Rozdział 3
Waszyngton, Dystrykt Kolumbii
Dochodziła dziewiąta wieczorem, gdy Carla Martínez poszła na zaplecze, by się przebrać. Do wyjścia gości zostało co prawda jeszcze kilkanaście minut, ale dzisiaj musiała ulotnić się wcześniej. Na szczęście pracująca z nią Paige McKellar zgodziła się samodzielnie posprzątać salę po zamknięciu restauracji. Zresztą to nie była pierwsza taka sytuacja. Carla jednak zawsze obiecywała, że jakoś jej się odwdzięczy i zamierzała dotrzymać słowa. Po prostu jeszcze nie trafiła się okazja, która by na to pozwoliła.
Szybko zrzuciła białą koszulę w drobne, niebieskie paski, która stanowiła element jej służbowego stroju, i zamieniła ją na dresową bluzę z kapturem. Śpieszyła się do tego stopnia, że podarowała sobie przebieranie czarnych spodni na dżinsy. Ubrała wzorzystą bomberkę i zamknęła swoją szafkę na klucz. Zdjętą koszulę cudem upchnęła do torebki, a następnie wyszła z pomieszczenia dla pracowników. Puszczone bezwiednie ciężkie drzwi głośno za nią trzasnęły, ale Carla nawet nie zerknęła na nie przez ramię. Poniekąd ucieszył ją ten dźwięk. Przynajmniej miała pewność, że się zamknęły i nikt, kto nie zna odpowiedniego kodu, ich nie otworzy.
Obcasami botek obijała drewniany parkiet, przyciągając przy tym wzrok kilku siedzących przy stolikach gości. Z szerokim uśmiechem wyciągnęła się nad barem, żeby jedną ręką uściskać Paige, której swoim wcześniejszym wyjściem dołożyła pracy. Może to właśnie dlatego koleżanka tak markotnie odpowiedziała na jej wylewne pożegnanie. Carla bynajmniej nie zamierzała zawracać sobie teraz tym głowy. Najwyżej jutro ją przeprosi, zaprosi na kawę, cokolwiek. Paige się nie obrażała, co jej współpracownica co jakiś czas wykorzystywała.
Zatrzymała się w pół drogi między barem a drzwiami wyjściowymi. Wszyscy klienci wpatrywali się w najnowsze wydanie wiadomości, więc siłą rzeczy Carla też spojrzała na płaski telewizor zawieszony na jednej z szarozielonych ścian. Zanim wymownie przeniosła wzrok na koleżankę, ta zdążyła już podgłośnić. Tym samym przyciągnęła uwagę również tych gości, którzy już wstali i zbierali się do wyjścia. Paige krążyła między stolikami, więc przy okazji wspomniała Carli, że przecież się śpieszyła, z uwagi na co chciała wyjść szybciej i zostawić ją z tym wszystkim.
– Teraz to nie wiem, czy w ogóle chcę wychodzić – odparła Carla niemrawo. Zerknęła na z natury bladą twarz Paige i ku własnemu zaskoczeniu dostrzegła na niej jedynie zniecierpliwienie.
– Daj spokój, tutaj stale ktoś ginie. Nie przyzwyczaiłaś się jeszcze? – rzuciła i, nie czekając na żadną odpowiedź, popędziła z tacą pełną pustych naczyń do kuchni.
Carla zaprzeczyła pod nosem, po czym ruszyła do wyjścia. Mocniej zacisnęła jedną dłoń na pasku dużej torebki, a drugą nacisnęła klamkę. Światło ulicznych latarni rozjaśniało wieczorny mrok, ale po zamknięciu za sobą drzwi i tak przeszedł ją dreszcz. Fakt, że ciało zostało znalezione po drugiej stronie miasta, wcale nie działał na Carlę kojąco. Na początku miesiąca inne, do którego nawiązano w wiadomościach, było prawie w centrum, pod mostem Klingle Ford. Może miejsca nie były przypadkowe? Może teraz czas na tę część miasta?
Szybkim krokiem pokonała kilkadziesiąt metrów, które dzieliło ją od auta. Jedno głupie wieczorne wydanie wiadomości wystarczyło, by po drodze nieustannie obracała się za siebie. Co chwilę słyszała jakieś kroki, które zwracały jej uwagę. W tak dużym mieście ulice rzadko pustoszały, a co dopiero o tej godzinie. Mimo tej wiedzy i tak miała wrażenie, że ktoś za nią podąża. Nawet po wejściu do auta spojrzała, czy nikt przypadkiem nie czai się na tylnej kanapie. Oczywiście to po prostu ona w ułamku sekundy stała się przewrażliwiona do granic możliwości.
Przed włożeniem kluczyka do stacyjki zdecydowała się wyciągnąć telefon z torebki. Poszukiwania zaczęła od wyjęcia dopiero co wciśniętej tam koszuli. Na szczęście w domu miała jeszcze jedną identyczną, więc zagniecenia na tej ani trochę jej nie martwiły. Szukała komórki tak długo, że w międzyczasie zdążyła się uspokoić. Skoro jednak już ją znalazła, to wręcz żal było nie wysłać chociaż jednego SMS-a. Zanim zdążyła napisać jakiekolwiek słowo, urządzenie zaczęło dzwonić, a na ekranie wyświetliło się znajome imię. Gdy odbierała, jej humor był już zbliżony do stanu sprzed zobaczenia nowego wydania wiadomości.
– Właśnie do ciebie pisałam. Wieczór aktualny?
– Aktualny. Nie mógłbym odwołać naszych planów – odparł tak ciepło, że Carli błyskawicznie przestało przeszkadzać zepsute ogrzewanie w samochodzie. – Ale nie po to dzwonię. Jesteś już w domu?
– Dopiero wyszłam z pracy.
– Wracasz autem?
Odmruknęła potwierdzenie, jednocześnie zapinając pas bezpieczeństwa. Chwyciła rzucone na siedzenie pasażera kluczyki i włożyła je do stacyjki. Odpaliła silnik, w jednej dłoni wciąż trzymając telefon.
– Czyli nie muszę po ciebie przyjeżdżać.
– Jasne, że nie – odparła zaskoczona i wyjechała z parkingu. – W ogóle skąd ten pomysł?
– Nie słyszałaś, co się stało? Mówią o tym we wszystkich wiadomościach – dodał niespokojnie, gdy przez dłuższą chwilę nie odpowiedziała.
Carla włączyła się do ruchu. Zdecydowała się nie jechać przez miasto, tylko opuścić Waszyngton, a jednocześnie stan, przez znajdującą się nieopodal granicę. Dojechanie do Silver Spring bokiem wydawało jej się dzisiaj bezpieczniejszą opcją. Czasowo te trasy były do siebie zbliżone, więc tak czy siak, za dwadzieścia minut powinna znaleźć się w domu.
– Chodzi ci o tę... znalezioną dziewczynę?
– Zamordowaną dziewczynę – powiedział to, co jej nie chciało przejść przez gardło. Carla jednak bardziej zwróciła uwagę na jego zmartwiony ton niż na te słowa. – Wolałbym, żebyś teraz nie chodziła wieczorami sama.
– Postaram się. I tak zazwyczaj jeżdżę autem.
– Odezwij się, gdy będziesz w domu.
Obiecała to zrobić, po czym w końcu się rozłączyła. Szybko odłożyła komórkę do otwartej torebki i w pełni skupiła się na drodze. Zdarzało jej się prowadzić rozmowy telefoniczne podczas jazdy, chociaż wcale tego nie lubiła. Po prostu czasem nie mogła się powstrzymać, a myśl o ewentualnych konsekwencjach zupełnie wyparowywała z jej głowy. Pojawiała się dopiero po zakończeniu połączenia tak, jak teraz. Wcale nie musiałaby zostać zamordowana, żeby zginąć przedwcześnie.
Starała się jechać ostrożnie i skupiać uwagę jedynie na drodze, ale jej myśli same ciągle wracały do dopiero co przerwanej rozmowy. Spotykała się z Glennem od niedawna, a on i tak martwił się o nią jak mało kto. Właściwie to nikt nie troszczył się o nią do tego stopnia co on. Słuchał jej, pamiętał, co lubi, a czego nie, zawsze znajdował dla niej czas i po prostu się nią interesował. Teraz odpłacała mu się tym samym, mimo że na początku była nieufna. Nie spodziewała się, że ktoś może aż tak do niej pasować i dać jej aż takie oparcie. Tym bardziej śpieszyło jej się do zobaczenia Glenna tego wieczoru, a właściwie już nocy. Zanim dojedzie do jego domu, pewnie będzie już po dwudziestej drugiej. W końcu musiała się jeszcze przebrać i poprawić makijaż.
Dzięki przyspieszaniu, gdy droga chwilowo pustoszała, Carla dotarła do domu dwadzieścia po dziewiątej wieczorem. Wjechała na nieogrodzoną posesję i zaparkowała auto na betonowym podjeździe znajdującym się po prawej stronie budynku. Niemal wyskoczyła z samochodu, ale zaraz znów do niego zajrzała, żeby złapać pozostawioną na fotelu pasażera torebkę. Otulając się rozpiętą kurtką, szybkim krokiem pognała do parterowego, beżowego domu. Po drodze kilka razy uderzyła butami o ścieżkę, żeby otrzepać je jeszcze przed wejściem na zadaszony ganek. Chwilę przed wkroczeniem na schodki, zaczęła przeszukiwać torebkę. Klucze znalazła jednak dopiero po kilkukrotnym przeklęciu pod drzwiami.
Po przekroczeniu progu zadbała, żeby drzwi za nią nie trzasnęły. Chyba nigdy tak mocno jak dzisiaj nie żałowała, że znajduje się w nich szyba. Już przy zakupie domu zwróciła na nią uwagę, ale wtedy siostra przekonała ją, że to duże osiedle, mnóstwo osób ma tego rodzaju drzwi i nic nikomu się nie stało. Carla ostatecznie dała się namówić. Ledwo przywykła do nowego miejsca zamieszkania, a jej siostra nagle stwierdziła, że jednak nie podoba jej się życie tak blisko stolicy i woli wrócić do rodzinnego miasta. Tak naprawdę po prostu nie mogła znaleźć żadnej pracy, która by jej odpowiadała. Wyprowadziła się, a Carla została sama z w połowie przeszklonymi drzwiami.
Przez pierwszy miesiąc nie mogła spać, ale nie po to kupiła dom, by zaraz go sprzedawać. Gdyby wiedziała, że ma mieszkać sama, może jednak rozważyłaby wynajęcie jakiegoś małego mieszkania w Waszyngtonie. Wynajęcie, bo kupno pewnie wyniosłoby ją więcej niż koszt tego domu. Mleko jednak się rozlało, a Carla znalazła mężczyznę, u którego i tak spędzała więcej nocy niż tutaj. Czasem to Glenn przyjeżdżał do niej, ale to działo się rzadko, właściwie prawie nigdy.
Ściągnęła buty i rzuciła kurtkę na szafkę, z której ta i tak zaraz ześlizgnęła się na ciemne kafelki. Carla była już wtedy w sypialni i przeglądała zawartość jednej z dwóch dużych szaf. Kolejne sukienki lądowały na niechlujnie pościelonym łóżku, niektóre z wieszakami, inne wciąż złożone. Gdy upewniła się, że wyjęła już wszystkie, których Glenn jeszcze nie widział, zaczął się prawdziwy problem. Śpieszyło jej się i teoretycznie mogła wziąć byle którą, ale praktycznie działało to w zupełnie inny sposób, a chęć szybkiego wyjścia niczego tu nie zmieniała. Powodowała nawet, że Carla jeszcze bardziej grzebała się z decyzją.
Urozmaiciła sobie te poszukiwania idealnego stroju poprzez włączenie ulubionej playlisty na telefonie. Może to właśnie przez to czas zaczął płynąć jeszcze szybciej i zanim udała się do łazienki z wybraną kreacją, wybiła dziesiąta wieczór. Właśnie zastępowała zrobiony przed południem makijaż nowym, gdy jej telefon zaczął wściekle dzwonić. Od razu zorientowała się, o czym zapomniała. Błyskawicznie rzuciła się do pozostawionej na pralce komórki, a przez jej nieporadność połączoną z przypadkiem szczoteczka od tuszu do rzęs wpadła do umywalki i porządnie ją wybrudziła. Carla jednak wciąż myślała jedynie o tym, żeby jak najszybciej odebrać.
– Dojechałam do domu! – oznajmiła już na wstępie. – Zaraz wychodzę, będę u ciebie za pół godziny.
– Może po ciebie przyjadę?
Carla z ulgą odkryła, że w jego głosie nie było ani krzty złości, mimo że zapomniała go poinformować o powrocie do domu. Zamiast się wkurzać, znów wyszedł z inicjatywą. Naprawdę tym razem poszczęściło jej się przy wyborze faceta.
– A podwieziesz jutro mnie do pracy?
– Chyba zaczynam przed tobą – odparł po chwili nieco strapionym głosem. – W takim razie czekam. Jedź ostrożnie.
Rozłączył się, gdy tylko wypowiedziała słowa pożegnania. Zostawiła mycie umywalki na jutro, jeszcze raz użyła perfum, które dostała od Glenna już na ich drugiej randce, po czym wyszła z łazienki. Wciąż uważała to za dziwny prezent. To był trzeci dzień ich znajomości, a on już podarował jej drogie perfumy. Z drugiej strony wciąż znali się bardzo krótko, a zachowywali się tak, jakby trwało to już co najmniej kilka miesięcy. Nic dziwnego, że Paige podchodziła do tego tak sceptycznie i ciągle kazała Carli mieć się na baczności. Na miejscu koleżanki Carla pewnie mówiłaby to samo, ale wszystko w znajomości jej i Glenna wychodziło tak naturalnie, że nawet nie zamierzała się przed tym bronić. Przecież mogło chociaż raz jej się poszczęścić. Każdy wyczerpuje kiedyś limit pecha.
Szybko ubrała czarne buty na obcasie, ale zaraz przypomniała sobie, że przecież prowadzi samochód. Zamieniła je na takie z płaską podeszwą, a szpilki schowała do wcześniej przygotowanej sportowej torby, w której znajdowały się już ubrania na jutro. Zamierzała pojechać do pracy prosto od Glenna, żeby nie krążyć nieustannie między restauracją a jego i swoim domem. Gdyby nie to, że znali się tak krótko, pewnie zostawiłaby już u niego jakieś rzeczy. Zastanawiała się, czy nie powinna „przypadkiem" czegoś podłożyć. Mogłaby wtedy jeździć do niego ze zwykłą torebką.
Przed wyjściem zajrzała jeszcze do każdego z pomieszczeń, żeby upewnić się, że wszystkie okna są zamknięte. Może i na osiedlu nigdy nie działo się nic bardzo niepokojącego, a przynajmniej o niczym nie wiedziała, ale teraz pojawiły się nowe okoliczności. Wolałaby jutro wieczorem nie zastać mordercy w swojej sypialni. W żadnym innym pomieszczeniu też nie.
W końcu wyszła z domu. Przekręciła klucze w dwóch zamkach i znów nieufnie spojrzała na szybę w drzwiach. Jasne, mogła je po prostu wymienić, ale chwilowo starała się oszczędzać. Poza tym wszyscy mówili, że to zbędny wydatek, przez co jeszcze bardziej odwlekała tę decyzję w czasie. Drzwi prowadzące na znajdujący się za domem ogród wyglądały właściwie tak samo, jak te wejściowe, co również doprowadzało ją do szału, ale w mniejszym stopniu. Pewnie najlepiej by się czuła, gdyby ogrodziła całą posesję, ale to akurat była najdroższa z opcji.
Rzuciła torbę na fotel pasażera z przodu, po czym okrążyła auto i sama zajęła miejsce za kierownicą. Bez zbędnej zwłoki wyjechała na ulicę i wjechała na dobrze znaną trasę. Na szczęście Glenn mieszkał tylko około dwadzieścia minut jazdy od niej, więc mogli spotykać się dosłownie o każdej godzinie. Właśnie dlatego nie przejmowała się, że dotrze do niego dopiero chwilę przed jedenastą wieczorem. Przecież noc jest długa.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, tak, dzisiaj krócej, bo akurat tak mi pasowało do tego rozdziału. W ramach zadośćuczynienia kolejny za tydzień c:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro