Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Podczas ucieczki ginie więcej żołnierzy niż w walce.

W milczeniu siedziała na zimnym krześle patrząc się na dwóch mężczyzn, którzy usilnie próbowali wydobyć z niej jakiekolwiek informacje.

Do debili nie dotrze, że prawdziwy morderca jest na wolności.

- Nie chcę wam przerywać tej sielanki, aczkolwiek podczas morderstw, które miały miejsce w kawiarni, byłam w domu. - Jane założyła ręce na piersiach zainteresowana, co teraz powiedzą kretyni.

- Mamy dowody, że to Ty stoisz za tym bałaganem.

- Myślicie, że byłabym na tyle durna, żeby zostawiać jakieś ślady? - zaśmiała się, a jej towarzysze zmarszczyli brwi.

- Każdy popełnia błędy. - odparł Dave.

Dave Tomilson, lat trzydzieści trzy (bodajże), 178 centymetrów wzrostu, żona notorycznie go zdradza, pali i daje sobie w żyłę, co tłumaczy jego agresję. Chyba więcej nie potrzebuję..

- Powiedz mi, jak tam kochaś Twojej żoneczki? Pewnie jest lepszy w łóżku, bo Twój Wacuś już dawno odpadł po takiej ilości narkotyków i papierosów. - oparła dłonie na stoliku, pochylając się do przodu.

Mężczyzna wpierw nie reagował, ale po chwili rzucił się na Mills, która tylko cofnęła się do tyłu, lecz nie zrobiła tego dosyć szybko, przez co trafił ją pięścią w policzek. Tęczówki Jane zrobiły się jeszcze ciemniejsze, a ona nie myśląc długo ruszyła wściekła na policjanta. Zatrzymały ją ręce funkcjonariusza, który pilnował drzwi. Nadgarstki znów przyozdobiły srebrne kajdanki, a dziewczyna nie próbowała się już nawet wyrywać.

- Lżej.. - syknęła, kiedy niemalże wypchnął ją z pokoju przesłuchań.

Oczywiście musiał zabłysnąć. Jeden ruch nogą, a leżałby teraz na ziemi..

- Krwawisz. - usłyszała znajomy głos, dlatego uniosła głowę do góry darząc Mycroft'a i Sherlocka bladym uśmiechem.

- Wszystko w porządku..

- Nic nie jest w porządku. - uciął młodszy Holmes - Nie masz alibi, świadkowie na miejscu przestępstwa widzieli identyczną kobietę, która przy ciałach zostawiła kartkę "Była tu Jane Mills". To nie jest normalne, ale Ty wtedy siedziałaś z moją matką, która potwierdziła, że z nią rozmawiałaś, ale ona poszła na górę kilka minut przed tym wszystkim. Wierzę w Twoją niewinność, ale ktoś próbuję Cię wrobić. - chaotyczne wyjaśnienia współlokatora, zbytnio jej nie pomogły.

Mycroft położył dłoń na jej ramieniu, a następnie westchnął jakby się poddając.

- Nie potrafię oczyścić Cię z zarzutów póki nie znajdziemy mordercy, ale mogę uchronić Cię przed karą śmierci, która Cię zapewne czeka, gdy wtrąci się w to wszystko MI5. Scotland Yard jest bezsilny (czyt. Głupi), dlatego niedługo by ich powiadomił. - kiedy skończył mówić szedł już korytarzem, a czarnowłosa z ledwością trzymała się na nogach obserwując, jak na twarzy Sherlocka pojawia się zwątpienie.

- Nie wierzysz mi? - spytała, choć to było bardziej stwierdzenie.

- Zastanawiam się...

- Nad czym do cholery?! Może myślisz, że się przyznam? Otóż nie. Nikogo nie zabiłam. - zmierzyła go wściekłym spojrzeniem i nie czekając na jego kolejne słowa, ruszyła wraz z policjantem do swojej tymczasowej celi.

- Poczekaj! - brat detektywa podszedł do nich zadowolony - Uwolnij ją. To rozkaz. - jego głos był tak chłodny, że Julie cieszyła się, że nie jest w skórze tego grubasa.

- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tej odrzuconej propozycji wspólnej kolacji. - burknęła z grymasem ruszając za rodzeństwem, które chyba nie zamierzało nawet udzielić jej odpowiedzi.

Wsiedli do samochodu Mike'a, a kiedy tylko ten ruszył ciszę przerwał telefon detektywa, do którego zaczęłam coś czuć.

- Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. - mówił powoli z tą swoją kamienną twarzą - Zaraz tam będziemy. - rzucił i zakończył połączenie - Mary zaczęła rodzić, a John strasznie panikuje. Jedziemy do szpitala. - był taki spokojny i obojętny, że dziewczyna odwróciła się w stronę okna.

- Nie odzywasz się. - stwierdził mężczyzna z ciemnymi lokami, a ona miała ochotę porządnie obić mu twarz.

- Może dlatego, że w Twoich oczach jestem przestępcą? Nie martw się z tego co obliczyłam - pożyję jakieś dwa miesiące na wygnaniu, a kiedy umrę wy nawet tego nie zauważycie. Wiem, że Mycroft chcę mnie gdzieś wysłać, żeby dać Ci czas, ale dwa miesiące nie wystarczą, żeby mnie uniewinnić. Zginę szybko, tego jestem pewna. - obserwowała przez chwilę tą obojętność, która za nic nie chciała zejść z jego twarzy - Irak? Syria? Libia? - brat jej współlokatora niespokojnie poruszył się na fotelu.

- Nie mogę zdecydować się między Syrią, a Libią gdzie trwają mniejsze wojny. - westchnął, a ona uśmiechnęła się szeroko.

Teraz rodzeństwo widząc jej reakcję mogło pomyśleć, że jest psychicznie chora. Kto cieszy się z wygnania, które zapewne skończy się śmiercią?

-Wyślij mnie do Afganistanu. Jak tylko wyjdę z samolotu, dostanę kulkę w łeb. - rzekła wychodząc z auta, które chwilę wcześniej zatrzymało się na parkingu.

W ciszy doszli pod salę, w której leżała żona doktora. Ten wyłonił się stamtąd po chwili, a szeroki uśmiech rozświetlał jego twarz.

- Zostałem ojcem. - usłyszeli, ale nikt się nie odezwał. Weszli do sali, w której leżała Mary - To chłopiec. - ta jego ekscytacja nie działała na Jane pozytywnie, lecz ta zaciekawiona patrzyła się na małżonkę John'a.

Chyba ją skądś znam.

- Jane! - zaciągnął dziewczę pod samo łóżko - To jest Mary moja ukochana żona, Mary poznaj Jane współlokatorkę Sherlocka.

Nie odzywały się przez dłuższą chwilę, gdyż obydwie mierzyły się wzrokiem.

Tylko nie ona...

Burknęły w tym samym czasie coś w stylu "Miło mi" a następnie udawały, że tej drugiej w ogóle tu nie ma.

- Nazwaliśmy go Sherlock.. Po wujku. - Watson podrapał się po głowie wdając się w rozmowę z Holmesami.

- Kleopatra. - wyszeptała leżąca na łóżku kobieta, lecz Mills udawała, że nie wie o co chodzi.

- Słucham? - spojrzała się na nią niezrozumiale, ale Sherlock najwidoczniej musiał słyszeć o czym rozmawiają, bo podszedł do nich po krótkiej chwili.

- Kim jest Kleopatra? - pytanie wydobyło się z jego ust, lecz jasnowłosa wywróciła oczyma.

- Jane przypomina mi moją starą znajomą, która już nie żyję. - odparła mierząc wzrokiem niewiastę.

Julie odwróciła się, a następnie wyszła z sali (tak jak zrobił to Mycroft chwilę wcześniej).

- Poczekaj! - krzyknęła widząc jak kieruję się do wyjścia - Wyślij mnie gdzie chcesz - dzisiaj. Nie lubię pożegnań, a zdążyłam już dawno pogodzić się z własną śmiercią.

Wiedziała, że się zgodzi i tak się też stało. Ujrzała skinięcie głową Holmes'a, dlatego ruszyła za nim w kierunku samochodu.

- Jesteś tego pewna?

- Na sto procent.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro