Wierzysz w nienawiść od pierwszego wejrzenia?
- Dzięki za wszystko. - powiedziała uściskając dłoń Mycroft'a.
Stali właśnie na pasie startowym, który znajdował się na terenie zamkniętego lotniska. Prywatny samolot czekał, aż dziewczę postanowi wreszcie rozstać się z ziemią i wolnością.
- Mam nadzieję, że Twoje obliczenia były błędne. Polecisz z ochroniarzem, żeby Cię ktoś pilnował. - uśmiechnął się, a następnie wsiadł do auta.
Jane nie czekając dłużej ruszyła w stronę schodków. Pokonała je, a kiedy stała na ostatnim zauważyła jak czarne Rządowe samochody, odjeżdżają. Weszła na pokład, po czym założyła dłonie za plecami widząc, jak obok przechodzi mężczyzna od Holmes'a.
Teraz, albo nigdy.
Jednym szybkim ruchem Mills pozbawiła go broni, która przyczepiona była do jego boku. Odbezpieczyła ją i wymierzyła w ochroniarza.
- Nie zamierzam walczyć o życie przez dwa kolejne miesiące. - rzekła, przykładając lufę do skroni - Wolę zginąć teraz.
Rozległ się strzał, lecz to nie Jane strzeliła. Ujrzała upadające ciało strażnika, który miał za zadanie się nią opiekować.
- Odłóż broń, kochanie.
Głos mężczyzny przerwał ciszę, która panowała w pomieszczeniu. Czarnowłosa obrzuciła gościa jednym spojrzeniem, a dłoń z bronią lekko zadrżała.
- Witaj. Dawno się nie widzieliśmy, prawda Jim?
***
Sherlock siedział na szpitalnym krześle, próbując zebrać myśli. Widząc jak Mycroft idzie w jego stronę niechętnie wstał, aby zapytać, dlaczego nie ma z nimi Jane. Chciał jeszcze z nią porozmawiać, gdyż do tej pory tylko próbował i to z marnym skutkiem.
- Jane odleciała. - odparł Mike, kiedy detektyw zadał mu pytanie dotyczące kobiety.
Młodszy Holmes miał ochotę zabić brata, lecz chęć mordu przeszła mu dość szybko, kiedy mężczyzna odebrał telefon, który nie dawał za wygraną, i wciąż dzwonił.
- Jak to zniknęła?! Czy Ty siebie słyszysz?! Macie ją znaleźć!
Sherlock od razu domyślił się, że chodzi o jego współlokatorkę, lecz nie mógł tego pojąć. Na miejscu ludzie Mycroft'a znaleźli ciało strażnika, lecz Mills w oczach detektywa nie pasowała do osoby, która zabija ludzi. Schował ręce do kieszeni granatowego płaszcza, a następnie ruszył do wyjścia ze szpitala, aby przeprowadzić własne śledztwo.
Od: Nieznany
Jest ze mną ktoś, kogo szukasz.
JM.
Holmes przeczytał wiadomość jeszcze raz, gdyż nie mógł uwierzyć w to co widzi.
Moriarty.
Do: Nieznany
Gdzie i za ile?
SH.
Mężczyzna wsiadł do taksówki, czekając na adres. Miał spotkać się ze swoim największym wrogiem, co przyprawiało go o dreszcze ekscytacji, lecz i przerażenia. Nigdy nie wiadomo co strzeli tamtemu do głowy.
Co jeśli ten psychol skrzywdzi Jane? Od kiedy to wielki Sherlock Holmes martwi się o innych?
Od: Nieznany
Chagford Street, opuszczony dom. Masz 15 minut.
JM.
Dotychczas obojętny uśmiechnął się, po czym rzucił w stronę niecierpliwego taksówkarza dokąd ma jechać.
***
- Widzę, że nie będziemy sami. - Jane prychnęła patrząc się na stojącą za Moriarty'm niejaką Irene.
- To Adler pomogła mi wrobić Cię w morderstwa. - zaśmiał się, a czarnowłosa przewróciła oczyma.
- Jesteś idiotą, wiesz o tym? - założyła ręce na piersiach.
Jim wzruszył ramionami, ale po chwili spoważniał, gdy usłyszał otwierające się drzwi.
- Sherlock Holmes przyszedł się z nami pobawić! - wykrzyknął to z taką radością, że dziewczyna mocniej zacisnęła palce na pistolecie znajdującym się w obszernej kieszeni.
- Jak udało Ci się przeżyć? - pytanie detektywa nieco speszyło porywacza, który rozłożył delikatnie ręce.
- Myślałem, że się domyślisz, ale najwidoczniej Twój mózg jest strasznie przeciętny. Moja kochana Irene mi pomogła. Co dwa mózgi, to nie jeden, prawda?
Szyderczy śmiech mroził krew w żyłach, lecz Sherlock i Jane wciąż stali w ciszy. Mężczyzna z ciemnymi lokami przerzucił na moment wzrok na kobietę, która nadal stała z tyłu, aby wszystko dokładniej widzieć. W pewnym momencie Moriarty wycelował pistoletem w postać Holmes'a, a Julie niespokojnie poruszyła się w miejscu.
- Zabiję Cię, bo sprawi mi to przyjemność, a także zlikwiduje kolejnego chłopaka mojej najdroższej Jane, a raczej Julie. Powiedz mu Słonko kim jesteś, przecież to żaden wstyd. Powodem do dumy jest Twoje pochodzenie. Starałem się pomagać, gdy codziennie cięłaś sobie nadgarstki, a Ty nie potrafiłaś tego docenić. Zawsze wyciągałem Cię z tarapatów, Kleopatro. Kiedy ta cała Mary miała za zadanie Cię wyeliminować, to ja pomogłem Ci upozorować to samobójstwo, żeby myślała, że ma Cię z głowy. Nauczyłem Cię wszystkiego, a Ty nie umiałaś się mi odwdzięczyć. - Jim pokręcił głową z tym swoim ironicznym uśmiechem.
- Zabiłeś Tayler'a i moją matkę adopcyjną! - warknęła w jego stronę.
- To ten Twój kuzyn? - spytał z niedowierzaniem Sherlock.
- Nie powiedziałaś mu, kochanie? Teraz masz okazję. - zaśmiał się, a dziewczyna miała ochotę wyjąć pistolet, aczkolwiek zdołała się powstrzymać.
- Nie nazywam się Jane Mills. Pożyczyłam tą tożsamość, aby móc się do Ciebie zbliżyć, by ostrzec Cię przed Jim'em. Chciałam byś wiedział, że z pewnością żyję. To ja shakowałam całą sieć i to ja podrzuciłam Ci ten list. - odetchnęła, aby przygotować się na najgorsze - Nazywam się Julie Moriarty.
- Sprytną mam siostrzyczkę, prawda? - mężczyzna klasnął wesoło, a następnie spoważniał celując prosto w głowę swego wroga.
Widziała jak w oczach Sherlocka pojawiła się złość. Julie była zła sama na siebie, a brata miała zamiar wreszcie się pozbyć. Wyciągnęła z kieszeni broń i wycelowała nią w Adler, która stała z tyłu bezbronna.
- Spróbuj strzelić Jim, a Twoja dziewczyna zginie. - wycedziła, ale Moriarty wybuchnął śmiechem.
- Obydwoje wiemy, że nie potrafisz zabijać, dlatego nie zabrałem Ci tego pistoletu.
Zdenerwowana Julie była zdolna do wszystkiego, dlatego bez oporu pociągnęła za spust, a w pomieszczeniu można było usłyszeć huk, który wywołany był wystrzeleniem pocisku. Adler padła na ziemię, a panna Moriarty wycelowała tym razem w Jim'a.
- Widzę, że strzelnica była dobrym pomysłem. - stwierdził z uśmiechem - Zabiłem bez żadnych skrupułów naszych rodziców, więc dlaczego miałbym nie zabić Ciebie? - spytał zmieniając swój cel.
Siostra chłopaka doznała szoku, po usłyszeniu tej informacji.
To niemożliwe! Oni zginęli w wypadku.
- To ja przeciąłem linkę hamulcową w ich samochodzie. Chcieli wysłać mnie do psychiatryka, Słonko. Chciałem mieć chociaż oparcie w Tobie, lecz widzę, że jesteś zwykłą suką, która zakochuje się w byle kim. Zabiłem Tayler'a, bo był zwykłym ćpunem, przez którego zaczęłaś brać, a ta stara zginęła, bo nawet nie zauważyła, że znikasz i wyglądasz jak trup po narkotykach. Kiedy przedawkowałaś, postanowiłem to zakończyć. - przechylił głowę na bok z uniesionymi kącikami ust.
Dziewczyna widziała jak jej współlokator powoli idzie w stronę Irene, która z pewnością miała przy sobie broń, dlatego postanowiła zakończyć to jeszcze szybciej. Zrobiła kilka kroków do przodu, po czym stanęła tuż przed bratem tak, że jego pistolet dotykał jej brzucha, a jej - miejsca, w którym znajdowało się jego serce.
- Wiedz, że Cię nienawidzę, braciszku. - szepnęła w chwili, kiedy detektyw podnosił rewolwer Adler.
Przytuliła się do mężczyzny, a w pomieszczeniu rozległy się odgłosy dwóch strzałów.
- Nie! - krzyknął Holmes, który przymierzał się do wystrzału.
Podbiegł do dwóch leżących ciał, a następnie sprawdził, czy żyją. Puls dziewczyny był ledwo wyczuwalny, a Jim nie oddychał. Sherlock ucisnął ranę kobiety, po czym zadzwonił na pogotowie i policję.
Przeżyjesz, wierzę w to.
--------------------
To uczucie, kiedy jutro zaczyna się szkoła i przez zakupy nie było czasu, żeby wstawić rozdział x'd Mam nadzieję, że moje opowiadanie jest w miarę ciekawe i że dopiero teraz dowiedzieliście się kim jest Jane, bo starałam się to ukryć, aż do tego momentu x'D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro