Pokaż mi swój świat.
Julie patrzyła się na niego z mordem w oczach, a detektyw udawał, że w ogóle nie ma jej w pokoju. Siedziała sobie teraz w fotelu nie odzywając się od dwóch tygodni, gdyż przez ten okres czasu leżała w szpitalu, a Holmes nie raczył nawet jej odwiedzić.
Obudziłam się, to nagle stracił zainteresowanie.
Starała się zrazić do siebie każdego wokół, lecz niestety jej się nie udało. John i Mary wraz z małym Sherlockiem postanowili wpaść do nich wieczorem, a była dopiero 5 rano. Pani Hudson nie miała za złe dziewczynie, że udawała Jane, a nawet przynosiła jej jedzenie do szpitala i gdy wczoraj John przywiózł Julie do mieszkania, starsza kobieta od razu się nią zajęła. Czarnowłosa z zaciśniętymi ustami wstała z mebla i pomimo bólu pomaszerowała do pokoju. Z hukiem otworzyła szafę, po czym zaczęła wyrzucać z niej swoje rzeczy (jedynie laptop nie wylądował na podłodze). Kucnęła, a następnie wyciągnęła zakurzoną walizkę, do której poczęła wkładać swoje rzeczy.
***
Sherlock nadal siedział w salonie nudząc się, więc kiedy ujrzał spadającą ze schodów walizkę, jego brwi powędrowały do góry. Wstał z fotela i podszedł do przedmiotu, przez co schodząca kobieta wpadła na niego. Udało mu się zachować równowagę, dzięki czemu i ona jej nie straciła. Trzymał ją za ramiona, lecz ta burknęła coś pod nosem biorąc do ręki pakunek.
- Co Ty robisz? - spytał, choć dobrze znał odpowiedź.
Julie spojrzała się na niego z ukosa, po czym zaczęła wkładać na nogi glany, co zakończyło się jeszcze większym bólem i głośnym jękiem.
- Wyprowadzam się, panie Holmes. - odparła oschle biorąc do ręki drugiego buta, lecz on jej go zabrał - Oddawaj, Angolu. - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Nigdzie nie idziesz. - rzekł zamykając drzwi na klucz, który wylądował w jego kieszeni - Chciałbym Ci uprzejmie przypomnieć, że jestem Brytyjczykiem, a Ty jesteś Brytyjką.
Powiedział to z takim spokojem, że dziewczyna miała ochotę go walnąć.
- Nie do końca. - wyszczerzyła się widząc jego minę - Jestem w połowie Polką. [Musiałam x'D] Jim się do tego nie przyznawał.
Mina mężczyzny była zabawna, lecz zdążył się szybko opanować.
- Opowiedz mi wszystko o sobie. - brzmiało to bardziej jak rozkaz, dlatego posłusznie usiadła na fotelu, ponieważ wiedziała, że jej nie wypuści.
- Ale później Ty opowiesz mi o sobie. - kiedy ten po chwili kiwnął głową, poczekała jeszcze moment, aby ułożyć sobie jakieś sensowne zdania - Byliśmy dość normalną rodziną do czasu, aż mój brat uznał, że włamywanie do banku i kradzież jest fajne. Miałam wtedy 12 lat, a mój kochany braciszek 17. Dogadywaliśmy się, dlatego gdy kłócił się z rodzicami zawsze byłam po jego stronie. Po kilku miesiącach doszło do takiej sprzeczki, że oni wsiedli do samochodu i już nie wrócili. Przyjechała policja i zabrała mnie do domu dziecka, bo Jim pomimo, że osiągnął 18 lat, po prostu wyjechał. Później pojawiał się w moim życiu sporadycznie, czyli naprzykład wtedy, gdy leżałam naćpana w szpitalu. Taaak. To się zaczęło gdy miałam 15 lat, a skończyło w wieku 16. Mój chłopak Tayler był handlarzem i sam często brał, a ja nie chciałam wychodzić na gorszą. Nie chciałam być dziwakiem, bo umiałam wszystko. Wtopiłam się w tłum nastolatków i żyłam sobie spokojnie u Samanthy, która wzięła mnie z ośrodka po tym jak tam trafiłam. Jim zabrał mnie ze szpitala do jakiejś fabryki. Posadził na krześle i kazał patrzeć na śmierć tych dwóch osób, a potem zabrał mnie do siebie. Miałam depresję i wiele razy znalazł mnie w łazience z pociętymi nadgarstkami. Przez 4 lata nauczył mnie wszystkiego, ale moje zdrowie psychiczne nie było w najlepszym stanie. Nie pozwolił mi się wyprowadzić, a po kolejnej prawie skutecznej próbie samobójczej, po prostu odszedł. Kontaktował się ze mną telefonicznie, lecz rozmowy nie trwały długo. Zaczęłam myśleć nad zemstą, ale Jim pomógł mi z Mary, które znała mnie pod pseudonimem "Kleopatra". Potem w mediach było głośno o tym, że Ty i mój brat - nie żyjecie. Ja jednak wiedziałam, że przeżył. Dzwonił do mnie i mówił, że jego największy wróg wciąż żyje. Postanowiłam jakoś uprzedzić Cię przed jego planami i po części mi się udało, bo stałeś się bardziej ostrożny. - starała się opowiedzieć to jak najszybciej, lecz i tak wspomnienia znów zaczęły ją dręczyć.
Sherlock milczał. Dłonie złożył w wieżyczkę, a na nich oparł swoją brodę. Wpatrywał się w Julie nieobecnym wzrokiem.
- Miałem psa - Rudobrodego. Po jego śmierci przestałem okazywać uczucia. - rzekł zamykając oczy.
Tylko tyle? Ja opowiedziałam mu o sobie prawie wszystko, a on nie ma uczuć przez psa?
Czarnowłosa jeszcze przez chwilę siedziała w fotelu, po czym wstała i okrążyła miejsce gdzie siedział detektyw. Ułożyła dłonie na jego ramionach.
- Kocham Cię, Sherlocku. - ozwała się, a on drgnął unosząc na nią swój wzrok.
- Mówiłaś coś? - spytał lekko mrużąc oczy.
- Zajebie Cię.
--------------
Przed chwilą omal nie dostałam zawału, bo wyświetliło mi się, że nie mam żadnej książki i nie mogłam dopisać dalszej części tego rozdziału. ;-; Czasem wattpad zaczyna szaleć. :'/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro