Pierwsza wspólna zagadka.
Jane usnęła dość późno, gdyż cały czas siedziała przed swoim laptopem. Obudziły ją strzały dobiegające z salonu, dlatego spojrzała na zegarek i wstała z łóżka.
- Świetnie. - burknęła wyjmując z szafy świeże ciuchy.
Była 5:15, a dziewczyna położyła się spać po 2. Nie lubiła spać, ale każdy potrzebował chociażby chwili odpoczynku. Zamierzała odpłacić się za to detektywowi w najbliższym czasie, lecz teraz zeszła na dół, aby w spokoju wziąć prysznic.
- Wybacz jeśli Cię obudziłem. - usłyszała głos mężczyzny, kiedy otwierała drzwi prowadzące do toalety.
Odwróciła się w jego stronę i uniosła brwi do góry. Holmes skierował na nią swój pistolet, a ona zaśmiała się cicho biorąc to za dobry żart.
- Opuść broń, bo jeszcze kogoś postrzelisz. - westchnęła zamykając się w łazience, ale kiedy rozebrała się do naga zauważyła, że nie wzięła bluzki.
Ubieranie się z powrotem nie miało najmniejszego sensu, dlatego zacisnęła usta w wąską kreskę uprzednio opatulając swe ciało ręcznikiem.
- Sherlock! - krzyknęła, ale nie usłyszała odpowiedzi.
Ostrożnie wyszła z pomieszczenia trzymając dłońmi zawinięty materiał, po czym weszła do swojej sypialni. Wzięła to co było jej potrzebne, a następnie powoli zaczęła schodzić po schodach. Słysząc głosy dochodzące z dołu miała ochotę popełnić samobójstwo.
- Nie wstydź się Jane. - Sherlock z szerokim uśmiechem patrzył się w stronę wejścia na górę.
- Zabiję Cię. - zmroziła współlokatora groźnym spojrzeniem, nie racząc nawet przywitać się z gościem. Poczłapała do łazienki, trzaskając mocno drzwiami.
***
- Kto to jest? - spytał inspektor, który nie krył swojego zdziwienia.
- Moja współlokatorka, Garry. - Lestrade przewrócił oczami szeptając wściekle "Jestem Greg", aby chwilę później usiąść w fotelu.
Przez chwilę słychać było szum prysznica, a także ciche przekleństwa młódki, która siłowała się ze swoimi mokrymi włosami.
Holmes nie zdążył wypić całej herbaty, kiedy dziewczyna opuściła toaletę nawet na nich nie patrząc. Poszła wprost do kuchni, gdzie zaczęła przygotowywać czarny napar.
- Zdumiewające. - skomentował czarnowłosy mężczyzna, który pierwszy raz widział tak szybką kobietę.
Greg patrzył się na nich z lekko otwartymi ustami, a kiedy Jane usiadła w dawnym fotelu John'a postanowił się odezwać:
- Inspektor Gregory Lestrade.
- Jane Mills. - czarnowłosa tylko obrzuciła go spojrzeniem, aby w spokoju dopić swoją kawę - A więc Holmes, co to za sprawa?
Wyrwany z zamyślenia detektyw kiwnął głową, po czym wstał ze swego fotela kierując się do wyjścia.
- Opowiem Ci wszystko w drodze. - rzekł otwierając drzwi i czekając, aż kobieta założy na siebie płaszcz i wciągnie na nogi buty.
- Ona jedzie z nami? - zdumiony policjant zaczął schodzić po schodach, a za nim ruszyła dwójka młodych ludzi.
- Tak dokładniej to ona jedzie ze mną, bo taksówka jest lepsza niż ten Twój złom. - Sherlock prychnął - A poza tym masz tonę papierów na biurku, które musisz do jutra mieć gotowe, więc teraz grzecznie pojedziesz na komisariat.
- Miło było. Do zobaczenia Gavin! - Jane wsiadła do taksówki, a Holmes z ledwością powstrzymał się od śmiechu, kiedy zobaczył minę Lestrad'a.
Usiadł obok niewiasty, a następnie zabrał się za mówienie. Po czterdziestu minutach dotarli na Whitechapel, a domniemana Mills pokręciła głową.
- Mamy doczynienia z Kubą Rozpruwczem dwudziestego pierwszego wieku. - skwitowała podchodząc do żółtych taśm otaczających teren znalezienia zwłok.
- Otóż to. Ofiarą jest prostytutka. Podcięte gardło, a także wycięta macica w dodatku to miejsce; świadczą o tym, że morderca bawi się w Rozpruwacza. - detektyw zbliżył się do ciała denatki, a współlokatorka z zaciekawieniem przyglądała się panujacemu chaosowi - Jak się źle poczujesz, to mów. - usłyszała głos socjopaty.
Po cichu próbowała odtworzyć całe wydarzenie w swej głowie.
Popchnął ją na ścianę i tam wykonał szybkie, pierwsze cięcie. Najpierw jednak gonił ją przez ciemną ulicę i omal nie wywalił się przez stojące kamienie. Zranił się w nogę (stąd krew na ziemi i kamieniach, oraz na spodniach ofiary). Zostawił kobietę na widoku, gdyż radiowozy już tu jechały, więc denatka podczas ucieczki zdołała wezwać pomoc. To była przypadkowa ofiara. Żadnych pobudek osobistych, tylko chęć sławy. Cięcia nie były precyzyjne, więc morderca zapewne tylko fascynował się medycyną. Jeżeli miał zranioną nogę, to musiał być w pobliżu, a jeśli był w pobliżu to każdy był w niebezpieczeństwie...
- Jane chodź bliżej. Lepiej żebyś się nie oddalała, bo on wciąż gdzieś tu jest. - skinęła głową podchodząc do detektywa.
- Morderca amator. Zostawił zbyt wiele śladów, a kontenerów nie jest tu dużo, więc powinniśmy go zaraz schwytać.
Holmes zawołał jednego z policjantów i rozkazał im zagrodzić potencjalne drogi ucieczki. O dziwo, mężczyzna w mundurze bez jakiegokolwiek słowa wykonał polecenie detektywa. Jane coraz bardziej ciekawiła się jego osobą, lecz miała do wypełnienia ważne zadanie i nie mogła go spieprzyć przez fascynację współlokatorem.
- Znając tych błaznów nie znajdziemy z nimi tytaj mordercy przez miesiąc, póki ten sam się do nas nie zgłosi. - Sherlock zrobił dwa kroki w lewą stronę - Ty idź w prawo. Jak coś to krzycz. - powiedział i po chwili zniknął.
Dziewczyna westchnęła idąc w przeciwną stronę. Nie zamierzała ganiać za mordercą-amatorem, który latał tutaj z nożem. Miała cichą nadzieję, że Holmes znajdzie go pierwszy, bo ona spędziła większość swego życia przed komputerem. Starszy brat uczył ją trochę samoobrony, ale jakoś wyrzuciła z pamięci te wszystkie lekcję. Zastanawiając się nad tym wszystkim spostrzegła małą, czerwoną plamkę na rogu kontenera. Dotknęła miejsce palcem, a następnie potarła o siebie dwa palce dochodząc do wniosku, że to krew.
Jeżeli schwytam tego durnia - detektyw zacznie mi bardziej ufać.
Czarnowłosa podeszła bliżej kolejnego zakrętu i w ostatnim momencie uniknęła zderzenia się z utykającym mężczyzną. Obydwoje wyglądali na zaskoczonych; morderca nie spodziewał się wpaść na dziewczynę, bo odciągnął policję na drugą stronę zamkniętego terenu, a młódka nie spodziewała się znaleźć amatora tak szybko.
- Radzę Ci odłożyć nóż. - rzekła spokojnie, a uciekinier zareagował na te słowa bardzo drastycznie.
Zaczął ciąć narzędziem powietrze zbliżając się do Jane, która powoli cofała się do tyłu.
Zaraz wpadniesz na ścianę. Powstrzymaj tego idiotę. Jak to było? Obrót i kop?
Szybkie myślenie Julie podziałało i już po chwili mężczyzna stał przed nią bezbronny, a narzędzie zbrodni leżało kilka metrów dalej. Wściekły rzucił się na kobietę, a ta próbowała się od niego uwolnić. Na jego dłoni widniały ślady zębów Mills. Ten wykręcił mocno jej lewą rękę do tyłu, a niewiasta usłyszała ciche chrupnięcie. Krzyknęła z bólu i z całej siły uderzyła (tyłem głowy) przestępcę prosto w nos, z którego po chwili wyciekła posoka. Obydwoje byli wyczerpani szarpaniną, ale wciąż kontynuowali swoje ataki. W pewnym momencie, kiedy "pani detektyw" zdołała obrócić się w stronę tamtego - ten ponownie uderzył ją w lewą rękę. Dziewczyna niemalże płakała z bólu, ale nie zamierzała się poddać. Przypomniała sobie ostatnią lekcję brata, która brzmiała "najlepiej improwizować" i z całej siły kopnęła zaskoczonego napastnika w krocze, a kiedy ten zgiął się w pół ona kopnęła ponownie - tym razem w twarz. Po chwili ten upadł tuż przed Jane, a ona usiadła obok ciężko dysząc.
- Jesteś aresztowany! - usłyszała zdyszany głos funkcjonariusza.
Obok niego szedł powoli Holmes, który podszedł do dziewczyny i położył dłoń na ramieniu. Na lewym ramieniu. Zdusiła w sobie krzyk, a następnie poderwała się do góry.
- Nie dotykaj mnie idio...
Nie dokończyła, bo Sherlock z premedytacją ścisnął jej przedramie. Krzyknęła i odsunęła się do tyłu; wpadając plecami na kontener.
- Złamana. - skomentował z lekkim uśmiechem.
- Brawo! Zrobiłeś to specjalnie. - ruszyła do przodu wymijając pracowników NSY.
Była wściekła, a kiedy adrenalina zaczęła odpuszczać powoli do jej mózgu docierał jeszcze gorszy ból.
- Jedziemy do szpitala. Trzeba to usztywnić i przede wszystkim nastawić. - wyszeptał zamyślony zatrzymując pierwszą lepszą taksówkę.
Jane chciała zaprzeczyć, ale ból nie pozwalał jej nawet wydusić z siebie jednego słowa. Zacisnęła powieki i zęby.
Zabiję go wcześniej niż jego prawdziwi wrogowie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro