Nigdy Cię nie zostawię.
"Londyn jest jak wielki ściek, do którego spływają przestępcy, agenci i męty wszelkiej maści. Czasami ważniejsze jest nie kto, tylko kto o tym wie."
---------------------------------------
Jeśli kogoś kochasz próbujesz zapewnić tej osobie bezpieczeństwo. Chcesz, by schroniła się gdzieś z dala od Ciebie, kiedy masz kłopoty.
Zrozum, człowieku
Ta osoba Cię kocha
I jedyne czego potrzebuje
To Twojej bliskości.
---------------------------------------
Julie bez wahania uniosła otwartą dłoń do góry i uderzyła w twarz mężczyznę. Tamten tylko przymknął oczy, aby następnie złapać ją za ramiona i lekko potrząsnąć.
- To dla Twojego bezpieczeństwa. - powiedział Sherlock - My nie potrafiliśmy Ci go zapewnić.
- I dlatego bez rozmowy ze mną spakowaliście moje rzeczy i zadzwoniliście po Mike'a?! Nigdzie nie jadę. Koniec tematu. - wściekła warknęła pod nosem na trzech milczących facetów - Serio? Myśleliście, że pojadę gdzieś zostawiając was z tym wszystkim samych? - machnęła ręką na Sherrinforda, który otwierał usta, by już coś powiedzieć - A jakby wam się coś stało, hm? Wolę być przy was, a nie odpoczywać sobie w domu Mycroft'a. Nie będę uciekać. Jeśli Sebastianowi i Jade zależy, to dostaną się i tam.
Holmes chwilę analizował jej słowa i uznał, że lepiej się nie kłócić, kiedy jest w ciąży. Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Ułożył brodę na jej ramieniu wdychając zapach jej włosów.
- Nie mogę Cię znowu stracić, rozumiesz? - spytał cicho, a ona skinęła głową wtulając się w jego ciało.
- Te hormony ciążowe. - burknął rozbawiony Sherrin, który obserwował brata i jego małżonkę.
Nagle w Julie obudziło się sumienie, i zaczęła gładzić męża po czerwonym policzku cicho łkając i przepraszając za swoje zachowanie.
- Coś czuję, że niedługo wysadzi z tej złości mieszkanie w powietrze. - szepnął Jim do przyjaciela lekko się krzywiąc - Gdzie się podział nasz kochany socjopata? - spytał ironicznie szczerząc się od ucha do ucha i ukazując przy okazji swoje uzębienie.
- Wciąż tutaj jest. - warknęła w odpowiedzi jego siostra i wypięła język - Mój wysoko-funkcyjny socjopata. - zarzuciła ręce na jego szyję z szerokim uśmiechem.
- Wiesz, Twój kochany małżonek miał bardzo ciekawą przemowę na ślubie Johna... - Moriarty chichocząc wyjął z kieszeni kartkę papieru - "Wszelkie uczucia, w tym miłość, są sprzeczne z rozumem, który cenie ponad wszystko." - przerwał patrząc na małżeństwo, które patrzyło się na niego jak na kompletnego idiotę - "Moim zdaniem ślub to celebrowanie tego, co iluzoryczne, irracjonalne i sentymentalne w tym chorym i niemoralnym świecie. To jak czczenie chrząszcza kołatka, zakały społeczeństwa i całego rodzaju ludzkiego…" - mężczyzna wstał z fotela podchodząc do nich z lekkim uśmiechem - Przez ponad rok czasu zmieniłeś zdanie. Dlaczego? Ożeniłeś się z moją siostrą mówiąc kiedyś, że to irracjonalne, głupie. Kiedyś stwierdziłeś, że Twoją żoną jest praca, więc dlaczego wziąłeś ślub z człowiekiem, a dokładniej z kobietą, i to nie byle jaką tylko MOJĄ siostrą. - założył ręce za sobą oczekując odpowiedzi.
- Jim, serio? Będziesz mu teraz wytykał jego własne wypowiedzi, które kiedyś ujrzały światło dzienne? - czarnowłosa prychnęła puszczając Sherlocka, aby swobodnie móc podejść do brata - Gdy byliśmy mali mówiłeś, że nie chcesz mieć dzieci. Że wolisz być samotny, a teraz? Jesteś tutaj z nami, masz córkę spłodzoną przez przypadek i jesteś jednym z groźniejszych przestępców na świecie, który już zapisał się w historii. - zaśmiała się wpadając w objęcia Jim'a.
- Nie schlebiaj mi siostrzyczko. Jeszcze kilka miesięcy temu, miałaś ochotę mnie zabić.
- Ludzie się zmieniają. - walnęła go w ramię - A dokładniej, to ludzie zmieniają ludzi.
Wesołym krokiem kobieta ruszyła do kuchni w chwili, kiedy do salonu wszedł Mycroft.
- Nigdzie nie jadę, Mike! - krzyknęła, po czym wstawiła czajnik z wodą na gaz - Chcesz herbaty?
Najstarszy Holmes stuknął o ziemię mokrą parasolką, po czym usiadł na kanapie.
Coś go trapi.
- Stało się coś? - niewiasta usiadła obok niego stawiając przed nim kubek z ciepłym naparem.
- Potrzebuję Twojej porady. - wydusił z siebie, a wszyscy popatrzyli się na niego jak na kretyna.
- "Najmądrzejszy" rządowiec potrzebuję pomocy ze strony kobiety swojego młodszego brata? - rozbawiony Sherrinford kucnął przed nim i położył mu ręce na ramionach - Mój drogi braciszku, Julie nie wyleczy Cię z otyłości i głupoty. - rzekł, a dziewczyna rzuciła w niego poduszką.
- Zamknij się! - krzyknęła, a następnie spojrzała się na Mycroft'a - Wylali Cię z roboty? Ktoś umarł? Dowiedziałeś się o tych 50 tysiącach przeznaczonych na nasze zachcianki? Moran zaczął Ci grozić? - zalała go falą pytań, a on wstał z kanapy marszcząc brwi.
- To wy włamaliście mi się na konto? Jaki Moran do cholery? - podniósł delikatnie głos, a Julie poprawiła swoje włosy.
- Nie powiedzieliście mu o porwaniu? - spytała z wyrzutem, a najstarszy Holmes wyglądał na wściekłego, co nie było częstym widokiem.
- Ktoś mi opowie, co tutaj się dzieję?
Wszyscy milczeli. Jim nie miał zamiaru towarzyszyć im przy tej rozmowie, dlatego zbiegł na dół kierując się do mieszkania 221C, po drodze spotykając panią Hudson, która zaprosiła go na ciasteczka do swojej kuchni.
Czemu nie?
Sherrinford ukrył się w kuchni, gdyż z młodości pamiętał doskonale rzadkie wybuchy brata. Mimo, że zdarzały się raz na kilka lat, to później każdy bał się do niego odzywać.
Sherlock, jak to Sherlock usiadł w swoim fotelu składając ręce w piramidkę, aby po chwili siedzieć w bezpiecznym Pałacu Pamięci.
Jedynie Julie nie miała gdzie się ukryć, więc uniosła ręce w geście poddania i niewinności.
- Nie zdziwiło Cię to, że sklepu naprzeciwko nie ma?
- Myślałem, że to wasza sprawka.
- Tak nie do końca...
Czarnowłosa wyrzuciła z siebie, to co się wydarzyło i to kim jest Sebastian i Jade. Mycroft opadł ciężko na kanapę, patrząc się w punkt przed sobą.
- Nie mogliście mnie powiadomić? Przecież mogę wam pomóc. - westchnął przecierając twarz dłonią - Teraz chociaż rozumiem, dlaczego miałem Cię stąd zabrać.
- Nieważne, Mike. - machnęła lekceważąco ręką uśmiechając się do brata męża - W czym mogę Ci pomóc?
- Pokłóciłem się z Gregiem.
- Miałeś na myśli Gavin'a? - spytała marszcząc brwi, a on wywrócił oczami i skinął głową - O co poszło? - upiła łyk herbaty, którą wcześniej przyniósł jej Sherrin.
- Powiedział, że nie poświęcam mu dużo czasu, i że niby go zdradzam. Ciekawe kiedy, hm? - Mycroft zaśmiał się ironicznie, a Sherrinford pobiegł do drzwi.
- Pani Hudson, czuję ciasteczka! Proszę nie zjadać wszystkiego, bo zaraz zaczyna się "Latynoska miłość"*! - zbiegł na dół, a dziewczyna wywróciła oczami.
- Za dużo ziółek. - skomentowała rozbawiona - Powracając do tematu... Myślę, że musisz poświęcić mu trochę więcej czasu. Może on myśli już o czymś więcej? - poruszyła porozumiewawczo brwiami - Wiesz jaki jest Garfield? Lubi mieć przy sobie kogoś bliskiego. Kup mu psa, albo kota, żeby nie czuł się samotny. - uśmiechnęła się obserwując śpiącego Bethovena koło fotela detektywa - Wychodź wcześniej z pracy i zabieraj go na delegację. Teraz na przeprosiny zaproś go na kolację, a potem daj mu zwierzątko.
- Czyli trzeba iść do sklepu zoologicznego... - skrzywił się na samą myśl o brudnych sierściuchach, lecz nagle spoważniał - Daj znać jeśli Sebastian i Jade się odezwą. Spróbuję dowiedzieć się o nich jak najwięcej.. - podszedł do drzwi, a następnie spojrzał się na Julie - I następnym razem powiedz, kiedy bierzesz z mojego konta pieniądze, bo moi informatycy jeszcze męczą się z ustaleniem Twojej tożsamości. - pokręcił głową stukając parasolką.
- Sherlock, już poszedł. - dziewczyna rzuciła w niego poduszką, a on niechętnie podniósł wzrok.
- Ty diablico. - zaśmiał się biorąc do ręki przedmiot, którym przed chwilą oberwał i rzucił nim w małżonkę.
------------------------------------
"Latynoska miłość" - jakiś hiszpański serial wymyślony przeze mnie 😂😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro