Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pokaż mi swój świat.

Julie patrzyła się na niego z mordem w oczach, a detektyw udawał, że w ogóle nie ma jej w pokoju. Siedziała sobie teraz w fotelu nie odzywając się od dwóch tygodni, gdyż przez ten okres czasu leżała w szpitalu, a Holmes nie raczył nawet jej odwiedzić.

Obudziłam się, to nagle stracił zainteresowanie.

Starała się zrazić do siebie każdego wokół, lecz niestety jej się nie udało. John i Mary wraz z małym Sherlockiem postanowili wpaść do nich wieczorem, a była dopiero 5 rano. Pani Hudson nie miała za złe dziewczynie, że udawała Jane, a nawet przynosiła jej jedzenie do szpitala i gdy wczoraj John przywiózł Julie do mieszkania, starsza kobieta od razu się nią zajęła. Czarnowłosa z zaciśniętymi ustami wstała z mebla i pomimo bólu pomaszerowała do pokoju. Z hukiem otworzyła szafę, po czym zaczęła wyrzucać z niej swoje rzeczy (jedynie laptop nie wylądował na podłodze). Kucnęła, a następnie wyciągnęła zakurzoną walizkę, do której poczęła wkładać swoje rzeczy.

***

Sherlock nadal siedział w salonie nudząc się, więc kiedy ujrzał spadającą ze schodów walizkę, jego brwi powędrowały do góry. Wstał z fotela i podszedł do przedmiotu, przez co schodząca kobieta wpadła na niego. Udało mu się zachować równowagę, dzięki czemu i ona jej nie straciła. Trzymał ją za ramiona, lecz ta burknęła coś pod nosem biorąc do ręki pakunek.

- Co Ty robisz? - spytał, choć dobrze znał odpowiedź.

Julie spojrzała się na niego z ukosa, po czym zaczęła wkładać na nogi glany, co zakończyło się jeszcze większym bólem i głośnym jękiem.

- Wyprowadzam się, panie Holmes. - odparła oschle biorąc do ręki drugiego buta, lecz on jej go zabrał - Oddawaj, Angolu. - wysyczała przez zaciśnięte zęby.

- Nigdzie nie idziesz. - rzekł zamykając drzwi na klucz, który wylądował w jego kieszeni - Chciałbym Ci uprzejmie przypomnieć, że jestem Brytyjczykiem, a Ty jesteś Brytyjką.

Powiedział to z takim spokojem, że dziewczyna miała ochotę go walnąć.

- Nie do końca. - wyszczerzyła się widząc jego minę - Jestem w połowie Polką. [Musiałam x'D] Jim się do tego nie przyznawał.

Mina mężczyzny była zabawna, lecz zdążył się szybko opanować.

- Opowiedz mi wszystko o sobie. - brzmiało to bardziej jak rozkaz, dlatego posłusznie usiadła na fotelu, ponieważ wiedziała, że jej nie wypuści.

- Ale później Ty opowiesz mi o sobie. - kiedy ten po chwili kiwnął głową, poczekała jeszcze moment, aby ułożyć sobie jakieś sensowne zdania - Byliśmy dość normalną rodziną do czasu, aż mój brat uznał, że włamywanie do banku i kradzież jest fajne. Miałam wtedy 12 lat, a mój kochany braciszek 17. Dogadywaliśmy się, dlatego gdy kłócił się z rodzicami zawsze byłam po jego stronie. Po kilku miesiącach doszło do takiej sprzeczki, że oni wsiedli do samochodu i już nie wrócili. Przyjechała policja i zabrała mnie do domu dziecka, bo Jim pomimo, że osiągnął 18 lat, po prostu wyjechał. Później pojawiał się w moim życiu sporadycznie, czyli naprzykład wtedy, gdy leżałam naćpana w szpitalu. Taaak. To się zaczęło gdy miałam 15 lat, a skończyło w wieku 16. Mój chłopak Tayler był handlarzem i sam często brał, a ja nie chciałam wychodzić na gorszą. Nie chciałam być dziwakiem, bo umiałam wszystko. Wtopiłam się w tłum nastolatków i żyłam sobie spokojnie u Samanthy, która wzięła mnie z ośrodka po tym jak tam trafiłam. Jim zabrał mnie ze szpitala do jakiejś fabryki. Posadził na krześle i kazał patrzeć na śmierć tych dwóch osób, a potem zabrał mnie do siebie. Miałam depresję i wiele razy znalazł mnie w łazience z pociętymi nadgarstkami. Przez 4 lata nauczył mnie wszystkiego, ale moje zdrowie psychiczne nie było w najlepszym stanie. Nie pozwolił mi się wyprowadzić, a po kolejnej prawie skutecznej próbie samobójczej, po prostu odszedł. Kontaktował się ze mną telefonicznie, lecz rozmowy nie trwały długo. Zaczęłam myśleć nad zemstą, ale Jim pomógł mi z Mary, które znała mnie pod pseudonimem "Kleopatra". Potem w mediach było głośno o tym, że Ty i mój brat - nie żyjecie. Ja jednak wiedziałam, że przeżył. Dzwonił do mnie i mówił, że jego największy wróg wciąż żyje. Postanowiłam jakoś uprzedzić Cię przed jego planami i po części mi się udało, bo stałeś się bardziej ostrożny. - starała się opowiedzieć to jak najszybciej, lecz i tak wspomnienia znów zaczęły ją dręczyć.

Sherlock milczał. Dłonie złożył w wieżyczkę, a na nich oparł swoją brodę. Wpatrywał się w Julie nieobecnym wzrokiem.

- Miałem psa - Rudobrodego. Po jego śmierci przestałem okazywać uczucia. - rzekł zamykając oczy.

Tylko tyle? Ja opowiedziałam mu o sobie prawie wszystko, a on nie ma uczuć przez psa?

Czarnowłosa jeszcze przez chwilę siedziała w fotelu, po czym wstała i okrążyła miejsce gdzie siedział detektyw. Ułożyła dłonie na jego ramionach.

- Kocham Cię, Sherlocku. - ozwała się, a on drgnął unosząc na nią swój wzrok.

- Mówiłaś coś? - spytał lekko mrużąc oczy.

- Zajebie Cię.

--------------

Przed chwilą omal nie dostałam zawału, bo wyświetliło mi się, że nie mam żadnej książki i nie mogłam dopisać dalszej części tego rozdziału. ;-; Czasem wattpad zaczyna szaleć. :'/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro