniej serii. Może to miało symboliczne znaczenie? – Nie doczekała się żadnej odpowiedzi, ale niecierpliwość też nie pozwoliła jej długo czekać. – Symboliczne zamknięcie tamtej serii i rozpoczęcie nowej. Ale między tym telefonem a śmiercią Suzanne jest ponad miesiąc. Trochę długo na bezczynne siedzenie.
– Przez miesiąc mógł się z nią spotykać – znów to agentka Timpany zabrała głos.
– To prawda. Tylko... Nie sądzę, że zadzwonił, gdy...
– Gdy co?
Libby gestem ręki nakazała Danielowi być cicho. Znała Anastasię lepiej niż on, pewnie lepiej niż większość ludzi. Bez trudu mogła rozpoznać u niej to skupienie, które opanowywało ją całą. Twarz jakby zastygała w jednym wyrazie, podczas gdy z ciałem działo się zupełnie coś innego. Teraz też Anastasia krążyła po całym biurze z dłońmi raz splecionymi za plecami, a za chwilę już na klatce piersiowej i znowu za plecami. W końcu zatrzymała się na środku i zawiesiła wzrok najpierw na Danielu, a potem na Libby.
– Pamiętasz, jak w grudniu byłam w tym całym zimowisku i dostałam wiadomość ze zdjęciem twoim i Maggie? – Anastasia zaczekała, aż Libby kiwnie głową. Zdawało jej się, że przyjaciółka już zrozumiała, o co jej chodzi, jednak nie zamierzała czekać na jej odpowiedź. – Powiedziałaś wtedy, że to numer którejś z pierwszych ofiar. Zdjęcie z tej wiadomości było zrobione w Kansas City. Później dostawałam już tylko SMS-y albo głuche telefony, żadnych zdjęć.
– Myślisz, że wtedy wyjechał z Kansas City – strzeliła Libby.
– Powiedziałaś wtedy jeszcze, że kilka dni wcześniej Pollard sprzedał mieszkanie.
– Powiedziałaś jej takie rzeczy? – po raz pierwszy wtrącił się Daniel, a pretensja w jego głosie całkowicie wytrąciła Anastasię z poprzedniej gonitwy myśli.
– Naprawdę sądzisz, że to jest teraz najważniejsze, Danny?
– Po prostu zainteresowało mnie, że gadasz na lewo i prawo o szczegółach śledztwa.
– Nie na lewo i prawo, tylko Anastasii – odparła znacznie łagodniejszym tonem, niż zrobiłaby to wspomniana przez nią przyjaciółka. W takich sytuacjach Libby pozostawało albo zaognianie konfliktu, albo wyciszanie go i w przypadku tych zawodowych kwestii zawsze robiła to drugie. – Poza tym to był handel wymienny, informacja za informację.
– Co nie zmienia tego, że...
– Mogę mówić dalej? – Ashbee przerwała koledze, wcale na niego nie patrząc. Jego zasadniczość ostatnio coraz bardziej działała jej na nerwy.
– Możesz – zarządziła Libby.
– Więc tak, myślę, że wtedy wyjechał z Kansas City. A to, że Pollard kilka dni wcześniej sprzedał mieszkanie, chyba nie może być przypadkiem.
– I gdzie niby mieszkał przez te kilka dni?
– Ty mi powiedz, ja wtedy nie zajmowałam się tą sprawą – odparła, nawet nie starając się powstrzymać złośliwego uśmiechu.
Daniel odwrócił wzrok od jej oczu. Pollard zniknął w ciągu jednej nocy. Pod jego mieszkaniem non stop stał samochód ze śledczymi, którzy mieli go pilnować, jednak to nie wystarczyło. Został uniewinniony, więc ich pole działania było znacznie ograniczone. Nie mogli bez przerwy monitorować jego konta bankowego i telefonu. Gdy tylko przestali, błyskawicznie sprzedał mieszkanie, w którym zostawił wyczyszczony telefon. Wciąż nie wiedzieli, jakim cudem zrobił to właśnie wtedy. Może przypadek, może ktoś mu powiedział. Mimo tych dziwnych zbiegów okoliczności i podejrzanego zniknięcia Pollarda Danielowi wciąż było ciężko dopuścić do siebie myśl, że może to sąd się pomylił, a nie oni. Mieli go w areszcie śledczym, a i tak wyszedł wolny.
– Czyli jeżeli założymy, że faktycznie wyjechał pod koniec grudnia – kontynuowała Anastasia, odwracając się w stronę przyjaciółki – to ten telefon pod koniec stycznia z numeru Charlotte Steadman musi oznaczać coś innego. Miał ponad miesiąc na...
– Na przygotowanie się do kolejnego morderstwa – dokończyła Libby, na co Ashbee żywo przytaknęła. – Zadzwonił, zanim znowu zaczął.
– Może tego samego dnia, w którym zabił, może trochę wcześniej, ale na pewno nie ponad miesiąc wcześniej. Czyli Suzanne Pittman nie jest pierwszą ofiarą nowej serii.
– Szukaliśmy w bazie i nie było żadnego morderstwa, które pasowałoby chociażby na dziewięćdziesiąt procent. To gdzie jest ta pierwsza ofiara? – Tym razem ton Daniela nie był już taki ofensywny.
– Właśnie na to musimy sobie odpowiedzieć.
– Chryste, An, ona może wcale nie istnieje, a my...
– Nie mówię, że musimy teraz skupić się tylko na tym – przerwała mu po raz kolejny. – Mówię, że powinniśmy mieć to na uwadze.
– Ofiara nawet nie musi być w tym mieście.
– To prawda. Może Pollard... – Przejechała spojrzeniem po twarzach współpracowników, z których łatwo było wywnioskować, że to jednak jeszcze nie był czas na używanie nazwiska. Najwidoczniej jej spekulacje ich nie przekonywały, potrzebowali prawdziwych dowodów. – Może Chirurg wstąpił gdzieś, zanim przysiadł w tej okolicy. Wystarczy, że jakiś policjant wprowadził do bazy zbyt ogólne informacje i już nie jesteśmy w stanie przypisać mu tej ofiary.
– Może – odpowiedział po chwili Daniel. Zerknął na godzinę w prawym dolnym rogu ekranu, po czym wyłączył laptopa. Robiło się już późno. – Szukanie igły w stogu siana. Igły, która może wcale nie istnieje.
– Dopóki nie mamy dowodów, nic nie istnieje.
– Zwłaszcza dopóki nie mamy ciała.
– No, skoro wszyscy się zgadzamy, to możemy pojechać na jakąś kolację. – Ta propozycja Libby sprawiła, że Daniel niemal niezauważalnie się wzdrygnął.
– Myślisz teraz o jedzeniu?
Anastasia nie przysłuchiwała się ich rozmowie, zamiast tego przypatrywała się zdjęciom przyczepionym do tablicy korkowej. Bezskutecznie szukała podobieństw w wyglądzie fizycznym ofiar tej i poprzedniej serii. Przez ułamek sekundy pomyślała, że może Chirurg podświadomie zabijał w jakiejś określonej kolejności. Szybko przekonała się, że to ślepy trop. Ani pierwsza, ani druga ofiara z Kansas City nie przypominała Suzanne Pittman, która według dotychczasowych ustaleń była pierwsza zamordowaną kobietą po jego ponownym uaktywnieniu się. Nie było żadnej dodatkowej ukrytej zasady.
– To jak, słońce? Jeszcze jakieś pomysły?
Dopiero po tych słowach Anastasia zauważyła, że zarówno Libby, jak i Daniel stoją już z kurtkami w dłoniach. Bez słowa potrząsnęła głową i też zaczęła przygotowywać się do wyjścia. Miała nadzieję, że to jutro będzie ten wielki dzień, w którym w końcu czegoś się dowiedzą. Może z monitoringu, może z mieszkania Alice Haas. Może.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro