Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12


Quantico, Wirginia


Anastasia jedną dłoń wykorzystała do oparcia na niej brody, a za pomocą drugiej uderzała końcówką czarnego długopisu o blat plastikowego biurka. Tym razem to ona siedziała w bliskim towarzystwie ściany. Naprzeciw niej rozsiadł się Daniel, który od rana był jeszcze bardziej markotny niż zwykle. Libby za to od czasu do czasu przechadzała się po pomieszczeniu, gdyż zupełnie nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w tej klitce. Wystarczyły trzy dłuższe kroki, żeby pokonać całą szerokość biura.

– Jakieś pomysły? – wyrzuciła z siebie Libby po kolejnych kilku minutach uporczywego milczenia.

– Zastanawiam się, dlaczego Chirurg przestał kontaktować się z An.

– Rozmawialiśmy o tym wczoraj. – Anastasia doskonale widziała wzrok Daniela utkwiony w maltretowanym przez nią długopisie, ale nic sobie z tego nie zrobiła. Wciąż uderzała końcówką o stół, powodując tym samym niekończące się klikanie. – Nie pamiętasz?

– Pamiętam – obruszył się, chociaż na chwilę wykrzesując z siebie odrobinę więcej energii. – Ale to, że wyjechał z Kansas City i zaczął nową serię, nie znaczy, że nie mógłby dalej się z tobą kontaktować.

– Pewnie gdyby nie przyjechała, to by to robił – powiedziała Libby, z czym Daniel po chwili namysłu się zgodził. – Zresztą wciąż może znowu zacząć. Może nawet skontaktować się z tobą albo ze mną, nie musi z An.

– Nie sądzę. Właściwie... – zaczął, w końcu odrywając wzrok od długopisu. Wyprostował się, splótł ramiona na klatce piersiowej i podążył spojrzeniem od wypranej z emocji twarzy Anastasii do Libby, która akurat podeszła bliżej biurka, by sięgnąć po stojący na nim kubek z kawą. Odczekał, aż naczynie wróci na blat. – Jeśli się z nami skontaktuje, to tylko ze względu na Anastasię.

– Prawie jakbym była jakąś celebrytką – zauważyła kąśliwie tylko po to, by przypomnieć mu, że też znajduje się w tym pomieszczeniu.

– Jesteś dla niego dodatkową atrakcją.

– Daniel...

– Co? – przerwał Libby, nie kryjąc irytacji, którą wywołała w nim odpowiedź Anastasii. – Ja to wiem, ty to wiesz, a ona wie to najlepiej. Skoro przyjechałaś, tym bardziej powinien coś z tym zrobić.

– Słucham? – Ashbee jeszcze bardziej odchyliła się do tyłu, niemal uderzając głową o znajdującą się za nią ścianę. Długopis, którego końcówką wcześniej stukała w blat biurka, teraz zacisnęła w dłoni.

– Może czegoś nam nie mówisz.

– Naprawdę zaczynasz przesadzać – oznajmiła Libby znacznie mocniejszym głosem, niż moment wcześniej, gdy próbowała włączyć się w rozmowę.

– To nie byłby pierwszy raz, gdy Anastasia działa na własną rękę.

– Nie jestem aż tak głupia, by narażać niewinne osoby.

– Głupia na pewno nie jesteś, ale dumna, uparta i egocentryczna już tak.

– Nawet jeśli, to i tak nijak ma się to do tego, co zasugerowałeś – odparła pewnie, powstrzymując chęć, by zafundować mu podobną wyliczankę.

– Po prostu powiedz, czy wiesz coś, czego my nie wiemy.

– Nie wiem. Uwierzyłeś?

– Skończyliście już? – wtrąciła Libby, gdy Daniel, zamiast odpowiedzieć, wbił spojrzenie w metalowy regał, znajdujący się niemal naprzeciw niego. Zgodnie z jej przypuszczeniami żadne z agentów nie zareagowało na to pytanie. – Możemy zająć się czymś pożytecznym? Na przykład tym, co już wiemy?

– Nic nie wiemy.

– Mamy nagranie sprzed stadionu z kilkoma autami, a Chirurg może jeździ którymś z nich – przypomniała Libby, co tylko sprowokowało agenta do głośnego westchnienia. – Dobra, wiem, że nie mamy rejestracji, ale może później będziemy mogli porównać to nagranie z innymi.

– Na pewno nie z tymi z apteki, bo nie mają kamer wychodzących na ulicę.

– Ale może z jakimiś innymi. – Stanęła na środki małego pomieszczenia i oparła dłonie na biodrach. – Poza tym wiemy, że wciąż stosuje tę samą technikę. Najpierw przez jakiś czas spotyka się z kobietami i dopiero później je zabija. No i nie wyrzuca ciał od razu po morderstwie. Nie zmienił praktycznie nic w stosunku do poprzedniej serii.

– I co nam to daje? – zapytał wciąż poirytowany. – Przecież nie będziemy teraz pytać każdej mieszkanki Waszyngtonu i okolicznych miejscowości o to, czy ostatnio zaczęła się z kimś spotykać.

– Z mężczyzną w średnim wieku z medycznym wykształceniem.

– Brzmi jak Pollard.

– Brzmi jak coś, co powiedziałam jeszcze przed Pollardem – Anastasia odezwała się pierwszy raz od dłuższej chwili. W końcu odłożyła długopis na blat, ale w zamian ciasno splotła dłonie, jakby to mogło powstrzymać wydostanie się pulsującej w skroniach złości. Daniel raz po raz wbijał jej kolejne szpilki i mimo że na niektóre zasłużyła, coraz ciężej było jej tutaj wysiedzieć. – Z poprzednich spraw wiemy też, że jest przeciętnej postury. Potrafi planować, ale na dłuższą metę przestaje trzymać się tych planów. Może to nawet już się dzieje. Posprzątał mieszkanie Alice niedługo przed naszym przeszukaniem, a przecież minęło jakieś pięć dni między jej zgonem a znalezieniem jej ciała i jeszcze trzy dni od znalezienia. Miał mnóstwo czasu, a pewnie zrobił to dopiero wczoraj, ewentualnie przedwczoraj.

Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć albo ona zdążyła coś dodać, po pomieszczeniu rozeszło się krótkie, ale głośne pikanie. Daniel od razu odchylił się lekko na krześle, żeby wyjąć telefon z kieszeni eleganckich spodni. Na ekranie widniała bardzo zwięzła wiadomość, która jednak błyskawicznie postawiła go na nogi. Zamiast powiedzieć agentkom, o co chodzi, rzucił jedynie, że zaraz wróci, po czym trzasnął drzwiami.

Libby od razu usiadła na wcześniej zajmowanym przez niego krześle. Odwróciła głowę w prawą stronę, by przypatrzeć się wiszącym na korkowej tablicy fotografiom. W rzeczywistości jednak chciała dać przyjaciółce chwilę na ochłonięcie. W końcu planowała znów ją zdenerwować. Gdy kątem oka zauważyła, że Anastasia już nieco się rozluźniła, od razu przystąpiła do działania.

– I co, będziesz teraz tak milczeć?

– Myślę.

– O czym? – Libby oparła się o biurko, by móc położyć policzek na dłoni. – Albo o kim?

– O sprawie.

– I dlatego jesteś taka markotna od rana?

– Chyba pomyliłaś mnie z Danielem – prychnęła i odwróciła głowę. Potrzebowała wziąć kilka głębszych wdechów.

– Nie, on jest dzisiaj gburowaty i irytujący, a ty markotna i milcząca – powoli wyjaśniła Libby, gestykulując wolną dłonią. – Tylko ja jestem normalna, ale w takim towarzystwie też zaraz zacznę się ze wszystkimi kłócić.

– Mam się cieszyć, gdy co chwilę ma do mnie jakieś pretensje?

– No przecież nie o tym mówię, słońce. Umilkłaś, jeszcze zanim Daniel zaczął szaleć. Po prostu to przyznaj, od razu zrobi ci się lepiej.

– Libby, o co ci właściwie chodzi? – Anastasia wróciła spojrzeniem do przyjaciółki, która zaraz się wyprostowała.

– A tobie?

– Możesz w końcu odpowiedzieć?

– Ale to ty masz odpowiedzieć.

Anastasia schowała twarz w dłoniach, jednak zaraz rozsunęła palce, by mimo wszystko móc patrzeć na coraz bardziej plączącą się Lelystrę. Odtworzyła w myślach cały dzisiejszy dzień i energicznie opuściła ręce na uda, gdy w końcu się zorientowała. Szerzej otworzyła oczy, widząc perfidnie unoszące się kąciki ust Libby. Miała ochotę chwycić ją za ten blezer w kolorze butelkowej zieleni, wyciągnąć z biura i na koniec zamknąć za nią drzwi.

– Czy ty naprawdę sądzisz, że ja mam teraz czas na myślenie o Woodardzie?

– O, widzisz, jednak wiesz, o co mi chodzi – odparła z jeszcze szerszym uśmiechem. – I tak, tak właśnie sądzę.

– To źle sądzisz.

– Jasne.

– Libby, zlituj się – jęknęła, znów chowając twarz w dłoniach. Głośno wypuściła tyle powietrza, ile tylko mogła.

– Zero litości, gdy próbujesz mnie okłamać.

– Gdybym chciała cię okłamać, nawet byś tego nie zauważyła.

– Ktoś inny może by nie zauważył, ale ja tak. No?

Anastasia w końcu pozbierała się po tych niespodziewanych insynuacjach Libby. Pierwszy szok już minął, tak samo rozbawienie. Lelystra jednak cierpliwie czekała, bez słowa znosząc, jej uporczywe kręcenie głową. Zmrużyła jedynie niebieskie oczy, których ani na moment nie odwróciła od twarzy przyjaciółki.

– Dobra, już niech ci będzie. – Anastasia w końcu zrozumiała, że to będzie trwać tak długo, aż coś powie. – Wiedziałam, że jest w związku, ale tak, zdziwiłam się, że jest już zaręczony.

– Całkiem ładna ta jego narzeczona.

– Całkiem albo i nawet bardziej niż całkiem.

– Może, ale ty też jesteś śliczniutka, więc co za różnica – odparła obojętnie, gdy zauważyła, że jej uwaga nie zrobiła większego wrażenia na rozmówczyni. Czekając na odpowiedź, w duchu stwierdziła, że to nawet dobrze. Ostatecznie to znów ona musiała zabrać głos. – Chociaż w sumie żadna z was nie jest w moim typie.

– Bo jesteś wybredna.

– Może, ale nie gadamy o mnie. To jak z tym szeryfem, rozmawialiście?

– Niezbyt. Było dość niezręcznie.

– Czyli... – Libby urwała, słysząc otwierające się drzwi. Obejrzała się przez ramię i od razu natrafiła na wzrok Daniela. Miał nieco lepszy humor niż wtedy, gdy wychodził. Zmarszczyła brwi niezadowolona, że przerwał im akurat w takim momencie. – Co jest?

– Technicy przejrzeli nagrania z apteki i wybrali mężczyzn w średnim wieku, którzy pojawili się tam ponad dwa tygodnie temu podczas zmiany Alice. Bardzo wielu mężczyzn – dodał, gdy błyskawicznie zerwały się z miejsc.

– Może któryś skojarzy nam się z nagraniami z Kansas City. – Mimo że Libby nie znosiła sprawdzania monitoringu, które zawsze ciągnęło się całymi godzinami, była skłonna wrócić do poprzednich nagrań, byle by w końcu coś znaleźć. Może nawet obeszłoby się bez tego. W aktach mieli kilkanaście zdjęć potencjalnych podejrzanych o poprzednie morderstwa. – Dobrze widać ich twarze?

– Nie wiem, nie oglądałem tych nagrań. Ale chyba całkiem dobrze, w końcu technicy na jakiejś podstawie ich wybrali.

Anastasia dla siebie zostawiła to, co myślała o tej sytuacji. Ona zamierzała szukać jednej konkretnej osoby. Schowała dłonie do kieszeni czarnego żakietu, by nie zacząć ich nerwowo ściskać. Nie wiedziała, że nie tylko jej serce tłucze się w piersi. Każde z nich liczyło w końcu na jakiś przełom. Na coś, co wreszcie pozwoli im ruszyć, bo jak na razie ciągle błądzili po omacku. Daniel był jednak nastawiony najmniej optymistycznie. Fakt, wchodząc po schodach na piętro, rozważał w myślach, co mogą zobaczyć na nagraniach i jak może im to pomóc, ale jednocześnie przyzwyczaił się już do tego, że akurat przy tej sprawie stale im coś umyka. Wolał przygotować się również na ten scenariusz. Im dłużej o tym myślał, kolejne rozczarowanie wydawało się coraz bardziej prawdopodobne. Gdy otwierał drzwi do odpowiedniego biura, już niemal nic nie pozostało z początkowego entuzjazmu. Jako pierwszy wszedł do środka i jako pierwszy zajął miejsce naprzeciw technika, który już przekręcił monitor w taki sposób, by zarówno on, jak i cała reszta coś widziała. Libby usiadła tuż obok Daniela, a Anastasia najpierw przedstawiła się technikowi po trzydziestce, którego jako jedyna stąd jeszcze nie spotkała. Później chwyciła stojące przy ścianie krzesło i ustawiła je nieopodal Libby, ale pod takim kątem, by jeszcze lepiej widzieć monitor.

– Mam zacząć od najnowszych czy najstarszych nagrań?

Daniel chciał zacząć od najnowszych, Anastasia od najstarszych, a Libby stwierdziła, że tak, by było jak najszybciej. Technik kilka razy poprawił zsuwające się z nosa okulary i w końcu sam podjął decyzję. Włączył nagranie z dwudziestego szóstego lutego, czyli dokładnie miesiąc przed zabezpieczeniem monitoringu. Właśnie przez taki czas firma zajmująca się kamerami i alarmami w sieci aptek, w której pracowała ofiara, przechowywała nagrania. Zerknął na leżącą obok klawiatury kartkę, na której w rządkach zapisał ciągi liczb, po czym przewinął wideo do odpowiedniej minuty.

Kamera obracała się w nieznacznym stopniu, jednak na tyle mocno, by ująć ponad połowę wnętrza apteki, w tym cały obszar, na którym znajdowała się lada. Komuś widocznie bardziej zależało na pilnowaniu farmaceutek niż na wiedzy, kto wchodzi do budynku. Przemieszczający się po ekranie mężczyzna niemal przez cały czas skierowany był tyłem do kamery. Teoretycznie jego twarz powinna być widoczna przy wychodzeniu, ale wystarczyło schylić głowę, chociażby po to, by spojrzeć na zakupione leki, i bez problemu można było niemal całkowicie uchronić się przed monitoringiem.

Klient w pikowanej kurtce i czarnej czapce stanął przy ladzie, tuż naprzeciwko jeszcze żywej Alice Haas. Monitoring uchwycił jedynie tył jego głowy, za to doskonale pokazał znudzony wyraz twarz kobiety o wyraźnie orientalnej urodzie. Wyglądała zupełnie inaczej niż wtedy, gdy znaleziono jej ciało. Wówczas jej twarz była napuchnięta i miejscami pozbawiona skóry, miała zupełnie inne rysy.

– Ile Alice miała wzrostu? – zapytała Libby, przyglądając się mężczyźnie wyższemu od ofiary o ponad głowę.

– Sto sześćdziesiąt centymetrów – odparła Anastasia, przypominając sobie dane z autopsji.

– Czyli ten jest za wysoki.

Daniel i Anastasia przytaknęli, a technik od razu przewinął do kolejnego samotnego mężczyzny w średnim wieku. W tym czasie agentka Ashbee wyciągnęła komórkę z kieszeni i wysłała krótkiego SMS-a do Maggie. Nie sądziła, żeby Chirurg specjalnie wrócił do Kansas City, by zrobić coś Margaret, jednak ta azjatycka uroda Alice Haas sprawiła, że przebiegł ją nieprzyjemny dreszcz. Tej samej Alice Chirurg sprawił ranę na policzku łudząco przypominającą bliznę Anastasii. Wolała więc uczulić Maggie na to, by oglądała się za siebie.

– Ten za niski.

Anastasia podniosła wzrok na ekran i znów przytaknęła. Krępy mężczyzna w brązowym płaszczu był tylko odrobinę wyższy od obsługującej go Alice. Już podczas śledztwa w Kansas City dowiedzieli się, że Chirurg ma około stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu, prawdopodobnie nieco mniej. Ustalono to na podstawie rany na głowie jednej z ostatnich ofiar, którą ogłuszył ciężką figurką należącą właśnie do zaatakowanej kobiety. Ułożenie rany, siła i kąt uderzenia pozwoliły na spekulacje na temat sylwetki napastnika.

– Chyba wiecie, kogo szukacie.

– Niezupełnie, Chad – po raz kolejny odezwał się Daniel. Na szczęście technik nie pytał o żadne szczegóły, których agent Chartier i tak nie potrafiłby mu podać. W gruncie rzeczy liczyli na cud. – Ten też nie.

Po godzinie przebrnęli dopiero przez ostatnie dni lutego, przy czym wydrukowali ponad dziesięć klatek z monitoringu, na których teoretycznie widnieli mężczyźni, którzy spełniali ich wymagania. Jednocześnie czterech z nich rozmawiało z Alice dłużej niż inni i stali jeszcze chwilę przy ladzie, mimo że zdążyli już zapłacić. Żaden jednak nie wyglądał znajomo. Technik zgodził się na to, żeby później spróbować poszukać wybranych mężczyzn w bazie, ale z góry uprzedził, że niektóre ujęcia po prostu się do tego nie nadają, a żadnych innych nie mają. W tej sytuacji agenci akceptowali dosłownie wszystko. Gdyby przypadkiem w bazie znalazł się ktoś, kto miał jakiś związek w Kansas City, byłby to już całkiem niezły trop.

Nagrania z marca zaczęli po przyniesieniu sobie napojów z automatu stojącego na końcu korytarza. Libby obejmowała dłońmi parujący kubek z kawą, po cichu licząc na to, że w końcu skojarzy kogoś z tych nagrań. Gdy w październiku została przydzielona do tego śledztwa, naprawdę spędziła długie godziny na kilkukrotnym oglądaniu nagrań z tych samych miejsc. Poza tym od zawsze miała całkiem dobrą pamięć do twarzy i zazwyczaj intuicja podpowiadała jej, że kogoś już kiedyś widziała. Dzisiaj jeszcze nic jej nie tknęło.

Pierwszy marca skończyli tylko z jednym dodatkowym zdjęciem. Drugiego Alice sama pracowała na poranną zmianę. Kilka minut po otwarciu apteki do środka wszedł pierwszy klient, który jednocześnie wpasowywał się w ich wymagania. Czarna kurtka z kapturem opinała go w ramionach, na reszcie sylwetki układała się bardziej swobodnie. Przemieszczał się niespiesznym krokiem, nieznacznie obracając głowę na boki. Ręce miał opuszczone wzdłuż ciała, lecz kilkukrotnie na moment cofał je za plecy, jakby zamierzał je spleść i właśnie w tej pozycji spacerować.

Anastasia nawet nie wiedziała, że wystarczyło tylko kilka sekund nagrania, by się wzdrygnęła. W ogóle nie zauważyła, że to zrobiła. Jeszcze moment uważnie śledziła sylwetkę mężczyzny, by zyskać całkowitą pewność. Chciała mieć wątpliwości. Powinna je mieć, ale nie miała. Piekła ją skóra na policzkach i dłoniach, a w skroniach pulsowała krew wyrzucana z serca ze zwiększoną siła i prędkością. Zerknęła na swoich współpracowników, ale ci patrzyli na ekran tak samo znudzeni, jak wcześniej.

– Zatrzymaj.

– Ale jeszcze nie było...

– Zatrzymaj – przerwała technikowi znacznie ostrzej, niż zamierzała.

Chad zatrzymał nagranie bez kolejnej próby zadawania pytań. Patrzył na agentkę zza szkieł okularów w cienkich oprawkach, ale w tym samym czasie ona równie wyczekująco krążyła wzrokiem między pozostałą dwójką. W tej chwili jedynie włączony od rana komputer wydawał jakikolwiek dźwięk. Mimo że monotonne buczenie było słyszalne już wcześniej, dopiero w tym całkowitym milczeniu wybrzmiało w pełni i tak uporczywie, że Daniel przez dłuższą chwilę nie potrafił myśleć o niczym innym. Wpatrywał się w monitor i widział po prostu plecy kolejnego faceta przeciętnego wzrostu, który nawet jeszcze nie odwrócił twarzy w stronę kamery. Z kolei Libby wierciła się na krześle i naprawdę była o krok od samodzielnego włączenia nagrania. To całe oczekiwanie jedynie dodatkowo ją niepokoiło.

– Nie widzicie tego? – zapytała Anastasia już nieco bardziej wyważonym tonem.

Libby wyprostowała się, jeszcze raz uważnie przyjrzała się sylwetce mężczyzny i wciąż nie doszła do żadnych wniosków. Może i było w nim coś znajomego, a może i nie. Nie potrafiła się zdecydować. Przykuł jej uwagę, gdy wszedł do apteki, ale początkowo zrzuciła to na to, że po prostu zaczęli oglądać nagrania z kolejnego dnia, a każda taka zmiana automatycznie wyostrzała jej zmysły. Zerknęła na kolegę, który widocznie nie palił się do odpowiedzi. Wciąż siedział z nogami wyciągniętymi pod biurkiem, ramionami splecionymi na klatce piersiowej i nisko opuszczoną brodą. Gdyby na moment zamknął oczy, pewnie by usunął.

– Doprecyzuj.

To polecenia Libby spotkało się z westchnieniem Anastasii. Ashbee przetarła twarz dłońmi, jednocześnie nieznacznie rozluźniając wciąż spięte mięśnie. Przysunęła swoje krzesło bliżej biurka i oparła łokcie na blacie. Ostatni raz przebiegła spojrzeniem po twarzach współpracowników, ale wyraźnie nikt nie chciał się odezwać.

– Czyli nie widzicie. Dobra, oglądajmy dalej.

– I po co to było... – mruknął technik, włączając nagranie. Odchylił się na oparcie kręconego fotela i czekał na kolejne instrukcje.

Mężczyzna w czarnej kurtce i szarej czapce przez dłuższy moment rozmawiał z Alice Haas, która zdawała się zadowolona z zaistniałej sytuacji. W czasie ich kilkuminutowej pogawędki ani razu nie odwrócił się w stronę kamery. Nie obejrzał się przez ramię, nawet gdy kolejna klientka wkroczyła do apteki i zaczęła krążyć przy niskich regałach z lekami. Gdy jednak podeszła bliżej lady, od razu pożegnał się z Alice, która skwitowała ich rozmowę pogodnym uśmiechem. Odwrócił się przodem do kamery, jednak zaraz schylił głowę.

Technik od razu uspokoił zawiedzionych agentów. Cofnął nagranie, spowolnił je i bez większego problemu uchwycił moment przed zakryciem twarzy przez mężczyznę. Na koniec przybliżył ten kadr i wyostrzył. Jakość wciąż pozostawiała wiele do życzenia, ale była wystarczająco dobra, by mogli co nieco zauważyć.

Daniel podniósł się z krzesła, żeby sprawdzić, dlaczego Anastasia przed momentem odeszła od biurka. Libby za to już porównywała ten obraz z tym, co od dawna miała zakodowane w pamięci. Łatwiej było znaleźć różnice niż podobieństwa, ale te drugie faktycznie również istniały. Poprosiła technika, by od razu wydrukował ten kadr, po czym obejrzała się na krążącą po pomieszczeniu Anastasię. Ta bynajmniej nie wyglądała na ucieszoną.

– I co? – rzuciła Ashbee, na nikogo nie spoglądając.

– Co chcesz usłyszeć? Że miałaś rację?

– Przestań już, do cholery – warknęła na Daniela, dając minimalny upust rosnącej frustracji. – Odczep się ode mnie i zajmij się faktami.

– Wygląda trochę inaczej niż wcześniej, ale to może być Pollard – Libby zabrała głos, ściągając na siebie uwagę całej trójki, nawet technika. – Ma zarost i okulary, ale poza tym całkiem podobny. Przynajmniej na tym ujęciu.

– To na pewno on. Nawet chodzi w ten sam sposób.

– Czy na pewno to nie wiem, ale tak, jest podobny – przyznał w końcu Daniel, znów zwracając twarz ku ekranowi. Oczy mężczyzny z nagrania skierowane były w dół. Nic dziwnego, skoro moment później już pochylał głowę. – Pewnie wiedział, w którym miejscu jest kamera.

– Czyli musiał być tam już wcześniej – zawyrokowała Libby, również skupiając uwagę na monitorze. Ona jednak nie musiała aż tak się pochylać, by cokolwiek zobaczyć. Stała z dłońmi opartymi na biodrach i ściągniętymi do tyłu łopatkami. Od tego ciągłego siedzenia zesztywniały jej plecy. – Ale ta druga farmaceutka mówiła, że według Alice był tam tylko raz.

– Pewnie za pierwszym razem nic nie kupił albo był podczas zmiany kogoś innego, zresztą to nieistotne. Ale wiecie, co jest istotne? To, żeby ta znajoma Alice dała nam zeznania na papier – odpowiedział Daniel sam sobie. – To zwykła formalność, pewnie nic nowego nie powie. Przy okazji pokaże jej się to zdjęcie.

– Kompletnie zapomniałam, że nie mamy spisanych jej zeznań – przyznała Anastasia, wracając na krzesło. Wiedza, że Olivier Pollard to naprawdę Chirurg, niespodziewanie ją przytłoczyła. Może i wierzyła w to cały czas, ale zyskanie potwierdzenia wnosiło to przekonanie na zupełnie inny poziom.

– Zadzwonię do niej.

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować na tę propozycję, Libby była już na korytarzu. Chad wydrukował im jeszcze kilka kopii tego samego zdjęcia, a także przesłał im je mailem, po czym z ulgą skończył zajmować się tymi nagraniami. Zabrał się za inną pracą, mając nadzieję, że tym samym da agentom do zrozumienia, że mogą już wyjść, ale ci wciąż tylko rozmawiali. Długimi palcami przeczesał jasne włosy, po czym oparł dłonie na biurku i dał im ostatnią szansę do domyślenie się. Nic z tego, nie zwracali uwagi na jego ściągnięte brwi i napięte mięśnie. Właśnie otwierał usta, by ich wyprosić, ale w tym samym momencie do biura wróciła agentka Timpany. Ciężko opadł na krzesło, przysłuchując się temu, że jakaś pani Fowler jest gotowa nawet jeszcze dzisiaj złożyć zeznania.

– Sam mogę się tym zająć.

– Nie wiesz, co dokładnie mówiła za pierwszym razem – zauważyła Libby, z czym Daniel musiał się zgodzić.

– Musimy powiedzieć Redfernowi o tym nagraniu – Anastasia wróciła do tematu Pollarda, kompletnie ignorując kwestię spisania zeznań. Jej zdaniem ta druga mogła znów zejść na dalszy plan.

– To ja i Libby zajmiemy się przesłuchaniem pani Fowler, a ty powiesz Redfernowi, jak nam idzie.

– Dlaczego ja? – zapytała, podnosząc się z krzesła. Nie darzyła zastępcy dyrektora żadnymi negatywnymi uczuciami, ale niekoniecznie chciała sama spowiadać się z ich pracy. – Chodź ze mną, Daniel, a Libby zajmie się przesłuchaniem.

– Ciebie lubi. – Wzruszył ramionami i w końcu dostrzegł, że technik nienaturalnie głośno wykonuje wszystkie swoje czynności. Daniel podszedł do biurka i zabrał wszystkie wydrukowane wcześniej fotografie. – Skończymy na korytarzu. Dzięki za zdjęcia.

Chad jedynie machnął ręką i nawet nie odpowiedział na pożegnanie. Odeszli kawałek od drzwi, jednocześnie oddalając się również od schodów. Zatrzymali się na końcu korytarza, tuż przy oknie i automacie z ciepłymi napojami. Libby od razu zwróciła twarz ku szybie. Nie patrzyła jednak na znajdujący się poniżej parking, lecz na zachodzące właśnie słońce. W tych podziemnych biurach naprawdę traciło się poczucie czasu.

– Idź do Redferna, a potem jedź do hotelu – zawyrokował Daniel takim tonem, jakby naprawdę wierzył, że jest w stanie w jakikolwiek wpłynąć na decyzję Anastasii. – Odpocznij trochę.

– Niby od czego mam odpoczywać? Niedawno przyjechałam.

– Danny ma rację. Wyglądasz na zmęczoną.

– Ale nie jestem.

– Słońce, chociaż raz nie bądź uparta – rzuciła niemal prosząco. Położyła dłoń na ramieniu koleżanki i lekko ją ścisnęła. – Kto wie, może będziesz tak długo gadać z Redfernem, że skończysz nawet później niż my.

– Bez przesady – mruknął Daniel, za co został uderzony w ramię przez wyższą z agentek. – Mówię tylko, że to mało prawdopodobne. – Znów zwrócił wzrok na wciąż nieprzekonaną Anastasię. – W hotelu powiemy ci, jak poszło, a ty powiesz nam, jak zareagował Redfern.

W końcu się zgodziła, chociaż ani trochę nie podobał jej się ten pomysł. Po cichu liczyła na to, że zastępca dyrektora akurat nie będzie mógł z nią rozmawiać albo że w ogóle nie będzie go w biurze. Niestety się przeliczyła. Gdy tylko pojawiła się w otwartych do połowy drzwiach, od razu zaprosił ją na rozmowę. Nawet nie pytał, o co jej chodzi. Po prostu wskazał na tapicerowane krzesło bez podłokietników ustawione tyłem do drzwi.

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, musiał odebrać telefon. Siedziała naprzeciw niego całkowicie wyprostowana, zaciskając dłonie na kolanach. Sama nie wiedziała, dlaczego tak nagle zaczął ją stresować. Jeszcze kilka dni wcześniej czuła się dość swobodnie w tym biurze. Czuła się, jakby trafiła w odpowiednie miejsce. Teraz jednak tak nie było. Teraz miała wrażenie, że jak zwykle usłyszy, że coś zrobiła niepotrzebnie, czegoś potrzebnego za to nie zrobiła, a coś innego zepsuła. To, że i tak prawie zawsze wychodziło, że ma rację, wcale nie wymazywało tych wszystkich pretensji z jej głowy.

– To o co chodzi? Coś nowego? – zapytał swoim klasycznie spokojnym tonem, odkładając telefon.

Podsunęła ma wcześniej położone na biurko zdjęcie. Chwycił je w palce prawej dłoni i uważnie prześledził wzrokiem. Nie pytał jednak, co to. Wciąż milcząc, przeniósł spojrzenie piwnych oczu na agentkę. Ponaglił ją jedynie poprzez lekkie uniesienie brwi, które i tak zostało częściowo zasłonięte przez oprawki okularów.

– Przeglądaliśmy monitoring z apteki, w której pracowała ostania ofiara Chirurga i znaleźliśmy to – wyjaśniła, gdy w końcu przypomniała sobie, że Redfern to nie jej przełożony z Kansas City, do którego można odzywać się tylko wtedy, gdy zada pytanie. – Jesteśmy pewni w prawie stu procentach, że to nasz podejrzany z Kansas City, który w październiku został uniewinniony przez sąd.

– Pollard, tak?

– Olivier Pollard, czterdziestosześcioletni chirurg. Wcześniej nie nosił okularów i nie miał zarostu, ale to nic dziwnego, że trochę zmienił wygląd.

– Oczywiście, że to nic dziwnego. Ale to nie jest zbyt wyraźne zdjęcie – zauważył, odkładając fotografię na biurko. Nie przesunął jej jednak w stronę agentki, ale obok klawiatury komputera. Oparł łokcie o blat i złączył palce w wieżyczkę. – Skąd ta pewność, że to właśnie on? Ludzie bywają do siebie podobni.

– Wszyscy w trójkę stwierdziliśmy, że to on. Obserwowałam go i przesłuchiwałam. Wiem, jak się porusza, a mężczyzna z nagrania robi to w dokładnie ten sam sposób – dodała, widząc, że pierwszy argument nie wywołał żadnego grymasu na aktualnie posągowej twarzy zastępcy dyrektora. – Poza tym ten mężczyzna rozmawiał z ofiarą znacznie dłużej niż większość klientów. Trochę zbyt dużo przypadków.

– I co pani chce, żebym zrobił z tym zdjęciem, agentko Ashbee?

Anastasia wpatrywała się w poznaczoną wciąż płytkimi zmarszczkami twarz przełożonego, jakby to z niej mogła wyczytać jakąś podpowiedź. Redfern jednak był dzisiaj wyjątkowo poważny. Ani na moment nie pojawił się u niego nawet cień uśmiechu. Jedynie wwiercał w nią wzrok tak samo intensywnie, jak ona w niego. Jakby sprawdzali, które z nich jako pierwsze ucieknie spojrzeniem.

– Może powinniśmy udostępnić jego wizerunek policji? Mogliby być bardziej uważni podczas patroli i sprawdzaniu pojazdów.

– Czyli ma pani całkowitą pewność, że to właśnie ten mężczyzna?

– Mam pewność, że to Olivier Pollard i tak, jestem przekonana, że to właśnie jego określamy jako Chirurga – odparła, po raz pierwszy od dawna mówiąc dokładnie to, co myśli. Nie jedynie wypowiadając to półsłówkami albo odtwarzając te słowa w myślach. – Jak na razie to nasz najsilniejszy trop.

Odchylił się na oparcie biurowego fotela i znów chwycił fotografię. Zaraz jednak schował ją do jedynej z niezamykanych na klucz szuflad w masywnym biurku. Przelotnie zerknął na znajdujący się nad drzwiami zegar i w końcu wrócił spojrzeniem do agentki, która przez cały ten czas nie ruszyła się ani o milimetr.

– Zastanowię się, co możemy z tym zrobić. Jutro was poinformuję. Jeszcze jakieś wieści?

Streściła, co działo się podczas przeszukania mieszkania Alice Haas, co Redfern przyjął bez zaskoczenia. Powtórzył, że jutro da jej odpowiedź na temat zdjęcia, po czym ją pożegnał. Wyszła z mieszanymi odczuciami, nad którymi i tak nie miała siły się zastanawiać. Nieco zgarbiona przeszła do znajdującej się na tym samym piętrze klitki, w której przesiedziała dzisiaj kilka godzin z Danielem i Libby. Zabrała swoją kurtkę i zgodnie z umową skierowała się do wyjścia. Zatrzymała się dopiero przed budynkiem, by zamówić taksówkę. Wynajęty samochód zostawiła współpracownikom.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro