Pewnie to jakaś choroba...
- Sherlock, ale jak to jest możliwe?! - Jane darła się na całe mieszkanie, gdyż dzisiaj rano dostała sms'a od Mycroft'a.
Kilka dni temu wreszcie pozbyła się ciężaru ze swej lewej ręki, a z Holmes'em nie rozmawiała zbyt często od czasu, kiedy obudziła się w jego ramionach.
- Najwidoczniej spodobałaś się mojemu braciszkowi. - rzekł z ironią.
I nie tylko jemu, prawda Sherlock'u? Lubisz ją, nawet bardzo, więc może to właśnie Ty powinieneś zaprosić ją na kolację? Ale ona i tak nie przyjęłaby mojego zaproszenia...
Detektyw bił się z własnymi myślami obserwując, jak Mills krzyczy do komórki, że nie zamierza jeść posiłku w towarzystwie porywacza.
Mnie też uważa za takiego.
- Słuchaj, Mycroft. Już wolę iść na piwo z Twoim bratem-socjopatą, niż z Tobą na kolację. - rozłączyła się, a Sherlock spojrzał się na nią lekko unosząc brwi - Co powiesz na wypad do klubu? - spytała, a mężczyzna uśmiechnął się przebiegle.
Skinął głową, ale nie zamierzał pić (a przynajmniej nie w dużych ilościach). Postanowił wydobyć trochę informacji od Jane, która może stałaby się bardziej rozmowna po kilku kieliszkach wódki.
- To świetnie, Holmes. - rzuciła i już po chwili jej nie było.
Słyszał tupot jej stóp na schodach, a następnie zamykanie szafy, z której wyciagała czyste ciuchy. On tylko podniósł się z fotela, po czym zaczął cicho grać na swym ukochanym instrumencie.
***
Julie w tym czasie próbowała znaleźć swoje ulubione spodnie, ale po nieudolnej próbie poszukiwawczej założyła te, które pierwsze wpadły jej w ręce. Bluzkę i gorset naszykowała sobie wcześniej, dzięki czemu oszczędziła parę minut. Wizja spędzenia kilku godzin popijąc alkohol w towarzystwie Sherlock'a o wiele bardziej jej odpowiadała, dlatego gdy była już gotowa zbiegła na dół, założyła buty i płaszcz i obserwowała współlokatora, który już stał ubrany.
- Ruszysz się wreszcie panno Mills, czy będziesz tak stać wpatrując się we mnie? - socjopata wyrwał ją z zamyślenia, a ta zrobiła krok w jego stronę.
Za blisko...
- Zabronisz mi?
Jeszcze jeden ruch, który sprawił, że detektyw napiął wszystkie swoje mięśnie. Wstrzymał oddech patrząc się na poczynania niewiasty, która powoli ułożyła dłonie na jego ramionach, a następnie złapała za kołnierz jego płaszcza przyciągając go do siebie. Jej poczynania wprawiły Holmes'a w coś w rodzaju osłupienia, przez co nie mógł teraz nic zrobić. Zupełnie, jakby nim zawładnęła.
Opanuj się, Sherlock! To tylko kobieta... Piękna kobieta, która jest inteligentna... Holmes!
Wpatrywał się w jej tęczówki, kiedy ona powoli zbliżyła usta do jego warg. On tego chciał, potrzebował tego, ale ona zrobiła coś okrutnego... Odsunęła się, po czym ruszyła schodami na dół, a mężczyzna odetchnął cicho. Stracił kontrolę nad swoim ciałem, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło.
- Raczysz ruszyć te swoje cztery litery z salonu, Holmes, aby iść ze mną do klubu? - zadając pytanie wychodziła z domu, dlatego chwilę później chodnikiem szła u jego boku.
Ta cisza wcześniej nikomu by nie przeszkadzała, ale teraz zmuszali się do niej, bo obydwoje mieli tysiące pytań, lecz woleli milczeć. Sherlock chciał dowiedzieć się, dlaczego dziewczyna tak łatwo go "unieruchomiła", a ona chciała wiedzieć czemu tak łatwo jej to poszło. Jane chciała się tylko podroczyć, i nawet to spieprzyła. Kiedy weszli do pomieszczenia ich uwagę zwróciła mała liczba osób w lokalu, lecz chwilę później siedzieli na stołeczkach pijąc jakiegoś drinka. Swoją drogą, dość przystojny barman zaczął przystawiać się do Julie, która nie zwróciła na to uwagi, za to Holmes szybko spławił Eric'a swoją dedukcją dotyczącą jego życia prywatnego.
- A już chciałam iść z nim na randkę. - wymamrotała wpatrując się w swoją szklankę.
- Nie pozwalam. Niech się cieszy, że tylko tyle powiedziałem.
Oglądanie pijanego Sherlock'a rozbawiło Jane, która jeszcze jakoś się trzymała. Zapłacili i kilka minut po godzinie pierwszej ruszyli na Baker Street.
- Sherlyyy.. - wydyszała czarnowłosa, stając w salonie.
W odpowiedzi uzyskała ciche burknięcie detektywa. Wzruszyła ramionami podchodząc do niego, żeby znów obserwować jego reakcję na jej bliskość.
- Wiesz, że jesteś najseksowniejszym socjopatą jakiego dane mi było poznać? - spytała z trudnościami, gdyż plątał się jej język.
Sherlock nic nie powiedział, bo zajęty był pokonywaniem senności, która odeszła w chwili, kiedy kobieta zsunęła płaszcz z jego ramion. Nie zdążył zapytać co robi, kiedy ona podeszła do wieszaka, żeby jego odzienie znalazło się na swoim miejscu. Myślał zupełnie o czymś innym, o czymś co do niego w ogóle nie pasowało.
- Sherlock?
Dopiero teraz zorientował się, że trzyma dłonie na jej talii. Nie zdjął ich, a wręcz przeciwnie - przyciągnął ją do siebie bliżej.
Jak to możliwe, że ona tak na mnie działa?
Umysł odmówił posłuszeństwa, kiedy pochylił się nad nią i delikatnie musnął jej wargi swymi zaschniętymi ustami. Tłumaczył sobie swoje zachowanie swym stanem, lecz wiedział, że się w tym momencie okłamuję. Kiedy Julie poczuła jak jej kolana się pod nią uginają zarzuciła ręce na szyję współlokatora, a następnie odwzajemniła jego pocałunek z taką pasją, że po chwili musieli się od siebie oderwać, aby złapać oddech.
- Chyba jestem chory.
Słysząc słowa detektywa, kobieta zaśmiała się głośno. Nie rozumiała o co dokładnie mu chodzi, ale nie zamierzała ciągnąć dalej tego tematu.
- Upicie to nie choroba, ale kac to co innego. - skinął głową siadając w swym fotelu, aby móc odpocząć - Dobranoc, Sherlock'u Holmesie. - wyszeptała kierując się chwiejnie do swego pokoju.
Gdybyś wiedziała jak na mnie działasz... Twój dotyk i smak wiśniowych ust.
- Dobranoc, panno Mills. - rzekł zamykając oczy.
Dziewczyna nie myślała o niczym, co było wielkim plusem po wypiciu takiej ilości alkoholu. Rzuciła się na łóżko i chwilę później spała niczym zabita.
***
Sherlock wziął do ręki telefon, następnie wystukał odpowiedni numer (pod który zaczął dzwonić). Gdy wreszcie jego przyjaciel odebrał, ten nie wiedział z początku co powiedzieć.
- John, chyba jestem chory.
- Wiesz która godzina? - powiedział z wyrzutem, a następnie przejęty dodał: - Co Ci dolega?
- To jest bardzo dziwne, gdyż dolegliwości pojawiają się tylko gdy jestem obok pewnej osoby...
Zapadła cisza w czasie której doktor usiłował wymyślić odpowiedź, lecz pokręcił tylko głową przerywając połączenie.
Czyżby to było to, o czym myślę?
----------------------------
Szczerze to jestem wykończona i nie wiem nawet co napisać x'd miłego czytania :')
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro