No powiedz to wreszcie!
- Sherlock dobrze wiesz, że gdy mi się nie chcę, to nie będę dedukować. - dziewczyna żachnęła się, po czym udała się w stronę Lestrade'a, która stał nieopodal.
- Ale spójrz jakie to było piękne zabójstwo! Tylko popatrz i powiedz tym idiotom, że to nie było...
- To było samobójstwo! - krzyknęła kobieta, która wyszła z budynku przy, którym staliśmy.
Niska brunetka o zielonych oczach. Ubiór nie był w stylu Scotland Yardu, a uśmiech i zawziętość wskazywała na to, że jest ona nową policjantką.
- Sierżant Hannah Tomilson.
- A gdzie Donovan? - spytał Holmes marszcząc brwi, a następnie spojrzał się na Julie, która szczerzyła się od chwili, kiedy zadał to pytanie.
- Jakby to powiedzieć... Wyjechała wraz z Andersonem, którego zostawiła żona. - czarnowłosa zaśmiała się, a Greg'a aż przeszły ciarki.
- Powiedziałaś jej o zdradach?
- Oczywiście! Przyłapała go nawet, kiedy udała, że jedzie do matki! - rozbawione dziewczę odzyskało zapał i momentalnie włączyło myślenie na szybszych obrotach - To nie było samobójstwo, bo; po pierwsze nie ma listu, po drugie na rękach nie ma śladu betonu i ogólnie nie są brudne, więc nie stanął na krawędzi tylko został przerzucony, a po trzecie..
- W jego organizmie znajduję się duża ilość chlorku suksametonium. - detektyw uśmiechnął się wskazując palcem rozbitą strzykawkę - Stracił wzrok i panowanie nad ciałem, a zabójca popychając denata do przodu upuścił dowód i nasze narzędzie zbrodni. - mężczyzna potarł o siebie ręce.
- Chciałam powiedzieć, że małe prawdopodobieństwo by popełnił samobójstwo dwa dni przed ślubem, ale to też jest dobre. - Julie pokiwała głową z uznaniem, po czym machnęła ręką - Brawo, Holmes.
Wszyscy spojrzeli się na nią z takim zdziwieniem, że ta uniosła dłonie do góry w geście obronnym.
- O co znów chodzi? - spytała patrząc współlokatorowi prosto w oczy.
- Pochwała z Twoich ust jest dziwna i teraz czuję się jakbym rozwiązał zagadkę prawdziwego Kuby Rozpruwacza.
Spiorunowała go wzrokiem, po czym ruszyła do przodu złapać taksówkę, bo wiedziała, że posiedli już wszystkie istotne informacje.
- Druga Donovan! - krzyknęła, kiedy detektyw zaczął iść w jej stronę - Podobasz się Gavin'owi! - dokończyła wsiadając do auta.
- Szukamy osoby, która w jakimś stopniu jest powiązana z medycyną.
- Przyszła żona jest pielęgniarką.
- A już myślałem, że nie zajrzałaś mu do teczki! - zaśmiał się, a dziewczyna podała kierowcy adres, pod który musieli się udać.
- Julie?
- Czego, amebo?
- Kochasz mnie?
Czarnowłosa obrzuciła go idiotycznym spojrzeniem. Odebrało jej mowę, więc ucieszyła się, kiedy właśnie taksówka się zatrzymała.
- Wysiadaj. - ponagliła wyciągając banknoty z kieszeni.
- Nie odpowiedziałaś. - burknął obrażony, kiedy stanęli przed drzwiami sporego domu.
Mały ogródek otaczał budowlę, a woda znajdująca się w kamiennej fontannie rozpryskiwała się na wszystkie strony. Kołatka na czarnych drzwiach była srebrna i ukazywała łeb lwa, któremu przyglądała się przez dłuższą chwilę, póki drzwi się nie otworzyły.
- Jesteś dobrym detektywem i wspaniale dedukujesz, ale nie znasz się na uczuciach, a na kobietach tym bardziej. - syknęła.
Uśmiech w pełni fałszywy zagościł na jej twarzy, kiedy w drzwiach pojawiła się drobna blondynka.
To ona była biedna w tym związku, więc po co miałaby zabijać przyszłego męża skoro nic po jego śmierci nie dostanie?
- Pani Sofia Martinez? - upewniwszy się, że to partnerka denata dziewczyna chciała na spokojnie powiadomić ją o śmierci ukochanego, bo wiedziała jaki to ból stracić kogoś bliskiego, lecz Sherlock musiał ją oczywiście wyprzedzić.
- Jestem Sherlock Holmes, a to moja asystentka Julie. Pan Jack Tavier nie żyję, został zamordowany. Czy możemy zadać pani kilka pytań?
Za tą jego obojętność Julie miała ochotę mu przywalić. Reakcja kobiety, która stała w drzwiach była niespodziewana. Gdy tylko usłyszała zdanie o śmierci partnera straciła przytomność, a panienka Moriarty w ostatniej chwili zdążyła ją złapać.
- Pomóż mi idioto! - warknęła na zdziwionego detektywa, który niechętnie wziął blondynkę na ręce.
Czarnowłosa zamknęła drzwi za nimi, po czym udała się do kuchni, która znajdowała się po lewej stronie od wejścia. Ozdobne wazony stały prawie wszędzie, a spory żyrandol zwisający w salonie wzbudził w niewiaście strach.
A gdyby mi to spadło na głowę? Sherlockowi by się należało, choć mu tego nie życzę...
- Jesteś rąbnięty. Nie mówi się czegoś takiego w taki sposób. - skomentowała dotykając ramienia Sofii.
- A co, miałem zacząć płakać i szeptać, że ślubu nie będzie, bo komuś zależało na śmierci jej partnera? Może jeszcze miałem zacząć ją przytulać i dać się wypłakać w koszulę?
- No tak, czego ja się mogłam spodziewać po człowieku, który tylko pod wpływem narkotyków potrafi wyznać miłość kobiecie..
- Nie wiem, czym jest miłość.
- Nie przerywaj mi! - huknęła, a on posłusznie ucichł - To, iż jesteś socjopatą nie oznacza, że musisz zapominać o tym, że jesteś też pieprzonym człowiekiem i innym trzeba okazywać szacunek. Mężczyzna taki jak Ty nie jest prawdziwym mężczyzną, a do dżentelmena mu wiele brakuje.
***
Starała się nawet na niego nie patrzeć, co było trudne, kiedy jego twarz wyrażała wiele, a zarazem nic. Kobieta czuła się jakby była na dnie jeziora; z jednej strony zaczynało brakować jej tlenu i była zmuszona, aby się wynurzyć, lecz z drugiej obserwacja roślin i samego dna pozwalała jej zapomnieć o wszystkim.
- Przepraszam.
Takie słowo usłyszała będąc już w swej sypialni. Przebrana w piżame miała iść spać, lecz słysząc kroki zamknęła tylko oczy. Sherlock myśląc, że śpi postanowił zrobić to w ten sposób, bo przeprosiny według niego były oznaką słabości.
- Wiesz chociaż za co? - zadała pytanie, a on wszedł do środka i usiadł na skraju łóżka.
- Za swoje zachowanie i za bycie sobą. - wzruszył ramionami, po czym obserwował jak Julie unosi się do siadu.
- Nie przepraszaj za bycie sobą. Przy mnie czasem jesteś inny; miły i dobry.
- Bo przy Tobie lepiej przychodzi mi bycie miłym Sherlockiem. - odparł po chwili zastanowienia.
- Nie możesz być taki zawsze? - kolejne pytanie sprawiło, że mimo wszystko mężczyzna się uśmiechnął.
- Wytłumacz mi czym jest miłość. - zażądał z tą swoją zawziętością i zaciekawieniem w oczach.
Te błękitne oczy, za które kobieta mogłaby zabić. Jego "prośba" lekko ją zdziwiła, lecz zawsze mogła udzielić mu odpowiedzi. Nie była znawcą, ale już kiedyś doświadczyła miłości (bądź mocnego zauroczenia) więc mniej więcej wiedziała co się wtedy dzieję z człowiekiem.
-------------------------
Tak, wiem. Ten rozdział może być nudny, lecz niestety musiał się tu znaleźć ze względu na powagę samego znaczenia słowa "miłość", którego Sherly nie umie zrozumieć. X'D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro